Co wolno przemysłowi porno w Polsce?
Wyobraźmy sobie 13-letniego chłopca, który każdego dnia ogląda twardą pornografię. Twardą, czyli taką, która znacząco różni się od obrazków z Playboya. Taką, która pokazuje kobiety duszone, policzkowane, nazywane „sukami” i „zdzirami”, które kilku mężczyzn równocześnie traktuje w sposób najbardziej brutalny, obsceniczny i poniżający, niemożliwy do opisania w gazecie. Dla czytelników, dla których ta wizja jest zbyt szokująca, aby uznać ją za prawdziwą, mam złą wiadomość. Aż 15 proc. chłopców w wieku gimnazjalnym w Polsce ogląda pornografię co najmniej (!) raz dziennie, a ponad 50 proc. ogląda ją od kilku do 30 razy w miesiącu.
Co to oznacza dla naszego społeczeństwa? To znaczy, że rośnie nam ogromna grupa chłopców, którzy w przyszłości będą wchodzili w prawdziwe relacje z kobietami, a którzy swój stosunek do nich w tej najbardziej delikatnej sferze życia obecnie kształtują zgodnie z wizją przemysłu pornograficznego, który zarabia na skrajnym uprzedmiotowieniu kobiet. Nie trzeba tłumaczyć, jakie ma to znaczenie dla jakości relacji międzyludzkich oraz trwałości rodzin. A mówimy tutaj o problemie powszechnym, gdyż powszechne jest regularne oglądanie pornografii przez dzieci.
Naukowcy alarmują, że konsumpcja pornografii prowadzi do uzależnienia i do powstawania zmian w mózgu, typowych dla osób uzależnionych. Jeśli kontakt z pornografią jest częsty, pojawia się też potrzeba coraz silniejszych bodźców. To popycha widza do poszukiwania coraz bardziej ekstremalnych doznań. Pojawia się coraz więcej wulgarności, agresji, a nawet otwarta przemoc.
Ignorowanie problemu sprawia, że już niedługo możemy obudzić się w społeczeństwie zdewastowanym, w którym trwałość relacji i stabilność rodzin będą zagrożone. Zawleczka tej bomby została już odbezpieczona, jedynie wybuch nastąpi z opóźnieniem. Jeśli chcemy zminimalizować straty, musimy jak najszybciej potraktować sprawę z należytą powagą. Szokujących informacji na temat pornobiznesu jest zbyt wiele, aby przejść nad nimi do porządku dziennego.
Bicie i wyzwiska
Gail Dines, feministka i autorka świetnej książki „Pornoland – jak skradziono naszą seksualność”, podkreśla, że to, co jeszcze 10 lat temu było zbyt brutalne i zbyt obsceniczne nawet dla przedstawicieli przemysłu pornograficznego, jest teraz jego „mainstreamem”. Według jednego z badań (R. Wosnitzer), większość scen z pięćdziesięciu najchętniej wypożyczanych filmów pornograficznych pokazywała nie tylko fizyczne, ale i werbalne znęcanie się nad występującymi w nich kobietami. Agresja fizyczna pojawiła się w ponad 88 proc. scen, wyrazy werbalnej agresji zaś, tj. obrzucanie kobiet wyzwiskami, takimi jak „suka” lub „zdzira”, odnotowano w 48 proc. scen. Stwierdzono, że prawie 90 proc. scen zawierało przynajmniej jedną agresywną praktykę seksualną skierowaną wobec kobiet.
Na wyciągnięcie ręki
Pojawia się często argument, który sugeruje zachowanie spokoju. Przecież pornografia była zawsze i nic takiego kolejnym pokoleniom się nie stało. To fałszywy argument, ponieważ łatwy i powszechny dostęp do internetu to kwestia ostatnich 10 lat, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Z każdego miejsca, za darmo, w kilka sekund, w każdej chwili, dziecko może dotrzeć do pornografii przesyconej brutalnością. Nie ma w naszej historii precedensu tego typu. Żyjemy w czasach eksperymentu społecznego, którego ofiarą padają nasze dzieci, a my stoimy z boku, nie robiąc nic. Dochodzi do tego, że nawet w ewidentnych sytuacjach przekraczania prawa przez dystrybutorów pornografii nie podejmuje się skutecznych działań. Nagminną praktyką jest umarzanie postępowań przez prokuratorów pod jakimkolwiek pretekstem, niezależnie od tego, czy składającym zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa jest obywatel, Rzecznik Praw Dziecka, czy Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. To buduje atmosferę bezkarności, która doprowadziła nas do sytuacji, w której w 2013 r. pornobiznes zaczął reklamować się na billboardach, a na reklamowany portal weszło tylko we wrześniu 2013 r. 140 tys. dzieci w wieku od 7 do 14 lat! Dopiero działania Stowarzyszenia Twoja Sprawa doprowadziły do tego, że w rządowym projekcie zmian do kodeksu karnego ówczesny minister sprawiedliwości Marek Biernacki wprowadził zakaz reklamy i promocji pornografii, a Sejm, głosami zarówno PO, jak i PiS-u, przyjął tę poprawkę niemal jednogłośnie. Przy bierności prokuratury trudno jest stwierdzić, czy przepis ten w rzeczywistości zadziała na dłuższą metę. Ale nie tylko prokuratura ma swoją funkcję do spełnienia. Głuchy na działania konsumentów pozostaje także Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który zaskakuje zawężeniem interpretacji swoich kompetencji. Przykłady można mnożyć.
Odsunąć dzieci jak najdalej od przemysłu porno
Społeczeństwo i instytucje publiczne mają wiele do zrobienia, aby jak najdalej odsunąć dzieci od produktów przemysłu porno. Należy skończyć z myśleniem, że skoro nie da się w 100 proc. uszczelnić systemu, to nie ma sensu niczego robić i trzeba poprzestać na edukacji. Z pewnością godna pochwały jest determinacja premiera Camerona, który od kilku lat konsekwentnie wspiera wprowadzanie przez biznes i inne instytucje różnych inicjatyw, mających systemowo ograniczyć dostęp przemysłu pornograficznego do najmłodszych. Trudno przypuszczać, że niezwykle pragmatyczni Brytyjczycy podjęliby działania, które nie mają szans na realizację. Jeżeli uda się uchronić choćby połowę dzieci przed wejściem w brutalny świat pornografii, to należy to zrobić. Nie tylko dlatego, że wymaga tego konstytucja, która wyraźnie nakazuje organom władzy ochronę dzieci przed demoralizacją. Przede wszystkim dlatego, że chcemy, aby młode pokolenie Polaków chciało oraz potrafiło realizować swoje marzenia i humanistyczne wartości. Nie da się tego dokonać w społeczeństwie atakowanym przez złośliwy rak, jakim jest przemysł pornograficzny.
Anna Bućkowska
za:niezalezna.pl/67789-co-wolno-przemyslowi-porno-w-polsce