Sędziowie ostoją postkomuny
Trudno dziś przewidzieć, w jakim kierunku podryfuje akcja, w której Trybunał został obsadzony w głównej roli, jednak nietrudno zauważyć, iż bez względu na zainteresowanie społeczne ma ona całkiem spory potencjał rozwoju. Bo przecież skoro tuzy sędziowskie już raz „nie widziały” obowiązującej ustawy, mówiły o „złych intencjach ustawodawcy” i czyniły słowne wycieczki pod adresem konkretnych polityków, to mogą trwać na tej pozycji choćby w obawie przed publiczną kompromitacją. Odpowiedzialność za łamanie prawa przy okazji tzw. sprawy Trybunału Konstytucyjnego ponosi nie tylko prezes Andrzej Rzepliński, ale i wszyscy popierający i legitymujący ten proceder sędziowie z Sądu Najwyższego czy z Krajowej Rady Sądownictwa.
W tym sensie obserwujemy wydarzenie niecodzienne. Na naszych oczach z założenia apolityczny wymiar sprawiedliwości, w imię obrony swego politycznego środowiska, jest gotów jawnie i otwarcie nie przestrzegać prawa, używać swego autorytetu do manipulowania opinią publiczną. Można już dziś przewidywać, że gruntownej przebudowie wymiaru sprawiedliwości będzie towarzyszył jazgot nie mniejszy niż ten, który wywołała likwidacja Wojskowych Służb Informacyjnych. W obu przypadkach mamy do czynienia z obszarami państwa żywcem przeniesionymi z czasów komunistycznych. Szczyty władzy sądowniczej w Polsce tkwią w PRL w każdy możliwy sposób: życiorysowo, towarzysko, rodzinnie.
W niepodległej, demokratycznej Polsce są przez to ciałem obcym, bo nakierowanym nie na państwo i obywateli, lecz na ochronę środowisk, które gwarantują trwanie postkomunizmu. Jeśli Prawo i Sprawiedliwość chce na serio zmienić Polskę, to musi zdecydowanie skończyć z postkomunistyczną rzeczywistością. Bez półśrodków, zatrzymywania się w połowie drogi, robienia uników. Wydobywanie kraju z postkomunizmu jest grą zero-jedynkową. Zmiany w sądownictwie będą jednym z najtrudniejszych wyzwań.
Katarzyna Gójska-Hejke
za:niezalezna.pl/82052-sedziowie-ostoja-postkomuny