Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Jak przegrać kulturową kontrrewolucję

Jak przegrać kulturową kontrrewolucję (1)
Polski rząd, od którego oczekiwaliśmy ochrony naszych wartości i naszych dzieci, zadeklarował współuczestnictwo w propagandowej kampanii genderyzmu. Komisję Europejską, która od roku stara się „zagwarantować” nam demokrację, upoważniliśmy zatem do „prawidłowego uwzględnienia kwestii orientacji seksualnej i tożsamości genderowej”.

Sejmowa komisja ds. Unii Europejskiej 19 października 15 głosami przeciw 5 negatywnie zaopiniowała „Konkluzje Rady UE w sprawie równouprawnienia osób LGBTI”, dokument podpisany cztery miesiące wcześniej przez Wojciecha Kaczmarczyka, ówczesnego pełnomocnika rządu ds. społeczeństwa obywatelskiego i równego traktowania. Dlaczego rząd PiS‑u przyjął, a posłowie z PiS‑u w komisji sejmowej odrzucili ten dokument?

I tak, 5 sierpnia br. portal wPolityce.pl poinformował, że „KE uruchamia kampanię na rzecz społecznej akceptacji osób LGBTI”, prześmiewczo pytając: „Czy naprawdę nie ma na co wydawać pieniędzy?”. Rzecz w tym, że kampanię tę ogłoszono za wiedzą i zgodą polskiego rządu, który niecałe dwa miesiące wcześniej, tj. 15 czerwca br., przyjął tzw. „Konkluzję Rady Unii Europejskiej w sprawie równouprawnienia osób LGBTI”. W „Konkluzjach” tych Rada UE: „Zwraca się do Komisji Europejskiej, by promowała środki nakreślone w wykazie działań na rzecz postępów w zakresie równouprawnienia osób LGBTI”.

Ów „wykaz działań na rzecz postępów w zakresie równouprawnienia osób LGBTI” możemy znaleźć na stronie Komisji Europejskiej. Dokument ten, dostępny jedynie po angielsku, ma w formacie pdf efektowną formę elektronicznego kołonotatnika z przewracanymi kartkami, a na jego 11. stronie znajdujemy fragment:

„4. Kampania informacyjna/propagandowa w celu polepszenia społecznej akceptacji osób LGBTI.
Przewiduje się szeroką i wszechstronną kampanię propagandową z uwzględnieniem konkretnych działań mających na celu:
a) polepszenie społecznej akceptacji osób LGBTI i spowodowanie ich bardziej otwartego i włączającego traktowania,
b) zwalczanie negatywnych stereotypów, których doświadczają osoby LGBTI,
c) podniesienie poziomu świadomości praw osób LGBTI. Obszary szczególnej uwagi obejmują homofobię w sporcie, młode osoby LGBTI, zastraszanie (bullying) w szkołach oraz osoby transgenderowe i interseksualne.
Kampania będzie prowadzona we współpracy z krajami członkowskimi oraz organizacjami społeczeństwa obywatelskiego na poziomie krajowym i będzie brała pod uwagę specyficzne krajowe potrzeby i okoliczności. Wspierać się będzie kooperację i koordynację z organizacjami międzynarodowymi, aby uniknąć dublowania”.

Min. Kaczmarczyk: „Kontrolujemy sytuację”


Miesiąc po podpisaniu „Konkluzji” (14 lipca) portal wPolityce.pl przekonywał Polaków, by nie ulegali dezinformacji tych, którzy uważają ten dokument za nie do przyjęcia. Portal powołał się na słowa ministra Kaczmarczyka o tym, że wprowadził on do dokumentu wiele poprawek, które zapewniają respektowanie praw narodowych, ponieważ wszystko będzie wykonywane „przy pełnym poszanowaniu tożsamości narodowej państw członkowskich i ich tradycji konstytucyjnych, a także kompetencji państw członkowskich w dziedzinie prawa rodzinnego”.

Mamy zatem być spokojni: seksedukatorzy i tzw. edukatorzy antydyskryminacyjni, ucząc nasze dzieci w szkołach o stosunkach analnych, radości płynącej z seksu lesbijskiego oraz o wyższości homoseksualnych „małżeństw” nad „tradycyjnymi” (przytaczam rzeczywiste, udokumentowane przykłady takiej edukacji w Polsce), będą to czynili „z poszanowaniem tożsamości narodowej, naszej tradycji konstytucyjnej i naszego prawa rodzinnego”. No, to możemy odetchnąć z ulgą!

Czy naprawdę kontrolujemy sytuację?


Odłóżmy jednak żarty na bok, bo sprawa jest wyjątkowo poważna. Polski rząd, od którego oczekiwaliśmy ochrony naszych wartości i naszych dzieci, zadeklarował współuczestnictwo w propagandowej kampanii genderyzmu, której celem jest takie wypranie społeczeństwom mózgów, by zaakceptowały redefinicję człowieka w oderwaniu od jego biologicznej natury, zaburzenie postrzegania i odczuwania seksualności oraz zanegowanie biologicznych podstaw takich pojęć i instytucji społecznych, jak rodzicielstwo, rodzina i małżeństwo. Jest to gigantyczna semantyczna operacja na ludzkich umysłach, które zaakceptowawszy zmieniony sens tych podstawowych pojęć, zaakceptują również nowe struktury społeczne, jakie wymarzyli sobie rewolucyjni społeczni inżynierowie. Temu właśnie służy tzw. polityka i edukacja antydyskryminacyjna.

Po takim praniu mózgów społeczeństwa zaakceptują legalizację i prawa do adopcji dzieci dla homo-pseudo-małżeństw i „rodzin” queer np. w formie „dowolnej liczby osób o dowolnych konfiguracjach orientacji seksualnej, gender oraz wzajemnych relacji” (definicja proponowana przez Kingę Dunin). Zaakceptują też przymus wychowania dzieci i młodzieży do życia także w takich „rodzinach” oraz do aprobowania i przyjmowania skrajnie rozwiązłej obyczajowości LGBTQ. Wychowanie młodych ludzi do normalnego, tj. monogamicznego, trwałego i heteroseksualnego małżeństwa będzie, jako forma dyskryminacji, niedopuszczalne. Takie postulaty środowiska LGBTQ stawiają w Polsce już od kilku lat; przykładem publikacja pt. „Szkoła milczenia”. We Francji czy w Niemczech już narzuca się obowiązkowe lekcje homoseksu. W podręczniku Elizabeth Tuider „Pedagogika seksualna różnorodności” (Seksualpädagogik der Vielfalt) od lat piętnastu młodzieży serwuje się jako rzecz zupełnie normalną naukę o seksie z wieloma partnerami w kolejce (tzw. gang bang) bądź ćwiczenie w formie zaprojektowania burdelu dla wszystkich orientacji seksualnych.

Zapowiadana kampania propagandowa będzie również formą takiego wychowania, któremu jednak poddawać się będzie nie tylko młodych ludzi, ale całe społeczeństwo. Drastyczność wzorców będzie oczywiście dozowana stopniowo, ale nie oszukujmy się, z czasem obejmie ona równie „mocne”, a potem jeszcze „mocniejsze” obyczaje queer.

Popieramy drukarza czy gejów?


Innym postulatem zaakceptowanym przez Polskę poprzez przyjęcie „Listy działań...” jest: „Zdecydowane monitorowanie i egzekwowanie obowiązujących praw osób LGBTI i ich rodzin stosownie do prawa UE”.

Pomijając wybronioną (moim zdaniem tylko pozornie, ale o tym później) kwestię „praw rodzinnych”, zwraca uwagę kwestia, że wśród tych rzekomych praw, które Polska zadeklarowała, jest również „dostęp do dóbr i usług”. Polska zobowiązała się zatem zagwarantować to, co w ostatnim czasie stało się u nas precedensową kwestią sporną: prawo zaburzonych seksualnie osób (LGBTQ) do wymuszania na usługodawcach wykonania usług sprzecznych z ich poglądami i sumieniem. W tym wypadku chodziło o wymuszenie na drukarzu wykonania reklamy z homoseksualną propagandą.

Czy minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro miał świadomość, że podejmując działania w obronie praw drukarza sprzeniewierzył się zasadom, które Polska uznała za swoje niecały miesiąc wcześniej? I tu dochodzimy do czegoś, co można uznać za „wisienkę na torcie”, choć analizy tych niebezpiecznych dokumentów nie można uznać za wyczerpaną. Otóż żeby zagwarantować egzekwowanie wszystkich tych praw, zgodziliśmy się jako kraj na:

„3. Egzekwowanie i monitorowanie przeniesienia (na grunt krajowy) i wprowadzenia prawa UE. Dorobek UE obejmuje ustawodawstwo odnoszące się bezpośrednio do praw osób LGBTI. Komisja [Europejska] zagwarantuje, że szczegółowe kwestie odnoszące się do orientacji seksualnej i tożsamości genderowej zostaną odpowiednio uwzględnione poprzez przeniesienie tego ustawodawstwa (na grunt krajowy) i wdrożenie”.

Komisję Europejską, która od roku stara się „zagwarantować” nam demokrację, upoważniliśmy zatem do „prawidłowego uwzględnienia kwestii orientacji seksualnej i tożsamości genderowej”. Upoważniliśmy ją nawet do czegoś więcej, ale o tym będzie mowa w drugiej części artykułu

za:niezalezna.pl/88340-jak-przegrac-kulturowa-kontrrewolucje-1

Jak przegrać kulturową kontrrewolucję (2)

W poprzedniej części wskazywaliśmy, że podpisując w czerwcu br. „Konkluzje ws. równouprawnienia LGBTI”, nasz rząd zobowiązał się do szerzenia homopropagandy i spełniania wielu innych żądań homolobby. Na dodatek ustanowił Komisję Europejską gwarantem prawidłowego wdrażania tych żądań, co oznacza, że sami założyliśmy sobie pętlę na szyję.

Dlaczego pętlę na szyję? Ponieważ w dokumencie znajdujemy zapis: „W razie konieczności Komisja [Europejska] może podjąć kroki prawne przeciwko krajom członkowskim, które nie wprowadzą dyrektywy w odpowiednim czasie”.

Sic! Mało nam kłopotów z Komisją Europejską, która wzywa Polskę na dywanik za rzekome łamanie zasad demokracji, ignorując wszystkie argumenty. Mimo tego, co dzieje się od roku, nasz rząd samobójczo włożył w ręce UE narzędzia do zaatakowania Polski i wymuszenia na niej wdrożenia genderystowskich ustaw. Możemy być pewni: żadne zabezpieczenia nie zadziałają wobec instytucji, które uzurpują sobie prawo do interpretowania wszystkiego w sposób całkowicie dowolny, tak by pasowało to do ich celów. Instytucje te pokazują to dostatecznie dobitnie w sprawie TK, a jeszcze dobitniej, wdrażając ideologię gender-queer, której esencją jest taka semantyczna hochsztaplerka, jak np. mianowanie kobiety mężczyzną (i vice versa) oraz narzucenie tej bredni innym za pomocą politycznej przemocy.

W świetle takiej interpretacyjnej dowolności, która już stała się rutyną, zabezpieczenia proponowane przez rząd padną niczym drewniany płotek pod szarżującym słoniem. Dlaczego zatem nie odgrodziliśmy się znacznie solidniejszym murem, czy choćby murkiem, niepodpisania dokumentu w ogóle? Czy mamy jakąkolwiek przemyślaną politykę w tej sprawie?

Czy był to przejaw naiwności polskiego rządu przyjmującego za dobrą monetę „troskę o dyskryminowanych homo- i queerseksualistów” i w nieświadomości realizującego agendę rewolucji, jakiej nie było dotąd w historii ludzkości, wywracającej do góry nogami fundamentalne instytucje społeczne? A może był to przejaw „pragmatycznego koniunkturalizmu”? Że niby podpiszemy dla świętego spokoju, by nie otwierać kolejnego frontu walki, a potem w świetle naszej tożsamości narodowej, naszej tradycji konstytucyjnej i naszego prawa rodzinnego okaże się, że nie będziemy tego wdrażali?

Chyba tak łatwo nie będzie. Dziesiątki genderystowskich fundacji tuczonych gigantycznymi środkami Unii, Funduszy Norweskich, Sorosa i im podobnych i tak zaatakują (jak co roku) nasze szkoły, a „zaprzyjaźnione media” wsparte licznymi dziełami „współczesnej kultury” zaatakują umysły dorosłych. Jeśli spróbujemy to ograniczyć, poskarżą się Komisji Europejskiej, a ta z miejsca wyciągnie podpisany przez Polskę dokument i zażąda jego wdrożenia, lekceważąc i ignorując wszystkie nasze obronne argumenty odwołujące się do zabezpieczeń. Dokładnie tak jak to od miesięcy robi w sprawie TK. Zwróćmy uwagę, że do Komisji Weneckiej zwróciliśmy się jedynie z prośbą o arbitraż, który okazał się nierzetelny i stronniczy. Tu zrobiliśmy coś znacznie więcej: zobowiązaliśmy się uprawiać państwową propagandę na rzecz queerseksualistów, a w praktyce na rzecz przywilejów dla nich, oddając monitorowanie i egzekwowanie wykonania tych zadań w ręce tak „przyjaznej” Polsce Komisji Europejskiej.

Scenariusze na przyszłość

W rezultacie możemy nakreślić taki scenariusz na przyszłość: prowadzona bez przeszkód „Kampania na rzecz społecznej akceptacji osób LGBTI” będzie nieubłaganie zmieniała świadomość polskiego społeczeństwa w ramach procesu, który papież Franciszek nazywa „kolonizacją ideologiczną” i o której mówił ostatnio polskim biskupom.

Może się zatem okazać, że wysiłki rządu i całego obozu niepodległościowego będą na innym polu neutralizowane przez ową genderystowską kolonizację ideologiczną. Jeśli nasze (czyli tego obozu) przeciwdziałanie w tej sferze nie będzie dostatecznie kompetentne i skuteczne, to wypadkowa tych procesów może się dla nas okazać niekorzystna. W lepszym wypadku może osłabić pozycję tego obozu, np. utrudniając osiągnięcie tak potrzebnej i cennej większości konstytucyjnej. W najgorszym, ale niestety dotąd we wszystkich krajach konsekwentnie powtarzającym się scenariuszu nadejdzie dzień, w którym sprawa obrony normalnego rozumienia człowieczeństwa, rodzicielstwa, rodziny i małżeństwa stanie się sprawą przegraną, bo większość „skolonizowanego” społeczeństwa, przyjmując genderystowską narrację, uzna prawo homoseksualistów do małżeństwa za prawo człowieka. Dalej będzie już tylko zsuwanie się po równi pochyłej wprowadzania odrażającej i koszmarnej wizji antycywilizacji queer, połączonej z zabiegami stopniowego z nią oswajania.

Będzie to skutek braku jakichkolwiek działań w celu zrównoważenia i przezwyciężenia genderystowskiej propagandy w złudnym przekonaniu, że społeczeństwo swoim zdrowym rozsądkiem samo oprze się absurdom genderyzmu. A przecież wiemy, że jak dotąd żadne zachodnie społeczeństwa im się nie oparły. Wiemy też, że społeczeństwo polskie nie było bynajmniej immunizowane na propagandę komunistyczną i postkomunistyczną, zwłaszcza w jej pseudopatriotycznym i pseudoantykomunistycznym wydaniu PO. Rzeczywistość pokazuje, że jak dotąd propaganda genderystowska jest najbardziej rozwiniętą i najbardziej skuteczną propagandą lewicy.

„Bezsensowne wydatki” a przemyślany opór

Przykładem owego braku jakichkolwiek działań jest przywołane na początku irytująco naiwne pytanie portalu wPolityce.pl: „czy naprawdę nie ma na co wydawać pieniędzy?”. Równie dobrze można byłoby się dziwić niepotrzebnym kosztom budowania gułagu przez komunistów czy komór gazowych przez hitlerowców – przecież w ten właśnie sposób realizowali oni swoje główne programowe cele! Skoro istotą genderystowskiego programu jest, jak to zostało powiedziane, semantyczna operacja na umysłach, to owa kampania propagandowa jest esencją tej operacji. Ironiczne pytanie o sens wydawania na nią pieniędzy jedynie dezinformuje czytelnika, jakby owo wydawanie pieniędzy było jedynie jakąś finansową ekstrawagancją. A przecież ono jak najbardziej ma sens, tyle że wydatki te mają służyć złej i niebezpiecznej dla ludzi sprawie. Nieuświadamianie tego czytelnikom jest ciężkim zaniedbaniem: na „prawdy” genderystów sączone przez lata w tysiącach przekazów za pomocą niezliczonych mediów i środków wyrazu reagujemy wzruszeniem ramion i słownymi docinkami.

Takimi metodami, a raczej brakiem jakichkolwiek metod, nie sposób wygrać batalii o „rząd dusz” z przeciwnikiem, który wiele razy udowodnił, jaką władzę potrafi roztoczyć nad umysłami. Narracji genderystów przeciwstawiamy przypadkowe, bijące w oczy nieporadnością komentarze.

Tak niefrasobliwie zachowuje się medium z naszej strony. Nic dziwnego, że nasi politycy (tzn. obozu niepodległościowego), ukształtowani na tak traktujących temat naszych mediach, równie niefrasobliwie traktują piekielnie groźną ofensywę genderyzmu i dla świętego spokoju podpisują wyrok na Polskę w przekonaniu, że to głupoty, od których można opędzić się paroma korektami naniesionymi w podpisanym dokumencie. Rozumiem niechęć do otwierania kolejnego frontu z potężnym eurolewactwem (administracja USA ma podobne zapędy), ale brak jakichkolwiek realnych działań obronnych może się na nas bardzo zemścić. Rozumiem, że można nie chcieć otwierać kolejnego frontu, jednak on – w takiej czy innej postaci – i tak już istnieje. Ustawienie na nim szańców oraz koncepcyjne rozpracowanie obrony powinno być oczywistością. Dlaczego nie jest?

W ostatniej części cyklu opowiemy, jak doszło do wydania krytycznej opinii o „Konkluzjach”. Zaproponujemy również ogólną, ale sprawdzoną receptę na przeciwstawienie się genderyzmowi.

za:niezalezna.pl/88672-jak-przegrac-kulturowa-kontrrewolucje-2



​Jak rozpocząć i wygrać kulturową kontrrewolucję

W poprzednich częściach cyklu „Jak przegrać kulturową kontrrewolucję” pisaliśmy o podpisaniu przez rząd w czerwcu br. tzw. Konkluzji ws. równouprawnienia LGBTI, zobowiązujących nas do uprawiania homopropagandy, wspierania uzurpatorskich żądań homolobby oraz upoważniających KE do kontroli naszych poczynań na tym polu i karania nas, jeśli nie wywiążemy się z tych zadań wystarczająco gorliwie. Jednak sejmowa komisja ds. UE wypowiedziała się o „konkluzjach” krytycznie, dając dobry punkt wyjścia do zmiany samobójczej polityki podkulania ogona.

Trzeba zaznaczyć, że krytyczna opinia sejmowej komisji była skutkiem rabanu podniesionego przez organizacje broniące praw dzieci, rodziców i rodziny, czyli środowisko, które latem starało się przebić ze swoimi protestami do rządu i do opinii publicznej. Skutkiem był wniosek posła Kukiz’15 Sylwestra Chruszcza o przyjęcie przez komisję ds. UE krytycznej opinii o Konkluzjach ws. równouprawnienia osób LGBTI. 19 października przegłosowano (15 głosami przeciw 5) opinię, która stwierdza:

„Komisja [...] zdecydowanie krytycznie ocenia Konkluzje [...]. Dokument ten […] – stanowi oczywiste poparcie dla postulatów politycznego ruchu homoseksualnego. Ochrona osób [LGBTI]... powinna się odbywać i odbywa się w ramach ogólnych przepisów prawa. Nie można natomiast przedstawiać moralnej dezaprobaty aktów homoseksualnych czy uzasadniających je opinii i wystąpień społecznych jako dyskryminacji czy fobii. Nie można również tą drogą wymuszać rewolucyjnych zmian. […] Komisja wyraża głębokie przekonanie, że Polska na forum międzynarodowym powinna bronić praw rodziny i wartości, na których opiera się życie i status społeczny monogamicznej rodziny”.

Komisja zachowała się „jak trzeba”, dlaczego jednak rząd nie zachował się w ten sposób dwa miesiące wcześniej? Dlaczego podpisał dokument, który stanowi oczywiste poparcie dla postulatów politycznego ruchu homoseksualnego, czego nie mogą zmienić żadne prawne „zabezpieczenia”? Dlaczego nie stworzyliśmy koalicji z krajami przeciwnymi ideologii LGBTQ, jak Węgry, Łotwa i Litwa, ale wywiesiliśmy białą flagę, pokazując innym krajom i własnym obywatelom, że nie wychylamy się z szeregu?

Siła bezsilnych


Funkcjonowanie tego systemu pokazał kiedyś Václav Havel w eseju „Siła bezsilnych” na przykładzie kierownika sklepu warzywnego, który na wystawie między cebulą a marchewką umieszcza hasło „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się”. Robi to dlatego, że należy tak robić, że tak robią wszyscy od lat, że tak być musi, bo to zapewnia mu stosunkowo spokojne życie. Przyszły prezydent Czech dokonuje swoistej dekonstrukcji wystawionego hasła, odsłaniając jego ukryty, rzeczywisty sens: „Ja, XY, kierownik sklepu warzywnego, czuwam i wiem, co mam robić; zachowuję się tak, jak się tego ode mnie oczekuje; można na mnie polegać i nic mi nie można zarzucić; jestem posłuszny, toteż mam prawo do życia w spokoju. Zawiadomienie to jest przeznaczone dla »góry«, dla przełożonych kierownika, i jest zarazem tarczą, którą osłania się on przed ewentualnymi donosicielami”.

System jest przebiegły: „Gdyby kierownikowi polecono umieścić na wystawie napis: »Boję się i dlatego jestem bezgranicznie posłuszny«, nie odniósłby się do jego semantycznej treści tak obojętnie, mimo że tym razem pokrywałaby się ona całkowicie z ukrytym znaczeniem hasła. Wzdragałby się zapewne wyeksponować... tak niedwuznaczną informację o swoim poniżeniu, wstydziłby się, bo przecież ma poczucie ludzkiej godności”. Deklaracja posłuszeństwa wyrażona w ideologicznych sloganach natomiast odwołuje się „do jakichś wyższych form bezinteresownych przekonań”, ukrywając niskie pobudki posłuszeństwa ludzi i niskie fundamenty władzy za fasadą „czegoś wzniosłego”. Daje człowiekowi złudzenie, że jest jednostką autentyczną, godną i moralną, pozwala oszukać własne sumienie i zamaskować przed światem niechlubne modus vivendi. Jest popłatną, a zarazem niby pełną godności manifestacją adresowaną do góry, na dół i na boki, przykrywką, którą człowiek może osłonić swoją uległość. Stanowi alibi, z którego może skorzystać każdy: od kierownika sklepu warzywnego, skrywającego strach o posadę pod płaszczykiem rzekomego zainteresowania łączeniem się proletariuszy, aż po działacza na szczycie, który pragnienie utrzymania się przy władzy może przyodziać w słowa o służbie klasie robotniczej.

Człowiek nie musi w to wszystko wierzyć; ma tylko zachowywać się tak, jakby wierzył i tolerować to, czyli żyć w kłamstwie. Ta hipokryzja jest podstawą systemu: Każdy, kto wywiesza podobne hasło, zmusza drugiego do podejmowania gry i w ten sposób do akceptacji systemu – wzajemnie pomagają utrzymać się w posłuszeństwie, są ofiarami systemu oraz jego instrumentami.

System trwa, dopóki ktoś się nie wyłamie. „Wyobraźmy sobie, że nasz kierownik zbuntuje się i przestanie wywieszać hasła. Zacznie mówić, co naprawdę myśli, i znajdzie w sobie siłę, aby solidaryzować z innymi, którzy postępują podobnie. W ten sposób zaczyna żyć w prawdzie, mówi, że król jest nagi, przerywa grę, rozbija świat pozorów, narusza strukturę władzy. Oczywiście ponosi konsekwencje: traci stanowisko, doznaje szykan. Jednak prawda jest zaraźliwa, a siłą buntowników okazują się »żołnierze nieprzyjaciela«, którzy żyją w kłamstwie i w każdej chwili mogą, przynajmniej teoretycznie, również wybrać życie w prawdzie. Właśnie dlatego władza prewencyjnie zwalcza każdą taką, nawet najbardziej nieśmiałą próbę”.

Opublikowany w podziemiu esej Havla zrobił w PRL-u duże wrażenie. Kilka miesięcy później powstała Solidarność, która wyrosła z pragnienia życia w prawdzie i była odmową okazywania lojalności systemowi kłamstwa.

A mury rosną, rosną, rosną...


To było 36 lat temu, a teraz totalitarne ciągoty lewicy znów dają znać o sobie: zakłamany język ideologii gender-queer staje się filarem nowego totalitaryzmu. Znów chodzi o równość i dyskryminację, tym razem nie klas, lecz „genderów” i „małżeństw”.

Mamy uwierzyć i powtarzać, że płeć (prawdziwa, biologiczna), podstawowa cecha człowieka, nie liczy się, większe znaczenie ma za to jej perwersyjna i kuglarska imitacja – gender (jeden z dziesiątków). Mamy przyjąć, że małżeństwo nie jest usankcjonowaniem biologicznego i duchowego związku kobiety i mężczyzny, bo ma być związkiem mężczyzn lub kobiet w dowolnej liczbie i konfiguracji. Mamy uznać, że takie relacje są czymś normalnym, a nie patologią, bo ideolodzy oraz politycy i plutokraci przymuszają i przekupują lekarzy, psychiatrów i psychologów, by uznali, że zaburzenia seksualne nie są zaburzeniami, a propagandyści wmawiają to reszcie społeczeństwa. Mamy też uwierzyć, że dzieci można zabrać prawdziwym rodzicom i oddać, rzekomo dla ich dobra, dewiantom. Powtarzanie tych bredni staje się obowiązkiem i spoiwem Nowej Wspaniałej Europy i Nowego Wspaniałego Świata.

Czas na kulturową kontrrewolucję

Konkluzje ws. równouprawnienia LGBTI są wyrazem tej zakłamanej, obłąkanej totalitarnej ideologii, a polski rząd zdecydował się je podpisać. Postąpił dokładnie tak, jak ów kierownik sklepu warzywnego, który wystawił hasło „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się”. Dał sygnał, że jest posłuszny. Nie zauważył (?), że swoim podpisem zmusił innych do podjęcia tej gry, pomagając tej obłędnej ideologii utrzymywać wszystkich w posłuszeństwie. Na szczęście polityczne zaplecze w postaci komisji sejmowej przywołało rząd do porządku. Czas zatem się opamiętać: zdjąć z wystawy wyrażające posłuszeństwo hasło i poszukać wokół siebie tych, którzy zrobią to samo. Głoszenie prawdy i przywracanie normalności będzie ową „kulturową kontrrewolucją” i receptą na zwycięstwo rozsądku.

za:niezalezna.pl/89832-jak-rozpoczac-i-wygrac-kulturowa-kontrrewolucje

Grzegorz Strzemecki

Autor jest członkiem Obywatelskiej Inicjatywy Rodzin.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.