Publikacje polecane

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr - Postanowienie noworoczne

Czas przełomu roku sprzyja postanowieniem noworocznym. Mój sąsiad z rodzinnego domu ucieszył mnie setnie swoimi postanowieniami na portalu społecznościowym. Między innymi napisał: "No to teraz żeby uniknąć rozczarowań noworocznymi  postanowieniami...

1. Nie zamierzam wziąć się za siebie, iść na siłownię i zaczynać ćwiczyć i zdrowo się odżywiać. Wprost przeciwnie. (...)  Ludzkość nie wymyśliła kuchni żeby gotować jarmuż i przegryzać rukolą, to jest podejście wrogie kulturze i cywilizacji. Podobnie jak siłownia. Jakby noszenie ciężarów było dla nas dobre i zdrowe, nie powstałby wózek widłowy".

Pozostałe deklaracje są również interesujące. Zastanawiam się nad swoimi zobowiązaniami. Przychodzi mi do głowy takie oto: Nie będę człowiekiem dialogu. A na pewno nie będę usiłował dialogować z każdym.
Wiem, że to postanowienie jest zdecydowanie pod prąd, podobnie jak deklaracje mojego sąsiada. Ale przecież jedne i drugie mają jakieś uzasadnienie.

Wiem, że żyjemy w czasach dyktatury dialogu. Ludzie chcą dialogować. Przekonały mnie o tym ostatnio dwa wydarzenia. Jednym był list towarzysza płk. Mazguły do biskupów i kapłanów Kościoła Katolickiego w Polsce. Naznaczony charakterystyczną stylistyką "Wicie, rozumiecie..." nie był w swoim przesłaniu szczególnie oryginalny. Wiadomo wszak, że za obecną sytuację w Polsce odpowiada Kościół, który wspiera jedną partię. A przecież mógłby wspierać katolików z innych partii. Tych, domagających się świeckiego państwa (czytaj: dezynfekcji życia publicznego z religii), tych, idących z oddaniem na marszach popierających Polski holocaust, czyli zabijanie nienarodzonych, lub choćby tych dzielących się pasztetem przy wigilijnym stole.

Otóż wiem, że z ludźmi jak Tow. Pułkownik się nie dialoguje. Towarzysz Pułkownik ma prawo co najwyżej do zwrócenia się do Kościoła z jakąś, być może posiadaną, informacją na temat mordu na ks. Jerzym.

Człowiekiem dialogu okazał się też pewien redaktor piszący list otwarty do kard. Nycza. Miał za złe metropolicie warszawskiemu, że ten skarcił świątecznym słowem błazenadę opozycji, a nie poszedł do strajkujących z opłatkiem. Redaktor, który chyba pisał ten tekst po swoim paszteciku przepijanym zdecydowanie nie barszczem z uszkami, coś tam jeszcze płodził o tym, że każdy ma swoje Westerplatte, i Ksiądz Kardynał przegapił swoje, w Sejmie.

Otóż, powyższe epizody utwierdzają mnie w postanowieniu, iż nie będę człowiekiem dialogu. Z pewnością będę chciał ominąć szeroko ludzi autentycznie głupich. Głupich w sposób zawiniony, a może nawet perwersyjne głupich. Sądzę, że to wyeliminuje z pola moich kontaktów jakąś część osób. Z korzyścią dla obu stron.

Oni będą pleść swoje androny wśród sobie podobnych, ja zaś będę miał czas na sprawy pożyteczne.
Z rozmów przeprowadzonych na portalu społecznościowym przed kilkunastu dniami zorientowałem się, że postawa antydialogalna budzi zgorszenie. Kodomici przypomnieli mi z miejsca święte autorytety. Ale zapomnieli o tym: "Nie rzucajcie pereł przed wieprze".