Publikacje polecane
Marek Czachorowski-Namiestnicy i rządzący. W polu dobra i zła.
Chrześcijanie medytują nad tymi wydarzeniami nie z teoretycznej ciekawości, ale rozmyślając nad własnymi grzechami i wadami, które do tych grzechów prowadzą. To one przecież stanowią ostateczną przyczynę śmierci Chrystusa. Chrześcijanom tego tłumaczyć nie muszę. Czyż zatem nie trzeba dzisiaj rozmyślać także nad naszą odpowiedzialnością jako władców? Nie mamy wprawdzie ani cesarza, ani króla, ani pierwszego sekretarza, ale w demokracji to my sprawujemy władzę. Władzę realną, władzę także siejącą śmierć. Jeśli niektórzy historycy próbują wyliczyć wszystkie zbrodnie Tyberiusza, to nie sposób tego uczynić odnośnie do dzisiejszych władców, którzy mordują anonimowe miliony. Ilu zginęło do tej pory podczas długotrwałego odwlekania parlamentarnej decyzji zakazującej w Polsce zapłodnienia in vitro? Ale są odpowiedzialni za zaniedbania w tej jednoznacznej moralnie sprawie. To rządzący, czyli my sami, którzy wysłaliśmy do parlamentu swoich przedstawicieli, tak jak Tyberiusz wysłał Piłata do Judei. Ich zbrodnie obciążają także ich wyborców i mecenasów. Co więcej, przekazując władzę politykom, nieraz rujnujemy ich charakter, jak to zresztą było w przypadku Tyberiusza. Uwagę na ten fakt zwrócił Tacyt w swojej historii rządów tego zbrodniczego i arcyrozpustnego (także pedofila) cezara: "Jego charakter miał wręcz różne epoki. Wyborne było jego życie i imię, jak długo był człowiekiem prywatnym lub pod Augustem dowództwo sprawował; skryte i chytre w udawaniu cnót, jak długo żyli jeszcze Germanik i Druzus; tak samo za życia matki wahał się on między dobrem a złem; ohydny był w srogości, lecz skryty w rozwiązłości, póki kochał lub bał się Sejana; przy końcu popadł równocześnie w zbrodnie i sromoty, kiedy wyzbywszy się wstydu i obawy - własnej tylko naturze folgował" (Tacyt, Roczniki, VI).
Dobrze zatem, że zaraz po telewizyjnych występach partii rządzącej przy okazji prezydenckich wyborów polscy biskupi jeszcze raz zdecydowanie pokazali granicę, której politycy nie mają prawa przekroczyć w kwestii in vitro. Z wydanego ostatnio w tej sprawie dokumentu jasno wynika, że tylko projekt obywatelski, całkowicie wykluczający tę praktykę, jest do poparcia przez polityków nie tylko deklarujących swoje katolickie przekonania religijne, ale także uszanowanie ludzkiego rozumu oraz wyników nauk przyrodniczych. Teraz tylko po ojcowsku, czyli twardo i z miłością, należy wymagać konsekwencji w parlamencie, a zwłaszcza w wyborach do tego parlamentu. Inaczej nasi namiestnicy siać będą śmierć, także na odpowiedzialność nas, rządzących.
za: NDz z 30.3.10 Dział: Ostatnia strona (kn)