Publikacje polecane
Marek Czachorowski-W polu dobra i zła. Nierozliczone zbrodnie
Ponieważ jednak nawet znawcy "Evan gelium vitae" mogą nie pamiętać, co to takiego jest "globalny spisek przeciwko życiu" - w którym "spiskowcy" nie tylko ukrywają swoje działania, ale także posługują się legalizacją aborcji - konieczne jest wyjaśnienie tego pojęcia. Według społecznej nauki Kościoła katolickiego, ów "spisek" to aktywność antynatalistyczna krajów "rozwiniętych" ("Północy") skierowana do krajów "rozwijających się" ("Południa"), a mająca na celu ekonomiczny wyzysk tych krajów. Ich dobra sytuacja demograficzna stymuluje ich rozwój ekonomiczny i siłę, a to stanowi zagrożenie dla nieumiarkowanych apetytów konsumpcyjnie nastawionej, liczebnie nikłej i demograficznie podstarzałej "Północy", chcącej jednak bez ograniczeń korzystać z darmowych surowców, taniej siły roboczej i ogromnego rynku zbytu swoich towarów. Odstrzeliwuje się zatem w tym celu przy pomocy legalnej aborcji i środków wczesnoporonnych miliony mieszkańców naszej planety. Ich naturalne prawo do skorzystania z dóbr materialnych Ziemi nie jest po drodze chciwości "pierwszego świata".
Fakty wskazują, że interesujący nas "spisek" prowadzono już po zakończeniu II wojny światowej, a zainteresowane były nim obydwie strony "żelaznej kurtyny". Jeśli ZSRS zafundował w latach czterdziestych Niemcom - na terenie okupowanym - ustawę aborcyjną, to USA w 1947 roku to rozwiązanie wprowadziły na terenie okupowanej przez siebie Japonii, zarządzanej jednoosobowo przez generała Douglasa MacArtura (znanego również z tego, iż udzielił immunitetu bestialskim japońskim medykom, przejmując wyniki ich nieludzkich eksperymentów na więźniach w czasie wojny!). Nie trzeba nawet domysłów, że motywem tych decyzji nie było poprawienie stanu "zdrowia reprodukcyjnego" niemieckich i japońskich kobiet ani zagwarantowanie im "swobody decyzji", bez której nie ma mowy o umiłowanej dzisiaj "równości mężczyzn i kobiet". Celem oczywiście był własny przyziemny interes.
Czyżby o tych sowieckich interesach zapomniał Chruszczow po powrocie z konferencji w Genewie? Około roku 1955 światowe neomaltuzjańskie ośrodki zaktywizowały swoją działalność na rzecz światowej histerii przed "bombą populacyjną". W 1955 roku odbyła się w USA konferencja tych środowisk na rzecz aborcji, uważana za kamień milowy w dziejach zachodniego poparcia dla legalizacji aborcji, a nieco wcześniej, bo w 1952 roku, John David Rockefeller III - czołowa postać w neomaltuzjańskim ruchu - założył organizację Population Council, użyteczne narzędzie dla dyskretnego, pod stołem, załatwiania światowych interesów, bez narażania labilnego politycznego układu sił w świecie. Podczas spotkania w Genewie USA reprezentował nie tylko prezydent Dwight David Eisenhower, lecz także John F. Dulles (ojciec słynnego z antyaborcyjnego zaangażowania kardynała Avery'ego Dullesa SJ, nawróconego na katolicyzm), sekretarz stanu, popierający ideę eugeniki, zaufana postać w środowisku J.D. Rockefellera III. Czyżby zapomniał o demograficznych i "eugenicznych" interesach podczas obrad - do dzisiaj jeszcze tajemniczych z braku ujawnionych dokumentów - z Chruszczowem w Genewie?
Nad tym także powinniśmy myśleć, kiedy zastanawiamy się nad rosyjską zbrodnią na Narodzie Polskim z 27 kwietnia 1956 roku. Nade wszystko winien nad tą zbrodnią wreszcie popracować IPN. Mordowano nas nie tylko rewolwerami, ale także przy pomocy bezdusznej "służby zdrowia" oraz polityków w białych koszulach i krawatach. Jeszcze podczas procesu w Norymberdze sędziowie rozumieli, co to są nazistowskie zbrodnie, i zajęto się także zbrodniami niemieckich lekarzy, uwikłanych w sterylizowanie i abortowanie całych narodów, "gorszych rasowo". Niech nam zatem IPN, a także inne ośrodki naukowe wreszcie przybliżą aktywność w Polsce również ładnie nazywających się organizacji, takich jak Towarzystwo Rozwoju Rodziny, Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, składających sprawozdania ze swojej pracy w neomaltuzjańskiej centrali w Londynie (IPPF). Bez tych historycznych rachunków jesteśmy Narodem bez przyszłości, bo nie rozumiemy nieodległej przeszłości.
za: NDz z 4.5.2010 (kn)