Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Model katastrofy. Rozmowa z Ruby Harrold-Claesson

O prawie, które zniszczyło szwedzkie rodziny, a które teraz próbuje skopiować Polska, z Ruby Harrold-Claesson rozmawia Przemysław Kucharczak (Gość Niedzielny). Ruby Harrol-Claesson jest prezesem Skandynawskiego Komitetu Praw Człowieka oraz adwokatem. Jej wizyta w Szwajcarii przyczyniła się do odrzucenia podob-nego projektu, jaki obowiązuje w Szwecji. Do Polski zaprosiły ją Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców i Związek Dużych Rodzin 3+. Zabrała głos na posiedzeniu połączonych komisji senackich. Pochodzi z Jamajki. Mieszka w Göteborgu z mężem inżynierem, z którym ma dwie córki i syna.

Przemysław Kucharczak: Polski Sejm przyjął nowelizację ustawy o przemocy w rodzinie. Jak ją Pani ocenia?


Ruby Harrold-Claesson: – Otrzymałam tłumaczenie nowego polskiego prawa. Widzę bardzo duże podobieństwa między prawem obowiązującym w Szwecji a polskim projektem. Także w szwedzkim prawie jest przepis, który zabrania poddawania dzieci karom cielesnym i innym formom upokarzania. To prawo, wprowadzone w Szwecji w 1979 roku, było niepotrzebne. Nie rozwiązało żadnego problemu, ale za to spowodowało uznanie za przestępców zwykłych rodziców.

To znaczy?

– To prawo sprawiło, że rodzice w Szwecji obawiają się swoich dzieci. Rodzic nie może już nakazać dziecku, żeby za karę poszło do swojego pokoju, bo jest to uznawane za upokarzanie i złamanie prawa. Dzieci są edukowane już w przedszkolach i szkołach podstawowych, że rodzice nie mają prawa ich uderzyć, niezależnie od tego, co dziecko zrobi. Dlatego już małe, sześcioletnie dzieci często mówią nauczycielom: „Ja mogę cię uderzyć, ale ty nie masz prawa mi nic zrobić”. Mamy też w Szwecji dzieci, które dzwonią na policję, żeby donieść na swoich rodziców z zupełnie błahych powodów. Często się u nas zdarza, że dzieci policzkują swoich rodziców i ordynarnie ich wyzywają, a rodzice nie mają na to żadnej możliwości reakcji.

Ale brak reakcji to przecież krzywda dla samych dzieci?

– Efekt jest taki, że szwedzkie dzieci nie mają szacunku do nikogo: ani do rodziców, ani do osób starszych. W autobusach młodzież zawsze siedzi, a starsi ludzie stoją. Za swoje zachowanie szwedzkie dzieci są nielubiane w wielu krajach Europy. W związku z ich skandalicznym zachowaniem do naszych ambasad napływają prośby, by szwedzkie ministerstwo edukacji zakazało wyjazdów wycieczek szkolnych poza granice kraju. Przywiozłam do Polski jeden z plakatów, który powstał w związku z wizytą szwedzkiej wycieczki: „Skandynawowie, rujnujecie nasze miasteczko. Wynoście się i nigdy nie wracajcie”.

A jeśli rodzice zlekceważą przy wychowaniu głupie prawo?


– Głośna była sprawa 6-letniego chłopca, który nazywa się Dominik Johansson. Prowadzę ją teraz przed Trybunałem w Strasburgu. Tu nie chodziło o klapsa. Choć chłopiec nie został przez rodziców uderzony, został odebrany rodzicom przez opiekę społeczną.

Więc o co poszło?

– Ojciec Dominika jest Szwedem, matka pochodzi z Indii, oboje pracowali na uniwersytecie. Postanowili zamieszkać w Indiach, gdzie ojciec Dominika dostał pracę. Przez ostatnie miesiące przed wyjazdem uczyli chłopca w domu, żeby nie było mu żal rozstawać się z kolegami z przedszkola. Szkołę miał zacząć w wieku 7 lat już w Indiach. Doszło jednak do konfliktu z opieką społeczną, która twierdziła, że Dominik musi chodzić do przedszkola. 25 czerwca zeszłego roku rodzina zajęła miejsce w samolocie, żeby polecieć do Indii. I nagle, tuż przed odlotem, do samolotu weszła uzbrojona policja. Dominik został przez policjantów odebrany i przekazany do rodziny zastępczej. Rodzice mogą się z nim spotykać tylko raz na pięć tygodni, i to pod nadzorem pracownika opieki społecznej. Chłopiec został poddany praniu mózgu i do rodziców zastępczych zwraca się teraz: „mamo” i „tato”. To jest jeden z wielu przykładów ingerencji państwa w życie rodziny.

Czyli, według panującej w Szwecji ideologii, dziecko jest własnością państwa?

– Tak, prawa rodziców już u nas nie obowiązują.

Co na to Trybunał w Strasburgu?

– W wielu przypadkach Szwecja została uznana przez Trybunał w Strasburgu za państwo, które łamie prawa człowieka. Jednak nawet jeśli rodzice zwyciężają w Strasburgu, państwo szwedzkie i tak często nie zwraca im dzieci.

Jak to?

– Opowiem o sprawie Olsson przeciw Szwecji. Pracownicy socjalni uznali, że państwo Olsson, rodzice czwórki dzieci, są zbyt mało inteligentni, żeby móc wychowywać swoje dzieci. Ciekawe, że pracownicy socjalni zawsze wiedzą najlepiej... Cała czwórka dzieci została więc odebrana. Jednak prawniczka Sylwester Berg, która reprezentowała państwo Olsson w Strasburgu, doprowadziła do poddania ich testom na inteligencję. I okazało się, że ich IQ jest zupełnie normalne! Trybunał w Strasburgu zdecydował, że cała czwórka dzieci ma wrócić do rodziców, a szwedzki rząd musi naprawić szkody, które wyrządziła ta interwencja.

I dzieci wróciły?

– Nie, bo pracownicy socjalni stwierdzili, że te dzieci były tak długo w rodzinie zastępczej, że powinny już tam zostać. Argumentowali, że to będzie lepsze dla ich dobra. I szwedzki sąd przyznał im rację. Ciekawe, że tego argumentu pracownicy socjalni nigdy nie używają w sytuacjach, gdy odbierają dzieci z naturalnych rodzin pod błahymi pretekstami. Odbierają przecież często dzieci 14-letnie i wtedy jakoś nie mówią, że te dzieci przebywały we własnej rodzinie zbyt długo.

Jak sprawa państwa Olsson się zakończyła?


– Adwokatka Sylwester Berg i rodzice udali się do Strasburga drugi raz. I Trybunał w Strasburgu znów skazał Szwecję za złamanie praw człowieka. Jednak dzieci w czasie trwania tych procesów zdążyły dorosnąć... Trybunał kazał państwu szwedzkiemu wypłacić za to rodzicom odszkodowanie. Jednak oni przecież nie chcieli sprzedać swoich dzieci, tylko chcieli je wychować.

Szwedzcy socjaliści, którzy w 1979 r. dali urzędnikom socjalnym tak wielkie możliwości ingerencji w rodzinę, mieli jednak przecież szlachetne intencje.

– Kiedy to prawo było uchwalane w Szwecji w 1979 roku, padały takie same argumenty, jakie dzisiaj usłyszałam w polskim Senacie: że trzeba zakazać klapsów, bo agresja rodzi agresję, że bite dzieci biją inne dzieci, że wreszcie to prawo uchroni dzieci przed byciem zabijanymi. W rzeczywistości nie potrzebowaliśmy żadnego specjalnego, dodatkowego prawa, żeby chronić dzieci w rodzinach.

Może przynajmniej po jego wprowadzeniu przemoc wobec dzieci zmalała?

– Nie zmniejszyła się. Mamy w Szwecji stałą średnią: od 30 lat siedmioro dzieci rocznie jest zabijanych przez rodziców. I to mimo że mamy takie antyklapsowe prawo... Dodatkowo wiele dzieci jest zabijanych w rodzinach zastępczych, ale one nie są uwzględniane w tej statystyce.

Dlaczego większość Szwedów nie widzi związku między złymi zachowaniami ich dzieci, a antywychowawczym prawem? Dlaczego nie znajdzie się większość w parlamencie, która to prawo uchyli?

– Ponieważ przeciwnicy tego prawa są publicznie piętnowani jako... zwolennicy przemocy wobec dzieci. Ja też jestem w Szwecji ostro piętnowana jako zwolenniczka bicia dzieci. A ja mówię tylko, że od klapsa jeszcze żadne dziecko nie umarło. I przypominam, że zmarło wiele dzieci, które zostały przez pracowników socjalnych odebrane z rodzin i umieszczone w rodzinach zastępczych, w warunkach jeszcze gorszych niż te, w których dotąd przebywały.

Skąd w Europie taki trend do powielania szwedzkich rozwiązań?

– Nie rozumiem, dlaczego właśnie Szwecja jest przykładem, który jest powielany w innych państwach, bo skutki tej ustawy są już w Szwecji bardzo dobrze widoczne. To tym bardziej niezrozumiałe, ponieważ w Europie żyje coraz więcej uchodźców ze szwedzkiego systemu socjalnego. Wyjechali, żeby ratować swoje rodziny, żeby opieka społeczna nie odebrała im dzieci. Nie mogą już nigdy wrócić do Szwecji. Ten błąd zrobiło szwedzko-irańskie małżeństwo, które w maju zeszłego roku próbowało polecieć z Norwegii do Iranu z przesiadką na lotnisku w Szwecji. Przedtem ci małżonkowie żyli w Szwecji. Kiedy jednak służby socjalne chciały zabrać ich dzieci do rodziny zastępczej, uciekli do Norwegii. Niestety, w czasie zeszłorocznej przesiadki w Szwecji policja wyciągnęła ich dzieci z samolotu, w którym już siedzieli, podobnie jak przy sprawie Dominika. Dzieci zostały szwedzko-irańskiemu małżeństwu odebrane, nie mogli kontynuować podróży. Okazało się, że byli poszukiwani przez policję na wniosek opieki społecznej.

Myśli Pani, że Polska musi powtórzyć szwedzkie błędy?


– Projekt polskiej ustawy jest bardzo podobny do ustawy obowiązującej w Szwecji. Jeśli wejdzie w życie, otworzy puszkę z oskarżeniami wobec rodziców. Rodzice mogą być skazywani, a dzieci odbierane. To już się dzieje w Szwecji. Jeśli będziecie naśladować model szwedzki, będziecie mieli te same skutki.

za: http://www.goscniedzielny.wiara.pl  Polska i świat 2010-05-27 (kn)

Zob. rownież: "Przegrany bierze dzieci od piatku do niedzieli" o tym co wyczyniają Jugendamty w Austii i Niemczech.

Z Marcinem Gallem, przewodniczącym berlińskiego oddziału Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech, współprowadzącym audycję "Horror Jugendamt" w radiu internetowym Wolne Media, rozmawia Marta Ziarniki

Nasz Dziennik z 2-3.6.2010r. Dział: Świat
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=sw&dat=20100602&id=sw31.txt

Copyright © 2017. All Rights Reserved.