Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Temida Stankiewicz-Podhorecka - Teatr narzędziem formowania antyczłowieka

Z góry przepraszam tych artystów i twórców teatru, których powyższe słowa zawarte w tytule nie dotyczą. Nie o nich tu mowa. A wiem, że są jeszcze tacy, to ostatni Mohikanie broniący przyczółków sztuki, która za swój cel ma promocję prawdy, dobra i piękna. I ta wiedza daje nadzieję, że teatr nie wszystek jeszcze stracony. Ale, niestety, ogromną większość trudno już dziś nazwać teatrem. Dowodzi tego zakończony niedawno sezon 2009/2010.

Podstawowym problemem dzisiejszego teatru w Polsce nie jest brak środków finansowych na realizację przedstawień, lecz świadomość twórców teatralnych, w której najczęściej dominuje brak jakiegokolwiek pozytywnego światopoglądu i pozytywnych inspiracji programowych. To sprawia, że teatr już od wielu sezonów tkwi w skierowanym przeciwko człowiekowi nihilizmie i negacji wszystkiego, co wiąże się z wartościami pozytywnymi, z ładem moralnym i harmonią funkcjonowania wartości podstawowych w społeczeństwie. Dla przykładu: jeśli pojawia się temat rodziny, to zawsze jest to rodzina patologiczna, w której relacje między jej członkami są - jak się dziś określa - toksyczne. Żadnych pozytywnych wzorców. Jeśli na scenie widzimy postać uosabiającą wiarę katolicką, to okazuje się, że jest to hipokryta, który na zewnątrz jest świętoszkowaty, a w rzeczywistości to figura bardzo negatywna, wręcz obrzydliwa. Jeśli temat spektaklu dotyka patriotyzmu, to wyłącznie w kategorii prześmiewczej albo jeszcze gorzej: patriotyzm jako niebezpieczny wojujący nacjonalizm, głównie skierowany przeciwko tym, którzy myślą inaczej. Jeśli w spektaklu pojawi się już wątek Powstania Warszawskiego, to koniecznie w kontekście jakoby polskiego antysemityzmu, co ma niby świadczyć o tym, iż żołnierze Armii Krajowej to zajadli antysemici. Jeśli zaś w przedstawieniu mówi się pozytywnie o miłości, to tylko wtedy, gdy dotyczy to związków dewiacyjnych, jednopłciowych. Uczucie miłości w przypadku heteryków (osób heteroseksualnych) traktowane jest przez reżyserów tak, że na zawsze można zrazić się do tego, najpiękniejszego przecież uczucia itd., itd.

Uwierają wartości narodowe i katolickie

Ale najbardziej teatr uwierają wartości narodowe i katolickie. A jeśli coś uwiera, to najprostszym zabiegiem jest usunięcie przyczyny. Teatr czyni to skrupulatnie. Rzadko już można znaleźć przedstawienie, w którym nie ośmieszano by symboliki religijnej, Kościoła katolickiego, a nawet nie szargano Imienia Pana Boga. Parodie z Krzyża Chrystusowego też należą do stałego repertuaru teatralnego. Myślę, że w tej kwestii warszawski Teatr Dramatyczny prześcignął pozostałych, zwłaszcza w spektaklu "Ewangelia" w reżyserii Szymona Kaczmarka. Już samo zatytułowanie przedstawienia "Ewangelia" i wpisanie na afiszu, że jest to spektakl na podstawie Ewangelii według św. Jana, stanowi tak silne nadużycie, iż powinno mieć konsekwencje przewidziane prawem. Nie do wyobrażenia jest podobny spektakl, w którym by tak ohydnie brukano, karykaturowano, ośmieszano i drwiono na przykład z religii muzułmanów, Koranu czy żydowskiej Tory. A u nas można wszystko, nawet zbezcześcić Krzyż Chrystusowy. Tak jak w tej scenie, kiedy jeden z aktorów grający jakoby Pana Jezusa wdrapał się na metalową szynę pod sufitem, zawisł na niej i dyndając nogami, wypowiedziawszy znane ewangeliczne słowa: "Dokonało się", udaje, że się powiesił. Nie braknie też innych wątków, jak na przykład w scenie, gdzie dwóch aktorów upozowanych jak w słynnej rzeźbie Pieta przedrzeźnia Bolejącą Matkę Bożą trzymającą na kolanach ciało swego Syna zdjętego z krzyża.
Nie wspomnę już o reszcie i rynsztokowym kontekście w obrazie i słowie. Podałam tylko jeden przykład, a podobnych jest wiele. Jakiż to ma związek z teatrem? Aktorzy nie prezentują żadnych umiejętności warsztatowych, snują się po scenie bez celu. Sami nie wiedzą, co ze sobą zrobić. A poziom reżyserii jest wręcz rozpaczliwy. Reżyserską nieudolność mają zastąpić tzw. mocne sceny.
Drugim stałym elementem, powiedziałabym, dyżurnym jest szydzenie z wartości narodowych, z polskiej tradycji zawartej w przekazach literatury klasycznej, w sztuce czy obyczajach. Do najbardziej niszczącej działalności w tej dziedzinie dochodzi na scenie Starego Teatru w Krakowie pod dyrekcją Mikołaja Grabowskiego. Dziwi mnie w jego przedstawieniach ta zajadłość, a wręcz nienawiść, z jaką odnosi się do polskiej tradycji, do narodowych pamiątek, do polskiej literatury klasycznej upamiętniającej naszą historię, jak na przykład "Trylogia" Henryka Sienkiewicza w reżyserii Jana Klaty. O ile pamiętam, za czasów krótkich rządów PiS Mikołajowi Grabowskiemu groziło zwolnienie. A skoro pozostał, to pewnie czołgał się wówczas, błagając o pozostawienie go na stanowisku, i przyrzekał poprawę. Jak widać, miał szczęście, przyszła nowa władza, która sowicie popiera niszczycieli polskiej kultury. Mikołaj Grabowski może teraz robić, co tylko zechce. Tak jak wielu innych. Oczywiście, za grosz podatnika. Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej był kiedyś najbardziej prestiżową sceną w Polsce. Służył za wzór doskonałości sztuki teatru. Tam się jeździło na premiery. Dzisiaj wręcz nie wypada chodzić do tego teatru. Współczuję aktorom. Oczywiście tym, którzy zostali, bo wielu znakomitych artystów odeszło stąd, nie wytrzymując miernoty, epatowania scenami skandalizującymi, doborem żenujących tekstów, co w sumie doprowadziło ten teatr do upadku moralnego i artystycznego.

Do prokuratury, a nie na scenę

Nie wszystko jest dziś w teatrach ośmieszane. Jest coś, co teatr szeroko popiera i promuje na wszelkie sposoby: to lansowanie dewiacji seksualnych, związków homoseksualnych. Tego typu spektakle zalewają dziś nasze sceny. A niektóre, zamiast w teatrze, powinny znaleźć się na biurku prokuratora, bo są ewidentnym propagowaniem pedofilii, jak na przykład "Enter". Ten spektakl, w reżyserii Anny Smolar i Jacka Poniedziałka, wystawiony pod szyldem Nowego Teatru, któremu dyrektoruje Krzysztof Warlikowski, oparty jest bowiem na fakcie.
Upodobanie w tematyce dewiacyjnej ma nie tylko teatr, ale - jak widać - i obecne władze. No, bo skoro finansują przedstawienia wyniszczające polską kulturę i przynoszące wstyd Polakom, to jak inaczej to rozumieć. Upodobanie, które - tak się dziwnie składa - silnie łączy się z interesem, a ten z poprawnością polityczną, której wysługują się rządzący. Przykład idzie z góry. Gdyby nie było przyzwolenia ze strony obecnie rządzących na takie właśnie spektakle, to teatry nie otrzymywałyby funduszy na ich realizację. Tymczasem na takie szkodnictwo kulturalne są i fundusze i zachęta, by iść dalej w tym kierunku. Dotyczy to nie tylko teatru, lecz wszystkich innych dziedzin tworzących kulturę w Polsce. A teatr, jak wiadomo, jest w pewnym sensie syntezą tych wszystkich dziedzin składających się na kulturę. Korzysta bowiem z literatury (choć często tego nie widać, bo trudno w owym scenicznym bełkocie usłyszeć słowa, które mieszczą się w języku literackim), ze sztuk plastycznych, z muzyki itd., itd. A w ostatnich sezonach teatr wykorzystuje w spektaklach szeroko i - można powiedzieć - obowiązkowo nośniki elektroniczne, które zresztą rzadko służą sztuce, a częściej są wypełniaczem pustych miejsc niezagospodarowanych należycie przez nieudolnego reżysera. Podobnie zresztą jest z muzyką w teatrze, która zamiast być harmonijnym składnikiem przedstawienia, środkiem artystycznym współwyrażającym wraz z innymi elementami spektaklu jakąś ideę zawartą w przedstawieniu - wnosi jedynie łomot rozsadzający decybelami już nie tylko przedstawienie, ale ogłuszający i ogłupiający widza.

Plan odmóżdżania Polaków

A może właśnie chodzi o to, by teatr był jednym z narzędzi odmóżdżania Polaków? Dość spojrzeć na listę lektur w programie edukacji szkolnej, z której dzieła klasyków literatury polskiej są usuwane, a w ich miejsce wprowadza się utwory w większości autorów współczesnych, bardzo miernych literacko, ale nadgorliwie poprawnych politycznie. A więc ośmieszających wszystkie te wartości, które przez wieki formowały pokolenia Polaków, utwierdzając nas w naszej narodowej tożsamości i wskazując zarazem na wspólne europejskie korzenie cywilizacji wyrastającej z chrześcijaństwa. Dziś, kiedy Europa, to znaczy jej liberalno-lewicowi przedstawiciele w Unii Europejskiej starają się za wszelką cenę unieważnić ów chrześcijański fundament, na którym zbudowana jest nasza cywilizacja, stworzono nurt "politpoprawnościowy" mający za zadanie uformowanie nowego człowieka, obywatela "wolnego" od wszystkiego, a zwłaszcza od Boga.
Kiedyś komuniści próbowali zastąpić Pana Boga i stworzyć nowego ateistycznego człowieka, wolnego od "zabobonu" religijnego, czyli mówiąc po dzisiejszemu: "ciemnogrodu". Tyle tylko, że ichni "jasnogród" przegrał sromotnie z wykpiwanym przez nich "ciemnogrodem". A tak na marginesie: kiedy kilka dni temu usłyszałam w TVP wygłoszoną na konferencji prasowej SLD przemowę Jerzego Wenderlicha, który z twarzą wykrzywioną jadem nienawiści do Kościoła grzmiał o usuwanie krzyży z przestrzeni publicznej i pełen pogardy dla wierzących dyskredytował nasze prawo do dawania świadectwa wierze, bo to miałoby jakoby przynosić wstyd Polsce - trudno było oprzeć się porównaniu sytuacji sprzed lat. Wtedy, podobnie jak i dziś, Kościół stał na przeszkodzie tworzenia nowego, socjalistycznego człowieka, pozbawionego duchowego rozwoju.
A dzisiaj? Jak widać, znowu potrzebny jest taki obywatel, który nie będzie grzeszył inteligencją, kulturą, wiedzą humanistyczną i historyczną swojego kraju. Wdrażanie w życie owego nurtu odmóżdżającego odbywa się na wielu płaszczyznach, ale najważniejsze to edukacja szkolna i akademicka oraz kultura. W tej ostatniej bardzo aktywny udział bierze teatr. Jest narzędziem wręcz idealnym w procesie eliminowania z życia publicznego wartości chrześcijańskich i niszczenia rodzimej kultury w celu formowania nowego człowieka na odmóżdżoną kukłę, a raczej cyborga dobrze obsługującego elektroniczne wynalazki współczesności, a zarazem ubogiego intelektualnie i "wypatroszonego" duchowo. Taki obywatel jest jak plastelina, z której można ulepić, co tylko się chce.
Problem jest poważny i obejmuje nie tylko teatr, ale całą sytuację kulturową w Polsce i sięga już głęboko. Obserwuję młodzież, która przychodzi do teatru. Reakcja tych młodych ludzi na to, co widzą na scenie, jest dla mnie niejednokrotnie zatrważająca. Zastanawiam się, czy młodzież naprawdę nie odróżnia dobra od zła, wartości od antywartości, artyzmu od amatorstwa, prawdy od fałszu? Na szczęście nie dotyczy to wszystkich. Niemniej ta chora sytuacja pochłania coraz szersze kręgi odbiorców. Młodych odbiorców, którzy dopiero formują swoją wrażliwość na sztukę, kształtują swój gust, swoje wyobrażenie piękna, jakie może nieść teatr. To pokolenie nie zna z autopsji prawdziwego teatru. Teatru, który należał kiedyś do sztuki wysokiej. Nie tylko z definicji, ale również z idei i zawartego w niej przesłania oraz poziomu artystycznego. Ta młodzież wychowana jest na tzw. nowym teatrze, który w zasadzie rzadko już bywa teatrem, bardziej jest "imprezą", "widowiskiem" epatującym skandalem obyczajowym.
Jak napisałam we wstępie, są jeszcze artyści, którzy kochają teatr i postrzegają go w jego prawdziwym wymiarze. Nie sprzedali swego talentu i nie pozwolili się zmanipulować. Są mniejszością, ale tylko ilościowo. W wymiarze artystycznym zaś, duchowym, ludzkim są nieporównywalną większością. O nich napiszę innym razem.
Dziś się zastanawiam, jak długo jeszcze różnego typu teatralni hochsztaplerzy będą czuli się bezkarni. I jak długo kasa państwowa będzie łożyła na antyteatr i finansowała przedsięwzięcia celowo podważające fundamenty wiary katolickiej, deprecjonujące nasze pamiątki narodowe i promujące ewidentne zło. Jak długo jeszcze teatr będzie politycznym narzędziem w ręku tych, którzy za jego pośrednictwem realizują swój plan wrogi człowiekowi.


za: NDz z 7-8 sierpnia 2010, Nr 183 (3809) (xwk,kn)



Copyright © 2017. All Rights Reserved.