Publikacje polecane

Standardy jak za PRL

Jak odczytywać decyzję Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która odmówiła miejsca na multipleksie Telewizji Trwam?

Z ks. bp. dr. Adamem Lepą, członkiem Rady ds. Środków Społecznego Przekazu Konferencji Episkopatu Polski, rozmawia Katarzyna Cegielska - Cała ta sprawa bardziej przypomina aferę z czasów PRL niż funkcjonowanie wysokiego urzędu w demokratycznym państwie prawa. Zdumienie budzą takie fakty, jak nieinformowanie strony o kolejnych etapach postępowania koncesyjnego. Fundacja Lux Veritatis nie została też powiadomiona o nieprzyznaniu koncesji. Natomiast jej odwołanie zostało rozpatrzone dopiero po upływie pół roku. Największe oburzenie opinii publicznej budzi fakt, że KRRiT rozdysponowała miejsca na multipleksie jeszcze przed rozpatrzeniem odwołań. Nic więc dziwnego, że katoliccy posłowie planują złożenie wniosku do NIK o kontrolę w KRRiT. Wszystko bowiem wskazuje na to, że dochodzi do szykanowania katolickiego nadawcy oraz następuje wyraźna próba zmarginalizowania go. Od początku traktuje się go jako przeciwnika czy wręcz wroga. A przecież przyznanie koncesji na multipleksie nie będzie ani aktem łaski ze strony KRRiT, ani przywilejem. Natomiast może się stać decyzją godną tego urzędu. Tym bardziej że Telewizja Trwam spełnia ważną misję w całym społeczeństwie. Wyręcza często telewizję publiczną, obejmuje swoimi programami ludzi chorych, samotnych, w podeszłym wieku i w pełni wychodzi naprzeciw potrzebom religijnym milionów Polaków, którzy płacą podatki. Powstaje też pytanie, czy KRRiT zdaje sobie sprawę, że wyeliminowanie Telewizji Trwam naruszy ład medialny w państwie.

Co oprócz składania protestów pod listami skierowanymi do KRRiT możemy zrobić?

- Protesty są ważne. Podpisy zbierane są w parafiach całej Polski. One pozwolą decydentom pojąć, jak wielka jest skala tej sprawy i wysoka ranga. Inspirują też wrażliwych dziennikarzy i publicystów do działań, które przybliżają społeczeństwu prawdziwe tło tej sprawy. Jest jeszcze jedna droga - takie kształtowanie opinii publicznej w środowisku zamieszkania, pracy, wypoczynku, aby podobne decyzje krzywdzące kogokolwiek nigdy nie miały miejsca. Jako katolicy formowani w szkole Jana Pawła II nie myślimy tylko o sobie, ale również o innych instytucjach, które mogą paść ofiarą niesprawiedliwych decyzji. Działania tego typu mogą być tym bardziej skuteczne, że obecnie również nasze społeczeństwo ewoluuje w kierunku "społeczeństwa opinii".

W mediach publicznych trwa kampania motywująca Polaków do płacenia abonamentu. W programie TVP trudno jednak znaleźć wartościowe programy w czasie największej oglądalności.

- W rozmowach ze światłymi rodzicami i nauczycielami szkolnymi wyrażana jest obawa, że w mediach publicznych za mało jest historii ojczystej, wszak nie każdy obywatel ma dostęp do satelitarnego kanału TVP Historia. Ponadto wartościowe filmy i programy historyczne emitowane są w godzinach nocnych. Z kolei programy satyryczne najbardziej irytują swoim wulgarnym językiem i płaskim, żeby nie powiedzieć - prymitywnym humorem. Najbardziej przykre jest to, że publiczność śmieje się do rozpuku ze wszystkiego. I wreszcie postępujący kult banału, prowadzący do jeszcze większej naiwności u odbiorców mediów. Nad banałem nie trzeba się zastanawiać i przyjmowany jest zawsze bez zastrzeżeń. Kult banału sprawia, że widz banalnie myśli i mówi, a jako doskonały produkt mediów wszystko wokół siebie banalizuje. Rzecz jasna, tego rodzaju zjawiska nie mają nic wspólnego z misyjnością mediów publicznych.

Czy kulturę może tworzyć człowiek - np. obrażający autorów Biblii (Doda - wyrok skazujący), rwący Biblię (jak satanista Adam "Nergal") itd.?

- Właśnie, czy tacy ludzie jak "Nergal" jako propagatorzy satanizmu zdolni są tworzyć dzieła z obszaru kultury wysokiej? Duchem kultury jest kultura ducha. Brak tej drugiej prowadzi do śmierci kultury. Dlatego u źródeł tworzenia kultury nie mogą znaleźć się ani nienawiść do ogólnie przyjętych wartości, ani ich destrukcja. Historia uczy, że dzieła tworzone z miłości trwają. Nienawiść zaś prowadzi do unicestwienia. Ewidentnym przykładem są dzieje wielkich rewolucji, które zawsze prowadziły do degradacji osoby ludzkiej, a nawet do ludobójstwa. Satanizm jest postacią nienawiści Boga i Jego wyznawców, dlatego ze swojej natury jest antykulturą. Oznacza to, że satanista nie może być kulturotwórczy w sensie kultury wysokiej. Może natomiast tworzyć na obszarze kultury masowej, ułatwionej czy peryferyjnej. Zapraszanie zaś propagandystów satanizmu do mediów publicznych wynika z różnych przesłanek, których do końca nie poznamy, ale na pewno nie wynika z misji, co urąga naczelnemu posłannictwu tych mediów. "Antymisja" nie jest kulturotwórcza - jest kompromitacją mediów publicznych, które na mocy ustawy mają być instytucją w służbie Narodu.

W tej sytuacji uzasadniony jest obowiązek opłacania abonamentu?


- Na to pytanie należy odpowiedzieć pytaniem jeszcze ważniejszym: Co zrobić, żeby media publiczne wywiązały się należycie z realizacji misyjności programów, do których zobowiązane są na mocy ustawy? Na pewno niezbędne jest rozliczanie mediów publicznych z tej powinności przez odpowiednie instytucje, jak również przez indywidualnych odbiorców. Już w ramach edukacji medialnej należy uczyć sztuki skutecznego reagowania na istniejące nieprawidłowości w tej dziedzinie. Nawet indywidualne kierowanie listów protestacyjnych do odpowiednich instytucji może się okazać działaniem uzasadnionym. Brak takich reakcji utwierdza decydentów w przekonaniu, że z funkcjonowaniem mediów jest wszystko w porządku. Ponadto próba niepłacenia abonamentu mogłaby się stać pretekstem do podejmowania niekorzystnych decyzji w zakresie poziomu programów, a w szczególności w realizacji przyjętej linii programowanej i w funkcjonowaniu misyjności.

Bardziej świadomi odbiorcy mediów dostrzegają skażenie programów informacyjnych różnego rodzaju bełkotem, szczególnie semantycznym, kiedy manipuluje się znaczeniem słów.

- Istotnie, wbrew pozorom, w programach informacyjnych i w publicystyce spotyka się coraz częściej zjawiska, które negatywnie wpływają na użytkowników mediów. Chodzi głównie o działania manipulatorskie, które w swoich metodach stają się coraz bardziej wyrafinowane. Dlatego manipulowanie znaczeniem słów czy emocjami wywołuje w psychice odbiorców daleko idące skutki. Dziś na Zachodzie ukazują się publikacje na temat "dyktatury emocji" w telewizji. Podkreśla się jednocześnie, że coraz skuteczniej obrazy medialne rządzą umysłami ludzi. Do tego dochodzi postępujący kult banału i tzw. zatrucie informacyjne, które polega na tym, że o sprawach najważniejszych mówi się tak, jakby one były nic nieznaczące, natomiast o sprawach błahych tak, jakby były bardzo ważne. To wszystko sprawia, że dziś Polaków przekonuje przede wszystkim argument siły, a nie siła argumentu. Jest to tym groźniejsze w skutkach, że niemal cała kultura masowa nastawiona jest na rozniecanie namiętności, a nie na rozbudzanie intelektu.

Czy jest na to antidotum?


- Dziś opinie specjalistów wywołują nowe lęki na temat nieprawidłowego korzystania z mediów. Na przykład okazuje się, że tekst odczytywany z monitora nie rozwija umysłowo człowieka, jedynie dostarcza mu pewnej ilości informacji. Gdy zaś edukacja młodego człowieka oparta jest wyłącznie na kontakcie z mediami elektronicznymi, prowadzi do jego spłycenia i pozbawia go dociekliwości intelektualnej. Dlatego słyszy się coraz głośniejsze wołanie o stały kontakt z książką drukowaną. Jednakże dziś nie wystarcza już sama zachęta do stałych lektur, byłoby to bowiem rozwiązaniem połowicznym. Całościowym ujęciem problemu jest tworzenie środowiska słowa, tzw. logosfery. Najważniejsza jest logosfera rodziny, gdzie nie tylko się czyta wartościowe książki i pisze tradycyjne listy posyłane przez pocztę, a także prowadzi dziennik pisany nie na komputerze, ale też dba się o kulturę języka i o to, aby nie żałować czasu na ciszę, bo słowo karmi się ciszą. Liczy się też dialog prowadzony w pięknym języku, podejmowany z domownikami i z gośćmi. To wszystko sprawia, że w takim domu może się zrodzić prymat słowa, a nie prymat obrazów medialnych czy prymat hałaśliwej muzyki.

W sobotę, 28 stycznia, w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu odbędzie się konferencja "Oblicza współczesnej kultury", podczas której Ksiądz Biskup wygłosi prelekcję. Co przeważa w naszej rzeczywistości: kultura czy antykultura?

- Byłaby to totalna katastrofa, gdyby we współczesnej rzeczywistości dominowała antykultura. Wszak, jak wynika z terminologii, antykultura jest przeciwieństwem kultury - tej wysokiej czy - jak kto woli - "bezprzymiotnikowej". Natomiast to, co nazywa się antykulturą, jest zawsze tworem bardzo hałaśliwym i robi wrażenie zjawiska dominującego. Jeżeli przyjąć definicję kultury Jana Pawła II, to antykultura byłaby największym zagrożeniem dla rozwoju człowieka, a więc dla jego przyszłości - wszak kultura jest tym, przez co człowiek jako człowiek staje się bardziej człowiekiem i bardziej "jest". Dominująca antykultura to "kultura dżungli" lub "kultura" prowadząca do różnych postaci totalitaryzmu, a człowiek staje się jedynie narzędziem do osiągania celów wynikających z głoszonej ideologii czy doktryny politycznej. Antykultura budowana jest na negacji wartości. Niestety, wyraziste jej przejawy dają znać o sobie w mediach. Zatrudnienie promotora satanizmu "Nergala" w telewizji publicznej określono przecież jako promocję antykultury.

Dziękuję za rozmowę.

za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120121&typ=my&id=my09.txt (kn)