Publikacje polecane

Ciemna strona hinduizmu

Ciemna strona hinduizmu

Z siostrą Michaelą Zofią Pawlik ze Zgromadzenia Sióstr Dominikanek Misjonarek Jezusa i Maryi rozmawia w "Naszym Dzienniku" Adam Kruczek.

s.michaelaPrzez 13 lat przebywała Siostra na misjach w Indiach, prowadząc m.in. ośrodek zdrowia oraz studiując nauki humanistyczne na indyjskim Uniwersytecie Karnatak w Dharwad. Poznała Siostra zarówno język i sposób myślenia prostych Hindusów, jak i poglądy elity intelektualnej. Czy ostatnie zbrodnicze ataki na chrześcijan zaskoczyły Siostrę?
- To było do przewidzenia. Co prawda w Indiach nie byłam od 1981 r., ale gwałtowne nasilenie prześladowań chrześcijan w Indiach obserwuję od kilku lat. Dostawałam takie informacje pocztą elektroniczną m.in. od zaprzyjaźnionego indyjskiego proboszcza, z którym współpracowałam w Indiach i do dziś koresponduję. Pisał do mnie o narastających napięciach, podawał przypadki napaści, a to na magistra nowicjatu, a to na dom jezuitów, informował także o ofiarach śmiertelnych. W całej Europie od lat w mediach panowała cisza na ten temat, a tam atmosfera była systematycznie podgrzewana, aż w końcu eksplodowała.

Jak Siostra tłumaczy tę falę antychrześcijańskich wystąpień i zbrodni?
- Choć sprawiają wrażenie chaotycznych i spontanicznych, to jednak są one elementem bardzo szeroko zakrojonych i trwających od dziesiątków lat działań. Ich mechanizm jest dość skomplikowany. W Indiach od bardzo dawna były przygotowywane i częściowo realizowane programy wcielania katolików i, szerzej, chrześcijan w tradycję indyjskich religii, których wspólnym mianownikiem jest wiara w reinkarnację i kastowy porządek społeczny. Chodzi o odświeżenie i umocnienie systemu kastowego, który na gruncie chrześcijańskim nie ma najmniejszego sensu i w ogóle prawa bytu.

Ale chrześcijanie stanowią niewielki odsetek ogromnego indyjskiego społeczeństwa i nie mają decydującego wpływu na to, co myśli miliard Hindusów.
- Rzeczywiście te kilkadziesiąt milionów chrześcijan to kropla w tym społeczeństwie, ale ich znaczenie potęguje fakt, że w Indiach obowiązuje konstytucja oparta na chrześcijańskim systemie wartości, całkowicie przeciwstawnym tradycyjnym indyjskim wierzeniom, deklarująca równość wszystkich obywateli wobec prawa. Ortodoksyjnym hinduistom w głowie się nie mieści zasada równouprawnienia. Jak można - pytał jeden z nich - na równi traktować na przykład ślimaka i słonia. Twierdził, że wszystkie istoty żywe, to dusze o różnej mocy i na różnym poziomie doskonałości, która jest widoczna w zróżnicowanych gatunkach zoologicznych i warstwach społecznych. Dlatego istnieją w Indiach poważne siły zmierzające do obalenia istniejącej tam demokratycznej konstytucji, a nawet dalej - do zanegowania Deklaracji Praw Człowieka, z której ta konstytucja wyrosła. Sądzą, że drogą do tego jest neutralizacja chrześcijaństwa jako wiodącej religii na świecie i wykorzenienie chrześcijańskiej wiary w samych Indiach.

To bardzo dalekosiężne zamiary...
- Ale częściowo już zrealizowane. Nakreślił je jeszcze pod koniec XIX wieku filozof indyjski Vivekananda, ideolog tego ruchu. Twierdził, że w Indiach nie da się rozprawić z chrześcijaństwem, zanim nie osłabi się go na zewnątrz. Dopiero wtedy - powiadał - można zabrać się do czynienia porządków w kraju. To właśnie Vivekananda ruszył pierwszy z tzw. Piątą Ewangelią własnego autorstwa na Zachód, aby na chrześcijaństwo nałożyć wiarę w reinkarnację, na której opiera się indyjski system kastowy. W celu rozpowszechniania jej założył rodzaj zakonu Bellur Math. Zyskał wielu wpływowych sojuszników, w tym masonerię, programowo zwalczających Kościół. To jest robota prowadzona od naprawdę wielu dziesiątków lat, której efektem są ogromne wpływy New Age w zachodnich społeczeństwach czynione kosztem chrześcijaństwa.

A jak tę ideę realizowano w samych Indiach?
- Jeszcze pod koniec XIX wieku opracowano taktykę stopniowego eliminowania misjonarzy chrześcijańskich z Indii. Uznano, że nie można natychmiast ich usunąć, gdyż zahamowałoby to dopływ ogromnego strumienia dewiz, kierowanych na ręce misjonarzy. Vivekananda wpadł wtedy na pomysł, aby założyć organizację Misja Ramakriszny (Ramakrishna Mission), która w pewnych dziedzinach będzie naśladowała katolików i protestantów, a więc zakładała sierocińce, szpitale, przychodnie itp. i przejmowała pieniądze wpływające na ten cel za pośrednictwem misjonarzy. W rzeczywistości członkowie Misji Ramakriszny jako hinduiści są przekonani, że pariasi cierpiący na choroby, głód czy bezrobocie ponoszą skutki złych czynów popełnionych w poprzednich wcieleniach, a pomoc im nie ma sensu, a nawet im szkodzi, ale charytatywna działalność się opłaca. Organizacja ta, działając niezwykle przebiegle i skrycie, odbiła z rąk chrześcijańskich wiele placówek. Myślę, że niebezpieczeństwo takie dotyczy także ośrodka słynnego polskiego misjonarza śp. ojca Żelazka. Wierzył on w skuteczność swojej misji, a teraz właśnie w prowincji Orisa, gdzie pracował, dochodzi do największych pogromów chrześcijan. Posiana przez Misję Ramakrishny i Bellur Math niechęć do chrześcijaństwa doprowadziła do wielu ostrych konfliktów, które z biegiem czasu narastały. Sądzę, że z tej idei wywodzą się terrorystyczne organizacje Sangh Parivar i Bajrang Dal napadające na katolickie seminaria i parafie, a szczególnie milionowa rzesza członków Vishwa Hindu Parishad sterująca współczesnymi pogromami chrześcijan. To była praca prowadzona od podstaw przez wiele dziesięcioleci, aby zdyskredytować, ograniczyć, a następnie pozbyć się z Indii chrześcijaństwa. Teraz przybrała tak nienawistną i zbrodniczą formę.

Dlaczego akurat teraz?
- Widocznie uznano, że nie trzeba już owijać niczego w bawełnę, gdyż dzisiejszy świat nie solidaryzuje się z chrześcijanami, a zwłaszcza z Kościołem katolickim na tyle, aby skutecznie bronić prześladowanych. Wrogowie chrześcijaństwa w Indiach poczuli się bezpieczni.

Brak zdecydowanej reakcji ze strony Europy i Ameryki zdaje się potwierdzać ten plan.
- Jak było do przewidzenia, zlaicyzowanej Europy i ogarniętej ideologią New Age Ameryki nie obchodzi los chrześcijan mordowanych w Indiach.

Czy Siostra sama doświadczała jakichś prześladowań w czasie swojej kilkunastoletniej pracy w Indiach?
- Były takie przypadki, szczególnie wtedy, gdy moje działania stały w sprzeczności z próbami odtworzenia i oczyszczenia systemu kastowego. Pamiętam, że chcieli mnie kiedyś obrzucić z tego powodu krowim łajnem.

Ale nawóz to jeszcze nie siekiera...
- To było w latach 70. ubiegłego stulecia. Od tego czasu doszli widocznie do wniosku, że krowie łajno nie skutkuje, więc sięgnęli po radykalniejsze środki.

Czy chrześcijaństwo w Indiach jest obecnie na wznoszącej się fali?
- Mimo wszystko się rozwija. Przyjęciu chrześcijaństwa przez szerokie rzesze ludzi sprzyja podnoszenie się ogólnego poziomu wykształcenia, co niewątpliwie następuje.

W czasie pobytu w Indiach ukończyła Siostra studia na tamtejszym uniwersytecie. Jak wyglądał stosunek do chrześcijaństwa w środowisku akademickim Indii, a więc wśród tamtejszej elity intelektualnej?
- Oficjalnie próbowano balansować na płaszczyźnie szeroko pojętej tolerancji i uznawać, że religia jest sprawą prywatną każdego człowieka. Ale wszystko zależało od tego, z kim się rozmawiało. Ludzie z niższych kast, bo i tacy studiowali, byli sympatykami chrześcijaństwa. Zdecydowanymi przeciwnikami były osoby wywodzące się z wyższych kast, bo chrześcijaństwo zachwiało porządkiem społecznym, z którego czerpały olbrzymie profity. Sprawa nie była jednak tak jednoznaczna, gdyż wiele zależało od stopnia wiary danego rozmówcy. Głęboko wierzący w reinkarnację parias nigdy nie skorzysta z równouprawnienia, gdyż boi się, że wskutek wyłamania się z kastowego "ładu" spowoduje zaburzenie harmonii kosmicznej, a to obniży poziom jego nowego wcielenia i po śmierci wcieli się w jakiegoś, powiedzmy, psa. Ale parias wątpiący w reinkarnację sam skorzysta z oświaty i wyśle dzieci do szkoły. To się nie podoba elitom, bo pariasi zaczynali infiltrować wyższe struktury władzy. A są przecież "nieczyści" i zagrażają "czystości" ludzi z wyższych kast.

A więc te podziały były widoczne też na wyższych uczelniach.
- Były bardzo silne. Choć nie wolno było tego oficjalnie okazywać. Wśród hinduistów istniał duży opór przeciwko studiowaniu pariasów czy chrześcijan. Wiadomo, człowiek wykształcony zawsze jest groźniejszym przeciwnikiem. Sytuacja na uniwersytecie nie odbiegała pod tym względem od warunków panujących w innych instytucjach życia publicznego w Indiach.

To musi przecież rodzić konflikty...
- Oczywiście, bo weźmy sytuację, powiedzmy, w biurze, gdzie zatrudnieni zgodnie z prawem siedzą obok siebie urzędnicy "czyści" oraz "nieczyści" i ci "czyści" są przekonani, że bioprądy tych "nieczystych" skalają ich duszę i stanowią przeszkodę we wcieleniu się po śmierci w istotę doskonalszą. Dlatego nie chcą siedzieć blisko "nieczystych". Można sobie wyobrazić atmosferę panującą w takich instytucjach. Albo w szkole, gdzie nauczyciel nie dotknie zeszytu dziecka "nieczystego", tylko ma patyk zakończony gumką i za jego pomocą przewraca strony, a zeszyty dzieci "czystych" przegląda normalnie. To są sprawy wiary, które głębiej kształtują świadomość i zachowania ludzkie niż przepisy wynikające z obowiązującej już ponad 60 lat indyjskiej konstytucji zakładającej europejski, a więc z gruntu chrześcijański, system wartości.

O segregacji kastowej panującej w Indiach można było czasem usłyszeć, ale krwawy terror jakoś nie kojarzył się dotąd z kulturą i tradycją tego kraju.
- U nas wyidealizowano indyjskie religie i same Indie jako kraj natchnionych mistyków. Oczywiście są i tacy, ale konsekwencje społeczne hinduizmu niewiele z tym mają wspólnego. Dopiero teraz, gdy ich zbrodnie popełniane w imię tej wiary nabrały wielkich rozmiarów i są niesłychanie drastyczne, powoli zaczyna docierać do ludzi na Zachodzie prawdziwy wizerunek hinduizmu. Lecz proszę zauważyć, jak oszczędne w tych relacjach są nasze media, nawet polska telewizja państwowa. W Polsce tak naprawdę zbrodnie w Indiach upubliczniły dopiero Radio Maryja, TV Trwam i "Nasz Dziennik". W innych polskich mediach poświęcono dużo miejsca jakiemuś odosobnionemu przypadkowi muzułmanina, który popełnił rytualne samobójstwo, a przypadki zbrodni dokonywanych przez hinduistów na tysiącach chrześcijan pozostawały bez odzewu. Gdy próbowałam o tym mówić, patrzono na mnie z podejrzliwością i niedowierzaniem, jakbym sobie to wszystko zmyślała.

Z czego wynika taka postawa?
- Widocznie wieloletnia indoktrynacja zrobiła swoje.

Pamiętam, jak wielkie opory wywoływały przed laty wypowiedzi Siostry na temat ciemnych stron hinduizmu. Podniósł się wtedy wielki protest, a najbardziej opiniotwórcze wówczas media i kręgi wszczęły przeciwko Siostrze prawdziwą kampanię pomówień. Tymczasem po latach okazuje się, że ten wyidealizowany hinduizm potrafi rzeczywiście ociekać krwią. Czy można przewidzieć, co by się działo w Indiach, gdyby radykalnym hinduistom udało się wykarczować z tego olbrzymiego kraju chrześcijaństwo?
- Nie ma co się wdawać w takie spekulacje, ale warto sobie uświadomić, że to dzięki wpływowi kultury chrześcijańskiej doszło do tego, że władca utracił boską rangę, zakazano trwającej przez tysiące lat rytualnej praktyki sati, czyli palenia wdów razem ze zwłokami ich zmarłych mężów, ofiarowywania małych dziewczynek do świątynnego nierządu, zabijania ludzi na cześć Sziwy lub w ofierze dla bogini Kali (zwanej też Druga lub Uma). Wymowny jest sam wizerunek bogini Kali, która na obrazach jest przedstawiana jako czarna kobieta z wywieszonym skrwawionym językiem, która siedzi na tygrysie rozszarpującym człowieka, "ozdobiona" jest długim naszyjnikiem z ludzkich czaszek, przepasana pasem ze zwisającymi obciętymi ludzkimi rękami, trzyma za włosy uciętą ludzką głowę ociekającą krwią, a drugą ręką wznosi ogromny, zakrwawiony miecz.

Oficjalne zakazy nie potrafiły zmienić świadomości ludzi wierzących w reinkarnację?
- Gdy tak na co dzień mieszkałam wśród nich, nie sposób było nie zauważyć, że ich praktyki bardzo różniły się od tych dozwolonych przez prawo. Ludzie w mojej wsi wiedzieli, że są np. praktyki rytualnego nierządu, w których kilkuletnie dziewczynki (przed wystąpieniem u nich objawów dojrzewania) tamponowano rodzajem ziół, by nigdy nie były płodne. Wiem coś o tym, gdyż zdarzało się, że później z powikłaniami trafiały one do prowadzonej przeze mnie przychodni zdrowia. Oczywiście nikt się nie przyznawał do przestępstwa. Zresztą rytualnie okaleczano także dzieci z kast najniższych przeznaczone do żebrania, żeby wzbudzały większą litość. Pomijając już te drastyczne i na gruncie obecnego indyjskiego prawa kryminalne rytuały, trzeba podkreślić, że sama wiara w reinkarnację wprowadzająca podział społeczeństwa na "czystych" i "nieczystych", z "boskimi" władcami na czele niesie ze sobą tragiczne skutki społeczne. Rzeczywiście strach pomyśleć, do czego zdolny byłby hinduizm pozbawiony wpływu chrześcijaństwa, skoro nawet Hindus - słynny profesor Ambedkar - protestujący przeciw dyskryminacji kastowej, tak się wyraził o swej religii: "Religia, która dopuszcza, aby jej wyznawców dotknąć mogło zwierzę, a nie pozwala, aby ich dotknęła ludzka istota, nie jest religią, lecz szyderstwem. Religia, która zmusza ludzi ciemnych do pozostania ciemnymi, a biednych do pozostania biednymi, nie jest religią, lecz przestępstwem".

Czy bliski kontakt z hinduizmem wywarł duży wpływ na życie Siostry?
- Tak, w Indiach zrozumiałam, jak bardzo religia katolicka przewyższa inne pod względem etycznej perfekcji, naukowości i wierności Absolutnej Prawdzie oraz to, że osłabianie chrześcijaństwa przez wprowadzanie i umacnianie hinduizmu czy buddyzmu w świecie jest największym zagrożeniem dla człowieka na drodze do osiągnięcia prawdziwego szczęścia w tym i w przyszłym życiu. Dlatego po powrocie do kraju, zamiast zajmować się służbą zdrowia, postanowiłam poświęcić się katechizacji, wstępując w tym celu do Zakonu Dominikańskiego.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, 29 października 2008 r.
fot. R. Sobkowicz