Publikacje polecane

Pełzający totalitaryzm

Warto zauważyć, że gros wysiłku filozofów i myślicieli XIX i XX wieku zostało skierowane na prowadzenie zaprogramowanej wojny na trzech frontach: przeciwko Bogu, przeciwko człowiekowi i jego naturze oraz przeciwko rozumowi. Wszystkim „intelektualnym wojownikom” przyświecał jeden cel: zbudować nowy świat nowych społeczeństw, uformować nowego człowieka oraz zaprogramować „poprawność myślenia”.
Tak zaczął się proces pełzającego totalitaryzmu polityczno-kulturowego, który dziś przybiera coraz ostrzejszą formę.

Wojna z Bogiem

Dziewiętnastowieczny marksizm był tym nurtem w dziejach ludzkości, który walkę z Bogiem uczynił naczelnym zadaniem, dowodząc, że jest to warunek zbudowania „nowego społeczeństwa” ludzi wolnych, dla których Bóg i religia to świat do góry nogami. Tę misję wcielali w życie następcy Marksa: Lenin i Stalin, kontynuują istniejące dziś jeszcze partie komunistyczne Kuby, Chin czy Korei, a w Europie i naszym kraju, mimo że partia komunistyczna oficjalnie nie istnieje, jej spadkobiercami są partie lewicowe, ze wszystkimi międzynarodowymi przybudówkami. Dziś, jak w soczewce, można obserwować, że partie te, a także środowiska kulturowo-filozoficzne wojnę z Bogiem czynią swym głównym zadaniem i zarazem warunkiem budowania nowego ładu społecznego, zapewnienia rzekomo pełnego szczęścia ludzkości, a co ważniejsze – wyzwolenia człowieka od wszelkiego rodzaju ograniczeń i zniewoleń.

Przykładem tego jest ciągle inicjowana przez środowiska i partie lewicowe walka z krzyżem w Polsce i Europie. Krzyż w przestrzeni publicznej: Sejmie, szkole, urzędach, szpitalach, instytucjach państwowych, komisariatach – jest znakiem wizji świata, w którym najwyższym Panem i Prawodawcą jest Bóg. Ten znak uświadamia i zarazem przypomina wszystkim, którzy sprawują mandat, a także samej władzy, że także oni podlegają osądowi, że będą musieli „zdać sprawę ze swego włodarstwa”, i to obojętnie, czy są ludźmi wierzącymi, czy nie. Walka z krzyżem to właśnie świadectwo tego ukrytego strachu, o którym walczący z Bogiem chcą zapomnieć, ukryć go czy zepchnąć do podświadomości. Bóg bowiem stoi na przeszkodzie budowania społeczeństw totalitarnych, czyli takich, w których wszystko i wszyscy podporządkowani są jakiejś „idei rządzenia i organizowania życia społecznego”. Obojętnie, czy nazwie się to „ideą państwa prawa”, czy ideą „wolnych społeczeństw”, czy „ideą nowoczesnych demokracji” – jeśli w programie tych idei jest walka z Bogiem, tam idea taka kryje w sobie „idee państwa totalitarnego”.

Pod datą 13 marca 1956 roku, na wieść o śmierci Bolesława Bieruta, ks. kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski, zanotował w „Zapiskach więziennych” taką refleksję: „Bóg położył kres życia człowieka i głowy Państwa, który miał odwagę pierwszy i jedyny z dotychczasowych władców Polski zorganizować walkę polityczną i państwową z Kościołem. To straszna odwaga! Na tę odwagę zdobył się Bolesław Bierut. Z jego imieniem będą związane dotąd w dziejach Narodu i Kościoła te straszne krzywdy, które zostały wyrządzone Kościołowi. Czy robił to z przekonania, czy z taktyki politycznej – przyszłość oceni! Być może nie chciał otwartej i drastycznej walki, ale pozwalał na przyprowadzenie tak perfidnego planu – usypiania czujności rękami katolików postępowych – i konsekwentnego, stopniowego niszczenia tylu instytucji kościelnych i religijno-społecznych. W ciągu rządów Bolesława Bieruta, pomimo zawartego ’Porozumienia’, zniszczono prasę, wszystkie niemal pisma i księgarnie oraz wydawnictwa, nie wyłączając urzędowych organów Kurii Diecezjalnych; zlikwidowano mnóstwo klasztorów i domów zakonnych, nie wyłączając szkół zakonnych dla celów wewnętrznych. Straszliwe gwałty, których dopuszczano się na więźniach kapłanach i zakonnikach w czasie śledztw, nadmiernie ciężkie wyroki sądowe, wskutek których więzienia zaludniły się sutannami i habitami, jak nigdy od czasów Murawiewa – to wielki i bolesny rozdział tych rządów”. Walka z Bogiem, z krzyżem Jezusa Chrystusa, rugowanie religii z życia społecznego i kulturowego – to oznaki pełzającego totalitaryzmu.



Wojna z człowiekiem i jego naturą


Bezpośrednio wojna z Bogiem prowadziła i prowadzi do wojny z człowiekiem. Trudno bowiem walczyć z Bogiem, którego nikt nie widzi, dlatego walka z Bogiem przenoszona jest na walkę z człowiekiem, który wierzy w Boga. Wdziejach ludzkości obok ludzi wierzących żyli ludzie niewierzący, były czasy prześladowań chrześcijan, za czasów cesarzy rzymskich, jednak tak zorganizowanej walki z człowiekiem wierzącym, jaką prowadził i prowadzi komunizm i współczesna napierająca z Zachodu liberalna neolewica – nigdy świat nie notował. Do walki z człowiekiem wierzącym używane są i wykorzystywane instytucje państwowe, organy prawne i administracyjne, ośrodki informacyjne, kulturotwórcze i opiniotwórcze, prasa, filmy, czy internet… Czyż to nie dziwi i nie budzi pytań, że tylu ludzi i tyle sił oraz środków zużywa się w walce z człowiekiem wierzącym? Wyrwać wiarę z serc i umysłów ludzi dorosłych i młodych, dzieci i starców – to jeden z najważniejszych celów formacji nowego człowieka.

Jednak na tym owej walki nie chce się zaprzestać, chodzi o coś więcej, chodzi o to, by pozbawić człowieka jego ludzkiej natury, a więc tego, co jest w nim stałe, niezmienne i co stanowi punkt odniesienia do Stwórcy. Chce się więc widzieć człowieka jako kogoś, kogo się tworzy, którego formuje się jak figury z plasteliny. „Imperium – jak pisał Albert Camus w ’Człowieku zbuntowanym’ – uznaje jeden pewnik i wspiera się na jednej negacji: zakłada, że człowiek jest nieskończenie plastyczny oraz neguje istnienie natury ludzkiej. (…) Jeśli nie istnieje natura ludzka, plastyczność człowieka rzeczywiście nie ma granic. Realizm polityczny na tym poziomie to tylko romantyzm bez hamulców”.

Nic więc dziwnego, że po okresie walki ideologicznej, której celem jest preparowanie umysłów ludzkich i mentalizacja, czyli upowszechnianie określonego sposobu myślenia i widzenia świata i człowieka, przychodzi czas na reprodukcję człowieka. Skoro reprodukujemy żywność, zwierzęta, dlaczego więc nie reprodukować człowieka. Powoływane więc gender studies nie jest czymś przypadkowym. Jest zaprogramowanym elementem walki z człowiekiem i jego naturą. Jest „głuszeniem” naturalnych odczuć, zdroworozsądkowych sądów i prawdziwościowego poznania rzeczy. Trzeba to najpierw zabić, zagłuszyć i w ten sposób przygotować drogę do manipulacji człowiekiem. Manipulacji bardzo głębokiej, bo dotyczy ona nie tylko sposobu myślenia i postrzegania świata, ale manipulacji ludzkim żywym organizmem.

Nauka „poprawnego myślenia”


Skoro tym, co w człowieku jest boskie, jest właśnie rozum – jak uczyli już starożytni filozofowie – to nic dziwnego, że po walce z Bogiem i ludzką naturą przychodzi czas na walkę z ludzkim rozumem. Ponowoczesną filozofię współczesną można określić jako filozofię, która postawiła sobie za cel zdetronizować rozum ludzki, który z natury swej dąży do poznania prawdy. Skoro rozum nie jest autonomiczną władzą niematerialnej duszy, a staje się tylko funkcją mózgu, jak ogłaszają wszem i wobec powstałe w tym celu nauki kognitywistyczne, to rozum ten nie pozostaje w służbie prawdy. Warto tu przytoczyć fragment dialogu bohaterów książki George’a Orwella „Rok 1984”: „Tylko umysł zdyscyplinowany – tłumaczy O’Brien Winstonowi – jest zdolny postrzegać rzeczywistość. Nie sposób postrzegać rzeczywistości inaczej niż oczami Partii. (…) Władza oznacza rozrywanie umysłów na strzępy i składanie ich ponownie według obranego przez siebie modelu. Powtarzam ci, (…) że rzeczywistość nie jest zewnętrzna. Rzeczywistość istnieje w umyśle ludzkim, i nigdzie indziej”. Czyż nie coś takiego proponują nam dziś „inżynierowie” od gender studies?

Czy to się już dzieje?

Tak, to się już dzieje. Dlatego możemy mówić o pełzającym totalitaryzmie polityczno-kulturowym, który pod hasłami tolerancji, demokracji, równości fortyfikuje i buduje mury społeczności totalitarnych tolerujących tylko jedno: „poprawne myślenie i działanie, którego standardy wyznaczają ’Wielkie Organizacje’”. O tym, że tak właśnie się dzieje, świadczy to, że rządy we współczesnym świecie (w tym i w Polsce) dążą do całkowitej władzy nad społeczeństwem za pomocą monopolu informacyjnego, propagandy i ideologii państwowej; życie ludzi podporządkowane jest wszechobecnej kontroli ze strony władzy. Wyznacza ona standardy i normy zachowania, określa status socjalny obywateli, ustala kierunki, obszary i granice aktywności publicznej oraz kształtuje wzorce życia osobistego. Obywatele są silnie uzależnieni od władzy. Władza wpływa nawet na przyrost naturalny (czytaj: aborcja); władza wpływa na świadomość społeczną, posługując się propagandą i indoktrynacją. Są one zgodne z ideologią panującą w danym państwie. Tej ideologii są podporządkowywane programy szkolne i proces nauczania na wszystkich etapach, w tym nawet na poziomie przedszkolnym. Obowiązuje państwowa cenzura w uzależnionych od władzy środkach masowego przekazu, a także we wszystkich dziedzinach kultury, na przykład w filmie, teatrze czy literaturze; życie polityczne obywateli i formy ich uczestnictwa w życiu publicznym zostają określone przez władzę. Obywatele są instrumentem władzy, potrzebnym do potwierdzenia jej planów i działań.

Wyróżnione cechy charakterystyczne dla pełzającego totalitaryzmu ujawniają to, czego na co dzień zaczynamy doświadczać w Europie, a także w Polsce. Nie chodzi o to, by negować osiągnięcia naszej transformacji po 1989 r. i zdobycze nowoczesnych demokracji, chodzi o to, aby budzić świadomość, że demokracja jeśli nie opiera się na wartościach, na Bogu i religii, staje się pełzającym totalitaryzmem. I ci, którzy głoszą hasła demokracji, a wypowiadają walkę Bogu, ludzkiej naturze człowieka oraz ludzkiemu autonomicznemu myśleniu, są nikim innym jak „misjonarzami” nowego polityczno-kulturowego totalitaryzmu.


Ks. prof. Andrzej Maryniarczyk SDB

Autor jest kierownikiem Katedry Metafizyki KUL.


za:www.naszdziennik.pl/wp/53390,pelzajacy-totalitaryzm.html