Publikacje polecane

Świat. Europa. Rosja. Ukraina. Polska. My.

Przedstawimy zbiór tekstów dotyczących grozy wiszącej nad naszym najbliższym sąsiadem, a tym samym i nad nami. Bez złudzeń.

Władysław Trzaska - Korowajczyk: Ćmy w ogniach Majdanu

Od listopada 2013 na Majdanie w Kijowie trwały demonstracje , które w końcowej fazie, w lutym 2014, przemieniły się w krwawe rozruchy. Według jednych mediów padło prawie stu obrońców Placu Wolności, ale inne media podawały, że było również kilkadziesiąt ofiar po stronie milicji i służb specjalnych, którym wydawał rozkazy jeszcze wówczas prezydent Ukrainy Janukowycz. W nawale często sprzecznych informacji płynących z Kijowa, gdzie była prawda trudno jest dociec.
końcu lutego doszło do rewolucyjnych zmian, które można określić jako przewrót, zamach stanu, rewolucja. Majdan zwyciężył, Janukowycz uciekł, został wyłoniony Rząd Jaceniuka , który nie będzie mógł sprostać żądaniom Majdanu  i ten sam Majdan zmiecie go ze sceny politycznej.

Majdan zorganizował się na znak protestu, że Janukowycz nie podpisał wstępnego akcesu przyjęcia Ukrainy do Unii Europejskiej. Głównymi hasłami, które skandowano w Kijowie, była unia, demokracja i „Sława Ukrainie „, a nad Placem powiewały flagi Ukrainy i czerwono – czarna nacjonalistów ukraińskich. Trzeba być realist. Trudno uwierzyć w spontaniczność protestu, który rozpoczął się 21 listopada 2013. W historii, wszystkie ruchy masowe, były inspirowane przez określone siły politycne. Nie mogło być inaczej na Majdanie! Tylko kto podpalił ten gwałtowny protest?

Nad Majdanem powiewała flaga czerwono – czarna symbol Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów =- Ukraińskiej Powstańczej Armii. Świetnie zorganizowane paramilitarne jednostki „Samoobrony „, trzymały w ryzach tłum, który jak to każde wielkie zgromadzenie, mógł być nieobliczalny, a tu w Kijowie do rewolucyjnego buntu, z grabieżami  i dewastacjami nie dochodziło. Nawet rezydencję Janukowicza, gromadzącą niewyobrażalne bogactwa, ludzie oglądali jak jakieś muzeum. Tłum falował pod hasłem  „Sława Ukrainie” nawet trzynastoletni smarkacz, swoje wystąpienie zakończył tym okrzykiem.
W dobie Internetu, zwołanie kilkudziesięciu tysięcy ludzi nie jest żadnym problemem, byle hasło było chwytliwe, zazwyczaj populistyczne, nawet demagogiczne. Na Majdanie takim zawołaniem była Unia Europejska, z możliwością swobodnego wyjazdu z Ukrainy, w poszukiwaniu lepszego życia materialnego. Domagano się demokracji, choć dla Ukraińców demokracja jest abstrakcją. Dla ludzi z cywilizacji wschodniej, pojecie demokracji w niczym nie przypomina tego pojęcia w rozumieniu Zachodu, a Ukraina niewątpliwie swoimi korzeniami wyrasta ze Wschodu.

Państwo ukraińskie istnieje zaledwie dwadzieścia kilka lat, przed tym społeczeństwo  ukraińskie, bo trudno mówić o narodzie,  nigdy nie było zorganizowane w nowoczesne  struktury  państwowe, trudno bowiem sięgać do Księstwa kijowsko – włodzimierskiego. W  perspektywie historycznej ziemie te zamieszkiwali Rusini. Z czasem zaczęły tu odgrywać coraz większą rolę Tatarzy, Turcy, Ormianie, a przede wszystkim Kozacy. Kozacy to grupy społeczności wyłonionej z najgorszych elementów kryminalnych , banitów, uciekinierów z Polski, nad którymi ciążyły zarzuty za mordy i rozboje, mniejsze i większe bandy rozbójnicze. Z tego ówczesnego elementu bandyckiego, wyłoniła się Kozaczyzna. Instynkt wyrafinowanie zbrodniczy dominował w tych ludziach. Doskonale to przedstawił H. Sienkiewicz w „Ogniem i mieczem„. W czasie wojen polsko – kozackich w XVII w. ich ataman Chmielnicki, dobrowolnie poddał się Moskwie, podpisując Ugodę Pieresławską w  1654. Od tej chwili Kozaczyzna, która zdominowała pozostałych mieszkańców ziem należących do obecnej Ukrainy, , wiernie służyła Moskwie, między innymi Kozacy tłumili wszelkie zrywy wolnościowe Polaków. Z tej mieszaniny społeczno – narodowościowej wyłonił się współczesny „naród” ukraiński.
Do XX w. stosunki polsko – ukraińskie rozwijały się w miarę poprawnie. Pod koniec I  Wojny Austriacy zaczęli podsycać konflikt, który  wkrótce przekształcił się w krwawe starcia. Zaostrzały się one z upływem lat, aż osiągnęły apogeum w latach czterdziestych. Na Ziemiach Wschodnich Rzeczpospolitej zaczęły się mordy masowe, ale dopiero 11 lipca 1943 w niedzielę, bandy lepiej i gorzej uzbrojonych Ukraińców zaatakowały przeszło sto wsi z przewagą Polaków. Ukraiński sąsiad mordował swego sąsiada Polaka, drągami, przecinając piłą żywych ludzi na połowę, roztrzaskując siekierą głowy, zasypując żywych w studniach, topiąc w zbiornikach wodnych. Ocenia się, że w sposób okrutny, w ciągu paru miesięcy, zamordowano od 150 do 200 tysięcy Polaków. Mordowanym ludziom, przed śmiercią, zadawano tortury, nie mniej wyrafinowane niż stosowały bandy kozackie z czasów Chmielnickiego. I jak tu nie wierzyć w przekaz genetyczny!

Stefan Bandera metodycznie przygotowywał swoje bandy do rzezi polskiej ludności. W 1929 powstała Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i szkoliła Si ideologicznie i wojskowo, budowała struktury i podsycała w Ukraińcach nienawiść do Polaków.  OUN działał przede wszystkim na Polskich Kresach południowo – wschodnich. Organizowanie się odbywało w największej tajemnicy i nikt z zewnątrz nie domyślał się co najbliższy sąsiad knuje.   W  jednej chwili, właśnie 11  lipca, tysiące Ukraińców ruszyło mordować Polaków, kobiety, starców, dzieci, niemowlęta i oczywiście mężczyzn. A nad płonącymi polskimi domami z żywymi ludźmi powiewała flaga czerwono – czarna, a echo niosło wrzask „Sława Ukrainie. W PRL przemilczano te dramaty, a i w III RP tamte zbrodnie nie znajdują właściwego miejsca w naszej historii.

Jest jesień 2013.Janukowicz nie podpisuje wstępnego akcesu o przyjęciu Ukrainy do Unii Europejskiej. 21 listopada, w ciągu niewielu godzin, na Majdanie w Kijowie zbiera się kilkudziesięcio tysięczny tłum. Nonsensem jest twierdzenie, że było to spontaniczne zgromadzenie. Wszystko wskazuje na to, a argumentów przeciwnych nie ma, że była to znakomicie zorganizowana akcja, takich szowinistycznych ugrupowań jak  „Swoboda,, , „Prawa  Strona „ , a może i jeszcze bardziej skrajnie radykalnych ugrupowań . Nad Majdanem powiewała flaga czerwono – czarna, symbolizująca  OUN – UPA, a tłum skandował „Sława Ukrainie !Majdan płonął nie tylko oponami, ale skrajnym ukraińskim nacjonalizmem.

Po krwawych zamieszkach Janukowicz został obalony, a na czele nowego Rządu, oczywiście pod dyktat Placu Wolności, stanął Jaceniuk. Ten Rząd niedługo padnie, bo nie sprosta żądaniom Majdanu. Znamienne, że nikt ze „Swobody „ ani „Prawej Strony„ nie wszedł do grona rządzących, te ugrupowania wolą dyrygować wydarzeniami zza węgła.

Wydarzenia na Ukrainie rozwijają się dynamicznie i trudno przewidzieć, dziś w pierwszych dniach marca jak się potoczą. Czy „interwencja„ Rosji zakończy się na Krymie, czy też obejmie całą Ukrainę, a może tylko jej rejony wschodnie?
W jakim kierunku rozwiną się wydarzenia na Ukrainie? Państwo to stanie się demokracją w sensie zachodnim, Ukraina będzie podbita w całości, jeżeli nie militarnie, to politycznie i gospodarczo, przez Rosje, nastąpi podział - część wschodnia prorosyjska, część zachodnia nacjonalistyczna, a może najbliższy czas przyniesie inne rozwiązanie?

Ukraina nigdy nie stanie się organizmem demokratycznym w rozumieniu Zachodu. Ukraińcy mają głęboko zakorzenioną mentalność wschodnią. Pewnie by popierali wstąpienie Ukrainy do Unii Europejskiej, ale nigdy nie zaakceptują rygorów jakie ta nałoży na Kijów. Będą ciągnąć wszystkie korzyści jakie będą wynikały z takiego związku, natomiast będą unikać zobowiązań wobec Brukseli i tu można przytoczyć cassus Litwy. Zwasalizowanie Ukrainy wobec Rosji jest najbardziej prawdopodobne. Rozważyć również trzeba wariant, że za naszą wschodnią granicą, powstanie Ukraina nacjonalistyczna ziejąca nienawiścią do Polski. Każde z tych rozwiązań nie są dla Polski korzystne, ba niektóre wręcz tragiczne.

Jak powinien reagować Rząd w Warszawie na nieprzewidywalne wydarzenia na Ukrainie. Zachować dystans do wydarzeń, nie angażować się ostentacyjnie do spraw Kijowa. Już teraz widać, że zarówno Unia Europejska, jak i NATO, poza werbalnymi oświadczeniami, nic więcej nie zrobią. Większość państw zachodnich jest powiązana z gospodarką Rosji i nie będzie się narażać na komplikacje, poza tym obawiają się retorsji ze strony Moskwy.
Rząd III RP nie tylko wspiera Jaceniuka, ale usiłuje wywrzeć naciski na Rządy zachodnie by utworzyć wspólny front w obronie Ukrainy. Dopuszcza się do tego, że są idiotyczne głosy by natychmiast włączyć Ukrainę w struktury NATO, a również głupie propozycje by Rada Paktu Atlantyckiego odbyła się w Kijowie!

W Warszawskich sferach rządowych zapanowała megalomania i bez uzgodnień z NATO i Unią Europejską, usiłuje się prowadzić proukraińską politykę. Wielokrotnie pisałem, że polską polityką powinien kierować interes narodowy i racjonalizm. Niestety samodzielne zaangażowanie Polski w  problem Ukrainy , to droga do nikąd, sytuacja ta tylko doprowadzi do zaostrzenia stosunków z Rosją, a to nie leży w interesie gospodarczym Polski.  Mamy już  tego negatywne reakcję w postaci świńskiej sprawy. Jest Jeszcze jeden poważny problem. Gdyby na Ukrainie zaczęły się dziać jakieś walki, to fala uchodźców wyleje się do Polski. Będą to przede wszystkim nacjonaliści ze „Swobody „ i „Prawej Strony „, a więc potomkowie Ukraińskiej Powstańczej Armii i OUN, a więc  tacy, których ojcowie i dziadowie mają polską krew na rękach. I będzie trzeba otoczyć ich nasz ą  opieką i z  naszych kieszeni. Utrzymywać tą hałastrę. Wspaniała perspektywa, bandyci banderowscy będą naszymi utrzymankami! Planuje się również pomoc materialną dla wschodniego sąsiada, tak jakby Polska była bogatym krajem i miała obowiązek wspierać finansowo złodziejskie mafijne przekręty. Takie stanowisko Rządu RP budzi zdecydowany sprzeciw większości Polaków.

Stosunek Polski do Ukrainy musi być życzliwie neutralny. Jesteśmy za słabym krajem militarnie i gospodarczo, by wyskakiwać przed szereg. Zachodni nasi sojusznicy traktują nas jak harcowników, wysyłanych na Ukrainę, by wygrzebywać gorące kasztany z płonącego oponami Kijowa. A może jest to pomysł rodem z Warszawy? Unia Europejska, Stany Zjednoczone dystansują się od Ukrainy, coś tam deklarują w słowach, ale nie widać większej chęci niesienia pomocy materialnej.

„Pielgrzymki„  warszawskich „elit „ do Kijowa, są  sprzeczne z interesami Polski. Warszawski „elity „ lecą jak te ćmy do palących się opon na Majdanie. Czy wynikają z głupoty czy ze zdrady interesów narodowych. Majdan został zorganizowany przez najbardziej skrajne, nacjonalistyczne elementy ukraińskie. Wspierając tych potomków morderców Polaków, zaciera się pamięć o Ofiarach rozpasanego bandytyzmu ukraińskiego. Czy nie jest to zdrada polskich interesów narodowych!  W grze o Ukrainę nie liczymy się, karty rozdają potężni. A te błazeńskie podskakiwanie t.zw. polityków polskich na Majdanie , nie będzie  miało żadnego znaczenia na losy Ukrainy, a przyniesie kolosalne szkody, przede wszystkim gospodarcze ze strony Rosji. No cóż Polak przed szkodą i po szkodzie głupi.

***

Pogląd wyrażony przez kol. Korowajczyka, przedstawia jedynie stanowisko Autora.

kn

***
Tatarzy krymscy chcą interwencji NATO




Przywódca Tatarów krymskich Mustafa Dżemilew wezwał do bojkotu niedzielnego referendum w sprawie przyłączenia Półwyspu Krymskiego do Federacji Rosyjskiej. Zwrócił się do NATO z prośbą o interwencję, zanim – jak to ujął – “dojdzie do masakry”.

- ONZ nigdy nie zgodzi się na wysłanie na Krym “błękitnych hełmów” ze względu na prawo weta, które Rosja posiada w Radzie Bezpieczeństwa ONZ – zaznaczył Dżemilew w rozmowie z AFP . Dlatego – jak dodał – zwrócił się do NATO, żeby “zainterweniowało tak, jak w Kosowie”, “zanim dojdzie do masakry”.

Przywódca Tatarów wskazał, że liczy na to, iż spotka się jutro z sekretarzem generalnym NATO Andersem Foghiem Rasmussenem.

Dzisiaj ma być przyjęty w Brukseli przez zastępcę sekretarza generalnego NATO Alexandra Vershbowa. Nie zaplanowano żadnych spotkań Dżemilewa z przedstawicielami prasy.

- Nie widzieliśmy żadnego poważnego środka działania ze strony Zachodu – podkreślił Dżemilew w rozmowie z AFP. Według niego restrykcje wizowe nie będą skuteczne, gdyż ludziom, którzy mieliby zostać nimi objęci, “dobrze żyje się w Rosji”.

Na nadzwyczajnym szczycie w Brukseli 6 marca UE postanowiła zawiesić rozmowy z Rosją o liberalizacji wizowej oraz nowej umowie o partnerstwie i współpracy. Zagroziła też Moskwie dalszymi sankcjami, jeżeli w najbliższym czasie nie dojdzie do wycofania rosyjskich sił z Krymu oraz nie zostaną podjęte próby rozwiązania konfliktu. Wśród tych dalszych sankcji mogą znaleźć się sankcje wizowe, zamrożenie aktywów i odwołanie szczytu UE-Rosja.

Waszyngton nakazał nałożenie sankcji wizowych na wysokiej rangi rosyjskich i ukraińskich urzędników i inne osoby odpowiedzialne za zagrożenie suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy oraz nakazały zamrożenie ich aktywów w USA.

Dżemilew, który był wcześniej szefem Medżlisu – tatarskiego parlamentu – jest obecnie deputowanym do parlamentu Ukrainy.

PAP

za: http://wirtualnapolonia.com/2014/03/14/tatarzy-krymscy-chca-interwencji-nato/

***
Karnowski: Ukraina nie musi już czcić UPA


Ofiara z życia złożona przez niemal stu uczestników Majdanu nie pójdzie na marne, nawet jeśli przywódcy protestu zmarnują szansę, przed którą stanęli - skłócą się, podzielą, dadzą skorumpować, zapomną o celu.

Gdy kilkudziesięciu uczestników Majdanu padło od kul, pozostali nie odeszli z placu. Nadal trzymali pozycje, bronili się, choć kierując się pragmatyzmem, zasadą "ratowania substancji" i "zimną oceną własnych szans", powinni uciekać, powinni chować się gdzieś w zakamarkach. Bo przecież, wydawało się, nie mają szans, muszą zginąć. A jednak nie odeszli. Wytrwali, przełamania strach, i wygrali. I nie można mieć wątpliwości, że o ich zwycięstwie zdecydowała przede wszystkim gotowość do poniesienia ofiary za sprawę wolności, za ojczyznę. Gotowość posunięta do końca, a więc zakładająca śmierć za własny kraj.

Lekcja, jaka płynie z Majdanu, z postawy zdeterminowanych krańcowo Ukraińców, nie jest nam, Polakom, obca. My wiemy, że w naszej części świata sprawa wolności i niepodległości wymaga gotowości do zapłacenia ceny najwyższej. Przeciążenia związane z presją imperiów, brutalność agresorów (wewnętrznych i zewnętrznych), relatywna obojętność świata, nie pozostawiają wyboru. Naród, który nie jest gotów płacić ceny życia, może nigdy nie doczekać się szansy na realizację marzeń. Rozumieli to choćby uczestnicy naszych powstań, także tych przegranych. Dziś tak wielu szydzi z ich rzekomo szalonej kalkulacji szans, ale oni wiedzieli to, wiedzą uczestnicy Majdanu: bez rzucenia własnego życia "na stos", niewola będzie trwała może i wieki, a na pewno dłużej, niż nasze życie.

Dlatego z takim sceptycyzmem patrzymy na te środowiska w Polsce, które głoszą erę "normalności", czyli zakładają, że na stałe dołączyliśmy do zachodnioeuropejskiej ścieżki dziejów. Niestety, nic na to nie wskazuje. Presje i ciśnienia związane z naszym położeniem pomiędzy imperiami wcale nie zniknęły. I dlatego też nie powinniśmy rezygnować ze świadomości, że i dla nas może nadejść czas wielkiej próby. Nie możemy uznać, że dobiliśmy do bezpiecznego portu. Leżymy na skraju geopolitycznych płyt tektonicznych, które czasem się zderzają. W Kijowie, na naszych oczach, tuż za naszą granicą, doszło do takiego zderzenia.

Ofiara z życia złożona przez niemal stu uczestników Majdanu nie pójdzie na marne, nawet jeśli przywódcy protestu zmarnują szansę, przed którą stanęli - skłócą się, podzielą, dadzą skorumpować, zapomną o celu. W przyszłości Ukraińcy już zawsze będą mogli odwoływać się do tych, którzy polegli, będą mogli na nawo odczytywać sens ofiary, będą mogli szukać inspiracji w losach tych, co zginęli. W przypadku młodego państwa, którego skarbnica narodowych mitów jest, delikatnie mówiąc, niezbyt bogata, to bardzo dużo. Kto wie, może dzięki ofierze złożonej przez bohaterów Majdanu przynajmniej część patriotycznych Ukraińców porzuci chorą fascynację UPA? Oby. Dziś bowiem to właśnie odwoływanie się do tradycji tej zbrodniczej formacji zatruwa głęboko relacje polsko-ukraińskie.  

Jacek Karnowski

za:www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/karnowski-ukraina-nie-musi-juz-czcic-upa,9948835080#ixzz2vsPM6mtW

***

Nie lekceważyć sygnałów


Niedługo trwała „powszechna” polska zgoda w sprawie niebezpieczeństwa, jakie stanowi Rosja dla Polski. Zaledwie przez kilka dni dało się słyszeć opinie z najważniejszych środowisk polskiej polityki i mediów, że Moskwa jest jednak nieobliczalna i że słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego wypowiedziane w Tbilisi w 2008 roku były rozważne oraz stanowiły przestrogę dla Europy Wschodniej i Środkowej.

Dziś już powróciły do rozgłośni radiowych i gazet wspierających rząd komentarze kpiące z postawy, jaką prezentują ci, którzy przestrzegają przed agresywną polityką Władimira Putina. To teksty świadczące o tym, że Polski nie stać na zlekceważenie żadnego sygnału o rozszerzaniu rosyjskiej strefy wpływów. Kpiny przybierają charakter najgorszej stylistyki przemysłu pogardy. Nie krytykują wprost, ale cytują przestrzegające artykuły z akompaniamentem tragicznej muzyki, żeby następnie wyemitować rozrywkową muzykę i podsumować to komentarzem, że na szczęście są ludzie, którzy żyją w normalnym świecie.

Nie dziwi mnie wcale wiązanie śmierci prezydenta Kaczyńskiego z agresją militarną na Krym. Rosja, która wysłała zamaskowanych żołnierzy na Ukrainę, a której prezydent bawi się w kotka i myszkę z resztą świata, mówiąc, że nie wie, kto to jest, prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy rządowego samolotu. Nie chce oddać wraku. Zakłamywała fakty w sprawie katastrofy i wydała raport zawierający świadome kłamstwa. Mimo tych przykładów wciąż wielu wydaje się zabawne łączenie tych dwóch spraw.

Żadnego z polskich środowisk politycznych i medialnych nie stać dziś na lekceważenie zagrożenia, nawet jeśli to, co dzieje się teraz z Rosją, to jeszcze jeden, posunięty dalej niż poprzednie, test dla USA, NATO, UE, Polski. Jeśli Polska nie podejmie bardziej zdecydowanej i szerszej strategii mającej na celu obronę kraju w przyszłości, to przy następnej prowokacji może być za późno. Rosyjska dyplomacja uwielbia działać w retoryce rzekomej odpowiedzi na czyjeś bezprawne lub agresywne działania. I w Polsce takich działań Władimir Putin może sobie wynaleźć dowolną ilość, na czele ze „szkoleniem bojowników z Majdanu”. Mówiąc te słowa, sam prezydent Putin daje do zrozumienia, jak realnym zagrożeniem jest dla Polski koncepcja powrotu Rosji do stanu mocarstwa.

Przez ostatnie siedem lat rząd Donalda Tuska ułatwiał Moskwie wprowadzanie tej koncepcji w życie. Błędy polskiego rządu, zaniechania i wsparcie Moskwy działaniami, takimi jak reset wzajemnych stosunków po śmierci prezydenta w 2010 r. lub organizacja w 2015 Roku Rosji w Polsce, będą jednoznacznie osądzone w przyszłości: jako stopniowy rozkład polskiej polityki wobec spadkobiercy ZSRS, w następstwie którego Warszawa przestała stanowić zaporę dla imperialistycznej polityki Kremla. Plany ataku na zachód Europy były aktualne przez kilka wieków. Kontynuując to, co nie udało się Leninowi, Stalin marzył o tym, by Hitler wciągnął w wojnę Europę. Wtedy machina Armii Czerwonej z łatwością mogłaby wkroczyć na Zachód pod hasłem wprowadzania komunistycznej równości. Ostatecznie tak właśnie się stało.

Tym, którzy uważają te refleksje za pogląd prawicowego oszołoma, chciałbym przypomnieć, iż po pokojowym zakończeniu zimnej wojny nie nastąpił koniec historii. Być może część cywilizowanego demokratycznego świata nie dopuści do wojny w obszarze swych granic ze względu na mentalne zmiany społeczeństw po II wojnie światowej i mechanizmy zaawansowanej demokracji. To jednak nie dotyczy całego świata.

Zresztą konflikty wywoływane przez Rosję zawsze są potencjalnymi konfliktami na skalę kontynentalną. Żadnego z podmiotów obecnych działań dyplomatycznych nie stać na zlekceważenie rosyjskiej aneksji Krymu.

Filip Frąckowiak

Autor jest dyrektorem Izby Pamięci Pułkownika Kuklińskiego.

za:www.naszdziennik.pl/wp/70910,nie-lekcewazyc-sygnalow.html


***

Apetyt na Krym

Z dr. Krzysztofem Zielkem, politologiem, dyrektorem w MON za rządów Jana Olszewskiego i Jarosława Kaczyńskiego, rozmawia Maciej Walaszczyk

Krym jest stopniowo anektowany przez Rosję. Jak to się skończy?


– Jeśli Krym zostanie włączony do Federacji, to Rosjanie pewnie pozostaną tam z 5-10 lat.

Nie zostaną z niego wyparci, Zachód nie pomoże?


– Zajęli Krym i chcieliby go przetargować za ustępstwa na całej Ukrainie, ale nikt na to nie pójdzie, bo Krym nie jest teraz aż tak istotny.

Regionowi grozi wojna, serwisy informacyjne i politycy mówią tylko o tym. A Pan mówi, że to nieistotne?

– Putin poniósł już dwie poważne klęski. Stracił całą Ukrainę i wpływ na polityków w Kijowie, a tą drugą porażką jest właśnie zajęcie Krymu.

To po kolei. Walka o Kijów została rozstrzygnięta?

– Tak, walka o Kijów dla Putina jest zakończona. Jeszcze w listopadzie, kiedy Ukraina wycofała się ze stowarzyszenia z UE, wszyscy wieścili zwycięstwo Putina. A teraz? Nie można sobie dzisiaj wyobrazić sytuacji, w której Putin odzyskuje Kijów bez bardzo poważnego zaangażowania militarnego. Ukraińskie wojsko to 140 tys. ludzi. Kijów mogliby obronić nawet przed rosyjskimi dywizjami. To nie jest wykonalne politycznie, bo 70 proc. Rosjan nie chce wojny.

Dlaczego Putin stracił Ukrainę?


– Ponieważ chciał grać o jej całość. Próbował doprowadzić tam do wojny domowej, chciał skłócić jej wschód z zachodem i jednocześnie kontrolować jej słabego prezydenta, który miał trzymać się dyktatorskiej władzy, ponieważ unurzany będzie we krwi, jaka popłynąć miała przy pacyfikacji Majdanu. Tej operacji jednak mu się przeprowadzić nie udało. Kreml poniósł klęskę mimo wywoływania rozlicznych prowokacji.

Co o tym zadecydowało?

– Kilka spraw. Oligarchowie przeszli na stronę opozycji. Sam Janukowycz do końca próbował grać i nie zdecydował się rozstrzelać Majdanu. To, że walki nie wymknęły się spod kontroli, jest zasługą przede wszystkim protestujących na Majdanie, którzy nie dali się sprowokować. To wielki sukces kijowskiej Cerkwi prawosławnej, Kościoła katolickiego obrządku bizantyjsko-ukraińskiego i wszystkich innych wyznań z Żydami włącznie, które poparły rewolucję. Ukraińscy duchowni cały czas byli z ludźmi, co zresztą zaowocowało widocznym odrodzeniem religijnym.

Ale przecież po Krymie będzie Naddniestrze, być może kraje bałtyckie takie jak Łotwa, mówi się o zagrożeniu dla Polski. To ma być strategia obnażająca słabość Zachodu i jego instytucji bezpieczeństwa.

– To raczej propaganda moskiewska, niewiele mająca związku z rzeczywistością. Rosja zaangażowana w konflikt z Ukrainą nie jest w stanie zaatakować jej od południa przy pomocy 1800 żołnierzy z Naddniestrza. Nie udaje się też zdestabilizować Mołdawii, za którą stoi Rumunia. Rosja jest za słaba, żeby jednocześnie zaatakować też kraje bałtyckie, czyli NATO. To, co się dzieje na Krymie, w rzeczywistości jednoczy mieszkańców Ukrainy, tych z zachodu i tych ze wschodu, przeciw Rosji. Protesty na wschodzie słabną. Rosjanie z Ukrainy nie chcą być przyłączani do Rosji pod lufami karabinów. Podobnie myślą oligarchowie z Doniecka czy Dniepropietrowska, którzy kontrolując te obszary, nie mają ochoty na dominację Putina. Obserwujemy więc antyrosyjski zwrot, trwa mobilizacja, ludzie wstępują do armii, sytuacja ich jednoczy. Co więcej, z perspektywy geopolitycznej kryzys krymski jednoczy też Zachód.

UE jest niemrawa, nie zrobiła nic. Obama też nie jest Reaganem, Niemcy i Francja współpracują z Rosją gospodarczo i militarnie.

– USA wprowadziły poważne sankcje personalne polegające na zamrożeniu majątku i wiz, UE ich jeszcze nie wprowadziła, ale już Francja mówi, że za chwilę Unia będzie do tego zmuszona.

Takich samych, wymierzonych w elity polityczne Kremla?

– PiS od wielu miesięcy mówiło, że w przypadku Ukrainy konieczne było wprowadzenie sankcji gospodarczych wymierzonych w ludzi Janukowycza. Gdy w końcu ogłoszono, że będą wprowadzone w ciągu 72 godzin, oligarchowie przeszli na stronę opozycji. We wtorek, 18 lutego, wprowadzenie sankcji stało się realne, a w piątek, 21 lutego, po głosowaniu w Radzie Najwyższej Janukowycz przestał istnieć politycznie i w nocy zaczął uciekać ze stolicy i z kraju. W Rosji tak szybko sprawa oczywiście nie pój- dzie, ale Putin, będąc reprezentantem klanu siłowików, który wyniósł go do władzy, musi się z nimi liczyć. Jeśli uświadomią sobie, że jest nieefektywny i nieskuteczny, to upadnie. Raz jeszcze powtarzam: tracąc Ukrainę, poniósł klęskę, a wdając się w awanturę na Krymie, tylko ją utrwala. Aneksja Krymu to próba ratowania twarzy przed rosyjskim społeczeństwem, które tej sytuacji jeszcze nie rozumie, ale doskonale widzą, co się dzieje, ludzie z zaplecza Kremla. Dlatego sankcje będą po to, by tym ludziom dostarczyć dodatkowej motywacji, jeszcze mocniej uświadomić, że postawili na złego konia, że jego czas minął. Po wypowiedziach Ławrowa już widać, że Kreml mięknie. Tym bardziej trzeba wprowadzać i zaostrzać sankcje.

Pana interpretacja wydarzeń różni się od tego, co mówią politycy i eksperci. Twierdzi Pan, że USA wracają do gry, również w Europie, choć powszechnie uważa się, że skupili się tylko na Dalekim i Bliskim Wschodzie. W co więc grają Amerykanie po nieudanym „resecie” i awanturach Busha jr.?


– Druga kadencja Obamy jest próbą utrzymania przez USA globalnej hegemonii, której koniecznym elementem okazuje się polityka antyrosyjska. Ja np. uważałem, że o powrocie do zimnej wojny zadecyduje amerykańska polityka energetyczna. Jej samowystarczalność według niemieckiego wywiadu BND ma być uderzeniem nie tylko w Chiny, ale też w podstawy rosyjskiego budżetu i całej gospodarki Rosji opartej na dochodach ze sprzedaży surowców. To, co się dzieje dzisiaj, to konsekwencje decyzji podjętych ponad rok temu.

Statki będą zaopatrywały Europę w amerykański gaz i ropę?


– Będą, to kwestia 2-3 lat. Tutaj chodzi też o to, że Ameryka zmniejsza import surowców z Bliskiego Wschodu, co oznacza, że ropa i gaz stamtąd wypierają rosyjski gaz i ropę z Europy. Co ważniejsze, Waszyngtonowi idzie dzisiaj o powrót do polityki rozszerzania strefy euroatlantyckiej, która umożliwiła temu państwu przez minionych 20 lat utrzymanie światowej hegemonii. Rozszerzenie NATO zostało zatrzymane przez pasywną postawę Georga W. Busha w 2008 r. wobec rosyjskiej wojny z Gruzją, co zbiegło się też z krachem finansowym i kryzysem. Teraz polityka ta powraca w nowym wydaniu pod m.in. postacią uzupełnienia NATO strefą wolnego handlu między UE a USA. Tylko w ten sposób Stany Zjednoczone mogą utrzymać pozycję hegemona i odzyskać europejskie zaplecze w konfrontacji z Chinami i Rosją. Ukraina stała się idealnym instrumentem zmuszenia krajów takich jak Niemcy do włączenia się do tego projektu na amerykańskich warunkach. Proszę zauważyć, że gdyby na Ukrainie wybuchła wojna domowa, do której dążył Putin, UE wyleciałaby wraz ze swoim dobrobytem i bezpieczeństwem w powietrze. Dlatego Amerykanie tak mocno zaangażowali się na Ukrainie i tak mocno nakłaniają do poparcia swojej polityki Niemcy. W rezultacie strefa euroatlantycka w tej czy innej formie może zostać rozszerzona aż do linii Donu.

Jak w tym może odnaleźć się Polska?


– To dla Polski wyzwanie, które niesie zarówno zagrożenia, jak i niesłychane wprost szanse. Przestaniemy być państwem frontowym, a granica wolnego świata może zostać przesunięta tysiące kilometrów na wschód.

Co teraz konkretnie będą robić Amerykanie?

– Moim zdaniem, obserwujemy ich pełne zaangażowanie polityczne w dokonujący się na naszych oczach geopolityczny przewrót. Wiemy, że do Polski przyleci 12 samolotów F-16, ale spodziewać się należy – w mojej ocenie – przyspieszenia realizacji tarczy antyrakietowej w Redzikowie. W obliczu konfrontacji z Rosją Amerykanie, a nawet Niemcy wyłożą na Ukrainę – jak już niektórzy deklarowali – „tyle, ile będzie trzeba”. Inaczej rzeczywiście może wybuchnąć wojna nie tylko w Europie, ale konflikt o zasięgu światowym. Tak jak na początku „zimnej wojny” i tej gorącej w Korei zyskała będąca amerykańskim zapleczem Japonia i zachodnie Niemcy, tak z „małej zimnej wojny” o Ukrainę największe korzyści może wyciągnąć będąca zapleczem Zachodu Polska. Dlatego „mała zimna wojna” o Ukrainę wraz z polityczną izolacją Rosji jest dla Polski gigantyczną szansą gospodarczą i geopolityczną. Putin będzie prowokował rozpętanie prawdziwej wojny, ale nikt mu na to nie pozwoli, włącznie z oligarchami, którzy za nim stoją.

Dziękuję za rozmowę.

Maciej Walaszczyk

za:www.naszdziennik.pl/wp/70924,apetyt-na-krym.html

***

Jan Parys - Ukraina i mocarstwa


Od kilku miesięcy uwagę mediów i dyplomatów zajmuje Ukraina. Moje spojrzenie na problem Ukrainy jest inne niż to, które dominuje w Polsce i w USA. Uważam, że przede wszystkim należy zdefiniować, o co na Ukrainie chodzi. Dopiero potem można szukać sposobów wyjścia z kryzysu, który dawno przestał być sprawą wewnętrzną Kijowa, a stał się kwestią międzynarodową.
Na Ukrainie nie chodzi o wymianę rządu, nie chodzi o stosunki dwustronne między Ukrainą a Rosją. Obecna sytuacja u naszego wschodniego sąsiada to w istocie spór mocarstw o wpływy, a ściśle mówiąc spór o to, do czyjej strefy wpływów Ukraina będzie należała.

Warto przypomnieć, że Ukraina nigdy nie była suwerennym państwem. Porozumienie między Rosją, USA, Wielką Brytanią i Ukrainą z 1994 r. było układem złym. Trudno mi zrozumieć, dlaczego Ukraina taki układ podpisała. Jak kraj, który był wtedy trzecim mocarstwem nuklearnym świata (Ukraina miała wtedy 1200 głowic nuklearnych strategicznych i 2400 taktycznych) mógł pójść na taki dyktat? To nie był układ sojuszniczy, bo zawierał gwarancje, co oznacza brak równych pozycji stron. Ukraina zgodziła się wówczas na to, by inne kraje były gwarantami jej suwerenności. Daje to tym państwom prawo ingerencji w jej politykę.

W sieci interesów


Na dodatek państwa gwarantujące suwerenność Ukrainy mają dziś sprzeczne interesy, więc ich oczekiwania wobec tego państwa są rozbieżne. Zatem Ukraina sama w 1994 r. zgodziła się na status protektoratu, być może nieświadomie, ale jednak. W roku 2014, kiedy pod wpływem majdanu parlament powołał nowy rząd w Kijowie, ten natychmiast ogłosił, że wybiera opcję prozachodnią, co oznaczało naruszenie dotychczasowej równowagi wpływów na Ukrainie. Zamiast skupić się na umocnieniu władzy, na reformach gospodarczych i politycznych, nowa ukraińska ekipa zapragnęła od razu zmienić usytuowanie geopolityczne państwa. Decyzje te podjęto bez negocjacji z mocarstwami, bez dogłębnej analizy sytuacji geopolitycznej Ukrainy, która wynika z aktualnego układu sił na świecie. Zignorowano to, że USA są daleko i mają wiele wspólnych interesów z Moskwą, że Rosja na terytorium Ukrainy ma duże aktywa (bazy, flota) i traktuje ten kraj jako bardzo ważny dla swojego bezpieczeństwa.
Początek każdego działania dyplomatycznego powinna poprzedzić analiza, tj. poznanie doktryny przeciwnika. Nie oznacza ona, że tę doktrynę akceptujemy, lecz trzeba wiedzieć, o co przeciwnikowi idzie, by z nim walczyć i osiągać założone cele. Polityka rosyjska, zwłaszcza w sprawach zagranicznych, jest dla uważnych obserwatorów ze starej szkoły sowietologicznej (Józef Maria Bocheński, Leopold Łabędź, Zbigniew Brzeziński) bardzo przewidywalna.

Podział globalnego tortu


Podstawowa zasada rosyjskich dyplomatów to uznanie prymatu siły nad prawem międzynarodowym. Trzeba mieć na uwadze to, że w Moskwie dobrze umieją liczyć, zwłaszcza potencjały wojskowe. Według rosyjskich analityków liczyć trzeba przed wszystkim głowice nuklearne. Ich liczba wyznacza siłę państwa. To ona decyduje o tym, z kim Moskwa gotowa jest negocjować. To oznacza, że dla Moskwy liczą się tylko USA. I tylko z USA Moskwa chce i musi się liczyć. Żadne inne potencjały, jak PKB, dynamika wzrostu, itp. nie są traktowane w Moskwie jako istotne. Jednym słowem dla Moskwy prawo międzynarodowe nie ma wielkiego znaczenia, znaczenie mają głowice nuklearne. W optyce Kremla wszystkie państwa formalnie są równe, ale niektóre są ważniejsze.
O tym, jak Zachód traktuje sojuszników i jak szanuje prawo międzynarodowe, Moskwa wie z wielu przykładów. Każdy pamięta, że podstawy prawa międzynarodowego w XX w. określił prezydent USA Woodrow Wilson, że na jego założeniach była oparta Karta Atlantycka. Ale w Moskwie pamiętają także, jak kraje zachodnie wielokrotnie instrumentalnie traktowały te zasady prawa międzynarodowego. Można wymienić porozumienia z Teheranu, z Jałty, z Poczdamu, wojnę w Korei, kryzys berliński, kryzys sueski, agresje na Węgry i Czechosłowację, kryzys kubański, wojnę w Wietnamie, zjednoczenie Niemiec, poszerzenie NATO. We wszystkich tych wypadkach kryzysy lub problemy były rozwiązywane za pomocą dwustronnych negocjacji Moskwy z Waszyngtonem. Przy czym na ogół pomijano udział tych państw, których kryzys lub problem dotyczył. Przyjęto bowiem, że każde mocarstwo ma swoją sferę wpływów. Na ten temat w ostatnich latach w ramach polityki resetu wypowiadali się politycy amerykańscy, mówiąc wprost, że Moskwa jako mocarstwo musi mieć swoje boisko (żerowisko).

Okiem Moskwy


8 marca br. premier Jan Krzysztof Bielecki powiedział w telewizji, że Rosja nie zachowuje się jak członek klubu dżentelmenów. Miał na myśli grupę państw G8. To prawda, lecz Moskwa od 1943 r. jest zapisana do innego, lepszego – bo dwuosobowego – klubu i tylko z USA poufnie chce rozwiązywać problemy międzynarodowe, chce współdecydować np. o tym, jakie państwo należy do czyjej strefy wpływów. Klub ośmiu Moskwy nie interesuje. Władze na Kremlu kilkakrotnie sygnalizowały potrzebę rozmów o statusie Ukrainy, najpierw w prasie czynili to doradcy Kremla, a potem rosyjscy dyplomaci. Warunki Moskwy wobec Ukrainy były i są klarowne: ten kraj nie może być w NATO ani w UE.

Można tu dodać, że podczas konferencji o bezpieczeństwie w Monachium w tym roku obiecano Moskwie, iż sprawy Ukrainy będą rozwiązywane z nią i z uwzględnieniem jej interesów. Zatem było jasne, że Ukraina nie ma pełnej swobody w rozwiązywaniu swoich problemów. Jeżeli minister spraw zagranicznych Francji mówi, że agresja militarna na Ukrainę to przewrócenie reguł obowiązujących w Europie od II wojny światowej, to się myli. Właśnie Moskwa chce, by te reguły przyjęte w Teheranie nadal obowiązywały, by o statusie państw na półkuli północnej decydowały negocjacje dwóch mocarstw, a nie europejscy dyplomaci lub wyborcy.

Fakty vs mrzonki


Warto przypomnieć chronologię wydarzeń. Po krwawych starciach do Kijowa przyjeżdżają trzej ministrowie spraw zagranicznych państw europejskich. Ich zasługą jest to, że poprzez uruchomienie negocjacji nastąpiło wstrzymanie walk i powstrzymanie rozlewu krwi. Jednak porozumienie, które zostało wówczas podpisane, trudno ocenić pozytywnie. Zostało bowiem podpisane przez opozycję pod groźbą, zatem nie jest ważne. Nie przetrwało nawet doby, zatem nie było dobrze przygotowane

zawartość zablokowana

Autor: Jan Parys

Pozostało 51% treści.

Chcesz przeczytać artykuł do końca? Wyślij SMS i wprowadź kod lub wykup prenumeratę i zaloguj się.


Numer 761 - 13.03.2014 › Publicystyka

za: http://gpcodziennie.pl/28221-ukraina-imocarstwa.html#.UyMHr4VBt24

***

Prof. Nowak: Putin chce rozbijać wspólnotę zachodnią

Rozmowa z profesorem Andrzejem Nowakiem, znawcą Rosji z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Stefczyk.info: Prezydent Rosji atakując Ukrainę skupił na sobie uwagę całego świata. Do kogo adresowany jest przez niego przekaz? Tu chodzi o symboliczną manifestację czy realne działania polityczne?


Prof. Andrzej Nowak: Adresatów posunięć Władimira Putina jest kilku. Pierwszym i najważniejszym jest sam Putin. On chce zaspokoić swoją potrzebę odreagowania na upokorzenie, jakie zgotowała mu Ukraina i jej twardo wyrażona wola niepodległości. Prezydent Rosji po raz pierwszy spotkał na swojej drodze taką przeszkodę. Teraz więc chce pokazać sobie i Ukraińcom, że srodze potrafi ukarać za takie niepowodzenie.

Majdan to klęska Putina?

Tak, i to największa. Zdaje się dodatkowo, że tej klęski nic nie cofnie. Putin stracił Ukrainę. Być może zdobędzie Krym, być może zdobędzie kawałek więcej, ale Ukrainę stracił. Do Kijowa nie może dostać się inaczej niż na czołgach. Drugim adresatem polityki Rosji po samym Putinie i jego podrażnionym ego jest Rosja. Wewnętrzny odbiór jest również ważny. Putin chce bowiem pokazać, że nie stracił kontroli nad wydarzeniami, że jest wręcz odwrotnie – jest tym samym panem i władcą „na krańcach ludzkich możliwości” i umie zastosować każdą metodę, jeśli ktoś mu się przeciwstawi.

Ktoś mu zagraża? Putin może się kogoś bać?


Chodzi m.in. o to, żeby manifestanci, którzy w Moskwie zgromadzili się z oponami zaraz po zwycięstwie Majdanu i zostali aresztowani, nie znaleźli naśladowców. A przede wszystkim, żeby żaden czający się za plecami Putina KGBista nie pomyślał sobie, że można władzy na Kremlu bezkarnie wbić nóż w plecy. Mamy brutalną ucieczkę do przodu przed potencjalnymi kłopotami Putina w jego kraju. Te dwa czynniki – własne ego i umocnienie kontroli nad sceną polityczną w Rosji są moim zdaniem dla Putina najważniejsze. Dopiero na następnym planie jest adresat kolejny, zachodni.

Jaki sygnał Putin chce wysłać Zachodowi?

Najważniejszą rzeczą, jaką Putin chce osiągnąć, to zastraszenie Zachodu i pokazanie mu jego bezsilności. To udaje się Putinowi najłatwiej.

Skoro mówił pan, że adresat zachodni jest mniej istoty to znaczy, że Zachód ma małe możliwości oddziaływania na Rosję?

Zachód ma możliwości oddziaływania na Moskwę. Jednak najwięcej w tej sprawie zależy od Stanów Zjednoczonych. Problem w tym, że Barack Obama prezentuje kompromitującą bezsilność. Prezydent Putin wykazał tę kompromitującą postawę USA kilkakrotnie, co zapewne sprawia mu satysfakcję. Szczególnie, że widzą to również jego poddani.

O jakich kompromitacjach pan mówi?


Było ich kilka. Wspomnę choćby o tym, że Obama 17 września 2010 roku na życzenie Rosji ogłosił zwinięcie projektu tarczy antyrakietowej w Polsce. Absolutną kompromitacją zakończyło się również działanie Obamy ws. Syrii. To było szczególnie ważne dla Putina, nie tylko dlatego, że ocalił swoje bazy w Syrii.

Dlaczego jeszcze?


Ma obecnie znakomity środek nacisku na kraj kluczowy ws. Ukrainy. Przez ten możliwy nacisk kraj ten pozostaje w miarę wstrzemięźliwy na razie. Mowa oczywiście o Turcji. Od południa, przez Syrię, Putin zagraża Turcji. Turcja była głównym orędownikiem interwencji militarnej w Syrii. I zawiodła się ogromnie na USA. Dlatego obecnie Ankara, która jest oczywistym sojusznikiem Tatarów krymskich, zachowuje się w sposób podobny do tego, co robi Zachód. Daje do zrozumienia, że jest niezadowolona, ale nie posuwa się zbyt daleko. Robi tak, ponieważ ma zdestabilizowaną południową granicę z Syrią. Ostatnią kompromitacją prezydenta Obamy jest brak reakcji na rzecz bezprecedensową, czyli na opublikowanie w internecie przez agentów Władimira Putina rozmów nagrywanych na linii Departament Stanu-Ambasada USA w Kijowie. To, że największe mocarstwo świata nie było w stanie zareagować w żaden sposób na niesłychaną bezczelność i zuchwałość, jest kompromitacją.

Jednak USA też podsłuchują. Wszyscy korzystają z tego narzędzia.

Oczywiście Stany podsłuchują, ale nie wrzucają tego na youtube. Nie pokazują tego, nie chwalą się: „tak, podsłuchujemy Angelę Merkel i publikujemy rozmowy”. Rosjanie, a raczej KGB, zrobiło to w swoim stylu, podkreślającym: „możemy wszystko”. A Obama kiwną głową i powiedział, że Rosjanie mogą wszystko i sam nie kiwną palcem w tej sytuacji. To było, jak zachęta do wysłania rosyjskich czołgów gdziekolwiek. Nie wiem, jakie haki na Obamę ma reżim rosyjski, ale ja tej ustępliwości Obamy nie potrafię wytłumaczyć. Jeśli jednak ta ustępliwość się wyczerpie, to przede wszystkim USA mogą coś w sprawie Krymu zrobić. W Europie z kolei zrobić coś mogą Niemcy. Oni grają w tej sprawie w sposób znacznie bardziej odpowiedzialny za swoją strefę wpływów. Oni nie chcą ustępować Rosji.

A Polska? Coś może zrobić? Polscy politycy stali się ostatnio bardziej aktywni...

Polska jest całkowicie bierna. Widać, że może wystąpić co najwyżej, jako narzędzie polityki niemieckiej, co w tej sytuacji i tak wydaje się mniejszym złem.

Wielu komentatorów i wiele komentarzy wskazuje w ostatnim czasie, że świat stoi na granicy kolejnej wojny światowej. Jest rzeczywiście tak źle?


Sądzę, że takie komentarze są obecnie zdecydowanie przesadzone. Putin przeznaczył w ostatnich latach na modernizację wojska 600 mld dolarów, co jest sporą kwotą. Więcej wydają na armię jedynie USA, ale one nie chcą wykorzystywać broni, nie tylko w wojnie, ale nawet jako straszaka. Kreml buduje imponującą maczugę i potrząsa nią wyraźnie. Jednak jego działanie nie ma na celu wywołanie wojny, ale spowodowanie takich reakcji, jak na Śląsku. Związek Ludności Narodowości Śląskiej, gdy Putin zagroził wycelowaniem rakiet w Polskę, zwrócił się do ambasadora Rosji w Polsce z prośbą o przekazanie prośby Putinowi, by ten nie celował w Śląsk, bo narodowość śląska kocha Rosję, w odróżnieniu od rusofobicznej Polski, która powinna zostać poddana retorsjom. Sądzę, że działania Putina liczy właśnie na takie reakcje. On strachem chce rozbijać wspólnotę zachodnią, by słabsi podnosili ręce do góry i mówili, jak kiedyś: „better red than dead”. Chodzi o ten sam efekt, o to, by Zachód mówił, że nie ma nic przeciwko kolejnym zaborom Putina tak długo jak one nie dojdą do nas.

Polacy też tak rozumują?


Taka linia była prezentowana przez polski rząd, który odwracał się od Ukrainy. Jednak obecnie widać, że zabory, jakich dokonuje Kreml mogą zbliżyć się do Polski. Polska może być następną ofiarą. Wtedy zgadzać się z zaborami nie będzie miał okazji minister Sikorski, nie będzie mógł wysyłać obraźliwych twittów itd. Takie działania będzie prowadził minister Steinmeier, czy Fabius. Tego rodzaju sytuacja nie może nie budzić zaniepokojenia w Warszawie.

Rozmawiał Stanisław Żaryn


za:www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/prof-nowak-putin-chce-rozbijac-wspolnote-zachodnia,10061195152#ixzz2vfb8FxrY




Po pierwotnym wahaniu Ameryka zaczyna działać. Wygląda na to, że Krym obudził Waszyngton z kilkuletniej geopolitycznej drzemki.

Jeremi Zaborowski z Chicago

Po pierwszych słowach oburzenia i zaniepokojenia zaczęły się czyny. Najpierw w zeszłym tygodniu prezydent Barack Obama ogłosił sankcje dla urzędników rosyjskich, którzy popierają aneksję Krymu. W niedzielę doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Obamy dał jasno do zrozumienia, że USA „nie uznają wyników referendum” na Krymie. Jeszcze dalej posunął się sekretarz stanu John Kerry. Najpierw oświadczył, że aneksja półwyspu zamknie „drogę rozmów dyplomatycznych” z Moskwą. W poniedziałek ujawniono, że Kerry w weekend odrzucił zaproszenie Putina na przyjazd do Moskwy. Sekretarz stanu dał do zrozumienia, że Rosjanie muszą najpierw zakończyć działania na Krymie oraz rozpocząć rozmowy z nowymi ukraińskimi władzami. Amerykańskie żądania trafiły na Kreml w postaci półtorastronicowego dokumentu. Gdy piszę te słowa – we wtorek w południe czasu warszawskiego – pozostały bez odpowiedzi. Jeszcze w poniedziałek ambasador USA na Ukrainie wzmocnił przekaz: jeśli referendum na Krymie odbędzie się 16 marca, Ameryka „zastosuje szereg sankcji, aby te działania drogo kosztowały Rosję”. Co zapowiada kolejną, jeszcze ostrzejszą rundę sankcji gospodarczych i wizowych. W środę w Białym Domu zostanie przyjęty tymczasowy premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk – wyraźny sygnał Obamy dla Rosjan nieuznających władz ukraińskich. Co ciekawe, prezydent USA może liczyć w swoich krokach na poparcie opinii publicznej – sankcje wobec Moskwy popiera 56 proc. Amerykanów.

Sygnały warte uwagi

Wygląda na to, jakby agresja Putina uruchomiła też nieco przyrdzewiały mechanizm obronny Ameryki. Amerykanie bowiem także na froncie wojskowym rozpoczęli serię sygnałów pod adresem Putina, znacznie ożywiając działania NATO. Do Polski przyleciało 12 samolotów F-16 US Air Force wraz z 300 żołnierzami obsługi naziemnej. Amerykańskie samoloty wzmocniły patrole nad strefą powietrzną krajów bałtyckich, a nad niebem Polski i Rumunii miał się pojawić samolot rozpoznania AWACS. Także na południowej flance ruszyła US Navy. Do portu w rumuńskiej Konstancy zawinął niszczyciel USS „Truxtun” wyposażony w pociski samosterujące


Numer 762 - 14.03.2014 › Publicystyka

Autor: Jeremi Zaborowski

Pozostało 50% treści.

Chcesz przeczytać artykuł do końca? Wyślij SMS i wprowadź kod lub wykup prenumeratę i zaloguj się.


za: http://gpcodziennie.pl/28253-putin-budzi-waszyngton.html#.UyMFw4VBt24

***

Armia USA stanie w obronie Ukrainy



Podczas środowej wizyty premiera Ukrainy Arsenija Jaceniuka w Białym Domu prezydent Barack Obama zapewnił, że Ukraina może liczyć na wsparcie Stanów Zjednoczonych w walce o zachowanie swojej suwerenności i integralności terytorialnej. Słowa Obamy potwierdził również głównodowodzący armii USA.

Przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, będący zarazem najwyższym rangą oficerem w Siłach Zbrojnych USA, gen. Martin Dempsey przed tygodniem oświadczył, że jeżeli doszłoby do eskalacji konfliktu na Krymie, armia amerykańska jest gotowa przejść do działania.

Generał potwierdził gwarancje sojusznicze względem państw należących do Sojuszu Północnoatlantyckiego. – Mamy traktatowe zobowiązania z naszymi sojusznikami z NATO. Odpowiemy, jeśli te zobowiązania zostaną przywołane – powiedział Dempsey. – Panie prezydencie, tu chodzi o wolność. Walczymy o naszą wolność, walczymy o naszą niepodległość, walczymy o naszą suwerenność i nigdy się nie poddamy – przekonywał Obamę o powadze sytuacji Jaceniuk. Prezydent USA zapewnił Kijów o swoim wsparciu i zagroził Federacji Rosyjskiej, że jeżeli podejmie dalsze działania skierowane przeciwko integralności Ukrainy i nadal będzie łamała prawo międzynarodowe oraz ukraińską konstytucję, to spotka się z silną reakcją i poniesie konsekwencje swoich działań. Dodał również, że Stany Zjednoczone całkowicie odrzucają mające się odbyć w niedzielę na Krymie referendum w sprawie przyłączenia części ukraińskiego terytorium do Rosji. W celu podkreślenia pełnego zaangażowania strony amerykańskiej w spotkaniu Obamy z Jaceniukiem uczestniczyli także wiceprezydent USA Joe Biden oraz minister finansów Jack Lew.

W zeszłym tygodniu Stany Zjednoczone przyjęły sankcje wizowe dla Ukraińców odpowiedzialnych za masakrę na majdanie. Barack Obama podpisał również dekret, na mocy którego Jack Lew może w każdej chwili zamrozić aktywa osób odpowiedzialnych za naruszenie integralności i demokracji na Ukrainie. Rosja zapowiada jednak, że na wszelkie takie akcje odpowie „sankcjami lustrzanymi”

zawartość zablokowana

Autor: Gabriel Kayzer

Pozostało 51% treści.

Chcesz przeczytać artykuł do końca? Wyślij SMS i wprowadź kod lub wykup prenumeratę i zaloguj się.

Dostęp do artykułu     
wyślij sms o treści GP1 na numer 7155



za:http://gpcodziennie.pl/28275-armia-usa-stanie-w-obronie-ukrainy.html#.UyMGmYVBt24