Publikacje polecane

Ukraina - Rosja - My. Dwugłos: Korowajczyk- Nagrodzki. Z rozwinięciem.



Władysław Trzaska – Korowajczyk:  Nie drażnić niedźwiedzia


Od listopada ubiegłego roku na Ukrainie dzieją się zaskakujące wydarzenia. W Kijowie zorganizował się Majdan, zorganizował się bo trudno jest dociec kto był inspiratorem czy inicjatorem tego wydarzenia. Na Placu Niepodległości poza hasłami o demokracji i wstąpieniu Ukrainy do Unii Europejskiej, skandowano hasła ultranacjonalistyczne, a nad zgromadzeniem powiewały flagi Ukrainy i czerwono – czarne chorągwie zbrodniczej Ukraińskiej Powstańczej Armii – UPA.

Niestety obok tych flag zawisła biało – czerwona, umieścili ją tam jacyś ignoranci historyczni, głupcy polityczni  bo nie posądzam, że byli to zdrajcy lub prowokatorzy.

Ukraina do dziś jest niezwykle ważnym elementem imperium rosyjskiego, w przekonaniu władców Kremla. Szczególnie część wschodnia ma silne związki gospodarcze z Rosją, dysponuje bogactwami naturalnymi, stanowi zaplecze żywnościowe i ma szeroki dostęp do Morza Czarnego. Moskwa tak łatwo nie zrezygnuje z tych ziem, vide przykład Krymu.

Patrząc z perspektywy historycznej od 1654 roku, od Ugody Pieresławskiej podpisanej przez Chmielnickiego z Moskwą, Ukraina związała się z Rosją. Resentymenty do władców na Kremlu tkwią głęboko w znaczącej części Ukraińców, szczególnie mieszkańców Wschodniej Ukrainy. W tej sytuacji należy spodziewać się powtórzenia krymskiego scenariusza w Dombasie, Charkowie, a może i apetyty Putina sięgną granic Polski.

Obecna Ukraina, z Rządem wyłonionym z protestów Majdanu, z dużymi wpływami stronnictw nacjonalistycznych, stoi na straconej pozycji. Rosja, mimo sprzeciwu Zachodu, nie zrezygnuje z odgrywania decydującej roli w tym państwie. Za duże są związki ścisłych powiązań gospodarczych, siły militarnej i agentury GRU i FSB.  Nie można wykluczyć sytuacji, w której Putin wspaniałomyślnie odstąpi od związku z Ukrainą Zachodnią, mającą stosunkowo mniejsze znaczenie ekonomiczne, znaczenie gospodarcze   i pozostawi ją na pastwę „Prawego Sektora” , „Swobody”  i innych nacjonalistycznych i antypolskich sił, które będą destabilizować sytuację w  Polsce. I to będzie putinowski straszak na nasz Kraj.

Większość polskich tzw. polityków pielgrzymowała do Kijowa i wspierała protesty Majdanu. Wspólnie z nacjonalistami ukraińskimi skandowano „Sława Ukrainie „ – hasło UPA. Ubolewano o sto ofiar jakie zginęły w Kijowie. Jakoś nikt z tych polskich „patriotów”, ani słowa nie wspomniał o stu pięćdziesięciu tysiącach Polaków wymordowanych w okrutny sposób przez tych samych, popieranych teraz, morderców polskiej ludności kresowej w latach czterdziestych Ukraińców.

W grze z Rosją o Ukrainę Polska kompletnie nie liczy się, bo czym możemy zagrozić wschodniemu sąsiadowi? Nie mamy ani żadnych atutów gospodarczych, ani tym bardziej militarnych. Rządy Donalda Tuska rozbroiły Polską Armię, a ostatnie zmiany organizacyjne, w wojsku, tylko pogłębiły chaos w Dowództwie Sił Zbrojnych.

W sferze gospodarczej nie ma co liczyć na solidaryzm europejski, zwyciężą egoizmy narodowe. Rosja nałożyła na UE embargo na wieprzowinę, pod pretekstem afrykańskiego pomoru świń, wybiórczo traktując Litwę i Polskę, ale jakoś nie widzą tej „świńskiej sprawy „  u naszych zachodnich sojuszników. Polscy rolnicy, z powodu podrzuconych dwóch padłych dzików, nie wiedzą co robić ze zdrowymi świniami, a firmy zachodnie bez przeszkód wożą do Rosji, ogromne transporty nierogacizny.

Na NATO też nie mamy co liczyć. Nim ta biurokratyczna machina demokratyczna ruszy minie ze trzy miesiące, a w tym czasie wróg dotrze do Odry.

Jak należy traktować decyzje Donalda Tuska rozbrajające i dezorganizując Wojsko Polskie? Odpowiedź jest jedna i jej tezy są oczywiste! Nasze Państwo jest kompletnie bezbronne wobec każdego agresora.  Siły zbrojne polskie prawie nie istnieją, poza „legią cudzoziemską”. Polska, bez obrony przeciwlotniczej, bez obrony terytorialnej bo skąd wziąć 400 tysięcy rezerwistów gotowych do walki, z porozrzucanymi po całym Kraju jednostkami wojsk operacyjnych praktycznie nie ma żadnych szans obrony swojego terytorium. Co to za Armia licząca podobno ok. 100 tys. Żołnierzy, ale zdolnych do walki jest tylko 30 tys. Czyli 1/3, reszta to generalicja i cywile odziani w mundurki.

W  swoich  felietonach wielokrotnie pisałem, że w głoszone hasło  „za naszą  i waszą wolność”, zawsze kończyło się dla Polaków tragicznie. Nie inaczej będzie z popieraniem dążeń Ukrainy, wbrew interesom Moskwy. Polska Ukrainie nie pomoże, ale podrażnienie rosyjskiego niedźwiedzia, nic dobrego naszemu krajowi nie przyniesie.
Zachód trochę pokrzyczy, trochę pogrozi, nawet zastosuje jakieś sankcje, ale takie aby Putinowi niewiele zaszkodziły, za dużo obie strony by straciły, w razie sankcji i ich retorsji.

Polska powinna zachować w stosunkach z Ukrainą życzliwą neutralność, ale jednocześnie bacznie przypatrywać się temu wszystkiemu, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Jednocześnie koniecznością jest wzmacnianie naszych sił obronnych i najściślejsza współpraca z NATO.

Władysław Trzaska – Korowajczyk

***

Krzysztof Nagrodzki – Z listów do przyjaciół. I znajomych. Ukraina. Rosja. My. Lęki i nadzieja.


Szanowny Kolego, przymuszasz mnie do powrotu do spraw, które – jak się wydawało – wyjaśniłem. Również publicznie. Ale skoro dosyć wyraźnie zarzucasz mi lęk czy koniunkturalizm, to wiesz, że na takie dictum odpowiedzieć będę musiał.

Wybacz, iż nie będzie to odkrywcze. Tak wiele zostało już powiedziane, napisane i wyemitowane w przestrzeni publicznej przez wybitnych fachowców: analityków, politologów, polityków, publicystów specjalizujących się w tej dziedzinie… I pozwól, że uczynię to „hurtem”, włączając korespondencję z niektórymi naszymi, czy tylko moimi znajomymi.


1. Do ocen postawy i stanowiska zajętego przez księdza Tadeusza Isakowicza- Zaleskiego nie mam zamiaru wracać. Miał do nich prawo. Jeno ustosunkuje się do głosów, iż przecież to kapłan naszego Kościoła, że to członek KSD itp. zatem albo dobrze, albo wcale.
Ksiądz Tadeusz występował jako publicysta w sprawach świeckich i tylko tak można potraktować Jego głos – jako pogląd felietonisty, prezentującego stanowisko - jedno z możliwych. I z którym nikt nie ma obowiązku „z urzędu” się zgadzać, bądź przemilczać, pod karą anatemy. Tak jak z żadnym innym w wolnym kraju, w wolnej przestrzeni. 
Zwróciłem uwagę na paskudne – mim zdaniem – sformułowania w książce wywiadzie-rzece, prowadzonej z ks. Zaleskim a dotyczącej redemptorysty o. Tadeusza Rydzyka: „Chodzi mi przede wszystkim o niejasne interesy materialne, zbiórki na stocznie z których nigdy się nie rozliczył, wiercenie dziur w ziemi, sieci komórkowe. O to mam żal, bo to kładzie się cieniem na jego działalności medialnej.” I z tego się nie wycofuję, ponieważ mam zupełnie inny ogląd dobra, realizowanego przez „Imperium Redemptorystów” ( z błogosławieństwem już trzech Papieży) w nieprzyjaznej przestrzeni tworzonej przez swoistą konkurencję światopoglądową. 

2. Co do eksponowanych zagrożeń ze strony postbanderowskiej Ukrainy, mogę tylko powtórzyć:

- Polskie kresy (obecnie Ukrainy) pod wpływem zbolszewionych komisarzy spływały czerwienią polskiej (również i ukraińskiej) krwi upuszczanej przez sąsiadów. Również najbliższych. Także w rodzinach mieszanych. Przeczytaj uważnie, proszę, książkę „Pożoga” Zofii Kossak.
Ta książka - dokument daje uniwersalny obraz jak wrogość może być animowana. Nie tylko wtedy. I nie tylko tam. Wszak Szatan - ojciec kłamstwa i zła - nigdy nie spoczywa.

- Myślę, że rozumiem niepokój o „banderyzację” Ukrainy, wpisujący się w niemałą ilość podobnych lęków związanych z tym co się dzieje u naszych sąsiadów. Tyle, że ocena tego „dziania” się, może być różna – skrępowana li tylko pamięcią przeszłości lub – bez amnezji – dającą nadzieję na inną, dobrą przyszłość. Ukraina dążąca do UE, nawet z aktywem wymachującym tu i ówdzie postbanderowskimi sztandarami, wydaje się, mimo bolesnej pamięci, bezpieczniejszą dla nas, od zwasalizowanej bez reszty przez wielkiego sąsiada. To szansa a nie gwarancja.

- Wiem, iż byłoby naiwnością sądzić, iż Ukraina niezgadzająca się na przemożne uzależnienie polityczne, będzie zostawiona sama sobie. To zbyt duży, zbyt strategicznie położony kraj. Dlatego w końcu jeden nasz sąsiad może zastąpić drugiego. A i historyczna spółka też jest rozwiązaniem…

- Pokazanie Ukraińcom, że mamy ich gdzieś, bo banderowcy, bo ohyda potwornych upowskich zbrodni, bo możliwe niekorzystne konfiguracje, skazywałoby nas na dalszą marginalizacje jako podmiotu działań międzynarodowych. O tym wiedział śp. Lech Kaczyński.

Na Majdan przybywali - zważ –politycy różnych opcji. A teraz starają się mówić podobnym głosem, aczkolwiek u niektórych wygląda to – mimo wszystko – podejrzanie, „taktycznie”.
A może nawet „strategicznie”…Ale to już inna analiza.

Obojętność, niewyciągnięcie polskiej ręki byłoby – myślę - błędem, ponieważ to co się wydarzy w przyszłości na Ukrainie, nie dawałoby Polsce szansy. 

- Jakiej szansy? 
- Polska może być wkodowana w pamięć narodu jako przyjazny, chrześcijański, pomocny sąsiad, nieoceniający rzeczywistości li tylko wielką boleścią sprzed lat.

- Jak szeroko będzie funkcjonowała ta pamięć? I jak długo trwała?
- Nie wiem.

Wiem natomiast, że eksponowanie i rozgrywanie wołyńskiego, wchodniomałopolskiego, poleskiego ( i nie tylko) ludobójstwa, niewątpliwie będzie jednym z mocnych elementów dzielenia. Bez złudzeń. Zło polega na dzieleniu i budowaniu nienawiści.

Polska, aczkolwiek nie posiada zbyt wielu atutów materialnych w porównaniu chociażby z Niemcami, ma z Ukraińcami wspólnotę słowiańskiej krwi i spory fragment historii. Trudna przeszłość i dobra teraźniejszość mogą zaprocentować w przyszłości.

Tak, wiem, to tylko nadzieja, bo Rosja i Niemcy – czołowe państwo UE mogą długofalowo grać o Ukrainę. I o Europę. Nami też.
Postbanderyzm jest tylko elementem tej gry.
I dlatego, myślę, nie możemy być biernymi obserwatorami, bo z posiewu nadziei i czynu wyrasta realne dobro.

4. Oczywiście Zachód i UE nie jest ani rajem ani skałą. Mogą pojawić się głębokie kłopoty gospodarcze i cywilizacyjne chrześcijańskiej Ukrainy w zapominającej o chrześcijaństwie Europie, ale tego chyba nikt nie potrafi ze stuprocentową pewnością już dzisiaj ogarnąć i opisać...

5. Jeden z naszych kolegów co roku odwiedza Katyń i groby tysięcy – w tym swoich bliskich - w podsmoleńskim lesie. W jednym z lasów – cmentarzy.
Wie, co znaczy bezwzględność różnych satrapii.
Niesie również - jak miliony Polaków -  pamięć o bestialskich rzeziach na bezbronnej ludności dokonywanych w ludobójczym szale, przez „czyszczących” przestrzeń pod przyszłą wielka Ukrainę zbrodniarzom spod znaku OUN-UPA.
Teraz przyszedł czas ważenia starych lęków i nowych nadziei.
U niego przeważa lek. Ma do tego prawo.

6. Putin wspomniał o przypadku Kosowa odrywanego od Serbii. To fakt. Ale mam nadzieję, że  pamiętamy kto ostrzegał przed uznawaniem go (Lech Kaczyński - „nie spieszmy się”), a kto przystał (Donald Tusk). No i o tym, że na Kosowie się skończyło. Czy teraz skończy się na Krymie?... Na aneksji części innego państwa, bez żadnego zagrożenia dla rosyjskojęzycznych mieszkańców.

Można obawiać się, że przy takich powiązaniach interesów Zachodu z Rosją i braku stanowczego, wspólnego odporu, Putin pójdzie dalej „oswabadzając” licznych rodaków, „uciskanych przez faszystów” w innych częściach Europy.
Skoro poszło z Abchazją, Osetią, Krymem, dlaczego nie „wyzwolić” rodaków w mołdawskim Nadniestrzu, w całej Ukrainie? Może na Łotwie, Estonii, również na Litwie – chociaż tu trudniej - członkowie NATO.

7. Kierunek scalania imperium, tak nierozważnie rozczłonkowanego w okresie Jelcynowskiej  „smuty”, czyż może nie przypominać innych remilitaryzacji, „wyzwoleń”, „scalań” ?
- Zagłębie Saary, Nadrenia, Austria, Sudety (a następnie całe Czechy i Morawy) - wszystko jednorazowo i z obietnicą „nic więcej”.
Jak widać historia ma różne elementy scenografii, ale schematy granej sztuki podobne.

- Czy mamy powód do lęku?
- Naturalnie.
- Gdzie mamy szukać nadziei?... W NATO? W otrzeźwieniu Rosji? W opatrzności Bożej?
- W czynie i Wierze. To najlepsi towarzysze Nadziei.
I to naprawdę wszystko co mogę odpowiedzieć.



Aneks1

Deklaracja uzasadniająca wkroczenie wojsk rosyjskich w granice Rzeczypospolitej (1764 r.).

Zbliżanie się korpusu wojsk Jej Cesarskiej Mości wszech Rosji nie może i nie powinno wzbudzać żadnego podejrzenia w Najjaśniejszej Rzeczypospolitej odnośnie wolności i jej bezpieczeństwa wewnętrznego. Liczebność tych oddziałów nie jest dość znaczna, by mogły one cokolwiek przedsięwziąć przeciw prawom i przywilejom narodu tak wolnego i silnego jak naród polski. Stanowi to zarazem dowód aż nadto przekonujący czystości intencji Jej Cesarskiej Mości wszech Rosji, której nie przyświeca żaden inny cel jak tylko zachowanie wolności, do której wszyscy członkowie składający naród mają równe i niezaprzeczalne prawo. Granice, które oddzielają kraje Rosji od krajów Polski rozpościerają się po tamtej stronie na 200 mil drogi. Cóż jest więc bardziej naturalnego i co może być ważniejsze dla Rosji niż zwracać baczną uwagę na wszystko co może zniszczyć wolność i zmącić spokój Rzeczypospolitej? Jej Cesarska Mość życzyłaby sobie oszczędzić tego wystąpienia, lecz trzeba było ustąpić w obliczu okoliczności, gdzie ani prawa, rozum, miłość ojczyzny, ni wzgląd na spokój publiczny, nie miały wpływu na umysły. Wojska Rzeczypospolitej, naturalnie przeznaczone do bronienia granicy królestwa, zostały użyte na sejmikach, by krępować wolne głosy niezależnej szlachty. Sądy kapturowe zostały ustanowione zbrojną ręką. Co stało się w Grudziądzu jest zbyt świeżej daty by zatarło się w pamięci. Rozkazy wydane wojskom Rzeczypospolitej, by zbliżały się do Warszawy, dają podstawy sądzić, że podejmą one działania, jakie widzieliśmy w tamtym mieście.


Jej Cesarska Mość, nasza łaskawa władczyni, życzy sobie tylko zachowania spokoju publicznego i nigdy nie pozwoli by jedna partia prześladowała drugą z przyczyny przewagi sił, przede wszystkim, gdy sprawiedliwość nie określi jak poskromić gwałty i nie wyznaczy dróg postępowania.

Dlatego my, niżej podpisani, ambasador nadzwyczajny i minister pełnomocny Rosji, wyraźnie oświadczamy w imieniu Jej Cesarskiej Mości, naszej łaskawej władczyni, w sposób jak najbardziej uroczysty, prymasowi i Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, że oddziały rosyjskie nie spowodują żadnej przeszkody w obradach, że nie będą mieszały się do żadnej sprawy, dotyczącej sejmu walnego i w żaden sposób nie wystąpią, gdy członkom Rzeczypospolitej spodoba się powstrzymać gwałty, których celem będzie zmącenie spokoju publicznego lub bezpieczeństwa jednostek.

(-)  hrabia Keyserling

(-)  książę Repnin

Za: http://wpolityce.pl/artykuly/76486-ku-przestrodze-deklaracja-uzasadniajaca-wkroczenie-wojsk-rosyjskich-do-polski-1764-r-nasza-laskawa-wladczyni-zyczy-sobie-tylko-zachowania-spokoju

Aneks 2

17 września o świcie dopełnił się los Rzeczypospolitej. Kraj został zaatakowany również przez ZSRR. Do dziś nie wiemy wszystkiego o tym, co działo się na Kresach po wkroczeniu Sowietów.

Pomiędzy godz. 2 a 3 w nocy polski ambasador w Moskwie, Wacław Grzybowski, został pilnie wezwany do Komisariatu Spraw Zagranicznych, gdzie przedłożono mu notę podpisaną ludowego komisarza spraw zagranicznych Wiaczesława Mołotowa.

W dokumencie tym stwierdzano, że: "Wojna polsko-niemiecka ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa polskiego. W ciągu dziesięciu dni operacji wojennych Polska utraciła wszystkie swoje regiony przemysłowe i ośrodki kulturalne.

Warszawa przestała istnieć jako stolica Polski. Rząd polski rozpadł się i nie przejawia żadnych oznak życia. Oznacza to, iż państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć. Wskutek tego traktaty zawarte między ZSRR a Polską utraciły swą moc. Pozostawiona sobie samej i pozbawiona kierownictwa, Polska stała się wygodnym polem działania dla wszelkich poczynań i prób zaskoczenia, mogących zagrozić ZSRR. Dlatego też rząd sowiecki, który zachowywał dotąd neutralność, nie może pozostać dłużej neutralnym w obliczu tych faktów.

Rząd sowiecki nie może również pozostać obojętnym w chwili, gdy bracia tej samej krwi, Ukraińcy i Białorusini, zamieszkujący na terytorium Polski i pozostawieni swemu losowi, znajdują się bez żadnej obrony.
Biorąc pod uwagę tę sytuację, rząd sowiecki wydał rozkazy naczelnemu dowództwu Armii Czerwonej, aby jej oddziały przekroczyły granicę i wzięły pod obronę życie i mienie ludności zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi (…)".

Ambasador Grzybowski noty nie przyjął

Więcej na ten temat można przeczytać choćby u Jerzego Łojka w „Agresja 17 września”

Aneks 3
MSZ FR: Rosja ma prawo do obrony rodaków na Ukrainie

14.03. Moskwa (PAP) - "Rosja poczuwa się do odpowiedzialności za życie rodaków i współobywateli na Ukrainie; zastrzega też sobie prawo do wzięcia ludzi w obronę" - oświadczyło w piątek MSZ Federacji Rosyjskiej, komentując czwartkowe wydarzenia w Doniecku.


"13 marca 2014 roku w Doniecku doszło do tragicznych wydarzeń, polała się krew. Na pokojowo nastawionych demonstrantów, którzy wyszli na ulice miasta, by wyrazić swój stosunek do destrukcyjnego stanowiska ludzi podających się za ukraińską władzę, napadły radykalnie prawicowe ugrupowania, uzbrojone w broń na plastikową amunicję i kije" - oznajmił resort spraw zagranicznych Rosji.

Ministerstwo zauważyło, że ludzie ci od środy zjeżdżali się do Doniecka z innych regionów Ukrainy. "W wyniku starć jest wielu rannych; jedna osoba zginęła" - podkreśliło.

Rosyjskie MSZ przypomniało, że Moskwa niejednokrotnie oświadczała, iż "ci, którzy objęli władzę w Kijowie, powinni rozbroić bojówkarzy, zapewnić bezpieczeństwo ludności i zagwarantować słuszne prawo ludzi do organizowania wieców".


"Niestety, wydarzenia na Ukrainie pokazują, że tak się nie dzieje; że władze w Kijowie nie kontrolują sytuacji w kraju" - skonstatowało MSZ Rosji.

Za:http://www.pap.pl/palio/html.run?_Instance=cms_www.pap.pl&_PageID=1&s=infopakiet&dz=swiat&idNewsComp=&filename=&idnews=152784&data=&status=biezace&_CheckSum=-651459693

***
Moskwa grozi


Rosyjska Duma ratyfikowała traktat o przyjęciu Krymu i Sewastopola do Rosji.

Moskwa grozi, że na obronę swojej integralności terytorialnej mogą liczyć tylko te państwa, które gwarantują równe prawa wszystkim mniejszościom narodowym. Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow oświadczył, że przyłączenie Krymu do Rosji nastąpiło w sytuacji, gdy na Ukrainie doszło do zamachu stanu przy zagranicznym wsparciu. Zdaniem kremlowskiego dyplomaty w kraju panuje bezprawie, a zapleczem nowych władz są ekstremiści.

– W bratnim dla Rosji kraju przy zagranicznym wsparciu dokonał się zamach stanu i do dzisiaj tam panuje bezprawie: codziennie notuje się wybryki nacjonalistycznych radykałów, antysemitów i innych ekstremistów, na których opierają się nowe władze, istnieje realne zagrożenie dla życia i bezpieczeństwa ludzi, codziennie zdarzają się przypadki przemocy, dochodzi do brutalnego i masowego naruszenia praw człowieka na Ukrainie, w tym dyskryminacji i prześladowań ze względu na przynależność narodową, język i przekonania polityczne – wyliczał Ławrow, przemawiając w Dumie Państwowej. Jego zdaniem, właśnie te czynniki sprawiły, że istnienie Republiki Krymu w ramach państwa ukraińskiego stało się niemożliwe.

Tymczasem Kijów zapowiada walkę o wyzwolenie Krymu. „Naród ukraiński nigdy nie zaprzestanie walki o wyzwolenie Krymu spod rosyjskiej okupacji” – czytamy w przyjętej przez Radę Najwyższą Deklaracji o walce o wyzwolenie Ukrainy. Dokument poparło w głosowaniu 274 deputowanych spośród 303 zarejestrowanych tego dnia w 450-osobowej izbie. Nie głosowali członkowie Komunistycznej Partii Ukrainy. Parlament zwrócił się też do wspólnoty międzynarodowej o nieuznawanie Republiki Krymu i rosyjskiej aneksji półwyspu. W ocenie władz w Kijowie, została ona dokonana „z brutalnym naruszeniem podstawowych norm prawa międzynarodowego i ogólnie uznanych zasad istnienia państw”. „Naród ukraiński nigdy i w żadnych warunkach nie zaprzestanie walki o wyzwolenie Krymu spod okupacji, nie zważając na to, jak długotrwała i trudna będzie ta walka” – napisali deputowani.

Parlament Ukrainy zagwarantował wczoraj prawa narodu krymskotatarskiego w składzie państwa ukraińskiego i poparł deklarację ONZ o prawach rdzennych narodów, która m.in. zakazuje prowadzenia działań wojennych na zamieszkałych przez nich terytoriach. Deputowani uznali Medżlis (parlament) narodu krymskotatarskiego za jego organ przedstawicielski i zagwarantowali Tatarom prawo do samorealizacji w składzie państwa ukraińskiego.

Moskwa lekceważy apele z Kijowa. – Procedury prawne związane z wejściem Republiki Krymu i Sewastopola w skład Federacji Rosyjskiej zostaną zakończone w tym tygodniu – zapowiedział Siergiej Ławrow. Szef MSZ oświadczył, że rosyjska polityka ochrony interesów Rosjan za granicą pozostaje bez zmian. – Będziemy bronić ich interesów metodami politycznymi, dyplomatycznymi i prawnymi. Będziemy domagać się, aby kraje, w których znajdują się nasi rodacy, w pełnej mierze szanowali ich prawa i swobody – oznajmił.

Łukasz Sianożęck
***

Wszystkie scenariusze są możliwe


Z Juozasem Olekasem, ministrem obrony narodowej Republiki Litewskiej, rozmawia Piotr Falkowski

Czy dla Litwy Ukraina to ważny sojusznik? Za jaką cenę warto go bronić?


– Rzeczywiście, Ukraina jest dużym naszym sojusznikiem i sąsiadem. Mieliśmy wspólną i podobną historię. Mamy obecnie dobre doświadczenia, m.in. związane z międzynarodowymi operacjami wojskowymi. Żołnierze ukraińscy byli razem z nami w Afganistanie i teraz też są. Dlatego to, co dzieje się na Ukrainie, nie jest dla nas obojętne. Szkoda, że Ukraina tak długo się decydowała i od początku nie wybrała tej drogi demokracji, jaką wybrały Litwa i Polska. Teraz, gdy część Ukrainy jest okupowana i anektowana, u jej wschodnich granic rozmieszczono bardzo dużo wojska rosyjskiego, wydaje mi się, że wszyscy razem powinniśmy podejmować wysiłki, przede wszystkim polityczne, ekonomiczne, żeby ta agresja przeciwko Ukrainie została zatrzymana.

Ta agresja nie dotyczy już tylko Ukrainy, pojawiły się pewne żądania wobec Estonii, u jej granic odbywają się duże rosyjskie manewry. Czy Litwa nie czuje się zaniepokojona o swoje bezpieczeństwo?


– Każda dodatkowa koncentracja wojsk rosyjskich w pobliżu naszych granic, czy to w okolicach Pskowa, czy Królewca, zawsze oznacza zwiększone zagrożenie. Dlatego też przy pomocy własnych środków obserwujemy, co się tam dzieje, wymieniamy się informacjami z naszymi partnerami i w odpowiedni sposób sami reagujemy. Cieszymy się, że mamy wsparcie i poparcie sojusznicze. Myślę, że dodatkowe myśliwce Stanów Zjednoczonych w Szawlach to dobry przykład, że partnerzy przychodzą nam z pomocą.

Na Litwie też jest mniejszość rosyjska, choć mniejsza niż na Łotwie i w Estonii, przez terytorium państwa prowadzi też najkrótsza droga z Białorusi do obwodu kaliningradzkiego…

– Tranzyt przez Litwę jest bardzo wyraźnie reglamentowany. Choć wcześniej Rosja stwarzała na tym polu pewne problemy, to obecnie one nie występują. Jeśli chodzi o zaangażowanie w to wojsk litewskich, to zapewniam, że wszystkiego bardzo starannie i precyzyjnie doglądamy.

Panie Ministrze, niepokojących ćwiczeń rosyjskich i innych prowokacji wobec państw bałtyckich było już wiele. Obecna sytuacja chyba jednak jakościowo różni się od tamtych ze względu na ogólną sytuację polityczną i to, co się stało na Ukrainie?

– To bardzo ważne, ale proszę na to spojrzeć z drugiej strony: sześć lat temu u granic Gruzji też odbywały się tylko ćwiczenia. A wiadomo, jak to się skończyło. Do dziś część Gruzji jest okupowana. Podobny przebieg miał rozwój wypadków na Ukrainie, tylko nikt wcześniej nie wierzył, że coś takiego może się wydarzyć. Więc nie możemy lekceważyć żadnych ruchów wojsk.

Wspomniał Pan o Gruzji. Właśnie wtedy, w sierpniu 2008 roku, w Tbilisi polski prezydent w obecności m.in. prezydentów Litwy i Ukrainy powiedział o takim scenariuszu: dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i Polska.

– Żaden scenariusz nie jest niemożliwy. Dlatego spotykamy się i rozmawiamy z kolegami z sąsiednich państw.

Podczas spotkania z polskim ministrem obrony narodowej rozmawiał Pan m.in. o projekcie litewsko-polsko-ukraińskiej brygady. Ale co my, Polska, Litwa i NATO, możemy zrobić dla Ukrainy teraz?

– Rzeczywiście, brygada to bardziej długofalowy plan pomocy Ukrainie w zorganizowaniu swoich sił zbrojnych na bardziej demokratycznych zasadach. Obecnie Ukrainie najbardziej potrzebne jest nasze jednolite stanowisko w ocenie agresji Rosji. Jednolitej postawy, jeśli chodzi o stronę polityczną, ale też wszelkie inne.

Nie uważa Pan, że reakcja Zachodu jest zbyt słaba?

– Myślę, że mogłaby być mocniejsza. Ale ponieważ naszą rodzinę tworzy około 30 państw, uzgodnienie stanowisk wszystkich nie jest prostą sprawą. Mam nadzieję, że to stanowisko będzie się umacniało. Już usłyszeliśmy oświadczenie o wstrzymaniu sprzedaży francuskich okrętów Mistral.

Francuzi nie są wcale tacy pewni. Na razie powiedzieli tylko, że odkładają decyzję do października.


– Dobre i to, że kontynuacja tego kontraktu nie jest pewna, że decyzja dopiero będzie.

W naszym regionie mamy jednak zgodne stanowisko. Czy to nie jest dla Litwy pewna wskazówka, żeby orientować się bardziej na Europę Wschodnią niż, jak dotąd, na Niemcy?

– Zgoda, ale to już się dzieje. Kraje bałtyckie i Polska mają takie same albo bardzo podobne zagrożenia. W związku z tym wzmacnianie współpracy w tym regionie jest jak najbardziej wskazane. Zresztą rozmawiamy nie w Berlinie, tylko w Białymstoku. Jednak nie przeciwstawiałbym jednego regionu drugiemu. Powiedziałbym wręcz, że jesteśmy silnie zorientowani na współpracę regionalną: krajów bałtyckich, Polski, krajów nordyckich. Jeśli chodzi o ministrów obrony, to mamy tak zwany format północny, do którego wchodzą kraje bałtyckie, nordyckie, Polska, Niemcy, Holandia, Zjednoczone Królestwo.

Pan Minister osobiście doświadczył, co to znaczy obca przemoc i totalitaryzm. Jak to wpływa na obecną postawę jako polityka?

– W rzeczywistości historia mojej rodziny nie jest wcale wyjątkowa. Jak wiele rodzin na Litwie doświadczyliśmy represji stalinowskich i moi rodzice znaleźli się na zesłaniu. Tam, gdzie zostali wywiezieni, wcześniej byli wywożeni Polacy, polskich krzyży było tak samo dużo jak litewskich. Ja urodziłem się na Syberii. Zesłano łącznie 200 tys. Litwinów, tylko dlatego, że kochali swoją ojczyznę i swoją ziemię. Nasz kraj został zatrzymany, a właściwie cofnięty w swoim rozwoju. Cieszę się, że wróciłem na Litwę, ale wielu moich bliskich zostało tam na zawsze. Dzisiaj powinniśmy zachować pamięć o tych nieludzkich czasach. Nie dlatego, że jesteśmy mściwi, ale może nieco bardziej czujni niż ci, którzy tego doświadczyli. Potem byłem członkiem Sajudisu i jako jego przedstawiciel zostałem deputowanym do ostatniej Rady Najwyższej ZSRS. Bardzo się cieszę, że mogę teraz pracować dla wolnej Litwy. Jeszcze większą satysfakcję daje to, że możemy pracować razem z Polską.

Dziękuję za rozmowę.


za:http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/72170,wszystkie-scenariusze-sa-mozliwe.html

***

Wołyń i organizator tituszek


Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski udzielił wywiadu tygodnikowi „Do Rzeczy”, w którym rozprawił się z naszą, tj. „Gazety Polskiej”, oceną wydarzeń na Ukrainie. W sposób szczególny potraktował Tomasza Sakiewicza, zarzucając mu m.in. nieuczciwość, stosowanie cenzury i „widzenie wszędzie ruskich agentów”. Duchowny zastosował prostą metodę: stwórz wizerunek swojego przeciwnika, a później się z nim rozpraw, będzie łatwiej niż z prawdziwym. Nakreślił więc sobie takiego Sakiewicza i tu, i ówdzie ciska w niego „zabójczymi” argumentami. Ja pozostanę przy realnym przekazie naczelnego „GP” i prawdziwych, a nie wymyślonych powodach, dla których podjęliśmy wspólną decyzję o wstrzymaniu publikacji jednego felietonu księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego.

Od lat stoimy na stanowisku, że ludobójstwo dokonane przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach musi zostać uczciwie opisane, a zbrodniarze potępieni, przede wszystkim przez opinię publiczną naszego wschodniego sąsiada – w tej sprawie nie ma miejsca na kompromis. Jednocześnie jednak mamy głębokie przekonanie, że ów proces jest możliwy tylko w niepodległej Ukrainie. Kijów manipulowany przez Kreml nigdy nie będzie partnerem wiarygodnym, bo w interesie Rosji leży wyłącznie granie konfliktem polsko-ukraińskim. Prawdy i skruchy możemy wymagać jedynie od wolnego społeczeństwa ukraińskiego, mającego realny wpływ na politykę swojego kraju, a nie od ludzi sterroryzowanych, faszerowanych propagandą, których prawa wyborcze są fikcją. Zryw Ukraińców przeciwko reżimowi Janukowycza i władzy Moskwy jest szansą na zbudowanie demokratycznego państwa. Nasze drogi z księdzem Isakowiczem-Zaleskim bardzo mocno rozeszły się wówczas, gdy na Majdanie Niepodległości zaczęli ginąć ludzie, a Krym zajęły rosyjskie wojska. Argumentem decydującym był apel Polaków mieszkających na Ukrainie, którzy prosili nas – rodaków z Macierzy – byśmy nie dali się zwieść rosyjskiej propagandzie i także dla ich bezpieczeństwa wsparli wolnościowe przemiany w ich dzisiejszej ojczyźnie. Nie wydrukowaliśmy felietonu Księdza, bo stanęliśmy po stronie Polaków na Ukrainie – tych, którzy ze znacznie większym poświęceniem niż Ksiądz Tadeusz (choć chylę czoło przed Jego determinacją) walczą o prawdę o ludobójstwie dokonanym na swoich przodkach, zabiegają o polskie szkolnictwo i prawa polskiej mniejszości na Ukrainie. Działaczy Swobody czy innej maści gloryfikatorów UPA znają lepiej niż Ksiądz, bo nieraz oko w oko stawiali im czoło. Ale mimo to włączyli się w majdanowe powstanie. I to jest sedno sprawy. Ksiądz Tadeusz uparcie go unika.

Myślę, iż czyni tak m.in. dlatego, że w sprawach upamiętniania ludobójstwa na Wołyniu niewielka część środowisk kresowych w Polsce, w tym sam Duchowny, dała się zwieść wyjątkowo nieodpowiednim partnerom, którym przewodzi deputowany z Krymu Wadym Kołesniczenko. Kilka lat temu ów jegomość zorganizował w Kijowie wystawę poświęconą Golgocie Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Tym zdobył zaufanie m.in. naszego dotychczasowego autora. Wielką naiwnością było jednak uznanie go za godnego partnera – człowiek, który w swoim kraju od lat działa jawnie na rzecz przyłączenia Ukrainy do Rosji, na jednym wdechu może wykrzyczeć zbrodnie UPA i zaprzeczyć zbrodni katyńskiej, to doprawdy wielce niewiarygodny obrońca prawdy. Mimo to ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski przytaczał jego słowa na swoim blogu, a niewielka część środowisk kresowych gościła w Polsce.

Dziś Wadym Kołesniczenko ma zakaz wjazdu do USA. W czasie najkrwawszych dni w Kijowie organizował grupy tituszek, które napadały na protestujących ludzi. Nie wybierały sobie, czcigodny Księże, banderowców, tłukły każdego, kto stanął im na drodze. Deputowany Kołesniczenko to także jeden z głównych autorów terroryzującego Ukraińców pakietu ustaw, który u schyłku swych rządów wprowadził Janukowycz. Gdyby reżim miał czas z nich skorzystać, ich ofiarami byliby także mieszkający na Ukrainie Polacy. W tym ci, którzy od lat walczą o upamiętnienie ofiar ludobójstwa. To m.in. dlatego wzywali, by Polska poparła bunt Majdanu. Nie bali się banderowców, tylko ludzi takich jak Kołesniczenko, z którymi Ksiądz chciał walczyć o prawdę. Chcę uniknąć wszelkich niedomówień – nie uważam Księdza za „ruskiego agenta” (cytuję dokładnie Księdza wypowiedź), lecz za człowieka, który w słusznej sprawie bardzo źle wybrał sojuszników i na nieszczęście dla nas wszystkich nie potrafi z tej sytuacji wybrnąć.  Pech chciał, iż niewydrukowany przez nas felieton Księdza, w którym nowy premier Ukrainy funkcjonuje jako banderowiec, zbiegł się w czasie z odrażającym wywiadem Wadyma Kołesniczenki wzywającym do rozstrzelania organizatora Majdanu, „zniszczenia suk, dziwek i bydlaków” (to o domagających się wolności obywatelach Ukrainy) oraz „utopienia we krwi dziwek i gnoi” (to o nowych władzach Ukrainy). Warto wsłuchać się w apel Polaków z Ukrainy i zastanowić, czy środowisko Kołesniczenki to ludzie zainteresowani jakąkolwiek inną prawdą niż ta wyartykułowana przez Putina.


Katarzyna Gójska-Hejke

za:niezalezna.pl/53050-wolyn-i-organizator-tituszek

***

Cezary Gmyz - Rosyjscy agenci w Polsce

W niedawno odtajnionej teczce komunistycznego szpiega Tomasza Turowskiego znajduje się ciekawy dokument. As wywiadu PRL pod koniec lat 80. melduje o obawach swojego środowiska związanych ze zbliżającym się przełomem politycznym. Wyraża przekonanie, że po zmianie systemu politycznego Polska stanie się swego rodzaju drzwiami obrotowymi dla różnej maści służb specjalnych. Obserwując ostatnie wydarzenia związane z sytuacją na Ukrainie, nie sposób uciec od konstatacji, że te drzwi obrotowe zaczęły wirować jak szalone.

Wyobraźmy sobie, co by się działo, gdyby to Jarosław Kaczyński kilka miesięcy temu powiedział o możliwych rosyjskich prowokacjach i jako ich potencjalne miejsce wskazał obszary graniczące z Federacją Rosyjską, a konkretnie obwodem kaliningradzkim. A jeszcze precyzyjniej – gminy objęte umową o małym ruchu granicznym (MRG). Rechotom nie byłoby końca. Od świtu do zmierzchu słyszelibyśmy o szpiegomanii prezesa PiS, o hołdowaniu teoriom spiskowym, wrodzonej podejrzliwości etc.

Milczenie mediów

Po sprawie Krymu, kiedy premier Donald Tusk na spotkaniu z wojewodami mówi o możliwych prowokacjach, ze szczególnym uwzględnieniem właśnie obszaru objętego MRG, nikomu do śmiechu już nie jest. Szkoda jedynie, że nikt nie przypomina tych głosów, które przed laty przestrzegały, że MRG stanie się nie tylko okazją do podróży handlowych zwykłych Rosjan, ale uchyli również szeroko drzwi do Europy, a dokładniej do strefy Schengen, rosyjskim służbom specjalnym oraz rosyjskiej mafii. Inna sprawa, że obie organizacje bywają trudne do rozróżnienia. Z formalnego punktu widzenia Rosjanie podróżujący w ramach MRG powinni swoje peregrynacje ograniczyć do obszaru przygranicznych gmin objętych umową. Tymczasem, jak mówił mi niedawno oficer Straży Granicznej, w praktyce nikt tego nie kontroluje. Wypadki Rosjan opuszczających gminy przygraniczne wykrywane są incydentalnie, najczęściej gdy któryś popełni wykroczenie bądź przestępstwo. Dla osób, które wjeżdżają do Polski którymś z przejść granicznych z obwodem kaliningradzkim, cała strefa Schengen aż po Lizbonę stoi otworem. Nie tylko dla tych, którzy wybrali się na zakupy. Nic więc dziwnego, że meldunek w obwodzie stał się w Federacji Rosyjskiej jedną z najbardziej pożądanych rzeczy, zwłaszcza wśród członków zorganizowanych grup przestępczych.

Nasze media wolą jednak rozpływać się nad korzyściami płynącymi z przybycia Rosjan na zakupy do Trójmiasta czy na Mazury. Wydarzenia, takie jak dokonane przez Rosjanina Samira S. w ubiegłym roku w Gdańsku okrutne potrójne morderstwo na dwóch dorosłych i dziecku, nie prowokują do pogłębionych analiz mediów głównego nurtu. Tych samych, które miesiącami śledziły sprawę matki małej Madzi. Dziwnym trafem ten obywatel Kaliningradu nie trafił na czołówki serwisów informacyjnych, nawet kiedy okazało się, że potrójny mord może mieć coś wspólnego ze światem służb specjalnych. Kto wie, może właśnie dlatego nie trafił.

KGB posiada Rosję

Problem polega na tym, że nasi rządzący i powolne im media jeszcze do niedawna hołubili Rosję jako państwo zamieszkane przez przyjaznego niedźwiadka Miszę. Dopiero kiedy rosyjski niedźwiedź nie tylko wyszczerzył kły, ale też jednym kłapnięciem paszczy wydarł sąsiadowi kawał terytorium, zaczęto się budzić z letargu. Od czasu, kiedy napisałem tekst „Trotyl na wraku tupolewa”, z różnych stron byłem okładany pałką z napisem „wyznawca teorii spiskowych”. Otóż wyznaję to bez wstydu – owszem, jestem zwolennikiem teorii spiskowych. Spędziłem wystarczająco wiele lat w czytelni Instytutu Pamięci Narodowej pochylony nad aktami służb specjalnych, by doskonale wiedzieć, że nie tylko w przeszłości ukryte mechanizmy, agentura, operacje specjalne miały większy wpływ na otaczającą nas rzeczywistość, niż może to się wydawać. Rosja nie jest krajem rządzonym przez dobrego cara, który ma złych bojarów, lecz przez kadrowego oficera KGB. Człowieka, który nie wahał się wydać rozkazu wysadzenia przy użyciu trotylu bloków mieszkalnych z własnymi obywatelami po to tylko, by mieć pretekst do wszczęcia drugiej wojny czeczeńskiej. I nie wahał się wysłać do Londynu komanda śmierci, które poczęstowało polonem Aleksandra Litwinienkę. Tego, który ujawnił, że to ludzie Władimira Putina, na jego rozkaz, wysadzili w powietrze wspomniane bloki. Swego czasu mawiano, że Prusy nie posiadają armii, bowiem to armia posiada Prusy. Z Rosją jest podobnie, z tą tylko różnicą, że jest ona w posiadaniu następców Dzierżyńskiego, Jeżowa, Berii.

Nielegalni agenci

Nie ma co się łudzić, że działalność rosyjskich służb specjalnych, zarówno cywilnych, jak i wojskowych, ograniczona jest do aktywności rezydentury ulokowanej w ambasadzie przy Belwederskiej w Warszawie oraz licznych nieruchomościach będących w posiadaniu rosyjskich przedstawicielstw dyplomatycznych. Rosjanie od dziesięcioleci wiedzą, że kontrwywiady Zachodu stawiają znak równości między określeniami „rosyjski dyplomata” a „szpieg”. Z tego powodu gros rosyjskiej aktywności wywiadowczej to działania tzw. nielegałów. Kadrowych oficerów rosyjskich służb specjalnych, których często nikt nawet nie podejrzewa o jakiekolwiek związki nie tylko z Łubianką (czy raczej Jasenowem, gdzie razwiedka ma teraz siedzibę), ale w ogóle o jakiekolwiek związki z Rosją.

Swego czasu pewien oficer Departamentu IV opowiadał, że pod koniec lat 80. do polskich seminariów duchownych oraz na katolickie uczelnie zaczęła trafiać całkiem spora grupa obywateli Związku Sowieckiego, często mających polskie korzenie, lub Litwinów. Kiedy z oczywistych względów tzw. czwórka zaczęła się nimi interesować, góra PRL-owskiego wywiadu kazała to zainteresowanie wygasić. Dziś wiele osób z wspomnianej grupy studentów to ludzie, którzy porobili spektakularne kariery, także jako duchowni. Jeśli komuś nie mieści się w głowie wysłanie oficera do seminarium, wystarczy przypomnieć dzieje wspomnianego na początku Turowskiego, który spędził u jezuitów 10 lat. Nie mam też wątpliwości co do tego, że rosyjscy oficerowie i agenci mogą dziś uchodzić za Polaków. Czasem zaś, słuchając niektórych przedstawicieli establishmentu, odnoszę wrażenie, że są jednak już na pograniczu autodekonspiracji.


za: http://niezalezna.pl/53113-rosyjscy-agenci-w-polsce



***

Pokój krymski

Rosja, jak wiele innych upadających imperiów, staje się państwem zdegenerowanym. Wchodzi w fazę schyłkową, stąd jej gotowość do działań, które niewiele mają wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. A to oznacza, że radość i samozadowolenie tych, którzy odetchnęli z ulgą po aneksji Krymu, będą raczej krótkie.

Rosyjska aneksja Krymu stała się faktem i to niby powinno kończyć historię wydarzeń za naszą wschodnią granicą. Wszyscy odetchnęli z ulgą, że nie wybuchła III wojna światowa i wszystko może być po staremu. Państwa Zachodu, bo żaden kurek z gazem nie został zakręcony. Niemcy, bo trochę udało się utrzeć nosa Rosjanom i obniżyć ich potencjał ekonomiczny, jedną z konsekwencji aneksji Krymu zaś jest słabsza Ukraina (czytaj: bardziej podatna na presję niemiecką). Pozostałe państwa Europy Środkowej też się uspokoiły, bo żądania Putina na razie jeszcze nie sięgają dalej, przynajmniej oficjalnie. Media, bo mobilizacja widzów do śledzenia spraw ukraińskich zaczęła się wyczerpywać i trudno sobie wyobrazić, by coś, poza regularną wojną, na nowo podbiło słupki oglądalności. Samych widzów też uspokoiła – można teraz jeszcze zaliczyć resztkę sezonu zimowego gdzieś na nartach w wyższych partiach gór.

Zbir skończył imprezę

Aneksja Krymu jest im wszystkim na rękę, jak wejście do knajpy zbira, który paroma celnymi uderzeniami kończy coraz bardziej żenującą imprezę. Nie trzeba tego zbira lubić, wystarczy akceptować jego istnienie i funkcjonalne korzyści, które wynikają z jego pojawienia się na wspomnianej imprezie. Tak będzie do następnego konfliktu, o którym nikt na Zachodzie nie chce myśleć, bo po co sobie zaprzątać głowy nieprzyjemnymi sprawami.

Mobilizacja, której byliśmy świadkami w ostatnim czasie, zacznie słabnąć. Politycy i dziennikarze, którzy mówili o konieczności zbrojeń, teraz będą o tym mówili coraz rzadziej, aż wreszcie nastanie czas, gdy nie będzie wypadało w ogóle o nich mówić. Z czasem ktoś pierwszy, nieśmiało jeszcze, zapali znicz na grobie sowieckiego żołnierza, kolejny polski serial wejdzie na rosyjskie ekrany, a rosyjski na polskie. Ktoś napisze tekst o tym, że warto zakończyć tę dziwną wojnę podszytą naszą wrodzoną rusofobią. Gazprom uruchomi kolejną transzę stypendiów. Na nasze ekrany wejdzie kolejna produkcja rosyjskiego kina historycznego.

Na razie więc prawie wszyscy odetchnęli z ulgą, bo świadomość istnienia wroga i tego, że historia ludzka jest raczej historią wojen niż działań w warunkach pokojowych, już dawno wywietrzała z głów nawet historykom. Wojna pojmowana jest więc jako incydent, czas przejściowej mobilizacji, trwający coraz krócej, już nawet nie miesiące, ale tygodnie czy dni. Wojna jest niemal świętem, bo oznacza palenie zniczy przed ambasadami, wzruszenie nad losem ofiar, oznaki solidarności – najlepiej takiej, która nic nie kosztuje – łzy, okolicznościowe wlepki, internetowe wirale i absurdalne okrzyki w stylu „Wszyscy jesteśmy…”.

Wojna straciła swój patos, który przypominał zawsze człowiekowi o kruchości jego życia. Została też wyzbyta, przynajmniej dla zidiociałej opinii, swojego wymiaru strategicznego, w którym liczba ofiar jest drugorzędna względem ogólnych celów, jakie zostają osiągane. Kilka lat po przegranej w Gruzji niby-wojnie Rosja kontroluje nadal dwa separatystyczne okręgi, a wybory wygrywają politycy prorosyjscy. Na nic patos wobec faktów. Na nic czasowe wzruszenia, jeśli historię wygrywa się nie incydentami, ale działaniami, których skutki są długofalowe i których opinia przyzwyczajona do rozsypanych i nieuporządkowanych informacji nie będzie w stanie pojąć.

Całość artykułu w "Gazecie Polskiej Codziennie"z 21.3.2014r.

Wszyscy odetchnęli z ulgą, nie patrząc na kolejne etapy ewolucji rosyjskiego państwa. Jest ono w stanie pogodzić się ze stratami ekonomicznymi – według niektórych prognoz w wyniku samych sankcji Rosja straci w I kwartale 2014 r. 70 mld dol. zachodnich inwestycji. Pozostanie potentatem energetycznym w Europie, mimo że jej podstawy ekonomiczne będą coraz słabsze. Nie zważając na te okoliczności, Rosja brnie w politykę, której wielu zachodnich polityków nie rozumie. Głównie dlatego, że ich księgi rachunkowe muszą spinać się tylko na najbliższe lata. Putin myśli bardziej perspektywicznie.

Kupujcie elektroniczną prenumeratę "Codziennej", "Nowego Państwa" i "Gazety Polskiej"! Pozwoli to nam uniknąć restrykcji ze strony jednego z kolporterów.

za:http://niezalezna.pl/53133-pokoj-krymski

***
Jednostki wojskowe podlegające Moskwie zajmują coraz większe połacie Krymu.

Rosyjscy żołnierze przejęli wczoraj kontrolę nad kolejną jednostką wojskową w regionie, wkraczając na teren bazy transportowej ukraińskiej floty w Bakczysaraju, 30 km na południowy zachód od stolicy Krymu, Symferopola. Jak poinformował dowódca bazy major Eduard Kusnarenko, żołnierze rosyjscy przejęli jednostkę bez użycia siły. – Rosjanie przyszli i poprosili nas, byśmy opuścili bazę, co też uczyniliśmy – powiedział Kusnarenko. – Jutro spróbujemy wrócić na nasze stanowiska – dodał. Jak relacjonują ukraińskie media, gdy do otwartej bramy bazy chcieli podejść dziennikarze, rosyjscy żołnierze strzelili w powietrze.
Moskwa sugeruje, że aneksja Krymu nie zaspokaja apetytu Kremla. „Następny krok to Mołdawia i cała Ukraina; i wszystkie pozostałe ziemie ZSRR. Rosja zbiera się do kupy, jak zawsze. (…) Odnawia się duchowa i militarna potęga Rosji w całej jej krasie. I Alaska powróci, i kraje bałtyckie, i Polska, i Finlandia – to przecież rosyjskie ziemie” –napisał na jednym z portali społecznościowych Roman Kokoriew, doradca rosyjskiej delegacji do Rady Europy.

Rosja jest też „zaniepokojona krokami podjętymi wobec mniejszości w Estonii” – podała Agencja Reutera, cytując Witalija Czurkina, ambasadora Rosji przy ONZ. – Język nie powinien być wykorzystywany do segregacji i izolowania grup –powiedział rosyjski dyplomata.

W tym czasie władze w Kijowie próbują wprowadzać w życie decyzje, które mają być dolegliwe dla Rosji. Ukraina zapowiedziała m.in. wyjście ze Wspólnoty Niepodległych Państw, wprowadzenie wiz dla obywateli Rosji i postawienie wojska w stan pełnej gotowości bojowej. Podjęcie takich kroków zaleciła władzom Ukrainy Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony.
– MSZ Ukrainy otrzymało polecenie wprowadzenia reżimu wizowego z Federacją Rosyjską – poinformował sekretarz RBNiO Andrij Parubij. Kolejną wiadomością, którą przekazał, była informacja o zamiarze Ukrainy zrezygnowania z udziału w poradzieckiej Wspólnocie Niepodległych Państw (WNP). – Podjęto decyzję nie tylko o zakończeniu przewodniczenia (przez Ukrainę) w WNP, ale i o rozpoczęciu procesu wyjścia z WNP – wyjaśnił Parubij. Mimo tych ostrzeżeń premier Arsenij Jaceniuk zastrzegł, że Ukraina nie będzie się spieszyć z wprowadzaniem wiz dla obywateli Federacji Rosyjskiej. Szef rządu ocenił, że wizy nie są efektywnym instrumentem wpływu na działania Moskwy wobec jego kraju.

Kijów polecił ministerstwu obrony postawienie sił zbrojnych w stan pełnej gotowości bojowej. Ukraina zaprosiła także swoich sojuszników do wspólnych ćwiczeń wojskowych. Rada Bezpieczeństwa chce również, by rząd opracował plan wycofania wojsk ukraińskich z okupowanego przez Rosjan Krymu i ewakuacji obywateli, którzy nie chcą pozostać na półwyspie. Parubij oświadczył, że ukraińskie jednostki wojskowe z Krymu powinny być tymczasowo rozmieszczone w kontynentalnej części kraju.
Dodał, że Kijów będzie domagał się wyprowadzenia z półwyspu wojsk rosyjskich i zaproponuje ONZ ogłoszenie go strefą zdemilitaryzowaną. Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony nakazała wzmocnienie ochrony obiektów jądrowych, by zminimalizować ryzyko aktów terrorystycznych i dywersji. Uszczelniono też ochronę granicy pod kątem wwozu broni palnej, amunicji i materiałów wybuchowych.
Wczoraj okręt flagowy ukraińskiej marynarki wojennej, fregata Hetman Sahajdaczny, zmusił cztery okręty Floty Czarnomorskiej Federacji Rosyjskiej do opuszczenia wód terytorialnych Ukrainy. Podczas incydentu nie użyto broni.

Snajperzy z FSB


Ukraińskie media obiegły wczoraj niepotwierdzone doniesienia, jakoby jedno z państw członkowskich NATO ustaliło, że do demonstrantów na Majdanie strzelali snajperzy rosyjskiej FSB. Dziennikarze powołują się na portal Selous Foundation for Public Policy Research, który podał, że z przeprowadzonej przez jedno z państw członkowskich Paktu Północnoatlantyckiego analizy rozpoznawczej wynika, że snajperzy, którzy kilka tygodni temu strzelali do demonstrantów w Kijowie, należą do moskiewskiej jednostki FSB.

Federacja Rosyjska całkowicie zamknęła swoje granice dla ukraińskich artykułów spożywczych. Ciężarówki z Ukrainy, które wiozą do Rosji artykuły spożywcze, nie są wpuszczane na jej terytorium. Jak donoszą ukraińskie portale internetowe, samochody są po prostu zawracane bez żadnej kontroli. Celnicy nie wyjaśniają swoich działań, nie przedstawiają też żadnych dokumentów. Media elektroniczne donoszą o ogromnych kolejkach ciężarówek, które utworzyły się na ukraińsko-rosyjskich przejściach granicznych. Straż Graniczna Ukrainy poinformowała też, że Rosja podjęła decyzję o zamknięciu przejść granicznych dla mieszkańców strefy przygranicznej w obwodach charkowskim, sumskim i ługańskim. Rosjanie nie wyjaśnili przyczyn tej decyzji. Ograniczenia mają być tymczasowe i dotkną wyłącznie uczestników tzw. małego ruchu przygranicznego po obu stronach granicy.

Władze Krymu uwolniły za to dowódcę marynarki wojennej Ukrainy admirała Serhija Hajduka, pojmanego dzień wcześniej przez żołnierzy GRU podczas szturmu na bazę, której dowodził. Wraz z Hajdukiem wolność odzyskało siedmiu innych Ukraińców.


za:http://www.naszdziennik.pl/wp/72039,kto-nastepny.html

***

Po Krymie – Mołdawia? Gagauzja tworzy własną armię

Separatystyczne nastroje na Krymie wpływają na rozwój wydarzeń w sąsiednich, byłych republikach radzieckich. Republiki Nadbałtyckie, region Kaukazu, czy może w końcu Mołdawia. Wiele wskazuje, że to miejsca, na które skierowana jest uwaga Władimira Putina.


Położona niedaleko Krymu Mołdawia, bliska kulturowo i językowo Rumunii od lat zgłasza europejskie aspiracje. Kiszyniów, w odróżnieniu od Kijowa, podpisał umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską. Fakt jej podpisania  pociągnął za sobą wzrost nastrojów antyeuropejskich i separatystycznych. I co ciekawe, ich motorem jest nie tylko ludność rosyjska, ale także w dużej mierze Gagauzi. Gdy na Krymie blisko sto procent Tatarów zbojkotowało tzw. referendum, mołdawscy Gagauzi, potomkowie średniowiecznych plemion tureckich, zajęli zgoła odmienne stanowisko.


Napięcie w Mołdawii wzrosło po referendum z 2 lutego br. W wyniku głosowania aż 98 proc. uprawionych opowiedziało się za wyjściem Gagauzji z Republiki Mołdawii i integracją z Unią Celną. W Kiszyniowie referendum uznano za nielegalne.


W swoich działaniach Autonomiczna Republika Gagauzji posuwa się znacznie dalej. Parlament republiki przyjął postanowienie o stworzeniu tzw. Gwardii Narodowej, która stanie się prawdopodobnie zaczątkiem własnej armii. W ten sposób miejscowi mają sami bronić się przed działaniami Kiszyniowa. Gwardia Narodowa składać ma się z drużyn. Pomysł ich sformowania zrodził się w parlamencie po tym, jak blisko 100 uzbrojonych policjantów z oddziałów specjalnych przeprowadziło nalot na stacje benzynowe sieci CONAN. Mołdawskie organa ścigania podejrzewają, że sieć ta ma na swoim koncie wiele oszustw podatkowych na wielką skalę, a także inne przestępstwa gospodarcze.


Aby sformować drużyny Gwardii Narodowej, władze Gagauzji nie muszą dokonywać żadnych korekt obowiązującego prawa. Deputowani wykorzystają już funkcjonującą „ustawę o Gwardii Narodowej”. Za praktycznym wykorzystaniem tej ustawy zagłosowało 25 na 30 obecnych w parlamencie deputowanych.


Jakie będzie zatem pole działania drużyn? Początkowo pojawią się zaopatrzone w pałki uliczne patrole. Pojawią się nowe punkty kontrolne, a istniejące otrzymają wzmocnienia. Ich zadaniem ma być m.in. informowanie dozbrajanych z czasem drużyn Gwardii o ruchach oddziałów policyjnych i wojskowych z Kiszyniowa.


Rosyjski wicepremier Dmitrij Rogozin, który przestrzegał mołdawskie władze przed proeuropejską polityką, w ostatnim czasie zintensyfikował spotkania z prezydentem separatystycznego Naddniestrza. To niewątpliwie poważny sygnał do niepokoju dla Kiszyniowa.


Źródło www.newsru.com/TV Realitatea

ChS

za: http://www.pch24.pl/po-krymie---moldawia--gagauzja-tworzy-wlasna-armie,21829,i.html#ixzz2whL2Vs18