Publikacje polecane

Jan Maria Jackowski: Kontrolując żywność, kontrolujesz ludzi

"Kontroluj ropę, a będziesz mógł kontrolować całe kontynenty. Kontrolując żywność, kontrolujesz ludzi..." - dosadnie ujął problem amerykański sekretarz stanu Henry Kissinger w 1974 roku. Wiedział, co mówi, bo od 1963 roku trwają prace nad Codex Alimentarius (łac. książka żywności), czyli zbiorem obowiązujących w skali międzynarodowej norm i praktyk wykorzystywanych przez międzynarodowe i narodowe służby kontroli, sektor rolno-spożywczy oraz środowiska naukowe i eksperckie.

Tradycyjna w naszej cywilizacji od czasów prawa rzymskiego separacja sfery prywatnej od publicznej, która stanowiła fundament osobistych wolności człowieka, obecnie jest zastępowana tendencją do obejmowania przez struktury międzynarodowe totalną kontrolą wszelkich możliwych obszarów aktywności ludzkiej - zarówno publicznych, jak i prywatnych. Przy czym odbywa się to pod hasłem działania dla "dobra" człowieka, a rozwój naukowy i technologiczny, w tym komputeryzacja i informatyzacja, bardzo ułatwiają globalną inwigilację i zarządzanie zasobami ludzkimi. Doskonałą ilustracją tej tendencji jest narzucanie odgórnych norm regulujących produkcję żywności na świecie, zwłaszcza gdy normy te pogarszają jakość produktów żywnościowych i stanowią zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi.

Od jakiegoś czasu w niezależnych mediach pojawiają się alarmistyczne w tonie informacje o tym, że na skutek działań ONZ i Unii Europejskiej od 1 stycznia 2010 r. będziemy skazani na spożywanie skażonej i szkodliwej żywności. Wszelkie produkty żywnościowe mają być bowiem napromieniowywane przez poddawanie ich działaniu dużych dawek kobaltu 60, cezu 137 lub promieni gamma w celu "oczyszczenia" ich z zanieczyszczeń . Tym samym nakazem zostaną objęte również uprawy i hodowle ekologiczne, w których obowiązkowe będzie w przypadku roślin stosowanie pestycydów i środków chemicznych, a w przypadku zwierząt przeznaczonych na ubój zażywanie antybiotyków i hormonów wzrostu. Mimo to żywność ta nadal będzie nazywana "żywnością ekologiczną".
Jednocześnie nie jest wykluczone, że od 1 stycznia 2010 r. mieszkańcy UE będą mieli utrudniony dostęp do ziół, suplementów i terapii naturalnych. Zamiast tego każdy obywatel otrzyma "fachową pomoc", by mógł się "leczyć" lekami dostępnymi w aptekach. Przydomowa uprawa będzie również objęta restrykcyjnymi ograniczeniami i bez zezwolenia będzie nielegalna.
Daniel Hannan, członek parlamentu brytyjskiego, określił sytuację jasno: "Jeśli widzimy z pozoru szaloną dyrektywę Brukseli, oznacza to, że ktoś gdzieś na niej zyskał". Według niego, dyrektywy ograniczające produkcję naturalnych leków czy jej zakazujące są rezultatem lobbingu ze strony wielkich spółek farmaceutycznych.

Od farmy do widelca

Na pierwszy rzut oka sprawa wydaje się tak niedorzeczna, że aż nieprawdziwa i trącąca spiskową teorią dziejów. Niestety, to nie fikcja, ale ponura rzeczywistość. "Kontroluj ropę, a będziesz mógł kontrolować całe kontynenty. Kontrolując żywność, kontrolujesz ludzi..." - dosadnie ujął problem amerykański sekretarz stanu Henry Kissinger w 1974 roku. Wiedział, co mówi, bo od 1963 roku trwają prace nad Codex Alimentarius (łac. książka żywności), czyli zbiorem obowiązujących w skali międzynarodowej norm i praktyk wykorzystywanych przez międzynarodowe i narodowe służby kontroli, sektor rolno-spożywczy oraz środowiska naukowe i eksperckie.
Według Fundacji dr. Ratha, która stara się zwrócić uwagę opinii publicznej na zagrożenia wynikające z Codeksu i prowadzi stronę internetową będącą jednym z najpewniejszych źródeł informacji na temat skomplikowanej i zagmatwanej pajęczyny międzynarodowych powiązań instytucji i korporacji promujących Codex oraz zawiłości swoistej nowomowy niezrozumiałej dla zwykłego konsumenta, używanej w dokumencie, jest on "najważniejszym politycznym polem walki, na którym toczy się wojna o to, kto będzie sprawował kontrolę nad zasobami żywności od farmy do widelca".
Prace nad Codeksem są prowadzone w Komisji Kodeksu Żywnościowego powołanej do życia w ramach Wspólnego Programu dla Norm dotyczących Żywności przez dwie oenzetowskie agendy: Organizację Narodów Zjednoczonych Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) oraz Światową Organizację Zdrowia (WHO). W komisji jest reprezentowanych 180 państw oraz Unia Europejska. Kodeks Żywnościowy już wywołuje w świecie falę krytyki. Jego przeciwnicy zwracają uwagę, że mimo pozoru dowolności stosowania jego zasad faktycznie jest on obowiązkowym standardem norm bezpieczeństwa żywności i dotyczy także witamin oraz dodatków mineralnych. Ostrzegają, że zezwala on na masową modyfikację genetyczną (GMO) i napromieniowanie upraw.

Globalistyczny mesjanizm
Problem polega na tym, że wpływ na kształt i zakres Kodeksu Żywnościowego mają przede wszystkim największe na świecie korporacje z branży rolno-spożywczej, chemicznej i farmakologicznej. Twierdzenie, że to nieobowiązkowa norma, jest fikcją, gdyż Kodeks Żywnościowy jest uznawany przez potężną Światową Organizację Handlu (WTO) jako globalna norma rozstrzygania sporów w obszarze standardów żywności oraz ochrony konsumentów. Już tylko potencjalna możliwość wejścia w te spory i ich ewentualna przegrana związana z gigantycznymi odszkodowaniami powoduje, że dla bezpieczeństwa niejako obowiązkowe staje się dla uczestników rynku wprowadzanie zasad Codeksu. W ten sposób państwa należące do WTO nie mają wielkiego wyboru i muszą się podporządkować wytycznym zawartym w Codeksie.
WTO jest jeszcze jedną ponadnarodową strukturą, która teoretycznie podlega 120 państwom członkowskim, ale w praktyce to państwa tracą kontrolę nad swoimi gospodarkami na rzecz niepochodzącej z wyboru grupy mondialistycznej biurokracji. Wszystkie państwa członkowskie winne bowiem poddać się jej orzeczeniom, choć tak poważne wyzbycie się kompetencji przez rządy nie jest powzięte na mocy ratyfikacji parlamentarnej w krajach członkowskich. Przyszłościowo realizacja idei wolnego handlu jest rodzajem wymuszenia politycznej unifikacji świata, gdyż dla jego funkcjonowania potrzebna jest jedna stabilna polityka w ramach obszaru, na którym występuje wolny handel. Zakres suwerennego sprawowania władzy jest redukowany do roli "negocjowania" oraz przyjmowania i harmonizowania standardów i reguł wypracowanych przez międzynarodowe struktury.
Oparty na globalizmie i globalizacji "nowy porządek" jest wprowadzany przy zmierzchu publicznej debaty i społecznej kontroli. We współczesnym świecie w sposób bardzo przewrotny jest oddalany wpływ jednostki na władzę, przy jednocześnie niezwykle sugestywnej iluzji jej współudziału w kreowaniu codzienności. Problemy globalne są przedstawiane jako nierozwiązywalne na szczeblu narodowym przez poszczególne państwa, więc wymagają planetarnej perspektywy, by je rozwiązywać, oraz ponadnarodowych instytucji, które jednak wymykają się spod demokratycznej kontroli społeczeństw. Decyzje o kluczowym znaczeniu dla milionów ludzi zapadają zatem często anonimowo i w małych zamkniętych gremiach. Zmęczeni codziennością i pochłonięci własnymi sprawami obywatele nabierają przekonania, że i tak na nic nie mają wpływu i dają przyzwolenie na sprawowanie władzy w sposób zakulisowy.
Ten samonapędzający się mechanizm utraty suwerenności unaocznia destrukcyjną siłę korporacyjnej neoliberalnej cywilizacji konsumpcji. Pod płaszczykiem Kodeksu Żywnościowego jest ukryty przewrotny projekt zastąpienia naturalnych, sprawdzonych od pokoleń i ekologicznych metod zaspokajania potrzeb żywnościowych ludzkości technologicznymi eksperymentami, których negatywne skutki dla zdrowia ludzi i środowiska naturalnego są jeszcze do końca nawet nierozpoznane, ale już ukrywane przed opinią publiczną. W innej epoce i w innym systemie ten mechanizm działał zupełnie podobnie. W czasach gomułkowskich w Polsce wmawiano ludziom, że masło szkodzi na oczy, i wciskano margarynę, rzekomo zdrowszą i bardziej racjonalną odżywczo, tylko po to, by ukryć rynkowe niedobory masła. Globalizm komunistyczny (materializm dialektyczny) czy neoliberalny (materializm praktyczny) mimo pozoru różnic są jednak do siebie podobne w swym mesjanizmie.

W sidłach Codex Alimentarius

Żeby zrozumieć, w jak subtelny sposób odbywa się przejmowanie władzy nad państwami i społeczeństwami, trzeba przebrnąć przez opasłe dokumenty: rezolucje, stanowiska, definicje, procedury. Na pozór wszystko wygląda bardzo pozytywnie i ma służyć dobru człowieka. Zadania Komisji Kodeksu Żywnościowego FAO/WHO są szczytnie zapisane jako: ochrona zdrowia i interesów konsumentów; zapewnienie uczciwych praktyk w międzynarodowym handlu żywnością; zatwierdzanie opracowanych norm i publikowanie ich w Kodeksie Żywnościowym jako regionalne bądź światowe normy; zmiany opublikowanych norm po dokonaniu ich przeglądu w świetle postępującego rozwoju nauki i techniki. Jednak po głębszej analizie tych materiałów i odcedzeniu tego, co istotne, od "masy tabuletty" okazuje się, że jednak ciemności kryją ziemię.
Kodeks Żywnościowy jest słusznie krytykowany za definicję witamin i dodatków mineralnych do żywności. Część krajów traktuje te komponenty jako żywność, część jako lekarstwa. Jeszcze inne, jak np. Kanada (ustawa C-6 i C-51), stworzyły odrębną kategorię dla tych produktów. Przeciwnicy Komisji Kodeksu twierdzą, że jest to w interesie firm farmaceutycznych i że ich wytyczne są niepotrzebnie restrykcyjne dla witamin oraz dodatków mineralnych. Reg Little, były australijski dyplomata, który służył przez ponad 25 lat w Japonii, Laosie, Bangladeszu, Irlandii, Hongkongu, Chinach, Szwajcarii, na Karaibach oraz przy ONZ, w dramatycznym tekście "Codex Alimentarius - Samobójstwo zachodniego świata" pisał: "Niedorzecznością współczesnego świata jest poleganie na uproszczonych i mechanistycznych dowodach naukowych, a nie na holistycznej, organicznej wiedzy. W ten sposób test laboratoryjny urósł do rangi ostatecznego boskiego sądu mimo ograniczonego, kontrolowanego, manipulowanego, fałszowanego i sztucznego efektu, jaki wywołuje. Te procesy są konieczne, by dostarczyć nadających się do opatentowania praw w zakresie własności intelektualnej, które dzięki reklamie i wydatkom marketingowym mogą stać się źródłem monopolistycznych dochodów.
Prawdziwe przyczyny zmasowanego ataku na zioła i witaminy, wszczętego pod pretekstem ich rzekomej szkodliwości lub bezwartościowego - z punktu widzenia terapeutycznego - działania, są równie oczywiste, co oburzające. Chodzi przede wszystkim - jeśli nie wyłącznie - o to, że witaminy, zioła i wiele innych naturalnych preparatów leczniczych nie są objęte ochroną patentową, w związku z czym przemysł farmaceutyczny próbuje doprowadzić do ich całkowitego wyparcia z rynku po to, by ludzie zażywali wyłącznie oferowane przezeń leki, których sprzedaż przynosi krociowe zyski, mimo że środki te często charakteryzują się niekorzystnymi działaniami ubocznymi. I żadne pseudoargumenty, mówiące o ochronie zdrowia publicznego - jako przesłance leżącej u podstaw wspomnianych drakońskich ograniczeń i zakazów - nie są w stanie zamazać tej prawdy oraz towarzyszących jej cynicznych działań.
Władze rządzących tymi procesami korporacji nie chcą pozostawać na łasce sił, które tak dobrze służyły ich pozycji na rynku, i od kilku dekad usilnie pracują nad złapaniem uczestników tego rynku w sidła podstępnego globalnego systemu regulacyjnego noszącego nazwę Codex Alimentarius. To, że stale przybywa dowodów na powolne zatruwanie jego uczestników przez przemysłowe metody uprawy roli i produkcji żywności oraz naukowe innowacje, w żaden sposób nie spowolniło dążenia do celu, który wpłynął na kształt Codexu i pobudził dodatkowo do działania Światową Organizację Handlu" (Nexus, nr 55 (5/2007).

Niemcy żądają zakazu sprzedaży ziół

Na podstawie Codex Alimentarius zostanie przecież utrudniony dostęp do naturalnej żywności, witamin i roślin o charakterze leczniczym, gdyż mają być klasyfikowane jako produkty lecznicze i poddane bardzo restrykcyjnej, kosztownej, sformalizowanej i długotrwałej kontroli. Produkty, które nie pochodzą od wielkich korporacji, nie mają szans na przebrnięcie tej procedury. Poza tym obecnie autorzy Codeksu koncentrują się na wprowadzeniu ograniczeń reklamowych i informacyjnych, co może prowadzić do zakazu publikacji wyników rzetelnych opracowań naukowych niewygodnych dla wielkich koncernów. Pewna pacjentka w Warszawie lecząca się na dolegliwości żołądkowe otrzymała od lekarza informację na temat szkodliwości różnych soków w kartonach. Po tym wykładzie zapytała, czy w związku z tym może pić pewien bardzo popularny amerykański napój znany z wielu skutków ubocznych, i usłyszała odpowiedź: "Nie wiem, bo w literaturze naukowej nic na ten temat nie znalazłam".
Co ciekawe i wiele mówiące, jednym z pomysłodawców Kodeksu Żywnościowego w 1963 roku był Fritz Ter Meer (1884-1967). W czasach hitlerowskich był on członkiem zarządu koncernu IG Farben produkującego m.in. śmiercionośny cyklon B. Został osądzony w procesach norymberskich za zbrodnie wojenne. Po odsiedzeniu symbolicznego wyroku - 4 lat - dzięki wstawiennictwu Rockefellerów wyszedł na wolność i od połowy lat 50. dzięki rekomendacji Nelsona Rockefellera został prezesem zarządu firmy Bayer, a następnie włączył się aktywnie w prace nad Kodeksem. W ten sposób od początku prac prym wiedli przedstawiciele wielkich koncernów farmakologicznych wywodzących się z hitlerowskiego syndykatu zbrodni. Nie dziwi zatem, że w 1996 roku niemiecka delegacja, działając w imieniu niemieckich koncernów chemicznych i farmakologicznych, przedłożyła propozycję, że nie powinno się sprzedawać żadnych ziół, witamin oraz minerałów w celach profilaktycznych czy leczniczych. Propozycja została przyjęta, ale liczne protesty wstrzymały jej wdrożenie. Podczas 28. Zjazdu Komisji Kodeksu Żywnościowego 9 lipca 2005 roku w Rzymie ponownie podjęto temat, a "Wytyczne dla witamin oraz dodatków mineralnych dla żywności" zostały przyjęte podczas spotkania jako "nieobowiązkowa norma". Niby jej nie ma, ale jednak jest.
Dla krajów członkowskich Unii Europejskiej problem jest tym większy, że Bruksela wprowadziła dodatkowo swoje regulacje w tym zakresie. Ich literalne stosowanie może doprowadzić z czasem do sytuacji, że np. przydomowa uprawa własnych owoców i warzyw nie będzie możliwa bez zezwolenia, a obrót naturalnymi witaminami oraz suplementami dodatków mineralnych i ziół może być nielegalny, podobnie jak terapie naturalne stosujące te składniki. Będzie to możliwe na podstawie restrykcyjnych dyrektyw dotyczących suplementów. Filozofia tych dokumentów prowadzi do wniosku, że to naturalne witaminy i zioła szkodzą człowiekowi i tylko produkty syntetyczne przemysłu farmaceutycznego pozwalają zapobiegać chorobom i je leczyć. W latach 50. narzucano matkom koncepcję, że "jedynie słuszne" jest karmienie sztucznym mlekiem z butelki co 3 godziny, a naturalne karmienie piersią niemowlęcia na żądanie jest szkodliwe dla niego i matki. Dziś to brzmi jak herezja, ale ile się nacierpiały i jakie szkody na zdrowiu i psychice poniosły dwa pokolenia ludzi poddanych tej "terapii".

Represyjne dyrektywy UE

Pierwsza z nich to Dyrektywa 2002/46/EC, która dotyczy suplementów żywnościowych (Food Supplements Directive - FSD) i traktuje je jako podkategorię żywności. Dyrektywa odnosi się jedynie do suplementów zawierających witaminy i minerały, ale w przyszłości obejmować będzie także suplementy zawierające inne grupy odżywek, takie jak: niezbędne kwasy tłuszczowe, aminokwasy, produkty ziołowe, itp. Krytycy dyrektywy - organizacja Alians na rzecz Naturalnego Zdrowia (Alliance of Natural Health - ANH) z siedzibą w Londynie, która prowadzi stronę internetową www.naturalnenielegalne.pl, z której korzystałem przy pisaniu tego tekstu, zwracają uwagę, że FSD oparta jest na liście pozytywnej, co w praktyce oznacza, że każdy składnik nieznajdujący się na tej liście jest zakazany. ANH obawia się, że nowa lista zawierająca roślinne, ziołowe oraz inne podobne produkty może być bardzo ograniczona, co w praktyce będzie oznaczało zakaz ich produkowania i stosowania.
Istnieje jeszcze większe niebezpieczeństwo. FSD nie tylko kontroluje, jakie substancje odżywcze można wykorzystywać w suplementach żywnościowych, ale wkrótce będzie także ustanawiać maksymalne dopuszczalne dawkowanie, przynajmniej dla witamin i minerałów. Maksymalne dozwolone dawki (MPL) dla witamin i minerałów w suplementach diety zostaną ustanowione w całej Unii Europejskiej z wykorzystaniem metod oceny ryzyka. Metody te wydają się stanowczo zbyt restrykcyjne dla wielu form witamin i minerałów. ANH uważa, że metody te nie mają podstaw naukowych. Jeśli wyżej wspomniane podejście nie zostanie zmienione, możliwe, że niektóre z dopuszczalnych poziomów będą niższe niż obecnie w konwencjonalnej diecie, która jest bezpieczna i korzystna dla zdrowia. W takiej sytuacji naturalne formy witamin i minerałów będą uzupełniane witaminami i minerałami wytworzonymi syntetycznie, co negatywnie odbije się na zdrowiu.
Kolejna regulacja to dyrektywa dotycząca produktów leczniczych stosowanych u ludzi Human Medical Products Directive - HMDP (Dyrektywa 2001/83/EC, zastąpiona Dyrektywą 2004/27/EC). Regulacja proponuje stosunkowo ograniczony i selektywny katalog produktów dopuszczonych do stosowania, co wcale nie oznacza, że certyfikowane leki są bezpieczne lub skuteczne. Większość naturalnych produktów zdrowotnych nie jest obecnie uznawana za leki. Zawarta w HMPD definicja produktu medycznego technicznie czyni z całej żywności leki, gdyż każda substancja lub mieszanka substancji, "która może zostać zastosowana lub podana istocie ludzkiej zarówno w celu przywrócenia, poprawy lub modyfikacji funkcji fizjologicznych poprzez wymuszenie farmakologicznej, immunologicznej lub metabolicznej odpowiedzi organizmu lub do przeprowadzenia diagnozy medycznej", powinna zostać zakwalifikowana jako produkt medyczny. Ponadto modyfikacja dyrektywy z 2004 roku zawiera tzw. klauzulę dominującą (par. 2(2)), która daje dyrektywie uprzywilejowaną i nieograniczoną władzę - w przypadku "wątpliwości" - nad każdym innym prawem europejskim, nawet jeśli zostało ono zastosowane wcześniej. Tym sposobem dyrektywa umożliwia narzucenie reżimu farmaceutycznego na dowolny produkt.
I jeszcze jedna regulacja - Traditional Herbal Medicinal Products Directive - THMPD, dotycząca tradycyjnych ziołowych produktów leczniczych, zmieniająca Dyrektywę 2004/24/EC. Dyrektywa wprowadza 30-letnie kryterium uprzywilejowania oraz bardzo restrykcyjne farmaceutyczne wymogi stawiane przed produktami z tej grupy w zakresie testów stabilności farmaceutycznej, które w najmniejszym stopniu nie pasują do produktów ziołowych. Testy te wykluczają większość mieszanek ziołowych, szczególnie nalewek wieloziołowych, gdyż są to aktywne produkty organiczne, w przeciwieństwie do stabilnych, nieznanych naturze, toksycznych cząsteczek charakterystycznych dla większości leków konwencjonalnych.
Zasada wymagająca przynajmniej 15-letniego używania produktu w Unii Europejskiej dyskryminuje preparaty stosowane w medycynie alternatywnej albo zdobycze innych kultur. Poza tym wyklucza się pojedyncze zioła lub ich specyficzne kombinacje, nie dopuszczając w ten sposób do wykorzystania nowych lub innowacyjnych mieszanek, które mogłyby być wspierane przez rozwijającą się naukę. Istnieje poważne zagrożenie, że coraz więcej roślin będzie "usuwanych" z kategorii żywności/suplementów diety i zaliczanych do kategorii objętych dyrektywami THMPD/HMPD. Oczywiste jest, że jeśli produkty te nie znajdą się w kategorii "dozwolonych" lub jeśli koszt uzyskania licencji będzie zbyt wygórowany dla aplikującego, nie zostaną w ogóle dopuszczone do stosowania.

W imię prawa do zdrowia

Cytowany już Reg Little stawia następującą tezę: "Właściwe żywienie i zdrowie zagrażają 'interesom chorobowym' przemysłu farmaceutycznego, ponieważ zmniejszają zapotrzebowanie na syntetyczne lekarstwa. Żywność pozbawiona pozostałości po pestycydach, sztucznych dodatków i innych trujących środków może być - z definicji - wytwarzana jedynie w przypadku zmniejszenia globalnego użycia lub - w idealnych warunkach - całkowitej eliminacji tych chemikaliów. Jest to jednak sprzeczne z interesem przemysłów farmaceutycznego i chemicznego, które produkują te substancje, gdyż skutkowałoby to niższymi zyskami, lepszym zdrowiem całej populacji, a w konsekwencji spadkiem spożycia syntetycznych leków. Wzrost zapotrzebowania na żywność organiczną stanowi zagrożenie dla przemysłu farmaceutycznego i chemicznego. Co więcej, organiczne nasiona nie mogą być opatentowane".
Rodzi się pytanie, co w tej sytuacji robić? Profesor dr hab. Olgierd Nowosielski z Wydziału Ogrodniczego Wyższej Szkoły Ekonomiczno-Humanistycznej w Skierniewicach opracował oryginalną metodę uprawiania roślin bez chemii przy użyciu wyłącznie pożywki "Vithum". Pożywka ta świetnie żywi rośliny i jednocześnie uodpornia je na patogeny. Stosując taką uprawę, zwiększa się plony, poprawia ich jakość, a przez to i zdrowie konsumentów. Metoda prof. Nowosielskiego powoduje także próchnicowanie gleby oraz ochronę ziemi i wody przed zanieczyszczeniami. Koszty takiej uprawy są mniejsze niż uprawy tradycyjnej, integrowanej czy ekologicznej.
Specjaliści z ANH proponują wspieranie ich kampanii, by Bruksela nie stosowała bezzasadnie szybkiej ścieżki licencjonowania leków dla żywności i suplementów diety. Poza tym postulują działania prawne przed instancjami europejskimi oraz akcje pisania do przedstawicieli polskiego rządu w kraju, jak również posłów w Parlamencie Europejskim, informując ich o swoich obawach dotyczących nieuzasadnionych ograniczeń w formie i dawkowania substancji odżywczych, których stosowanie jest ewidentnie korzystne dla zdrowia. W niektórych tytułach prasowych pojawiają się już petycje i apele obywateli do polskich władz. Na przykład Norbert Sawicki skierował w tej sprawie list otwarty do prezydenta RP, w którym napisał: "Uważam, że Polska jest jedyną nadzieją UE w kwestii normalnego jedzenia. Mieszkając przez kilka miesięcy w Europie Zachodniej, odkryłem, że żywność tam sprzedawana nie nadaje się do spożycia. (...) Panie Prezydencie, proszę o ochronę polskich obywateli przed wejściem w życie ww. projektu Unii Europejskiej".
W internecie trwa zbieranie podpisów pod petycją domagającą się europejskiego referendum w sprawie medycyny naturalnej. W petycji czytamy między innymi: "Ochrona zdrowia jest jednym z podstawowych praw człowieka. Niestety, każdego roku miliony Europejczyków umierają na zawały serca, udary lub nowotwory, czyli na choroby, którym można skutecznie zapobiegać. Badania naukowe wykazały, że tym oraz wielu innym chorobom można zapobiegać dzięki lekom naturalnym, których stosowanie nie wiąże się z żadnymi skutkami ubocznymi. (...) Nikt nie powinien mieć takiej mocy, aby ograniczać nasze prawa do zdrowia i długiego życia. Musimy dążyć do egzekwowania praw obywatelskich, które bezpośrednio wiążą się z ochroną naszego zdrowia i życia".


za: NDz 3.7.09  (wytł. - kn)