Publikacje polecane

Polska bez głowy

„Dosyć tego defetyzmu!” – wołał przed kilku dniami Jerzy Targalski na antenie TV Republika i trudno mu się dziwić. We wszystkich mediach panika. I w tzw. głównym nurcie, i w obiegu niezależnym, i oczywiście w sieci.

Skonfliktowane na śmierć i życie stacje i tytuły zgodnym chórem lamentują: oto nadchodzi III wojna światowa, atak nuklearny na Warszawę, tymczasem Polska rozbrojona i bezradna! „Boję się Putina” – ogłasza Adam Michnik w „Newsweeku”, dodając, że ten „w najczarniejszym scenariuszu może dojść do Paryża”. „Wprost” w poprzednim numerze wołało z okładki „Putin potrzebuje dwóch lat, by podpalić Europę”, a teraz obszernie relacjonuje, jak to Polacy szykują się do ucieczki z kraju. Na łamach „wSieci” Grzegorz Kostrzewa-Zorbas rekapituluje niepowodzenie szczytu NATO, a Łukasz Warzecha biada nad ograniczeniami w dostępie do broni. Na Facebooku pod hasłem „Trzecia wojna światowa” wyszukiwarka otwiera całą listę grup otwartych i społeczności, z których jedna liczy ponad 3,5 tys. osób.

Pierwsza porażka


Skoro wiadomo, że w wojnie hybrydowej Putina kluczowe znaczenie ma natarcie informacyjne i psychologiczne, to pierwszą spektakularną porażkę właśnie ponieśliśmy. Najbardziej nieuważny konsument mediów już wie, że armii właściwie nie mamy, w wojnie konwencjonalnej Rosjanie dotrą do Warszawy w trzy-cztery dni, co i tak zresztą jest scenariuszem optymistycznym, bo stolica Polski najpewniej zostanie zmieciona głowicą jądrową. Polacy sami bronić się nijak nie mogą, nie umieją (brak szkolenia poborowych), nie mają czym. Na 100 mieszkańców przypada u nas zaledwie 1,3 sztuk broni, podczas gdy w Niemczech ok. 30, na Ukrainie ok. 9, a w USA przeszło 80. Siły NATO w Europie są zbyt wątłe, by skutecznie nas wesprzeć, nawet gdyby istniała po temu wola polityczna, a to jest mocno wątpliwe. Pozostaje tylko Ameryka, ale wiadomo, Obama…

Jestem jak najdalsza od sugerowania, że wszystkie te obawy są bezzasadne. Przeciwnie, wydają się głęboko umotywowane. Tyle że skrajnie krytyczna autodiagnoza jest pożyteczna o tyle, o ile pomaga przeciwdziałać rozpoznanym słabościom, uruchomić proces naprawy. W przeciwnym wypadku paraliżuje wolę działania i pogłębia niemoc.

A co Polacy czynią wobec przedstawionej w mediach sytuacji? Mając w perspektywie wojnę, zwiększają poparcie dla partii, która rozmontowała armię i mianują premierem kobietę, o której wieść niesie, że w obliczu problemów wybuchnie płaczem. Ewentualnie zadzwoni do Brukseli.

Utrata instynktu samozachowawczego? A może dezorientacja wynikająca z impotencji elit?

Chocholi taniec

Dlaczego histeria medialna rozprzestrzenia się piorunem, łącząc definitywnie, zdawałoby się, skłócone środowiska? Rzecz jasna – historyczna trauma. Przytłaczająca większość Polaków, bez względu na przekonania polityczne, za sprawą pamięci zbiorowej i rodzinnej, panicznie lęka się wojny i rosyjskiej okupacji. Okazuje się zatem, że narodowa przeszłość ma znaczenie, wbrew tym wszystkim, którzy pragnęli ją odrzucić i przekroczyć na mocy odkrywczego ustalenia, że „polskość to nienormalność”.

Okazuje się także, że wypracowane wspólnym doświadczeniem pokoleń odruchy stanowią znacznie lepszy drogowskaz aniżeli pomyślunki proeuropejskich modernizatorów. Polska otrzymała ostrzeżenie – była nim tragedia smoleńska. I szarzy obywatele zareagowali na nie prawidłowo: pojąwszy niebezpieczeństwo, zmobilizowali się wobec niego, spontanicznie manifestując solidarność narodową na Krakowskim Przedmieściu. Gdyby władzę sprawował odpowiedzialny rząd, podjąłby tę oddolną inicjatywę, przystępując do ofensywy dyplomatycznej w sprawie wyjaśnienia katastrofy – co w skali międzynarodowej upowszechniłoby wiedzę na jej temat, a zatem również świadomość rządzących Rosją mechanizmów – oraz zagospodarowując uwolnioną energię społeczną i rozpoczynając po cichu przygotowania na wypadek ewentualnego konfliktu. Mieliśmy cztery lata, mogliśmy je wykorzystać, choćby dozbroić wojsko.

Zamiast tego rozmaite chochoły nowoczesności zdusiły zbiorową intuicję i zagrały usypiającą melodię: poczucie zagrożenia jest przejawem paranoicznej rusofobii, Putin płacze nad grobami ofiar i trzeba mu się odwdzięczyć, paląc znicze na sowieckich cmentarzach, Polska jest bezpieczna jak nigdy w dziejach. Pod patronatem nowego prezydenta w 2010 r. eksperci pracowali nad Strategicznym Przeglądem Bezpieczeństwa Narodowego, rozwijając takie oto światłe myśli: „Rola NATO powinna być drugorzędna ze względu na nawarstwioną latami w świadomości Rosjan opinię o nim jako wrogim bloku wojskowym zagrażającym ZSRR, a potem Rosji […]. Polska w tym scenariuszu musi zdecydować się na pojednanie z Rosjanami i traktowanie ich państwa nie jako tradycyjnego przeciwnika, lecz istotnego gwaranta bezpieczeństwa europejskiego, w tym naszego bezpieczeństwa”.

Ponieważ zmierzyć się ze świadomością zagrożenia jest znacznie trudniej niż odwrócić odeń oczy, ta uspokajająca iluzja przekonała rzeszę zwolenników „fajnej Polski”, by dalej beztrosko grillowali. Energię tych, którzy nie dali się stumanić chocholim skrzypcom, pochłonęła bez reszty walka o prawdę o Smoleńsku. Na realizację wynikających z niej wniosków zabrakło sił i możliwości. Ostrzeżenie pozostało bezskuteczne.

Całość artykułu w "Gazecie Polskiej Codziennie" z 13-14 września

za:niezalezna.pl/59349-polska-bez-glowy