Publikacje polecane

Za kulisami mediów

Rok 2015 może zapisać się w historii Polski jako data wielkiego przełomu, porównywalnego z rokiem 1980 i 1989, ale o tyle lepszego, że bardziej przemyślanego, głębszego i w efekcie skuteczniejszego dla państwa. Wyborcze odsunięcie od władzy prezydenta Komorowskiego i zapowiedź porażki koalicji PO-PSL znamionują przełom, z którym wiążą się wielkie nadzieje. Ludzie oczekują zmian i jasno o tym mówią.

Ważną dziedziną, w której wyrządzono w obu ostatnich kadencjach ogromne szkody, są media: począwszy od wątpliwych moralnie postaw osób nimi zarządzających, poprzez forsowanie rozwiązań błędnych, a w efekcie szkodliwych, a na rozmaitych zaniedbaniach skończywszy.

Osiem lat to okres wystarczający, by spełnić obietnice, których nie brakowało w ustach obecnie rządzących. Zamiast reform, wprowadzano jednak zmiany na gorsze, o których nie wspominano w programach. Klasycznym przykładem takich kłamstw wyborczych może być obietnica Donalda Tuska, że zniesie abonament radiowo-telewizyjny i nawoływanie do obywatelskiego nieposłuszeństwa w kwestii jego płacenia. W rzeczywistości władze podwyższyły abonament, a na niepłacących nasyłani są komornicy.

Wiek mediów

Żaden poważny historyk XX w. nie zaprzeczy, że powstanie i sukcesy totalitaryzmów związane były ściśle z rozwojem mediów (prasy, radia, kina, a następnie telewizji). Wszyscy dyktatorzy byli osobiście mocno zaangażowani w ich tworzenie, rozciągali nad nimi pełną kontrolę i dzięki nim docierali dosłownie wszędzie. Mechanizmom otumaniania tłumów poświęcono wiele prac naukowych, a i nie brak groteskowych epizodów, dobrze charakteryzujących relacje między wszechwładnym dyktatorem a dziennikarzami z mikrofonem i z kamerą. Przykładowo, aby Hitler mógł stać się gigantem politycznym, musiał najpierw po kilka razy z wielotysięcznym tłumem – na rozkaz reżyserki Leni Riefenstahl – powtarzać do kamery „spontaniczne zachowania”. Z kolei sowieccy widzowie mogli się dziwić, gdy zobaczyli na filmie z defilady w Moskwie Stalina przemawiającego w siarczysty mróz, który w przeciwieństwie do innych „nie puszczał pary z gęby”. W rzeczywistości bowiem nie udało się go sfilmować na defiladzie i dokręcono jego przemówienie w pomieszczeniu.

Doświadczenie totalitaryzmów jako tragedii ludzkości i świadomość manipulacji medialnych stały się bodźcem do szukania antidotum. Nie brakuje też filozoficznych głosów, że ludzkość znalazła się w pułapce, stworzonej przez samą siebie, co wyraża się np. w słowach Giovanniego Sartoriego [teoretyka polityki]: „Człowiek już nie rządzi za pomocą wynalezionej przez siebie techniki; raczej został podporządkowany technice, zdominowany przez swoje maszyny. Wynalazca został przygnieciony swoimi wynalazkami”.

Czołowy przedstawiciel optymistycznego realizmu w podejściu do mediów, kanadyjski jezuita John Culkin stworzył podwaliny pod dziedzinę wiedzy nazwaną edukacją medialną. Jego celne stwierdzenie, że „jeżeli mieszkamy nad morzem, to w trosce o dzieci, zamiast odgradzać się murem, powinniśmy nauczyć je pływać”, może służyć jako motto dla wszystkich pragnących ocalić podmiotowość człowieka w świecie mediów.

Edukacja medialna (media literacy), odpowiadając na potrzeby cywilizacyjne, zajmuje się między innymi umiejętnością selektywnego pozyskiwania informacji, ich analizy oraz przetwarzania. Jest nie tyle kolejną gałęzią nauki, ile zdolnością do poruszania się we współczesnym środowisku medialnym. Jeżeli kiedyś umiejętność czytania i pisania była przepustką do elit, to dziś np. krytycyzm wobec zjawiska reklamy, lokowania produktów, dziennikarskiej relacji, pozycjonowania informacji, rozumienie gąszczu praw autorskich stanowią dopiero wstęp do równoprawnego poruszania się we współczesnej rzeczywistości. Unijna komisarz ds. społeczeństwa informacyjnego i mediów Viviane Reding stwierdziła jednoznacznie: „Umiejętność korzystania z mediów ma obecnie tak istotne znaczenie dla pełnej aktywności obywatelskiej, jak umiejętność czytania i pisania na początku XIX w.”.

Zdemaskować oszustów


Nieprzypadkowo resortowe dzieci obsiadły właśnie media, a red. Tomasz Lis triumfował, stwierdzając, że zgromadzeni przed telewizorami ludzie są głupsi, niż się wydaje. Przedmiot władzy, kiedyś „lud pracujący miast i wsi”, dziś w żargonie inżynierów socjotechniki przybrał więc postać „masy abonenckiej”. Badania przynoszą niestety potwierdzające to wyniki, gdy np. miłośnicy serialu „M jak miłość” deklarują, że nieistniejąca w rzeczywistości woda Dar Grabiny jest smaczna (69%) i zdrowa (87%).

W opozycji do tumanienia tłumów metodami kapłanów egipskich mamy demaskatorskie programy, jak dawny „Bumerang” czy znakomite „Kulisy manipulacji” w TV Republika. Cenne są też rozmaite inicjatywy społeczne w tej dziedzinie, zawiązywane jednak dość sporadycznie. Kilkanaście wyższych szkół uruchomiło studia (głównie podyplomowe) z zakresu edukacji medialnej, które stworzyły liczną kadrę zdolną do prowadzenia takich właśnie zajęć na wszystkich etapach nauczania. Naukowcy opracowali programy. Badania opinii publicznej wykazują zdecydowane zrozumienie społeczne dla potrzeb edukacji medialnej w szkołach. Jednak ministrowie edukacji z PO – choć zachęcani przez różne środowiska – nie dostrzegają problemu pozostawania Polski w tyle za wieloma państwami, które doceniły potrzebę kształcenia w tym zakresie.

Z wielu względów zasadne jest przyrównywanie Polski do krajów postkolonialnych. Jak wiadomo, aby przyjść z pomocą takim społeczeństwom, zamiast dawać ludziom ryby, lepiej wyposażyć ich w wędki. Każda władza będzie miała pokusę, aby wykorzystać media dla siebie, ale nadchodzi okazja, aby to samych obywateli uzbroić w wiedzę o mediach. Dziś, gdy dzięki powszechnej interaktywności zaciera się granica pomiędzy twórcą a odbiorcą, a media mają szansę stać się środkami nie masowego, lecz społecznego przekazu, takie narzędzie może stać się najważniejszym darem nowych władz dla właściwego podmiotu władzy – obywateli.

Piotr Boroń

Autor jest historykiem. Był senatorem PiS-u oraz ministrem – członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.    

za:niezalezna.pl/69296-za-kulisami-mediow