Publikacje polecane

Jastrzębowski: Polska Peszek czy Polska "Inki"?




Z pytaniem "Jak długo Polacy będą to cierpliwie znosić?" przyglądałem się, jak pewne, nazwijmy to, towarzystwo w ostatnich latach niszczyło polski patriotyzm. Miałem wrażenie, że to duchowe wynarodowianie jest zaplanowaną i systematycznie przeprowadzaną na wielu frontach akcją - pisze naczelny "Super Expressu". I trzeba przyznać, ważny to głos!

Szkoda czasu na podawanie przykładów, bo sączyły się one w moje ucho z różnych miejsc z fachową perfidią. Wystarczy wspomnieć, że w filmach polskich, za które płaciliśmy my wszyscy, zamiast chwalić naszych bohaterów i naszą wspaniałą historię, towarzystwo decydowało się na pokazywanie Polaka jako krwiożerczego antysemitę, brudasa i chciwego głupka. Że w wysokonakładowych gazetach pojawiały się artykuły szkalujące bohaterów AK i antykomunistycznego podziemia. I że wreszcie głos zabrała popkultura. Skupmy się na jednej ekstremalnie szczupłej pani Marii Peszek, która w swojej pieśni informowała: "Sorry, Polsko, nie oddałabym ci ani jednej kropli krwi".

Pani artystki nie zamierzam poddawać nadmiernej krytyce ani zaliczać jej do fachowo wynarodowiającego nas towarzystwa, bo artysta nie jest od tego, żeby cokolwiek rozumiał, choć może i wielu artystów znakomicie korzysta z tej sposobności. Powiedzmy, że cierpiąca na różne psychiczne stany i opowiadająca o nich publicznie pieśniarka została przez towarzystwo wykorzystana. A została. Między innymi przez polityków (którzy zniknęli po wyborach ze sceny) twierdzących, że jaka mądra ta pieśń i jaka pacyfistyczna. Nie. Pieśń jest słaba jak wiotkie nadgarstki przeszczuplonej pani Peszek.

Ta piosenka to symbol Polski w rozkładzie, Polski rozbrajanej przez kradzież ducha, Polski niszczonej przez antyprzyjaciół. A z drugiej strony stoi sobie skromnie 17-letnia dziewczynka, Danuta Siedzikówna, sanitariuszka Armii Krajowej. Po zatrzymaniu jej po wojnie w 1946 r. przez komunistycznych zbrodniarzy była w czasie śledztwa bita i poniżana. Nie załamała się.

Nie poszła na współpracę z UB. Zabito ją strzałem w głowę. Dziecko, 17-latkę! Przed śmiercią wysłała z więzienia gryps: "Powiedzcie babci, że zachowałam się, jak należy". A jej ostatnie słowa tuż przed egzekucją brzmiały: "Niech żyje Polska". 1 marca. Dzień Żołnierzy Wyklętych. Tych polskich bohaterów, którzy walczyli o Polskę, kiedy nie świtała nawet nadzieja. Nie chcę Polski Peszek i jej towarzystwa, chcę Polski "Inki", Polski wielkości i dumy.
Chwała bohaterom.

Sławomir Jastrzębowsk

za:www.fronda.pl/a/jastrzebowski-polska-peszek-czy-polska-inki,66920.html

***

Ormowcy i TW Wyklęci

Tak jak byli funkcjonariusze PRL udają „Solidarność” w Komitecie Obrony Demokracji, tak byli ormowcy i TW udają Żołnierzy Wyklętych. Maskarada trwa, tyle, że aktorzy bardzo nieudolni…

Ormowcy i współpracownicy SB w pochodzie ku czci Żołnierzy Wyklętych? Choć brzmi to jak ponury żart, tak właśnie było 28. lutego w Piotrkowie Trybunalskim. Urząd Miasta zorganizował w niedzielę przemarsz z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Na czele pochodu, obok miejskich urzędników, maszerowali ludzie głęboko skompromitowani współpracą z aparatem bezpieczeństwa PRL. Na problem zwróciła uwagę „Gazeta Trybunalska” (TUTAJ).

Marian Cecotka - były członek ORMO; Ryszard Jabłoński  - były współpracownik SB prowadzący lokal kontaktowy dla agentów bezpieki; Jerzy Biesiadowski - TW "Henryk", wieloletni tajny współpracownik UB i SB; Waldemar Komenda - dawniej podszywający się pod członka Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, bez uprawnień kombatanckich. Wszyscy ci ludzie znaleźli się, jak  pisze „Gazeta Trybunalska”, na czele miejskiego pochodu ku czci Wyklętych.

Portal Fronda.pl pytał o sprawę rzecznika Urzędu Miasta Piotrkowa Trybunalskiego. Ten zapewnił nas, że żadnego problemu nie ma, bo nikt nie prowadzi selekcji osób chcących wziąć udział w miejskich uroczystościach. Przekonywał, że nie wie niczego o współpracy wyżej wymienionych z komunistyczną bezpieką.

Sprawa ma jednak szersze tło i wygląda na kolejny przejaw współpracy władz miejskich Piotrkowa z byłymi pracownikami i współpracownikami aparatu bezpieczeństwa PRL.

Wskazują na to wymowne fakty. W ubiegłym roku „Gazeta Trybunalska” pisała o przyznaniu Marianowi Błaszczyńskiemu nagrody przez żołnierzy kombatantów ze Związku Żołnierzy Wojska Polskiego oraz Związku Politycznie Represjonowanych Żołnierzy-Górników. Imprezę, na której Błaszczyński został odznaczony, zorganizowało miasto z okazji ogólnopolskiego Święta Wojska Polskiego. Kombatantów AK jednak na miejscu nie było, był za to… były ormowiec Marian Cecotka.

Już po kilku miesiącach sam Cecotka otrzymał medal „Za zasługi dla Piotrkowa Trybunalskiego” z rąk Mariana Błaszczyńskiego.

Jeszcze w 2013 roku do prezydenta Piotrkowa apelowali członkowie piotrkowskiego Zarządu Okręgu Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej z gen. Stanisławem Burzą-Karlińskim na czele. Wzywali Chojniaka, by nie zapraszał na organizowane przez miasto uroczystości patriotyczne „byłych agentów bezpieki i oszustów”. Bez odzewu. Choć podobne apele były jeszcze powtarzane, nie odniosło to skutku

Tadeusz Grzesik

za:www.fronda.pl/a/w-piotrkowie-trybunalskim-ormowiec-i-byli-tw-udaja-zolnierzy-wykletych,66910.html



***

Leszek Żebrowski: Weteranów Powstania Styczniowego nie opluwano tak jak Wyklętych. Ale wtedy nie było "Wyborczej".

Nie ma tam żadnych argumentów merytorycznych. Są same inwektywy. Tak u nich jest, było i prawdopodobnie będzie. Ale środowisko, które wychowało się w kręgach stalinowskich i w stalinowskich rodzinach, jest tego nauczone i uważa, że jest to jedyna skuteczna metoda i ją stosuje

— mówi Leszek Żebrowski w rozmowie z wPolityce.pl, komentując atak na niego ze strony „Gazety Wyborczej”.

wPolityce.pl: „Antysemita Leszek Żebrowski” tak określiła Pana „Gazeta Wyborcza”. Podobno nie powinno się pozwolić Panu na prowadzenie wykładów na terenie instytucji publicznych. Jak Pan to skomentuje?


Leszek Żebrowski, historyk: Przede wszystkim muszę docenić, że zaistniałem w „Gazecie Wyborczej” po raz pierwszy od wydania książki „Paszkwil Wyborczej” w 1995 roku. Czyli po ponad 20 latach. Ubolewam tylko nad tym, że przez ten czas, prawie całe pokolenie, ta gazeta niczego się nie nauczyła. Nie ma tam żadnych argumentów merytorycznych. Są same inwektywy. Tak u nich jest, było i prawdopodobnie będzie. Ale środowisko, które wychowało się w kręgach stalinowskich i w stalinowskich rodzinach, jest tego nauczone i uważa, że jest to jedyna skuteczna metoda i ją stosuje. Ja ich oczywiście zapraszam na spotkanie. Niech przyjdą, niech posłuchają i zrobią z tego rzeczowe sprawozdanie. Jeżeli chcą, niech podejmą dyskusję. Ale do tej pory, pomimo wielokrotnego namawiania z mojej strony, tego nie było.

To nie koniec przygód z „Gazetą Wyborczą”. Dziś organizują debatę pt. „Wyklęci - pogubieni bohaterowie. Męczennicy wolnej Polski czy zdemoralizowane wyrzutki?”. Z czego się bierze ta nienawiść do Wyklętych?


Gdyby to był wykład pod tym tytułem, który przedstawił by sprawę jednostronnie, to byłoby to po prostu ich stanowisko. Ale to ma być debata, czyli prezentacja różnych stanowisk, a w tytule tego co ma się wydarzyć jest znak zapytania. Charakterystyczne jest to, że w tej rzekomej debacie udział brać mają cztery osoby. Trzech osobników płci męskiej, jedna płci żeńskiej. Równie dobrze moglibyśmy zamienić te imiona na Jerzego, Stefana i Adama Michnika i dodać Helenę Michnik. Wtedy byłaby to dyskusja na tym samym poziomie i tak samo prowadzona, czyli we własnym gronie. Tam się nie dopuszcza ludzi z drugiej strony. To nie jest debata, to nie jest dyskusja, to jednostronna propaganda. Widać, że ta strona dostaje czegoś w rodzaju szału, jest zaczadzona tym co chciałaby osiągnąć, a co się nie udało. Nie wyobrażają sobie, że w młodym pokoleniu są zupełnie inne odczucia, że ludzie szukają zupełnie innych wartości. To nie ci, którzy mają po dwadzieścia kilka lat idą w marszach organizowanych przez Komitet Obrony Debila. Tylko idą ich zwolennicy, ich czytelnicy - już zasiedziali, wiekowi, tak naprawdę odchodzący z tego świata. To formacja umysłowa, która z pracą umysłu nie ma nic wspólnego.

Obchodzimy dziś Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Czy to święto ma w ogóle jakieś znaczenie?

Ma znaczenie przede wszystkim dla dwóch środowisk. Po pierwsze, dla tych których zostało już bardzo niewielu, może kilkuset. To ci autentyczni Żołnierze Wyklęci, którzy byli w podziemiu antykomunistycznym, którzy przeszli potworne represje. Ci ludzie wciąż żyją, ale są to na ogół ludzie po 90-tym roku życia lub do tego wieku się zbliżający. To jest dowartościowanie całej tej formacji, tych wszystkich, którzy odeszli, zostali zabici, zapomniani, pogrzebani nie wiadomo gdzie. To jest oddanie hołdu tym, którzy zostali skazani na zagładę też w sferze propagandowej.

A druga grupa?

To właśnie święto niesamowicie ważne dla tych najmłodszych. Ja bardzo często jeżdżę po szkołach, po środowiskach młodzieżowych i to co widzę napawa radością. A nie jest to oficjalna polityka państwa, nie jest to przez nikogo narzucone i organizowane od góry. Wtedy prawdopodobnie nie byłoby takiego odzewu. To są samoistne odruchy samoobronne ludzi młodych, którzy szukają świata wartości i jakiegoś punktu odniesienia. Naturalnie bliższa powinna im być epoka ich rodziców, czyli okres „Solidarności” i tego co się z nią wiąże. Ale widzimy jak to zostało zszargane. Oni widzą Lecha Bolesławowicza Wałęsę, jak widzą Borusewicza i Henię Krzywonos. Nie muszą mieć wiedzy. Oni widzą i oceniają co tamci ludzie robią. Kiedy interesują się historią Żołnierzy Wyklętych, to sięgają do świata gdzie podziały były bardzo proste, bardzo ideowe.

Na czym to polegało?

Podziemie antykomunistyczne po 1945 roku było ideowe z dwóch powodów. Po pierwsze, mieli konkretny program. Nawiązywali do tego, co zawsze było w Polsce cenione, do odzyskania niepodległości i suwerenność. Ale przede wszystkim byli to ochotnicy. Nikt im nie kazał. Oni tam poszli sami, licząc się z konsekwencjami jakie ich spotkają. W większość z nich była świadoma, że  jak w to się wejdzie, to nie ma odwrotu. Nie będzie można wrócić i powiedzieć, że było się w tym tylko na chwilę. Tam się tak naprawdę szło już na zawsze. Ci, którzy przeżyli byli szykanowani i tacy na zawsze pozostali. W związku z tym stosunek do tych ludzi w młodym pokoleniu jest taki, jak w 1918 roku do weteranów Powstania Styczniowego, jak do bohaterów, najwybitniejszych polskich patriotów. Tylko, że tamtych nikt nie szargał, nie wyzywał, nie było przeciw nim propagandy. I to m.in. dlatego, że wtedy nie było „Gazety Wyborczej”. Teraz niestety jest.

Rozmawiał Tomasz Karpowicz

za: http://wpolityce.pl/polityka/283612-leszek-zebrowski-weteranow-powstania-styczniowego-nie-opluwano-tak-jak-wykletych-ale-wtedy-nie-bylo-wyborczej-dzisiaj-niestety-jest-nasz-wywiad?