Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Byłem resortowym dzieckiem

Zbierałem z kolegami podpisy pod żądaniem transmitowania Mszy św. w TVP. Internowany w stanie wojennym prowadziłem w Białołęce modlitwę przez kraty. Byłem dwukrotnie więziony na Służewcu. Jako stróż na budowie metra podjąłem współpracę z prasą podziemną i emigracyjną. Po upadku komuny pracowałem w „Tygodniku Solidarność” i „Gazecie Polskiej”. „Resortowe dzieci” mogły wybrać taką drogę życiową. Wybrały inaczej.

Karol Modzelewski w swoich wspomnieniach pt. „Zajeździmy kobyłę historii” powiada z dumą, że jest rewolucjonistą w drugim pokoleniu. Ja bym mógł per anologiam zadeklarować, że jestem rewolucjonistą w pokoleniu trzecim. Mój cioteczny dziadek Władysław Skoryński był bowiem bojowcem w Organizacji Bojowej PPS i w strzelaninie z Kozakami został ciężko ranny. Powinienem tu z dumą podkreślić, że kierowana przez Józefa Piłsudskiego PPS „frakcja rewolucyjna” była w owych czasach jedyną organizacją polityczną walczącą otwarcie o niepodległość Polski.

Moi rodzice komuniści

Mój ojciec Roman Zambrowski, dla którego Władysław Skoryński był wujkiem po kądzieli, w pierwszych latach II Rzeczypospolitej podjął nielegalną działalność komunistyczną w szeregach Komunistycznego Związku Młodzieży. Do komunizmu dał się zaagitować Zygmuntowi i Julii Gordonom – kuzynom mojej matki Hanny Rafałowiczówny (wrócili oni właśnie z bolszewickiej Rosji pełni rewolucyjnych idei).

Moja babcia Zofia – w odróżnieniu od Gordonów – wróciła z Sowdepii znacznie bardziej krytyczna wobec bolszewików, miała bowiem odmienne doświadczenia. Za sprawą odeskiej CzK straciła drugiego męża.

Po śmierci mojego dziadka wyszła powtórnie za mąż za kolegę zmarłego małżonka. Po wybuchu I wojny światowej męża babci zmobilizowano do carskiego wojska. Gdy Rosjanie opuszczali Warszawę, babcia wyjechała do Odessy, by nie tracić kontaktu z mężem. Traf chciał, że dostał się on do niemieckiej niewoli i połączyli się dopiero po podpisaniu pokoju w Brześciu. Niestety, na skutek jakiejś pomyłki były żołnierz został przez CzK aresztowany i osadzony w więzieniu. Wprawdzie w końcu go zwolniono, ale wkrótce potem, na skutek ciężkich przeżyć więziennych, zmarł. Babcia wróciła do Warszawy z dwojgiem dzieci: z moja matką i jej przyrodnim bratem Jankiem.

Dzięki braciom Gordonom ojciec poznał moją matkę i wkrótce stali się parą.


Pod wpływem ojca również matka podjęła nielegalną działalność komunistyczną. Kilkakrotnie bywali oni w Moskwie, ojciec skończył tam Wyższą Szkołę Partyjną im. Lenina, matka pracowała w zakładach wytwórczych lamp elektrycznych jako robotnica.

Na początku 1934 r. matka, zagrożona w Warszawie aresztowaniem, uciekła ze mną – niemowlęciem na ręku – przez Wolne Miasto Gdańsk do Rosji i w Moskwie podjęła studia w Akademii Lotniczej im. Żukowskiego. Ojciec, który awansował na I sekretarza KC Komunistycznego Związku Młodzieży Polski i był przedstawicielem Polski we władzach Komunistycznej Międzynarodówki Młodzież, odwiedzał nas od czasu do czasu.

W marcu 1937 r. urodził się mój brat Stefan. W tym czasie sekretarz generalny KC KPP Leński zdjął ojca z jego stanowiska i przeniósł na partyjną robotę do kraju. Dzięki temu tzw. jeżowszczyzna, czyli stalinowska czystka wykonywana rękoma NKWD pod kierownictwem Nikołaja Jeżowa, ominęła go. Ofiarą czystki padły tysiące zamieszkałych w ZSRS Polaków, w tym kierownictwo KPP. Moja matka, mieszkająca w hotelu Luks przy ul. Gorkiego, również została aresztowana. Siedząc w celi, cały czas płakała. Jak mi po latach wyznała, nie z obawy o losy dwóch małych synków pozostawionych pod opieką ukraińskiej niani Frosi Właszuk, lecz ze strachu, że jej partyjny mąż Romek pomyśli, iż ona była wrogiem ludu.

Sprawa zakończyła się wyrzuceniem mojej matki z szeregów WKP(b), co spowodowało relegowanie jej z Akademii Lotniczej. Udało się jej przenieść do Instytutu Szkoły Wyższej Transportu Samochodowego, który ukończyła.

Wojna

We wrześniu 1939 r. Niemcy zaatakowały Polskę, a po dwóch tygodniach na Polskę napadły Sowiety. Ojciec znajdował się wtedy jako więzień w Berezie Kartuskiej. Uwolniony, przywędrował do pobliskich Baranowicz i tam został zatrudniony jako bezpartyjny specjalista w sowieckiej administracji miejskiej. Do partii sowieckiej go nie przyjęto, gdyż pewien przyjaciel zeznał, iż był on członkiem antypartyjnej grupy „markowców” (od pseudonimu Alfreda Lampego „Marek”). W 1937 r. po takim oskarżeniu Stefan Staszewski trafił na Kołymę, ale w 1940 r. panowała chwilowa odwilż. Ponieważ ojcu nie pozwolono wrócić do nas do Moskwy, sprowadził on nas do Baranowicz, gdzie skupiła się również duża część rodziny matki – moja babcia, wuj Janek, jego żona Hania z małą córeczką Wisią i jeszcze parę osób. W Baranowiczach wraz z bratem chodziłem do rosyjskiego przedszkola.

22 czerwca 1941 r. Hitler zaatakował Związek Sowiecki. Przeżyłem pierwsze bombardowania, a po kilku dniach ojciec załatwił nam miejsce na ciężarówce wywożącej rodziny pracowników administracji miejskiej.

Pod Słuckiem mieliśmy zderzenie z wojskową cysterną. W nocy pomaszerowaliśmy na wschód, korzystając z pomocy samochodów wojskowych. Tak dotarliśmy do Bobrujska i stamtąd pojechaliśmy koleją w głąb Rosji. W Kujbyszewie (dziś Samara) wysłano nas ciężarówkami w step zawołżański prawie na granicy Kazachstanu. Trafiliśmy do PGR „Krasnyj Oktiabr’”, najpierw do gospodarstwa zwanego „1-a farma”. Tam chodziliśmy z bratem do przedszkola, a że matka postanowiła podjąć pracę przy żniwach na kombajnie, oddała do żłobka niemowlaka Sergiuszka urodzonego w Baranowiczach. W upalne lato ktoś dał mu do picia nieprzegotowane mleko. Chłopczyk zmarł.

Już po śmierci brata przeniesiono nas do centrali PGR i tam odnalazł nas ojciec. Przeszedł pieszo całą Białoruś, uciekając przed niemieckimi zagonami pancernymi. W Rosji nawiązał kontakt z Alfredem Lampe i od niego dowiedział się, gdzie ma nas szukać. Z rewelacji Teresy Torańskiej wiadomo, że ojcu zaproponowano udział w grupie inicjatywnej PPR mającej lecieć do Polski, ale on postawił warunek, że Komintern wpierw wypowie się autorytatywnie na temat przyszłych losów niepodległego państwa polskiego.

W PGR ojciec został zastępcą dyrektora miejscowej szkoły podstawowej, do której uczęszczałem jako uczeń 1. klasy. W następnym roku przeniesiono go do innego PGR-u na dyrektora szkoły podstawowej. Tam ukończyłem 2. klasę. W maju 1943 r., następnego dnia po urodzeniu się kolejnego brata Witolda, ojciec opuścił naszą wieś i udał się na ochotnika do I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki. Tam został mianowany zastępcą dowódcy batalionu saperów. Dzięki jego staraniom przenieśliśmy się ze wsi do miasta Kujbyszew (dziś Samara), gdzie matka została przewodniczącą miejscowej organizacji Związku Patriotów Polski. 12 października 1943 r. odbyła się bitwa Dywizji Kościuszkowskiej pod Lenino, za którą ojciec otrzymał sowiecki order czerwonej gwiazdy.

Latem matka zabrała mnie do polskiego domu dziecka w Stawropolu nad Wołgą, co miało potem przełomowe znaczenie dla mojego życia. Trafiłem w autentyczne środowisko polskie, co więcej – do polskiej grupy rówieśniczej. Wkrótce pod wpływem otoczenia nawróciłem się na katolicyzm i jednocześnie otrzymałem potężny zastrzyk polskiego patriotyzmu, co miało wielki wpływ na moje późniejsze życie. Wychowankowie oraz wychowawczynie to byli Polacy wywiezieni z Wołynia przez NKWD 10 lutego 1940 r. Gdy w maju 1945 r. wróciłem do Warszawy, mówiłem po polsku z silnym akcentem kresowym, jak gdybym wychowywał się na Wołyniu.

W rodzinie czerwonego dygnitarza

Moi rodzice mieszkali w Warszawie w dawnym domu Wedla przy ul. Puławskiej 26. Był to kompleks domów oszczędzonych podczas Powstania Warszawskiego, gdyż były to obiekty nur fur Deutsche. Od tych domów powstała później (w 1956 r.) nazwa grupy puławskiej. Ojciec był jeszcze w wojsku (miał stopień pułkownika), ale działał już w KC PPR. W sprawach partyjnych był prawą ręką samego tow. Wiesława, czyli Władysława Gomułki.

Od jesieni 1945 r. chodziłem do VI klasy szkoły podstawowej nr 98 przy ul. Grottgera na Dolnym Mokotowie. W 1947 r. wraz z kolegami wstąpiłem do koła terenowego młodzików przy Zarządzie Dzielnicowym ZWM na Mokotowie. W 1948 r. ze zjednoczenia kilku organizacji młodzieżowych powstał ZMP. W tym czasie podjąłem wraz z kolegami z mojej VIII klasy naukę w Gimnazjum im. Tadeusza Rejtana.

Był to rok przełomu w całej Polsce, gdyż w KC PPR nastąpiła zmiana przywództwa – na miejsce Wiesława przyszedł Bolesław Bierut. Mimo przyjaznych stosunków z Gomułką ojciec, który był członkiem Biura Politycznego oraz sekretarzem KC PPR, poparł Bieruta. Jak mi tłumaczył po latach, Wiesław skrytykował KPP i członkowie władz PPR – dawni kapepowcy – potraktowali to jak świętokradztwo. Bierutowi udało się przekonać do tej akcji nawet samego Stalina (w pierwszych latach niemieckiej okupacji Bierut, na polecenie sowieckiej partyzantki, pracował na ważnym stanowisku w niemieckim urzędzie w Mińsku i dzięki temu cieszył się względami na Kremlu). W grudniu 1948 r. nastąpiło połączenie PPR i PPS w PZPR. Na Kongresie zjednoczeniowym ojciec został wybrany do Biura Politycznego oraz na sekretarza KC. Był to szczyt kariery ojca w okresie stalinowskim.

Ja w tym czasie byłem uczniem w gimnazjum im. Rejtana i jednocześnie aktywistą w ZMP – członkiem Zarządu Szkolnego i Dzielnicowego.

Po maturze w 1951 r., jako przodownik nauki i pracy społecznej, złożyłem papiery na studia w ZSRS. Podjąłem naukę na wydziale ekonomicznym Uniwersytetu Moskiewskiego, który ukończyłem z wyróżnieniem w 1956 r. W lutym 1956 r. przeżyliśmy rewelacje XX zjazdu KPZR o zbrodniach Stalina, a następnie śmierć Bieruta w Moskwie (jak opowiedziała mi p. Natalia Modzelewska, matka Karola, Bierut po lekturze referatu Nikity Chruszczowa połknął wszystkie swoje pigułki nasenne i zasnął na wieki). W tym samym roku organizacja PZPR przyjęła mnie po bardzo długich moich staraniach na kandydata na członka partii.

Na I sekretarza KC PZPR wybrano Edwarda Ochaba. W wybranym za Bieruta KC wyłoniły się dwie tajne koterie (co wykluczał centralizm demokratyczny) – związana z ambasadą sowiecką grupa natolińska o nastawieniu zachowawczym oraz reformatorska grupa puławska. Ojciec uchodził za przywódcę grupy puławskiej. Niektórzy natolińczycy domagali się rehabilitacji Władysława Gomułki, ojciec potajemnie spotkał się z Wiesławem i przekonał się, że ma on nastawienie proreformatorskie. Wówczas zaproponował swojemu wieloletniemu przyjacielowi Ochabowi, by ustąpił ze stanowiska na rzecz Gomułki. Ochab nie był tą propozycją zachwycony, ale ustąpił. Powiadomiony o tej roszadzie przez ambasadę sowiecką Kreml zareagował siłą. Do Warszawy przyleciała delegacja sowiecka z Nikitą Chruszczowem na czele, na stolicę ruszyły sowieckie kolumny pancerne, do zatoki Puckiej wpłynęła sowiecka eskadra. Na szczęście komuniści chińscy oraz jugosłowiańscy poparli Polaków i Chruszczow musiał ustąpić. Na październikowym VIII plenum KC wybrało Gomułkę na I sekretarza, a zwalczany przez natolińczyków ojciec został wybrany – w myśl propozycji Wiesława – do Biura Politycznego oraz sekretariatu KC. Proponowany przez natolińczyków marszałek Rokossowski przepadł w głosowaniu i został wkrótce wysłany do Moskwy.

Ja w tym czasie zostałem działaczem Rewolucyjnego Związku Młodzieży, który wkrótce wszedł w struktury ZMS. Wybrano mnie na I sekretarza Tymczasowego Komitetu Dzielnicowego na Grochowie. Ale podjąłem też współpracę z wydawanym poza cenzurą biuletynem warszawskim „Lewą Marsz”. Gdy władze partyjne zamknęły w październiku 1967 r. tygodnik „Po Prostu”, wystąpiłem z ZMS.

Dymisja

W kwietniu 1963 r. ojciec – rzecz bez precedensu w dziejach komunizmu – z własnej inicjatywy złożył na ręce Gomułki dymisję ze stanowiska sekretarza KC oraz członka Biura Politycznego.

Od tej pory przestałem się wstydzić stanowiska swojego ojca. Po roku, w kwietniu 1964 r., ojciec na plenum KC wygłosił obszerne przemówienie, w którym skrytykował założenia następnego planu 5-letniego. Uprzedził zebranych, że jeśli nie dokona się większych inwestycji w sektor ludzki, to pod koniec okresu planowego czekają partię konflikty z klasą robotniczą. Przemówienie uznano za opozycyjne, ale przepowiednia spełniła się – w grudniu 1970 r. rozpoczęły się krwawe wydarzenia na Wybrzeżu.

W tym czasie podjąłem współpracę z Jackiem Kuroniem i Karolem Modzelewskim, pozbawionymi możliwości legalnej działalności w klubie dyskusyjnym na UW. Pierwsze nielegalne spotkania odbyły się w moim mieszkaniu na Starym Mieście. Później Jacek i Karol poszli siedzieć za list otwarty, ja zaś wraz z gronem kolegów z Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Łódzkiego utworzyliśmy kółko dyskusyjne, zwane przez „komandosów” „bogoojczyźnianym”.

Chcieliśmy oszczędzić Polsce ciężarów krwawej rewolucji, do której wzywali Karol i Jacek, a nadto zarzucaliśmy listowi otwartemu brak problematyki suwerenności Polski oraz sprawy swobód dla Kościoła. W 1966 r. wraz z członkami naszego kółka demonstrowałem poparcie dla Prymasa Tysiąclecia. Wraz z kolegą z katedry na wydziale ekonomii UW zostaliśmy wyrzuceni z szeregów PZPR za krytykę rządowej polityki wobec Kościoła. Moje Oświadczenie dla Warszawskiej Kontroli Partyjnej ukazało się na łamach paryskiej „Kultury” (numer 1/2 z 1968 r.) i zostało odczytane na falach Rozgłośni Polskiej RWE. 8 marca na dziedzińcu UW odbył się wiec protestacyjny studentów UW, który został rozpędzony. 12 marca zostałem zatrzymany przez oficerów SB i osadzony w więzieniu mokotowskim. Ojcu SB zarzuciła inspirowanie sił antysocjalistycznych.

Mnie początkowo oskarżono o kierowanie wiecem na Uniwersytecie, ale wobec braku dowodów zarzucono mi publiczne szkalowanie narodu polskiego. Miałem to czynić z pozycji syjonistycznych, co było o tyle osobliwe, że w konflikcie arabsko-izraelskim opowiadałem się za Arabami i w swoich dokumentach partyjnych powoływałem się na egipskie rozwiązania ustrojowe.

Podstawowym dowodem na szkalowanie miało być przerobienie przeze mnie znanego powiedzenia „mądry Polak po szkodzie” na „nowe przysłowie Polak sobie kupi, że i przed szkodą, i po szkodzie głupi”. W ten sposób zostałem autorem znanej pieśni Jana Kochanowskiego z Czarnolasu. Ponadto oskarżono mnie o szkalowanie państwa polskiego, gdyż w swoich dokumentach partyjnych użyłem określenia „Kulturkampf” dla krytyki stosunku władz wobec Kościoła. Zostałem skazany odpowiednio na 2 lata oraz 1,5 roku więzienia, ale łącznie na dwa lata. Odsiedziałem ten wyrok na Mokotowie, aż do amnestii w Barczewie.


Mimo wyroków demonstrowałem później przez lata, że się więzienia nie boję: zbierałem z kolegami podpisy o mszę św. w Polskim Radiu i TVP, potem internowany w pierwszą noc stanu wojennego prowadziłem w Białołęce modlitwę przez kraty. Byłem dwukrotnie więziony na Służewcu za działalność w Ruchu Otrzeźwienia Narodu. Jako stróż na budowie metra podjąłem współpracę z prasą podziemną i emigracyjną. W biurze wyborczym w czerwcu 1989 r. promowałem do senatu braci Kaczyńskich. Po upadku komuny pracowałem w „Tygodniku Solidarność” i „Gazecie Polskiej”.


Antoni Zambrowski


za:niezalezna.pl/50258-bylem-resortowym-dzieckiem

Copyright © 2017. All Rights Reserved.