Materiały nadesłane

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr - Rząd czy pielęgniarka?

„Zostałam wyznaczona jako reprezentant rządu do spraw opieki nad rodzinami ofiar. Decyzja została podjęta na moją prośbę. To była moja jedyna rola tam na miejscu.

Byli ze mną polscy lekarze, którzy w każdej chwili mogli zmierzyć ciśnienie czy poziom cukru. Podawaliśmy tym, którzy potrzebowali odpowiednie leki i przeprowadzaliśmy badania ekg”

To słowa byłej premier polskiego rządu, a w czasie tragedii smoleńskiej minister, która jak sama twierdzi była reprezentantem rządu w sprawach dotyczących katastrofy.

Pozwolę sobie rozpocząć ten komentarz od pewnego wspomnienia spotkania z moim kolegą kapłanem we wrześniu 2010 r. Byłem dzień po wizycie w Warszawie i wysłuchaniu znaczącego przemówienia pana Jarosława Kaczyńskiego o odpowiedzialności moralnej i politycznej ówczesnego rządu za katastrofę smoleńską. Wspomniałem wtedy, w rozmowie z moim znajomym, o fakcie, który mnie bardzo poruszył kilka tygodni wcześniej – mój przyjaciel, franciszkanin, o. Marek będąc na rajdzie motocyklowym w Smoleńsku, znalazł fragment żuchwy, którą w Polsce przekazał gdańskiej prokuraturze. Mój wrześniowy rozmówca w Poznaniu ripostował: - Oglądałem wiele programów telewizyjnych o katastrofach. To normalne, że materiał biologiczny się rozpryskuje.
Zapytałem znajomego, czy gdyby na polu leżała żuchwa  jego matki czy ojca, nazywałby to dalej „materiałem biologicznym”?

Pierwsza, fundamentalna sprawa, którą musimy w tej chwili sobie uświadomić to ta, że nie dyskutujemy o materiale biologicznym, o szczątkach, o tkankach i kościach. Mówimy o ludziach, którzy tragicznie zginęli, i którzy zostali sponiewierani i sprofanowani po śmierci. Mówimy o ludziach, których śmierć spowodowała wdowieństwo i sieroctwo. Mówimy o ludziach,, którzy nawet mimo braku pokrewieństwa byli wielu z nas bliscy. Mówimy w tych dniach o ludziach, którzy – co zabrzmi drastycznie, ale czyż nie prawdziwie? – od siedmiu lat czekają na pochowek.

I tutaj rodzi się pytanie – dlaczego? Była pani minister, ówczesna reprezentantka rządu szczyci się tym, że służyła pomocą rodzinom ofiar. Badano im ciśnienie, poziom cukru,  robiono ekg. Przepraszam za złośliwość, ale niektóre z tych badań i niektóre inne, wykonałem na pikniku i festiwalu rodzony w minioną niedzielę w Poznaniu. Pani minister zapomniała zapewne wspomnieć o podawaniu chusteczek i wspieraniu gestem i słowem.

Tym razem – bez ironii, to wszystko jest elementarnym gestem życzliwości i empatii. Tego oczekuję os siebie w stosunku od innych i od moich bliźnich w stosunku do siebie, gdy zajdzie taka potrzeba.
Ale instytucja państwa nie jest od podawania chusteczek higienicznych i mierzenia ciśnienia. Od państwa jako instytucji, suwerena, podmiotu prawa w przestrzeni międzynarodowej oczekuję niezrównanie więcej. Ostatnie dni pokazują, że tamto państwo oferowało pomiar ciśnienia i poziomu cukru, ale niw było w stanie dokonać pochówku swoich obywateli. Najbardziej zresztą znamienitych.

Jeden z prominentnych katolików co prawda niedawno wskazywał, że we czasie wojny wiele ofiar nie zostaje pochowanych godnie. Ale przecież to nie był czas wojny. Chyba, że mowa o wojnie tamtego rządu z narodem.