Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać - BOŻE NARODZENIE W TRZECH ODSŁONACH

Wypełnienie zapowiedzianego w Raju planu zbawienia rozpoczęło się w Nazarecie, w drobnej, przez nikogo przed autorami Ewangelii niedostrzeżonej w starożytnym piśmiennictwie wioszczynie, gdzie dorastała Dziewczyna, dla której Opatrzność formowała od blisko dwóch tysiącleci naród wybrany.

W NAZARECIE


Wypełnienie zapowiedzianego w Raju planu zbawienia rozpoczęło się w Nazarecie, w drobnej, przez nikogo przed autorami Ewangelii niedostrzeżonej w starożytnym piśmiennictwie wioszczynie, gdzie dorastała Dziewczyna, dla której Opatrzność formowała od blisko dwóch tysiącleci naród wybrany. A formowała tylko dlatego, iżby w tym narodzie mógł zaistnieć  sam Bóg w postaci człowieka. Ażeby mogło się to dokonać, myśl Boża uwzględniła istnienie niewiasty, przez której ciało Jezus Chrystus wszedł do rodziny ludzkiej. Opisana przez Łukasza scena Zwiastowania jest równocześnie momentem poczęcia Jezusa.

Ten niepojęty akt zaistnienia Boga w postaci ludzkiej próbowali w miarę przystępnie wyrazić środkami artystycznymi malarze dawnych wieków. Ukazywali w swych obrazach złoty promień światła, wychodzący od wyłaniającej się z niebios Gołębicy, symbolu Ducha Świętego.  Promień ten spoczął na łonie Maryi. Ojcowie Kościoła zauważyli, że słowo zgody, słowo przyzwolenia na Boży zamysł, wypowiedziane przez Maryję – niech mi się tak stanie – było momentem zapłodnienia w Jej łonie.

Czy Maryja ten moment zaistnienia w swym ciele nowego życia bez udziału mężczyzny mogła w jakiś sposób odczuć? W jakiś sposób zauważyć? Raczej nie, pozostawała sfera wiary i zaufania. Niemniej upłynie kilkanaście dni, kiedy  Maryja naoczne uświadomi sobie tę prawdę.

W AIN KAREM

Ażeby młodej, może czternastoletniej  Dziewczynie przybliżyć ogrom misji, jaką Opatrzność Jej zleciła do wypełnienia, otrzymała Maryja radosną wieść z ust archanioła Gabriela podczas Zwiastowania. A oto również krewna twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego (Łk 1,36-37).
Wiadomość ta była konkretem, czymś, co można było łatwo zweryfikować. Skoro takie słowa padły z ust anioła, Maryja z dnia na dzień postanowiła wyruszyć w kilkudniową wędrówkę do Elżbiety mieszkającej pod Jerozolimą. Udała się tam nie po to, by sprawdzać wiarygodność słów boskiego posłańca - co do tego nie miała wątpliwości -  lecz przybywała do starszej już wiekiem krewnej dla udzielenia jej pomocy i towarzyszenia jej aż do chwili  powicia dziecka, a tym był przyszły Jan Chrzciciel.

W tym miejscu dochodzimy do ważnych konstatacji, które mają głęboki sens w dobie obecnej, kiedy również przez Polskę przetacza się gorąca polemika co do poglądu na początek zaistnienia w łonie kobiety nowego życia. Od którego momentu po zapłodnieniu można mówić o człowieku?  Aby rozwiać tę wątpliwość, wsłuchajmy się uważnie w to, co się  wydarzyło w Ain Karem pod Jerozolimą, gdzie Elżbieta mieszkała ze swoim mężem, Zachariaszem.

Po kilku dniach wędrówki z Galilei przez ziemię Samarytan, albo też doliną Jordanu, przybyła Maryja do Ain Karem, pokonawszy niezliczone, wprawdzie niewysokie, ale strome, trudne do wspinaczki pagórki Samarii i Judei. Jest od kilkunastu dni w ciąży. Żadne objawy zewnętrzne w Jej ciele na to jeszcze nie wskazują. I oto dzieje się rzecz przedziwna, kiedy wreszcie dochodzi do spotkania obu kobiet, wiekowej Elżbiety i młodziutkiej Maryi. Ta pierwsza aż wykrzykuje ze zdumienia na widok swej krewnej z odległego Nazaretu, przekraczającej próg jej domu: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc twojego łona. A skądże mi to – zdziwiła się Elżbieta – że matka mojego Pana przychodzi do mnie? (Łk 1, 42-43).

Wróćmy do wyżej postawionego pytanie w odniesieniu do początków życia człowieka w łonie kobiety. Przecież Maryja była brzemienną od kilkunastu dni, na zewnątrz tego nie było widać, niemniej Elżbieta, z natchnienia Bożego, rozpoznała, że i Ona sama jest już matką, i to matką samego Boga. Skoro Elżbieta mówi o moim Panu, ma przecież na myśli nie kogo innego, jak tylko samego Jahwe, Boga Abrahama, Izaaka, Jakuba. Tekst biblijny wyraźnie sugeruje, że w pełni człowiekiem jest się od momentu poczęcia, a nie od chwili narodzenia. I to przesłanie, płynące przecież z Ewangelii, winno być mocno wpisane w świadomość współczesnych ludzi, tak nieodpowiedzialnie podchodzących do tej fundamentalnej  kwestii życia człowieka.

I jeszcze jedno: czyż moment spotkania obu niewiast nie był tym momentem, kiedy Maryja uświadomiła sobie, że w Jej łonie zaistniało dziecko, wszak do tej pory pozostawało to w sferze Jej wiary i zaufania. To Elżbieta wyjawiła Jej tę okoliczność. Maryja nie pojmowała jeszcze, bo pojąć nie mogła, iż jest – by użyć biblijnego zwrotu – owym naczyniem wybranym przez Boga, które było nieodzowne dla przyjęcia i przejścia płodu Jezusa przez wszystkie etapy wewnętrznego rozwoju człowieka aż do Jego narodzin.

W którymś miejscu Łukasz powie, że Maryja wszystkie te niepojęte rzeczy przechowywała w swoim sercu i je rozważała. Na wczesnym etapie Jej formowania i dorastania do powierzonej Jej misji z nikim się Maryja nie dzieliła swoją tajemnicą, nawet z Józefem, przyrzeczonym Jej małżonkiem. Możemy tak sądzić na podstawie sugestii podsuniętych nam pod rozwagę  przez Mateusza. Ewangelista ów pisze, że Józef, z którym Maryja nie mieszkała jeszcze pod wspólnym dachem, na widok brzemiennej małżonki, która powróciła do Nazaretu po trzech miesiącach nieobecności w domu, nie bardzo wiedział, jak w takich okolicznościach postąpić. Zarysowujący się już brzuszek Maryi nie pozostawiał wątpliwości. Zapewne zaszła w ciążę będąc poza rodzinnym domem. Zakłopotany, ale i zrozpaczony Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić jej na zniesławienie, zamierzał oddalić ją potajemnie (Mk 1, 19). Trudno orzec, czy byłaby to najrozsądniejsza decyzja mężczyzny, niemniej kolejna ingerencja anioła rozwiała słuszne wątpliwości Józefa: nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w niej poczęło (Mt 1,20).

Od tej zatem chwili Józef swoją obecnością mężczyzny u boku Maryi niejako firmował naturalny bieg kształtującej się rodziny. Zarówno najbliżsi w Nazarecie, gdzie mieszkali, jak i sąsiedzi,  postrzegali tę parę jako zwykłe, normalne małżeństwo oczekujące dziecka.  Przecież będą się dziwić za kilkadziesiąt lat na widok dorosłego Jezusa: Skąd u niego ta mądrość i cuda? – popadali w zdumienie – Czyż nie jest on synem cieśli? Czy jego matce nie jest na imię Mariam … (Mt 13, 55). Sprawa poczęcia Jezusa pozostawała tajemnicą Maryi i Józefa. I tylko ich obojga.

W BETLEJEM


I oto zbliżał się ów dzień upragniony dla każdej kobiet, dzień wydania na świat dziecka. Józef, z którym odtąd komunikował się anioł, podjął decyzję o podróży do odległego od Nazaretu Betlejem, bo wiedział, że Mesjasz może przyjść na świat tylko tam, nigdzie indziej. Była to wiedza powszechna w narodzie wybranym. Wiedzieli o tym przede wszystkim arcykapłani i uczeni w Piśmie, strażnicy narodowych tradycji. To oni na pytanie Mędrców, przybyłych ze Wschodu z darami dla Nowonarodzonego, poinformowali egzotycznych wędrowców, że Mesjasz musi się narodzić w Betlejem judzkim, bo tak napisał prorok: A ty Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela (Mt 2,5-6).
Roztropny, odpowiedzialny  i opiekuńczy Józef przybył do Betlejem na czas, na tyle wcze
śniej, by nie narażać swej brzemiennej małżonki na trudy dalekiej podróży. Zatrzymał się w mieście, skąd wywodził się jego ród, od pierwszego króla Izraelitów, dzielnego Dawida. Zapewne znalazł tam jakiś kąt, może u dalekich krewnych, jakkolwiek nie na tyle dogodny, by mógł zapewnić intymność rodzącej kobiecie. Dlatego, kiedy tylko nadszedł czas rozwiązania, usunął się na ubocze, z dala od ludzkich oczu, do jednej z grot, jakich pełno w wapiennym podłożu skalistej Judei. Groty takie zajmowali często pasterze, były przytulne, ciepłe od nawozu, wyposażone w wykute w skale żłoby, mogące służyć w sam raz za kolebkę. I w takiej to poniewierce przyszedł na świat Mesjasz, z taką przecież tęsknotą wyczekiwany przez naród wybrany. I to właśnie owi pasterze, którzy przebywali w okolicy i trzymali straż nocną nad swoim stadem, pierwsi otrzymali znak z nieba: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan (Łk 2,11)
.
Później wszystko już potoczyło się normalnie, jak to w pobożnych rodzinach żydowskich. W ósmym dniu należało Dziecku nadać imię i Je obrzezać, rytuał taki był zastrzeżony miejscowemu kapłanowi. W ściśle określonym czasie oczyszczenia kobiety po porodzie należało też odwiedzić pobliską Jerozolimę, aby dziecko płci męskiej, jako pierworodne, ofiarować Bogu i aby złożyć przy tej okazji stosowną ofiarę, w tym przypadku dwa gołębie, dar ubogich.

I to w jerozolimskiej świątyni tajemnica Maryi i Józefa została rozpoznana i publicznie wyjawiona przez pewnego Symeona. Zapewne ku zakłopotaniu Maryi ów starzec wziął z Jej ramion Niemowlę, uniósł Je ku górze wypowiadając owe znamienne słowa: moje oczy ujrzały twoje zbawienie – zwracał się do Jahwe – któreś przygotował wobec wszystkich narodów… (Łk 2, 30-31). Obecna przy tym starowinka imieniem Anna rozpowiadała przy tej okazji wszem i wobec, że oto Mesjasz już nawiedził świątynię pańską jako niemowlę. Jak długo świadkowie owego zdarzenia potrafią przechować je w swojej pamięci?

I zapewne Józef zamieszkałby na stałe w Betlejem, do czego się przymierzał, gdyby nie przeszkodziła tym zamysłom polityka. Poinformowany, znów przez anioła, o grożącym Dziecku niebezpieczeństwie ze strony króla Heroda, musiał natychmiast opuścić miasto, w środku nocy, i tak jak stał ruszył odwiecznym traktem handlowym ku Egiptowi. Pozostawał tam najmniej przez dwa lata, aż do śmierci króla-tyrana. Powracając z politycznej emigracji do ojczyzny, odstąpił jednak od zamiaru osiedlenia się w Betlejem, w mieście pozostającym wraz z całą Judeą pod panowaniem równie niezrównoważonego władcy, jakim był Archelaos, syn zmarłego. Nie miał innego wyboru, powrócił do Nazaretu, bo Galilea była spokojniejszą krainą aniżeli skora do buntów, rozruchów i intryg Judea. Zjawił się tam po czterech latach  nieobecności, osiadł wśród swoich, pośród bliższej i dalszej rodziny, obok sąsiadów. Chłopiec potrafił już biegać i jak każde inne dziecko bawił się  z rówieśnikami.

15 listopada 2016 rok

Jan Gać
(www.jangac.com.pl)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.