Publikacje członków OŁ KSD

prof. Tadeusz Gerstenkorn -ZAWIŚĆ

Zawiść to silna niechęć, nawet nienawiść do kogoś, wynikająca z zazdrości o sukcesy, dokonania tejże osoby, często połączona z pragnieniem, by tę osobę spotkało coś złego. Skąd bierze się w człowieku taki stan ducha?

W poprzednim artykule przedstawiłem problem tak zwanego normalnego zachowania się populacji (zbiorowości) biologicznej i społecznej, to jest dużej masy członków  pewnego zgrupowania takiego, że większość członków tej zbiorowości gromadzi się (występuje) wokół średniej wartości pewnej cechy tej zbiorowości.

 Można więc powiedzieć, że społeczeństwo lubi „średniaków”, to jest takich przedstawicieli swej zbiorowości, którzy nie wyróżniają się swymi cechami ponad przeciętność. Jeżeli ktoś odbiega swymi cechami od ogółu, w którym przebywa, staje się dla niego od razu zauważalny, bacznie obserwowany i w mniemaniu wielu godny eliminacji, bo nawet dla ogółu (w jego rozumieniu) niebezpieczny.

Oczywiście człowiek rozumny, znający prawa rozkładu normalnego, wie, że jednostki nieprzeciętne mogą znajdować się w zbiorowości i jest to rzecz zwykła, a często dla niej nawet korzystna. Ale „średniak” na ogół tego nie rozumie i nie przyjmuje do wiadomości. Mało tego, próbuje się usuwać nieprzeciętne jednostki ze zbiorowości różnymi metodami, obarczając je etykietą co najmniej jako  niewygodnymi dla niej, ale często także sugerując, że są szkodliwe lub niebezpieczne.

 Obserwując życie, jesteśmy w stanie podać wiele przykładów takich negatywnych zachowań. Podam tu tylko parę bardzo charakterystycznych.

W szkole pewien uczeń odznaczał się wyróżniającymi zdolnościami, więc był przez nauczycieli nagradzany wysokimi notami (ocenami). Powodowało to, że mniej zdolni uczniowie nie mogli (przynajmniej tak często) uzyskiwać równie bardzo dobrych ocen, co wywołało bunt rodziców uczniów w tej klasie i wystąpienie z żądaniem usunięcia wybijającego się ucznia z tej grupy. Dla załagodzenia sporu rodzice chłopca wybitnie uzdolnionego przenieśli go do wyższej klasy, ale i tam nie miał on spokoju, bo jako młodszy i słabszy (odbiegał od średniej) był przy wszelkiej okazji szturchany, a nawet bity.

Ostatnio nasze media huczały i grzmiały grozą, że młody człowiek (dwudziestokilkulatek) odnosi sukcesy polityczne i zawodowe. Czyniono to tak natarczywie, że w efekcie musiał on zejść z „pola rażenia”.

Chcę się w tym miejscu zatrzymać nad argumentem młodości. Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że bardziej zauważalne stanowisko w hierarchii życia społecznego uzyskuje się na ogół w wieku co najmniej późnej młodości lub wieku średniego. Gdy ktoś młody wyróżnia się swymi zdolnościami i zaczyna zdobywać „laury”, to natychmiast staje się obiektem zainteresowania i jest poddawany bacznej krytyce. I właśnie najdobitniejszym elementem zarzutów jest cecha młodości. Młody, więc musi być negatywnie oceniony. Tymczasem wybitne jednostki o ponadprzeciętnych uzdolnieniach zdarzają się w populacji (rozkład normalny) i często objawiają się one, gdy są to osoby młode, a nawet bardzo młode.

 Podam parę charakterystycznych przykładów. Fryderyk Gauss (1777-1855) już jako chłopiec szkółki (1. Połowa XIX wieku) odkrył zgoła przypadkowo ciekawe prawo sumy wyrazów pewnego ciągu.  Stefan Banach  (1892-1945) już jako uczeń szkoły średniej interesował się matematyką wyższą, a nawet najnowszymi wynikami wówczas osiągniętymi. I na ten temat dyskutował ze swym kolegą (później także bardzo znanym matematykiem) o mało wówczas znanej teorii francuskiego matematyka na Plantach Krakowskich. Przypadkowo usłyszał to przechodzący tamtędy profesor Hugo Steinhaus, zainteresował się młodym człowiekiem, umożliwił mu start uniwersytecki (bez matury) i naukowy. Dzięki temu Polska miała jednego z najbardziej znanych matematyków świata.

Mniej szczęścia w życiu miał Evariste Galois (czyt. Galua) (1811-1832). Miał zaledwie 17 lat, gdy opublikował pracę o ułamkach łańcuchowych. Nieco później dostarczył do Francuskiej Akademii Nauk pracę o rozwiązaniu pewnego równania, która zawierała główny trzon teorii nazwanej  po latach jego nazwiskiem. Akademia odrzuciła tę pracę. Galois nie zniechęcił się tym i ulepszył swe rozważania. Powtarzało się to dwa razy, choć pracę przeglądali tacy wybitni naukowcy jak Augustin-Louis Cauchy, Joseph Fourier i Siméon Denis Poisson (sama śmietanka najznakomitszych). W efekcie Galois zdecydował opublikowanie dzieła na własny koszt. Trudno dziś zgadnąć, czy takie postępowanie było skutkiem zawiści (młody, a już taki mądry ?), czy też bezmyślności i zlekceważenia. Galois (geniusz) próbował dwa razy zdawać do paryskiej Ecole polytechnique (bez efektu). Ileż podobnych przypadków znamy także z naszego polskiego terenu. Galois zginął w pojedynku, gdy miał zaledwie 20 lat. Są tacy, którzy twierdzą, że pojedynek (na pistolety) był sfingowany. Jeżeli rzeczywiście tak było, to czy była w tym jakaś ukryta zawiść? Niektórzy twierdzą, że tak było.

    Niels Henrik Abel (1802-1829) w wieku ponad dwudziestu lat stworzył teorię matematyczną zwaną jego nazwiskiem i aktualną do dziś. Zaproponowano mu jako młodemu człowiekowi katedrę matematyki w Berlinie. Nie zdążył jej objąć, bo zmarł przedwcześnie na gruźlicę (była wówczas nieuleczalna).

    Teść mój Bronisław Szwalm w wieku zaledwie dwudziestu czterech lat został dyrektorem szkoły, bo doceniono jego zdolności organizacyjne w tworzącej się porozbiorowej Polsce. Ja, nieskromnie mówiąc, w tym samym wieku byłem już wykładowcą w Wyższej Szkole Pedagogicznej.  Zarzut młodości jest bezpodstawny i w zasadzie głupi. Oczywiście młody człowiek często popełnia błędy, które  należy korygować. W każdym razie powinniśmy się cieszyć, gdy młodzi ludzie wykorzystują swą energię dla osiągnięcia  trudnych celów. Nie można im tego brać za złe, ale jeśli trzeba sprowadzać ich postępowanie na właściwe tory. Zawiść jest złym doradcą, serdeczność – polecaną cnotą. Życie społeczne będzie wówczas przyjemniejsze i dla każdego łaskawsze.