Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Prof.Tadeusz Gerstenkorn-Prima Aprilis

Radosna wiadomość

- Jest do ciebie jakaś urzędowa przesyłka – powiedziała żona.
- Zechciej sama otworzyć i przeczytać, bo jestem akurat zajęty – odpowiedziałem.
- Dziwne pismo – orzekła żona – piszą, że otrzymałeś stypendium naukowe rządu francuskiego na wielomiesięczny pobyt w Paryżu.
- No cóż – stwierdziłem – za parę dni mamy 1 kwietnia 1963 roku, a zatem Prima Aprilis, komuś trzymają się żarty. Dobrze wiesz, że jest „żelazna kurtyna” i wyjazdy, nawet naukowe, na Zachód prawie się nie zdarzają. Nie rozumiem jednak, po co miałby ktoś robić sobie takie dowcipy, tym bardziej mnie. Muszę to wyjaśnić telefonując do Biura Współpracy z Zagranicą Uniwersytetu.

Język i matematyka


Urzędniczka w Dziale Współpracy podtrzymała stwierdzenie, że istotnie przyznano mi stypendium francuskie i jest na to zgoda ministerstwa. Jest wszakże jeden dość istotny warunek: trzeba jeszcze przed wakacjami zjawić się w ambasadzie francuskiej w Warszawie i okazać wobec attaché kulturalnego dostateczną znajomość języka francuskiego. Wyjazd dotyczył bowiem pobytu naukowego w Instytucie Poincarego w Paryżu w katedrze profesora Roberta Forteta z dziedziny teorii prawdopodobieństwa. Ponieważ stypendium miało być finansowane przez Francję, więc jej przedstawicielstwo chciało mieć pewność, że wyjazd nie będzie turystyczny, a kandydat może rzeczywiście spełnić wymagania stawiane pracownikom naukowym w instytucie. Do tego nie tylko było potrzebne odpowiednie wykształcenie w danym kierunku (doktorat z probabilistyki), ale także możliwość sprawnego posługiwania się językiem francuskim. W owym czasie nie było w zwyczaju operowanie językiem angielskim na tym terenie. Oczywiście nawet w najśmielszych marzeniach nie mogłem sobie wyobrazić, zwłaszcza dłuższego wyjazdu, do Francji, Jednak sam od siebie, interesując się językami obcymi, uczyłem się języka francuskiego, korzystając m. in. z niezmiernie profesjonalnie i ciekawie prowadzonych od lat lekcji języka francuskiego przez radio. Były wówczas systematycznie wydawane pomoce dydaktyczne do tych lekcji dostępne w kioskach. Można też było kupić w księgarniach dobrze opracowane podręczniki do nauki języka obcego. Nie umożliwiało to jeszcze sprawnego posługiwania się językiem, ale dawało dobre podstawy, które poszerzone przez znakomitego nauczyciela języka francuskiego (jeszcze z czasów gimnazjum Kopernika) dało ten sukces, że ambasada wyraziła zgodę na mój wyjazd. Pominę tu dalsze perypetie i różne ciekawe sytuacje warte opisu i wspomnień. Pozostawiam je na inną okoliczność, a ograniczę się do problemu tu najistotniejszego: dlaczego strona polska zgodziła się na mój wyjazd mimo tzw. „żelaznej kurtyny”, a zwłaszcza na wyjazd finansowany przez kapitalistyczny kraj.

Potrzeba matematyki


Dla zrozumienia całego tego problemu, którego mój wyjazd był tylko bardzo małym fragmentem zagadnienia, trzeba nakreślić, choć pobieżnie, sytuację w ówczesnej matematyce w Polsce. Wiadomo dobrze, iż w okresie międzywojennym matematyka polska miała osiągnięcia o światowym znaczeniu, ale w określonych dziedzinach, takich jak: analiza matematyczna, analiza funkcjonalna i zespolona, teoria liczb i mnogości, logika matematyczna. Po wojnie, mimo ogromnych strat personalnych, nadal rozwijano te dziedziny nauki, ale w całym ówczesnym świecie dało się zauważyć, trwające już od dawna, ogromne zainteresowanie tymi kierunkami matematyki, które w różny sposób mogły służyć wieloma zastosowaniami w przemyśle, ekonomii, medycynie, przyrodoznawstwie, rolnictwie i w wielu innych naukach. Tą dziedziną matematyki była m.in. teoria prawdopodobieństwa i statystyka matematyczna, które zaczęto intensywnie rozwijać i propagować w kilku naukowych ośrodkach Polski, jak np. w Warszawie i we Wrocławiu. Teorię prawdopodobieństwa jako tzw. „rachunek prawdopodobieństwa” wykładano w naszych uniwersytetach dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych w bardzo wąskim jeszcze zakresie, a na politechnice, np. łódzkiej, tylko na wydziale włókienniczym i to głównie w powiązaniu z elementami statystyki, potrzebnej dla metrologii. Brak było specjalistów w tej dziedzinie. Gdy więc strona francuska, w ramach współpracy naukowej, zaproponowała przyjęcie do siebie, na zapoznanie się z rozwiniętą tam probabilistyką, to wyrażono u nas na to zgodę, bowiem – to trzeba przyznać – uznano, że rozwój badań w tym kierunku jest u nas nie tylko potrzebny, ale nawet konieczny. Nie wiem, czy kierowano się wówczas podobnym przypadkiem, który miał miejsce w Związku Radzieckim po Rewolucji bolszewickiej. Brakowało wówczas naukowców i specjalistów w wielu dziedzinach. Do Niemiec  wysłano wówczas zapowiadającego się znakomitymi wynikami Andrzeja Kołmogorowa (ur. 1903). Ogłosił on w 1933 r. w Berlinie  niezmiernie ważną pracę pt. Grundbegriffe der Wahrscheinlichkeitsrechnung, która dała początek zaksjomatyzowanej teorii prawdopodobieństwa.

Rachunek prawdopodobieństwa


Rok przed wyjazdem do Paryża, tj. w 1962 r. znane wydawnictwo naukowe PWN wydało pierwszy po wojnie podręcznik do ćwiczeń z rachunku prawdopodobieństwa napisany przeze mnie wraz z cenionym kolegą z Politechniki Łódzkiej Tadeuszem Śródką. Po powrocie z Francji, w 1967 r. ukazało się – jeszcze skryptowe – wydanie podręcznika z rachunku prawdopodobieństwa (także z T. Śródką) pt. „Kombinatoryka i rachunek prawdopodobieństwa. Teoria, ćwiczenia i zbiór zadań”, a w 1972 r. już  książka, która miała 7 wydań o łącznej liczbie 65 tys. egzemplarzy, co wskazuje na ogromne zapotrzebowanie na tę problematykę. Z podręcznika korzystali i korzystają jeszcze studenci wszelkich kierunków studiów, a nawet kiedyś uczniowie. Trzeba bowiem pamiętać, że dzięki staraniom i perswazjom środowisk naukowych, zwłaszcza matematycznych, wprowadzono w Polsce po 1970 r. do powszechnego nauczania rachunek prawdopodobieństwa w szkołach średnich, w liceach ogólnokształcących i technikach. Na egzaminie maturalnym w owym czasie zawsze było zadanie z rachunku prawdopodobieństwa, bardzo wysoko oceniane. Rachunek prawdopodobieństwa to taka dziedzina matematyki, która umożliwia znalezienie w przypadkowym – zdawałoby się – chaosie elementarnych zjawisk, prawa, które stwierdzają pewne prawidłowości zdarzeń losowych, ich konfigurację w zjawiskach masowych, badanych w statystyce, a więc w zagadnieniach ważnych dla przewidywania zjawisk ekonomicznych, społecznych, technicznych, medycznych. Współczesna nauka nie może obejść się bez znajomości tych zagadnień.

Degrengolada nauczania matematyki


Rzecz kompletnie niezrozumiała i niewytłumaczalna. Po 1990 r. tj. z momentem reformowania systemu gospodarczego i szkolnego w Polsce, zaczęto bardzo szybko ograniczać programy nauczania matematyki do niemal karykaturalnych rozmiarów oraz całkowicie wyeliminowano rachunek prawdopodobieństwa stanowiący podstawę zrozumienia pojęć ze statystyki, nawet ogólnej. Tym samym zrobiono niepowetowaną, ogromną szkodę polskiej młodzieży, która stała się zupełnie nieprzygotowana do studiów, na których wykłady z matematyki wyższej są obowiązkowe. Zupełnie zapomniano, że poziom nauczania matematyki w Polsce był na wybijającym się poziomie. Mieliśmy wspaniałe osiągnięcia w uczestnictwie uczniów w tzw. olimpiadzie matematycznej. Mieliśmy wspaniałe podręczniki do nauczania matematyki i rachunku prawdopodobieństwa, który w nauczaniu szkolnym był – w moim przekonaniu – na najwyższym poziomie europejskim, a nawet też światowym. Trzeba pamiętać, że winę za negatywny stan matematyki szkolnej ponoszą kolejne rządy. Dopiero minister MEN (Edukacji Narodowej w rządzie PiS, Roman Giertych, już niestety pod koniec swego urzędowania przerwanego dymisją i upadkiem rządu, zapowiedział wprowadzenie z powrotem matematyki na egzaminie maturalnym, a wprowadzenie tej zapowiedzi w życie trwało niestety parę lat, przy czym z ogromnym utrudnieniem dla maturzystów, bo liczba godzin nauczania matematyki jest nadal bardzo skromna, a o rachunku prawdopodobieństwa zupełnie zapomniano.

Krzywda dla polskiej młodzieży

Skrzywdzono okrutnie polską młodzież, bo ma ona obecnie ogromne trudności z opanowaniem nawet skromnego materiału matematyki, zwłaszcza na politechnice i informatyce. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że Polacy nadal nie są w swej masie uświadomieni o krzywdzie wyrządzonej ich dzieciom i błędnie oceniają obecne wiodące partie polityczne, których działalność i programy nie wskazują, że przyszłość edukacyjna polskiej młodzieży będzie lepsza. Trzeba przecież pamiętać, że tylko kierunek polityczny o charakterze narodowym, patriotycznym, może zapewnić krajowi właściwy rozwój, w tym także wychowawczy i naukowy.

Jaka z tego nauka ?


Na pierwszego kwietnia nie tylko padały słowa „prima aprilis”, ale często dodawano: „uważaj, bo się pomylisz”. Oj, pomylono się sromotnie, a najgorsze, że przedstawiane nam wizje przyszłości więcej mają z bajek niż z rzeczowej stochastyki. Polacy powinni o tym pamiętać; w innym przypadku nie mają prawa narzekać, a wszelkie spóźnione protesty nie mają większego sensu. W tym roku mamy wybory i moc obietnic bez pokrycia. Kto chce i jest naiwny – niech wierzy. Nasuwa się jednak stale pytanie. Dlaczego tak zaniżono poziom nauczania, zwłaszcza matematyki ? Trudno dać na to pewną i jednoznaczną odpowiedź. Z głupoty, czy z wyrachowania ? Nasuwa się wytłumaczenie następujące. Matematyka i logika uczą poprawnego myślenia. W przedwojennym systemie edukacyjnym w II klasie licealnej, maturalnej, obowiązywał kurs tzw. propedeutyki filozofii, w której ramach był dość solidny kurs logiki formalnej, podstaw psychologii i nawet elementów teorii poznania. Był świetny podręcznik szkolny. Człowiek z dobrym przygotowaniem z matematyki i logiki nie ulega tak łatwo bezrozumnej, nachalnej propagandzie, nie podlega złudzeniom, mirażom wyborczym i nie będzie głosował na swoich własnych ciemiężycieli. Znaczna część przecież tzw. elity politycznej (nie tylko u nas) to ludzie bez solidnego wykształcenia i stażu zawodowego. Masy pozbawione poprawnego rozumowania można prowadzić do urn wyborczych jak barany, można przedstawiać nierealne wizje przyszłości i skłaniać do głosowania na tych samych kandydatów, którzy byli do tej pory wzorem nieudolności. Wystarczy popatrzeć na klakierów tzw. kongresów partyjnych. Ogarnia nie tylko żałość, ale także coś więcej.




Copyright © 2017. All Rights Reserved.