Publikacje członków OŁ KSD

Władysław Trzaska - Korowajczyk: Strzępy wspomnień świadka historii

Młodzieżowa opozycja w PRL
5  i  6  marca  Oddział IPN  w Łodzi  zorganizował Konferencje: "Młodzieżowy opór antykomunistyczny2019 w Polsce i w krajach nadbałtyckich po drugiej wojnie światowej". W ciągu dwóch dni była możliwość wysłuchania prawie dwudziestu referatów i wystąpień. Dały one obraz młodzieżowego oporu antykomunistycznego, głównie w latach 1945 - 1956.

W ciągu tych lat istniało w Polsce około 1.000 organizacji młodzieżowych, w których uczestniczyło od 10 do 11 tysięcy młodych ludzi. Organizacje liczyły od kilku do dwudziestu członków. Najwięcej opozycjonistów było w przedziale wieku 17- 25 lat. Organizowano się przeważnie w oparciu o szkoły, głównie średnie. Młodzież akademicka w mniejszym stopniu była zaangażowana w tę działalność. Zdarzały się przypadki, że uczniowie szkół powszechnych organizowali "grupy oporu " liczące po kilku uczniów. Ich działalność kończyła się po krótkim czasie. Na szczęście UB specjalnie nie represjonowało nieletnich, chociaż były przypadki, że i dzieci i rodzice mieli poważne kłopoty.

Działalność opozycyjna młodzieży polegała na drukowaniu ulotek demaskujących system komunistyczny. Technika druku opierała się głównie na prymitywnych  i prostych systemach, m.in. na szkolnych drukarenkach.

Ubecja dosyć szybko dekonspirowała opozycjonistów. Większość tych organizacji wpadało w ciągu trzech miesięcy do pół roku, chociaż zdarzały się przypadki , że takie grupy funkcjonowały nawet do trzech lat, ale były to nieliczne wyjątki. Ilości drukowanych ulotek to przeważnie było kilka do kilkudziesięciu sztuk, chociaż zdarzały się przypadki druku tysiąca sztuk.

Metody kolportażu były bardzo zróżnicowane. Zdarzały się przypadki podrzucania ulotek do pomieszczeńMO0 i samochodów milicyjnych i ubeckich. Były przypadki rozrzucania ich z dachów domów i wyższych pięter budynków.  

Inne metody to malowanie na murach antykomunistycznych haseł. Hasła zazwyczaj były krótkie np. "KatyN ", "Precz z Ruskimi ", "Niech żyje Wolna Polska., czy wymazywanie litery T z malowanych na murach komunistycznych haseł "3XTAK , związanych z Referendum w roku "1946.

Ubecja szalała i przeważnie dosyć prędko dekonspirowała opozycjonistów. Nie obywało się bez dotkliwych kar łącznie z więzieniami. Wydaje się, że panowała zasada, im starszy opozycjonista, tym wyrok surowszy. Zdarzały się wyroki i nie były to sprawy jednostkowe, że kary więzienia sięgały trzech, a nawet pięciu lat. Zdarzało się, że za owe ulotki chłopcy trafiali do Jaworzna i jako jaworzniacy rąbali węgiel w kopalni.  Małolatom zwykle darowano, ale potężnie zastraszano delikwentów i ich rodziny.W praktyce jedynymi „przewinieniami” były ulotki i owe napisy na murach.

Niezwykle interesującym dla niżej podpisanego był referat prof. Piotra Niwińskiego poświęconego działalności harcerskiej w Wilnie, głównie słynnej "Czarnej Trzynastki z drużynowym Józefem Grzesiakiem. Niżej podpisany, za późno urodzony, niemógł być członkiem tej Drużyny, nie miał, bowiem czternastu lat, ale "ocierał się „ o działalność tej drużyny.".

Prof. Piotr Niwiński w swoim wykładzie akcentował związki braterskie panujące w tej Drużynie. Przyjaźń, ofiarność, pomoc wzajemna, przestrzeganie Prawa Harcerskiego były fundamentami tego wyjątkowego zespołu. Ogólne zdziwienie w 5 Brygadzie Wileńskiej "Łupaszki „ budził fakt, że jeden ze szwadronów, składający się z harcerzy Czarnej Trzynastki nie klął, nie pił wódki, nie palił papierosów.

Szczęśliwym dla mnie zbiegiem okoliczności było wspólne mieszkanie na Wielkiej Pohulance w Wilnie w kamienicy , u wylotu Rydza Śmigłego, dzisiaj Świdrygaiły, z Andrzejem Czerniawskim. Przed wojną mieszkaliśmy w jednym domu na Wiwulskiego. Andrzej był starszy ode mnie o jakieś trzy lata. Należał do harcerstwa, a była to Trzynastka , ale o tym dowiedziałem się po latach. Od czasu do czasu we wspólnym mieszkaniu odbywały się zbiórki, a ja z zapartym oddechem przyglądałem się przez szparę w drzwiach, o czym mówiono.

Każdy z nas chciał coś robić dla Polski, ale nie każdemu było to dane. Prosiłem by Andrzej wciągnął mnie w jakąś działalność antyniemiecką. Nim do tego doszło Andrzej  i jego koledzy, w bardzo luźnych rozmowach, uświadamiali mnie co to jest słowo honoru, czym jest prawda i wiele tego rodzaju przekazań wynikających z Prawa Harcerskiego, ale w przekazie nieurzędowym.

Zostałem dopuszczony do tajemnicy.  Było to poprzedzone rodzajem przysięgi , ale nie było to Przyrzeczenie Harcerskie, tylko słowo honoru, że nikomu nie zdradzę co będę robił  i zachowam tajemnicę kto mi wydawał zlecenia. Do dnia dzisiejszego ogromnie cenię moje słowo honoru i nie rzucam jego na wiatr.

W Wilnie nie istniało pojęcie Szarych Szeregów i Zawiszaków. Mówiło się wprost o harcerstwie i młodszo harcerskich członkach tej "Czarnej Trzynastki ".

Andrzej wydawał mi polecenia, a ja je z dumą wykonywałem. Nie były one trudne. Raz miałem obserwować określony dom i kto z niego wychodzi, a kto przychodzi. Coś tam nosiłem na określony adres, ale nie miałem pojęcia co było napisane na tej kartce. Nosiłem w koszyku kartofle i tylko przypadkiem dowiedziałem się, że pod nimi znajdowały się "gazetki”,  czyli podziemna "Niepodległość ".

Kiedyś byłem świadkiem "szturmu : formacji mundurowych na dom przy uliczce Dobrej w Wilnie. Policja rzucała w każdy kąd posesji butelki z jakimś płynem który buchał czarnym dymem. Po takim przygotowaniu "ogniowym „ wdarto się do niebronionego domu. Zaraz , po wycofaniu się policji Andrzej zlecił mi zobaczyć co tam pozostało w tym budynku i całej  posesji.  Cały dom wywrócony był do góry nogami po rewizji. Okazało się, że u państwa Turskich działała komórka legalizacji, czyli produkcji tajnych dokumentów. To była dosyć głośna sprawa w Wilnie i może będzie warto ją kiedyś nagłośnić.

Moja działalność i związki z Czarną Trzynastką zerwały się w początkach lata 1944. Do Wilna wkroczyła Armia Czerwona i rozpoczął się terror tzw. trzeciej okupacji bolszewickiej. Doskonale wiedzieliśmy, czym jest NKWD i mimo młodego wieku mogliśmy się spodziewać represji, łącznie z oddaniem nas do komunistycznych domów dziecka lub zsyłką całej rodziny do Kazachstanu. W tej sytuacji o podjęciu działalności harcerskiej nie mogło być mowy. Przynajmniej do mnie nie dotarły takie wiadomości. Co innego partyzancki zbrojny opór, ale to zupełnie inna historia.

Po ewakuacji czy ekspatriacji do Polski Ludowej młodzież z Kresów  raczej nie  angażowała się w "uch oporu "  jakiemu była poświęcona opisana wyżej Konferencja. Myśmy doskonale wiedzieli czym jest komunistyczny terror  i czym może okazać si każda ę działalność opozycyjna. . Nec Hercules.... Jedyną metodą było trzymać język za zębami i  traktować otoczenie , tak jakby było nafaszerowane agentami i donosicielami.Cel to ukończenie szkoły i ewentualne dostanie się na studia, co dla Kresowiaków nie było takie proste.Stąd nie słyszałem by młodzież w Wilna angażowała się w opisany wyżej ruch opozycyjny. Zresztą  byliśmy rozproszeni po całej Polsce i o nawiązywaniu kontaktów tylko i wyłącznie towarzyskich, nie było łatwe, a nawet mogło okazać się tragiczne . Tak jak skończyły się harcerskie "herbatki „ w Gdańsku, o których wspominał prof. Piotr Niwiński.

Władysław Trzaska -  Korowajczyk