Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać-Łódzkie okolice. Uniejów

Z Łodzi do Uniejowa można nawet przejść pieszo, polami, przez lasy, do czego zachęca świeżość budzącej się wiosny. W Uniejowie w dobrym stanie zachował się zamek arcybiskupów gnieźnieńskich w otoczeniu parku o wiekowych, dostojnych drzewach liściastych. Niestety, komnat nie da się zwiedzać, bo to hotel i trudno jest spacerować po nie swoich korytarzach. Ale potężną, cylindryczną wieżę z czasów Kazimierza Wielkiego można

podziwiać, podobnie rozległy park kusi do chwili wytchnienia. Można nieco utyskiwać na XVI-wiecznych biskupów gnieźnieńskich, którzy stary zamek rozbudowali w stylu renesansowym, zacierając jego wcześniejszą, gotycka bryłę, zresztą mocno nadszarpniętą na skutek pożaru wznieconego przez Krzyżaków w 1331 roku. Syn Władysława Łokietka w procesie umacniania północnej granicy państwa próbował dawny zamek piastowski upodobnić do twierdzy. Niewiele po niej zostało, owszem, jakieś nieliczne elementy, chyba najbardziej czytelne od strony ogrodów. Reszta to zadanie dla archeologów.

Z Uniejowem związana jest postać XII-wiecznego biskupa o imieniu Bogumił. Już w Koninie, przy okazji zwiedzania tamtejszego kościoła parafialnego, zwraca uwagę obraz przedstawiający hierarchę a w szatach liturgicznych, w postawie stojącej, gestem prawej dłoni błogosławiący wiernych. W tle zarys kościołów, nowych i starych, u stóp płynąca Warta. Wokół głowy dostojnika aureola. A zatem mamy do czynienia ze świętym? Na to wygląda. Dołączony do malowidła krótki tekst informuje, że to patron Koła i ziemi kolskiej. I daty: 1116-1182.

Z uniejowskiego zamku idzie się po moście na drugi brzeg Warty, gdzie w cichym miasteczku rozsiadł się kościół św. Floriana, bardzo stary, XIV-wieczny, podobno ufundowany przez arcybiskupa Jarosława Bogorię Skotnickiego. W bocznej kaplicy znajduje się grobowiec św. Bogumiła, piękny, na wzór cyborium, sprawiony przez arcybiskupa Wacława Leszczyńskiego w 1667 roku. Miejscowi patrioci przechwalają się, że konfesja jest starsza od gnieźnieńskiej, zaś historycy sztuki porównują ją  z krakowską konfesją św. Stanisława. Tak jest kształtna, dostojna i harmonijna, prawdziwe dzieło sztuki.
                                                                      *****
Kim był św. Bogumił, do którego grobu w pielgrzymkach ciągnie okoliczna ludność? Urodził się w 1116 roku w rycerskich włościach rodu Różyców herbu Poraj pomiędzy Kołem a wsią Dobrów nad Wartą.  Piastując godność kasztelana gnieźnieńskiego, światły ojciec zadbał o wykształcenie obu swych synów, Boguchwała i Bogumiła. Po wstępnej edukacji u Ottona, biskupa bamberskiego, przez Kościół kanonizowanego, dla zdobycia nauk wysłał ich do dalekiego Paryża. Po powrocie z zagranicznych wojaży Boguchwał wstąpił w Łeknie do najstarszego w Polsce opactwa cystersów, brat Bogumił osiadł na ojcowiźnie. Coś go jednak uwierało, nie widział się rycerzem, tym bardziej gospodarzem, paryskie mądrości kazały mu łaskawym okiem patrzeć na nędzę swych kmieci, których niebawem zwolnił z powinności składania swemu panu świadczeń w naturze, rzecz niebywała w XII stuleciu. Poszukiwał mądrości, ale mądrości nie pozyskiwanej wyłącznie siłą rozumu, do czego skłaniano się na paryskim uniwersytecie, lecz poprzez pogłębienie prawd wiary. Może ta dychotomia spowodowała, że Bogumił porzucił miasto nad Sekwaną, już wtedy głęboko rozdarte pomiędzy zwolenników obu opcji: fides et ratio? Powrócił zatem do spokojniejszej w kwestiach roztrząsania prawd wiecznych Polski, udał się na uniejowski dwór swojego wuja, arcybiskupa Janisława i podjął dalsze studia w Gnieźnie. A że wyróżniał się głęboką religijnością i wrażliwością na biedę ludzką, postanowił coś ze swoim życiem zrobić dobrego i użytecznego.  Przyjął święcenia kapłańskie.

Wśród duchowieństwa, często goniącego za dobrami tego świata, wybijał się troską o najbiedniejszych, przez co zyskał sobie powszechny szacunek i miano ojca ubogich, wdów, sierot, odrzuconych, ale i męża głębokiej modlitwy, iż przypisywano mu moc czynienia cudów. Powiadano, że przykładem Jezusa potrafił nakarmić rybami wygłodniałe rzesze swych parafian w Dobrówie, dotkniętych klęską powodzi. Swoje rodowe majętności już dawno rozdysponował. Ale i probostwo mu nie odpowiadało. Poszukiwał jeszcze bardziej pogłębionego życia duchowego, udał się zatem do benedyktynów i zamknął w mogilskim opactwie pod Krakowem. Nie na długo. Widząc w nim męża Bożego o głębokiej wierze, a przy tym energicznego i wykształconego, mnisi wynieśli go do godności opata po śmierci poprzednika. I tam, w Mogile, doszła go wieść, że wuj, arcybiskup Janisław, pożegnał się z tym światem w 1167 roku.

Gnieźnieńska kapituła natychmiast zaistniały wakat wypełniła osobą opata Bogumiła, bez pytania o zgodę. Kiedy nominację zatwierdził papież Aleksander III, nominat nie miał już wyboru, musiał przyjąć niewdzięczny dla siebie urząd. Nie czuł się w nowej roli komfortowo, obowiązki administracyjne w diecezji daleko wykraczały poza jego wewnętrzną formację. Gonitwa za posiadaniem dóbr doczesnych, niestety objawiająca się także wśród duchowieństwa, opór stawiany próbom reformowania życia kościelnego, wystawiająca jego pokorę na próbę godność, ciągle jeszcze żywe w kraju ogniska pogaństwa, wszystko to i tuzin innych spraw, utwierdzały Bogumiła w przekonaniu, że arcybiskupstwo gnieźnieńskie nie może być  jego powołaniem. Kiedy tylko doszła jego uszu wieść, że papież ma zawitać do Wenecji, arcybiskup Bogumił natychmiast puścił się w drogę. Został przyjęty przez papieża. Wobec mocnych argumentów o nigdy nieuśpionym pragnieniu podjęcia życia pustelniczego w intencji ekspiacji za grzechy powierzonego sobie ludu, papież przychylił się do prośby arcybiskupa i przyjął jego rezygnację z urzędu.

Kolejny etap życia otworzył się przed Bogumiłem. Udał się na Węgry, aby u tamtejszych kamedułów ćwiczyć się zasad życia eremickiego. Osiągnąwszy kolejny szczebel w drabinie  wspinania się ku doskonałości, powrócił w swe rodzinne strony, nad Wartę. I tam, z pomocą życzliwych sobie ludzi, przecież niedawnych jeszcze sąsiadów, zbudował dla siebie na łąkach poza wsią pustelnię. Jak tylu innych starożytnych pustelników w Egipcie, w Syrii i w innych pustkowiach Wschodu, którzy stawali się ofiarami swego pustelnictwa, tak i on, Bogumił, nie mógł opędzić się od ludzi. Rzesze ciągnęły doń z bliska i z daleka. Niedawny jeszcze arcybiskup wystąpił teraz w roli nauczyciela maluczkich. Pouczał lud, że dobra tego świata, jakże szybko przemijające, nie powinny być celem zabiegów człowieka, winny być środkiem do osiągnięcia zbawienia, owszem są ważne, nawet konieczne, ale nie mogą przysłaniać celu ostatecznego. Lud słuchał. To, czego uczył słowem, poparł Bogumił przykładem własnego życia, wyzbywszy się rodowych dóbr i godności najwyższego w Polsce hierarchy.  Zmarł w opinii świętości, jak zapamiętali współcześni, przed śmiercią dostąpił łaski widzenia Matki Bożej, pięciu polskich męczenników, aniołów i św. Wojciecha, z którym jego ród ponoć miał być spokrewniony.

                                                                         *****
Postać biskupa odstaje od powszechnej normy postępowania ludzi w XII stuleciu. Nie były to przecież czasy  świętych. Panoszyły się nieustanne wojny na tle zdobywania dla siebie jak największych obszarów ziemi. Dojrzałe życie Bogumiła przypadało na panowanie trzech książąt-seniorów: Władysława Wygnańca, Bolesława Kędzierzawego i Mieszka Starego, nie licząc pomniejszych Piastowiczów, wszyscy oni byli uwikłani w sąsiedzkie wojaczki dla zdobycia ziemi i władzy, dla podniesienia własnego prestiżu. Bogumił szedł pod prąd swych czasów, wywodząc się z rycerskiego rodu, miał prawo do ojcowizny, a jednak potrafił wyzbyć się  majętności dla wyższych celów. I jeszcze jedno, czy przebywając z bratem w Paryżu, miał okazję spotkać tam Abelarda? Niemały ferment nie tylko w środowisku uczonych i studentów wzniecał ów kontrowersyjny filozof, aż władze kościelne zdobyły się na potępienie jego poglądów na synodzie w Sens. Cały Paryż brał na języki wybitnego myśliciela, pisarza i profesora po tym, jak na jaw wyszły intymne kontakty z równą mu w intelekcie Helojzą. Bogumił uchodził z Paryża, jakby nieco zgorszony panującą tam swobodą. Podobnie i jego brat, Boguchwał, ten z kolei zamknął się u cystersów, lawiną wznoszących domy zakonne w całej Europie, nie wyłączając Polski. Przykład życia  Bernarda z Clairvaux, jego erudycja, prawość i świętość, pociągały wielu. Także w XII-wiecznej Polsce, tak ściśle włączonej w łaciński krwioobieg kulturowy.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.