Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać- Na szlaku do Santiago de Compostela (odc. XXVII). Sarria

Dzień obudził się tak zimny, że marzyłem o rękawiczkach, a w te przecież się nie zaopatrzyłem na drogę. Mamy wszak sam środek lata. Przecudny odcinek drogi przez leśny gąszcz. Na pnie drzew wspinają się pnącza dzikiego wina, podchodzą aż po ich korony, duszą je w pogoni za światłem. Co raz częściej

pojawiają się paprocie, dorodne i świeże o gigantycznych liściach, intensywnie zielone, tuż obok kępy dzikiej mięty, pokrzywy. Powalone pnie obrastają huby i mchy. W powietrzu unosi się wilgoć. Tak jest, to jest Galicja, jej mokry klimat, gdy zaciągną chmury – chłodny, gdy wyłoni się słońce – upalny, jak w Irlandii. Zresztą podobne tamtejszemu pojawia się w tych stronach miejscowe staroceltyckie budownictwo, kiedy domy wznoszono z kamieni układanych płasko bez zaprawy, tak szczelnie, aby nawet kropla deszczu nie mogła dostać się do środka.

Podczas wędrowania różne myśli kołatają się w głowie. Maurowie nie mogli tu dojść, bo nie odpowiadały im ani klimat, ani krajobraz, ani odległość od śródziemnomorskiego południa. Arabowie to ludzie pustkowi, piasków, słońca, rozległych przestrzeni, a tego tu, na północy Hiszpanii, nie mogli doświadczyć. Lud dziki, okrutny, bez cywilizacji, przynajmniej w pierwszych dwóch stuleciach od wejścia na Półwysep Pirenejski. Cywilizacji nie da się zbudować w przeciągu stu lat. Owszem, wysoka cywilizacja arabskiego Al-Andalus pojawiła się dopiero w XI stuleciu, po wielu wiekach ich trwania na Południu.

Czym jest rekonkwista? Jest zbrojnym odbieraniem Maurom ziemi niegdyś chrześcijańskiej. Ale na tej ziemi, zajętej podbojem, pojawiły się już kolejne pokolenia muzułmanów. Ludzie ci zrośli się z miejscem swego urodzenia i zamieszkania. Innej ojczyzny nie mieli i nie znali. Dla nich rekonkwista była podbojem. Ale czy takie podejście miałoby zwalniać Hiszpanów z obowiązku odzyskania swych ziem, zajętych zbrojnie przed kilkoma stuleciami? Nikt by Arabów nie wypierał z Hiszpanii, gdyby się zasymilowali z miejscową ludnością rzymsko-wizygocką i od niej przyjęli chrześcijaństwo. Ale taki scenariusz nie rokował pozytywnych rozwiązań. Rekonkwista zatem była formą krucjaty, była wojną cywilizacyjną chrześcijaństwa z islamem.
Przychodzą mi niekiedy szalone myśli: czy nie byłoby stosownym podejściem pomyśleć o muzułmanach zalewających obecnie Europę i wciągnąć ich w nurt chrześcijaństwa? Rzecz niewykonalna. Wyznawców Allaha nie da się nawrócić na chrześcijaństwo. Ba, nawet nie da się ich wszczepić w kulturę europejską. Jest ona dla nich pozbawiona wartości duchowej, może najwyżej imponować im osiągnięciami techniki, chyba jeszcze urządzeniami demokratycznymi, ale tylko w aspekcie socjalnym, by można było ciągnąć dla siebie z tego tytułu profity.

Lud, który nie jest w stanie obronić swych obyczajów, języka i wiary, swej tożsamości, zasługuje na podległość, a nawet na niewolnictwo, Nie może być u siebie suwerenem. Nikt nikomu nie oferuje wolności za darmo. Tę należy sobie wywalczyć, a później – już zdobytą – rozumnie zagospodarować. Właśnie wyprzedził mnie samochód o numerach rejestracyjnych:  GZ - Galicja.

Samotność! Samotność może mieć dwa znaczenia - pozytywne, kiedy jest z wyboru, kiedy jest drogą, sposobem na życie, środkiem samorealizowania się i dążeniem do osiągnięcia szczęścia. I jest samotność w znaczeniu negatywnym, kiedy człowiek skazany jest na izolację, często wyrokiem prawa, ale także nieumiejętnością życia w swoim otoczeniu. Izolacja może być również zamierzona przez ośrodki opiniotwórcze, które robią wszystko, aby zepchnąć w stan niebytu parającego się piórem politycznego przeciwnika.

Ubóstwo i bieda. Ubóstwo jest stanem nieposiadania dóbr z własnego wyboru. Albo jest posiadaniem dóbr bez przywiązywania się do nich. Jest się ich użytkownikiem, a nie niewolnikiem. Ktoś słusznie zauważył, że wpierw trzeba być bogatym, aby stać się ubogim. Na tym, na świadomym i intencjonalnym wyrzeczeniu się bogactw polega ślub ubóstwa, jaki składają pewne osoby obierające inną aniżeli powszechnie przyjętą drogę samorealizowania się w życiu. Bieda jest stanem niezamierzonym, jest brakiem dóbr, jakie by się chciało posiadać, ale ich się nie ma. W przeciwieństwie do świadomego ubóstwa ma znaczenie pejoratywne.

Rozbrajający w swej prostocie jest Piotr Apostoł, kiedy na słowa Jezusa, że łatwiej jest wielbłądowi przecisnąć się przez ucho igielne, aniżeli bogatemu wejść do nieba, zwyczajnie popadł w panikę: Któż więc może się zbawić? – pytał przerażony wraz z innymi uczniami. Nie omieszkał jednak upomnieć się o swoje: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za tobą, cóż więc otrzymamy? (por. Mt 19,25-27). Szymon Piotr nie był biednym człowiekiem. Wraz z bratem Andrzejem prowadził spółkę rybacką, w której udział mieli Jakub i Jan, może i ich ojciec, Zebedeusz. Dom, jaki posiadał w Kafarnaum, uchodził za większy, świetnie zlokalizowany w pobliżu jeziora.
                                                                         * * * * *

I  tym to sposobem, rozpamiętywając w drodze różne wątki, jakie cisnęły mi się do głowy, dotarłem do Sarria, ruchliwej miejscowości na Szlaku Jakubowym, położonej na skrzyżowaniu ważnych dróg krajowych, które gwieździście rozchodzą się z miasta w pięciu kierunkach. Uciążliwa, niekończąca się ulica przez nowe dzielnice, wprowadza w końcu pielgrzymów w rejon historycznej starówki. Ale nie znalazłem tam ciekawszych zabytków, nawet tych sakralnych, chociaż jest tu kilka kościołów, niektóre o zamierzchłej metryce. Nie licząc odbudowanej wieży po zamku hrabiów Lemos, którzy stąd się wywodzili, prawie nic nie pozostało z ich rodowego gniazda:  niewysokie wzgórze po części zamienione na park, po części porośnięte chaszczami. Tak tą, jak i tyle innych siedzib galicyjskiej szlachty zniszczyli zbuntowani chłopi w 1467 roku. Zachował się natomiast w stanie nienaruszonym klasztor mercedarian z XIII wieku. Udałem się tam bez zwłoki.

Na dźwięk dzwonka w wejściu renesansowego portalu w odmianie plateresco ukazał się duchowny w koloratce. Na migi poprosił o credencial, bez słowa wbił w książeczce owalną pieczęć herbu zakonu – równoramienny krzyż maltański w kolorze czerwonym w górnym polu i prostopadłe pasy czerwono-pomarańczowe pod spodem. Ciągle milcząc, wprowadził mnie do kościoła i tam pozostawił samego. Zająłem miejsce w ławce. Przed tabernakulum migotała żywym ogniem lampka oliwna.  Na prawej ścianie w prezbiterium zwrócił moją uwagę dużych rozmiarów barokowy obraz  przedstawiający zakonnika w białym habicie z tym samym herbem na piersiach i z białym proporcem w prawicy, na którym również wyhaftowano ten sam symbol mercedarian. Jak to bywa w sztuce baroku, zakonnik osuwa się na kolana w widzeniu anioła, który dzierży w dłoniach przygotowany dlań wieniec, chyba ten wieniec zwycięstwa, o którym napomyka Paweł Apostoł przy okazji biegu, jaki każdy człowiek ma do przebycia w swym życiu. Ale zgodnie z logiką zawodów sportowych, tylko jeden otrzymuje puchar zwycięstwa, chociaż wszyscy zdążają do wyznaczonej mety.

Zakonnikiem tym jest Piotr Nolasco, postać arcyciekawa. Jak przystało na szlachetnie urodzonego, od młodości zaprawiał się w rzemiośle rycerskim. Gdy południe Francji rozpalił ogień herezji katarskiej, zaciągnął się pod sztandary Szymona de Monfort, Normana, który, za przyzwoleniem papieża Innocentego III poprowadził krucjatę przeciwko heretykom. To tam, walcząc na obszarze swej rodzinnej Langwedocji, musiał doświadczyć okrucieństwa wojny i los tych, których ominęła śmierć, lecz dostali się do niewoli.  W roku 1218 miała mu się ukazać Najświętsza Maryja Panna. Wizja ta odmieniła życie rycerza. Postanowił zająć się tymi ludźmi, którymi dotąd nikt się bliżej nie zajmował, a więc jeńcami, owymi nieszczęśnikami, którzy dostawszy się do niewoli,  popadali w stan niewolnictwa, bo nie mieli środków na wykupienie wolności. A krewni często o to nie dbali. Zjawisko to było szczególnie powszechne i  aktualne w Hiszpanii od wieków zmagającej się z Maurami. Prawdopodobnie pod wpływem Katalończyka, Rajmunda de Pe?afort, podówczas wielkiego kaznodziei dominikańskiego, zajętego nawracaniem muzułmanów i żydów, podjął myśl założenia zakonu z zadaniem wykupu jeńców i brańców z niewoli. Pierwsza wspólnota zawiązała się w Barcelonie już w roku 1218. Papież Honoriusz III zatwierdził zgromadzenie, a Grzegorz IX nadał mu regułę augustiańską w roku 1235. Zgromadzenie to, nazywane odtąd Zakonem Najświętszej Maryi Panny Miłosierdzia dla Wykupu Jeńców, otrzymało osobowość prawną. Powszechnie nazywano zakonników mercedarianami - ludźmi miłosiernymi.

Potrzeba chwili rodzi zakony. Bieda i nieszczęście bliźnich porusza serca ludzi prawych i wrażliwych. Ponieważ była to epoka walki o sprawę chrześcijaństwa na wielu frontach, wyłoniły się różne sposoby i  metody prowadzenia tych zmagań. Jedni, jak dominikanie, zawiązujący się w zakon w tym samym czasie, położyli nacisk na intelektualną perswazję, czemu miało służyć kaznodziejstwo i rozwój szkolnictwa. Inni, jak sympatycy św. Franciszka - a tych były nieprzebrane zastępy - wystąpili z propozycją odnowy moralnej i duchowej, dając przykład właściwego postępowania swoim własnym życiem. Karmelici, którzy również wtedy dobijali się o papieską akceptację, szukali sposobu na zło tego świata w modlitwie, głównie w kontemplacji. Wreszcie byli tacy, którzy nie zamierzali długo i cierpliwie czekać na owoce swej pracy, lecz o sprawę chrześcijaństwa postanowili upomnieć się tu i teraz, ostrzem miecza. To ci, którzy połączyli ideał mnicha z ideałem rycerza, powołując do istnienia cały szereg zakonów rycerskich.

Do tej grupy należy przypisać mercedarian, bo oprócz zwyczajowych ślubów zakonnych, posłuszeństwa, czystości i ubóstwa, składali przyrzeczenie oddania się w niewolę w zamian za uwolnienie więzionych chrześcijan. Tak postępowali bracia-rycerze, którzy przykładem hiszpańskich zakonów rycerskich również zbrojnie walczyli z Maurami. Idea zakonu zdobyła taką popularność, że wielu bogatych zapisywało testamentem na jego rzecz swoje majątki, dokonywano donacji, składano datki na szlachetny cel. Mercedarianie rozbiegli się na wszystkie strony z prośbą o jałmużnę. Ale też trzymali zdobytych w walkach mahometan z intencją ich wymiany na wziętych do niewoli chrześcijan. Na przestrzeni czterech stuleci działalności zakonu udało się wyrwać z więzień Afryki Północnej setki tysięcy chrześcijan.  Piotr Nolasco osobiście poprowadził dwie eskapady wojenne do Afryki i wyprawę do Al-Andalus, wracając z setkami odbitych i wykupionych niewolników. Kiedy umierał w roku 1259, domy mercedarian pokrywały już obszar całego Półwyspu Iberyjskiego, przyjęły się również we Francji, w Italii, a nawet w Niemczech.
Dłuższą chwilę spędziłem w klasztornym wirydarzu. Nie dało się usiąść na stylobacie między kolumnami w krużgankach, tak bardzo galicyjska noc wyziębiła granit. XIII-wieczny romanizm - podówczas nie dotarł tu jeszcze styl gotycki - posiada lokalną odmianę. Jest surowy, by nie powiedzieć toporny. Może to sprawa nie tylko smaku artystów, ile samego tworzywa, owego twardego kamienia, w którym nie dało się rzeźbić z taką lotnością i tak pięknych kapiteli i archiwolt wokół portali, z jakimi mieliśmy do czynienia jeszcze tak niedawno, w Nawarze i w Kastylii. A te kule, jakby z tarcz herbowych Medyceuszów, które mają zastępować głowice kolumn, co mogą oznaczać?
Milczący zakonnik, który mnie wpuścił do środka, musiał mieć mnie na oku, bo powrócił  z broszurką w dłoni, zapraszając raz jeszcze do kościoła, jakbym pominął coś bardzo ważnego.
- To jest San Serapio – odezwał się wreszcie, wskazując figurę mnicha w białym habicie.

Wyrzeźbiony w drewnie młodzieniec wspiera się na krzyżu w kształcie krzyża św. Andrzeja. Obrzeża niszy, którą wypełnia całą swą postacią, zdobią barokowe kolumny.  
- To męczennik, pierwszy męczennik naszego zakonu – objaśnił duchowny.

Z wręczonej broszury dowiedziałem się, że św. Serapiusz był współczesnym Piotra Nolasco. Późno, bo w wieku ponad czterdziestu lat wstąpił do mercedarian po tym, jak powrócił z  wyprawy krzyżowej do Ziemi Świętej, gdzie jako Anglik walczył pod rozkazami Ryszarda Lwie Serce. W Hiszpanii podjął kilka wypraw z okupem dla uwolnienia jeńców chrześcijańskich. Posłuszny ewangelicznej radzie, by w razie konieczności poświęcić własne życie za życie bliźniego, pozwolił dobrowolnie oddać się w niewolę jako zastaw za uwolnienie grupy chrześcijan. Ponieważ opóźniali się wysłannicy z dostarczeniem okupu za uwolnienie współbrata zakonnego, a ten odrzucił pokusę przejścia na islam, został przez muzułmańskiego władcę skazany na śmierć przez ukrzyżowanie i wyprucie żywcem wnętrzności. Kaźń miała miejsce w roku 1240.
 
- Tu przechowujemy święcony olej – wskazał duchowny na sporej wielkości flakon. – Umierając w mękach, modlił się Serapiusz, by jego cierpienia mogły ulżyć innym. Na tę pamiątkę święcimy ten olej w dzień jego męczeństwa i używamy go do namaszczania chorych miejsc. Jest szczególnie pomocny przy bólach żołądka, ślepej kiszki, kości i schorzeń reumatycznych.  
W załączonej broszurce widniał tekst modlitwy:

Oh Dios, fuerza y esperanza de los oprimidos, que otorgaste a San Serapio la gracia de morir mártir en la cruz,para liberar a los cristianos cautivos;
concédenos vivir abrazados a la cruz de tu Hijo y servir con activa solicitud a nuestros hermanos necesitados.