Publikacje członków OŁ KSD

Krzysztof Nagrodzki: Alfabetyczny–imieninowy-życiorys

Pamiętam, iż ongiś w modzie były takie książkowe życiorysy od A do Z. Sam mam mały udział w takim czymś-z dedykacją-od jednego z Autorów-znanego Redaktora głośnego ongiś satyrycznego tytułu. Może, dlatego, iż ogłosiłem kilkanaście publikacji w redagowanym przez Niego tygodniku…

- No, ale do roboty – cóż, że „na łamach”! Raz w życiu można

Pierwsze–naprawdę pierwsze-skojarzenia wydobywające się z nieco sfatygowanej już pamięci:

AAdampol. Piękny pałac Zamojskich zamieniony po wojnie na sanatorium dla gruźlików. I niedaleki "Czerwony Domek" -oddział dla dzieciaków-dla nas-swawolników z przeróżnych stron Lubelszczyzny. A w Adampolu Siostry Szarytki, które się nami opiekowały z siostrą Partenią i Józefą na czele. I doktor Mikrza i… i piękne konwalie w okolicznych lasach. Cudności!

A- Adach Leszek - fajny kolega ze stażu w ZA. Późniejszy poważny dyrektor jakichś puławskich firm. No i mistrz zagrywek brydżowych. Z atu czy bez atu :-)

A-Akademiki czyli Domy Studenckie. Warszawa. Uniwersytecka 5. Jelonki. Mochnackiego 12. Domy dynamicznej młodości. Się działo! naukowo. I ...w ogóle :-)

A-Ania. Nasza mądra, dzielna, śliczna Siostrzenica. Licznych talentów. Również muzycznych. Teraz urzędniczka. Tak wyszło. Mama Kubusia- już Jakuba - który gdzieś w świecie...na drodze życia...

Ale „A” to również niezapomniany nasz puławski licealny Wychowawca-Tadeusz Kazimierz Arasimowicz!
Wspaniały Przewodnik po zagadkach języka niemieckiego ("Wer reitet so spaet durch Nacht und Wind"...), logiki, możliwie   ( :-) ) dobrych manier, oraz po pięknych stronach naszej Ojczyzny.

BBabcia Helena Ambrozińska i Babcia Maria Ambrozińska. Cudnej dobroci dla wnuka ( i w ogóle) istoty.

Babcia Maria musiała nieść śmierć Syna Jerzego na wojnie we wrześniu 1939 roku (zginął pod Krasnobrodem), a w 1944 r. męża – Józefa - członka AK, który w wyniku puławskiej wsypy, po przejściu niemieckiej gestapowskiej katowni w Kazimierzu, później wywieziony z Zamku w Lublinie do Oświęcimia – Auschwitz, gdzie zakończył dzielny ziemski żywot.

Natomiast Babcia Helena tak długo przebierała w niezliczonej ilości konkurentów do ręki urodziwej, dumnej szlachcianki, iż… czas minął… A ja zyskałem–wspaniałą, oddaną bez reszty naszemu domowi i mnie-Babcię! Przez lata. Dobre lata. Nie zdążyła wrocić z nami do Puław. Spoczywa na wiejskim cmentarzyku nad Bugiem.

B - Siostra Barbara. Służebniczka. Cicha. Dobra. Mądra. Jak to Siostra zakonna. Służebniczka w dodatku. Pomocna przy konferencjach KSD w Łodzi. I w ogóle. W myśli, mowie, uczynku.

B - Ks. kanonik Jan Breczko z Hanny. Siwiutki. Dostojny. Postawny. Szlachetny. Uczył nas religii. Z Jego dobrych rąk otrzymałem Pierwszą Komunię Św.

B - to oczywiście! – Beatka. Panienka z warszawskiego okienka, położonego akurat naprzeciw naszej kreślarni w Domu Akademickim przy Uniwersyteckiej 5. Zatem… Koniecznie!
To była cudowna „konieczność”!  
Przez parę lat.
Do równie koniecznego rozstania z Warszawą.
A zatem i z zakorzenioną przez pokolenia w Stolicy Beatką. Niewinne-serio!-uczucia, niewinne rozstanie…

B - Badziak. Karol. Fajny chłop i redaktor z tygodnika Karuzela, który pozwolił pofrunąć moim fraszkom i innym humoresko-ponureskom w świat. Na łamach.I się zaczęło!

B - Baliński Zdzisio. Warszawiak. Kolega z Zakładów Azotowych i wtedy groźny napastnik... Wisły Puławy! Różne trofea wywiózł z Puław. Z najważniejszym-Żoną!

B - Bieszczad Tomek. Dziennikarz. Aktor. Menedżer. Animator życia kulturalnego w Łodzi.  Jakiś czas nawet dyrektor teatru.
No i dzielna Grażynka-żona Tomka. Również występowała na studenckich teatralnych scenach. I tam chyba się poznali. -  Jak to sztuka łączy ludzi   :-)  …
Doczekali się dwu dobrych i dzielnych Synów.
Wciągnąłem Tomka do KSD i wspólnie organizowaliśmy ileś tam konferencji cyklu: "Dziennikarz- między prawdą a kłamstwem" w Łodzi. I wypraw na Jasną Górę. I już prywatnych wypadów-w Tatry.

C - Chabowscy. Ala i Zygmunt. Sąsiedzi. Dobrzy Sąsiedzi. I dobrzy ludzie w ogóle. Zygmunt był ongiś Naczelnym jakiejś codziennej łódzkiej gazety. Namówiłem go do naszego Oddziału KSD, gdzie po jakimś czasie i na jakiś czas-objął hardo funkcję przewodniczącego :-)

C - Ciocia Halina Bajdowska. Wspaniała Ciocia Hala! Moja „druga Mama”, która musiała przejąć część obowiązków „pierwszej” (z przerwami wakacyjnymi), kiedy trzeba było ruszyć z nadbużańskich pejzaży do puławskiego liceum – panieńskich, rodzinnych stron również Mamy.

DMichał Dejneka. Solidny Kolega i dobry Człowiek w ogóle. Dlatego dostała mu się również dobra Żona. I dzieci. A teraz persona! Znad rzeki wpadającej do granicznego Bugu.

EElżbieta Łukasiewicz. Trudna towarzyszka pewnego fragmentu szlaku na drodze życia. Ale niektóre odcinki odwdzięczały się pięknymi widokami... Tylko niektóre w Jej poszukiwaniach... Zatem musiało się stać jak się stało...

E i F - Ewa Fedzin - z nadmorskich, wakacyjnych, studenckich wypraw ongiś, ongiś uzyskana. Śliczna krakowianka. Bardzo dobra dziewczyna, do której-niestety-nie dorosłem.  

Frankowska Krysia. Obecnie jakiegoś zagranicznego nazwiska. Kuzynka. Dobry, mądry, pomocny w potrzebie Człowiek. Wywędrowała za Ocean za Córką, którą porwał jakiś młodzian. I tam już ułożyła sobie życie.

GGóry! Moje wezwania i uczucie. Częściowo spełnione. Całą grań polskich Tatr-w tą i z powrotem-przeszedłem.
Na Giewoncie byłem.
Na Mięguszowieckich byłem.
Pod Chłopkiem byłem.
Na Kazalnicy byłem.
Na Gerlachu...niestety-nie.
Za to-w rekompensacie-na Rysach dwa razy.
Pieniny, Karkonosze, Sudety – też zaliczone. Bieszczady- ciutek.
I Górki Parchackie pomiędzy Kazimierzem i Puławami!

G - Gil. Antek. Fajny Kolega w podstawówki. Miał ładny charakter pisma, zatem miał spisywać moją powieść. Ale jakoś-po rozpoczęciu pierwszego rozdziału-nie wyszło. Były ważniejsze sprawy. Za oknem….

H - Halinka Olszewska. Koleżanka z pracy w Łodzi. Wspaniała Dziewczyna. Bardzo dobry Człowiek. Szło dobrze. Ale nie dorosłem wtedy do Niej.

HHanna! Osada Hanna.  
Super miejsce pobierania nauk podstawowych nie tylko w szkolonej ławie (pamiętam panią Wasiuk, pana Kalitko, panią Czelej-Pawłowską) i w wiejskim kościółku (ks.kan. Jan Breczko); ale i w laskach, na piaskach, tudzież na wielkich nadbużańskich łąkach.
Dobrzy Koledzy i kochane (niewinnie!) Koleżanki- Mania Mąkosa, Rózia Kralówna.... Szczególnie Rózia! :-).  

Zimowe brodzenia z Gwiazdą po ośnieżonych i zmrożonych polach, łąkach – gdzieś ku domkom pod lasami.
W lecie nauka pływania w rzeczce Hance.
I wyprawy hen-pod graniczny Bug-na upoziomkowane wielkie łęgi

HHelena Ambrozińska (ale to już było pod B) – Dobra, bardzo dobra Babcia Helena
oraz  H - Ciocia Hala (było wyżej- pod C)

IIrena! Cudowna Mama! Najwspanialsza na świecie! Bez niej wszak nie byłoby niczego - również tego alfabetu.
Kochana, cierpliwa nauczycielka życia–również (a właściwie-szczególnie!) na jego wirażach młodości.
Strażniczka pamięci o naszej trudnej historii–w tym okrutnych czasów, które nie oszczędziły Jej straty Brata-Jerzego Ambrozińskiego w wojennym bitewnym wrześniu 1939 (pod Krasnobrodem) i Ojca-Józefa Ambrozińskiego-członka AK- w niemieckim obozie zagłady–Oświęcimiu (Auschitz-Birkenau).

Próbowała również uczyć mnie francuskiego, ale jakoś...nie wyszło. Dla jasności- mi nie wyszło. Były ważniejsze, aktualniejsze zadania, kiedy chłopaki pod oknem niecierpliwie wzywali do kolejnej przygody!
- Nie wyjść?   
- Nie wchodziło w rachubę!  :-)

I- Irenka. Siostra Janeczki. Bardzo dobry i dzielny Człowiek. Miała trudne życie, łącznie z wywiezieniem na roboty do Niemiec w czasie okupacji. Już TAM.

J –  Janeczka! - Jakżeby! Dawczyni innych niż poprzednie perspektyw. I Super Syna! Moja piękna, dobra, szlachetna, wytrwała Żona. Chociaż nieco już-bywa-zmęczona. Brak słów na taki Dar. Tylko tak dalej! Jak najdłużej Dobry Boże! - Proszę wytrwale i pokornie.

KKazimierz – mój kochany, mądry cierpliwy Tata. Cichy uczestnik AK. Później spokojny, bezpartyjny urzędnik w gminie. Prawdziwy mężczyzna! Nie w szpanie, lecz w codziennej, wytrwałej, dobrej realizacji Człowiek! Wzór!  Dziękuję! Z całego serca Tatku! Oręduj za nami u Pana!

K - Kijów. Miejsce urodzenia Mamy podczas ówczesnych zawieruch wojennych i rewolucyjnych. Dziadek, czyli Tata Mamy był wtedy rządcą w dobrach Zamojskich-właśnie gdzieś na Wschodzie. Ale dlaczego znaleźli się w Kijowie?... Już się nie dowiem…

K- Krysia. Nowak. Przyjaciółka Beatki i córka ówczesnej Ważnej Figury- chyba z KC. Kiedyś tak się zdarzyło, iż razem mieliśmy pojechać do wczasującej Beatki – również jej przyjaciółki. Tyle, że jakoś pomyliły się nam kierunki :-) )  i zamiast na północ pojechaliśmy na południe. Do Krakowa. Oczywiście stopem (wtedy był w młodzieżowej modzie Auto-Stop). Super zwiedzanie. Z noclegiem w poczekalni dworcowej  :-) 
W drodze powrotnej (łapaliśmy okazje) zabrała nas służbowa Wołga i luksusowo dowiozła z Krakowa do Warszawy. Przypadek?... Hmmm…

K- Krysia. Jaur - to Siostra Janeczki. Dobry Człowiek. Już TAM.

K” to również - Kuzawka
- Kuzawka - wioseczka niedaleko Hanny, znana (nam dzieciakom) z tego, iż tam Bug był niemal na wyciągnięcie ręki. A po drodze stała wspaniała wieża triangulacyjna, na którą obowiązkowo należało się wspiąć i wypuszczać papierowe samolociki, które potrafiły przelatywać hen-aż za nieodległą granicę. Stąd również pamięć o Kuzawce.

LLucynka Raiss - Lusia. Moje pierwsze niewinne „oficjalne chodzenie” z panienką.
Do Puławskiego liceum przywędrowała z bratem - czemuś - z Piasek Lubelskich.
Bardzo sympatyczna.  
Mieszkała w internacie.
Moim rywalem próbował być jakiś chłopak o ksywie Bibek, ale gdzie tam…
Nawet biliśmy się.
Dostał słuszne wnyki i zwiewał jak zając!
Szybki był.

No i – to oczywiste!- choć z nieco późniejszych lat –
Lepa Adam. Biskup.Pasterz i Mentor.
Przez niego-rzec można-wiele się stało.
-I Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy się stało, w którym sekretarzowałem-w Oddziale Łódzkim-przez lata.
-I cykl konferencji: „Dziennikarz – między prawdą a kłamstwem” organizowany właśnie przez nasz –Łódzki - Oddział KSD – się stał.
-I błogosławienie pielgrzymek dziennikarzy na Jasną Górę, które wymyśliło mi się…
-I w ogóle...

ŁŁoś Krzysio-poważny-jak pamiętam- warszawiak-brat cudownej Beatki–o której było wcześniej. Była też jeszcze siostra-mówiliśmy na nią–czemuś-ponury typ. Widocznie nie dołożyła do wina w potrzebie. Ale sympatyczna. Jak cała Rodzina.

Łęczyca - miejsce inżynierskiej, kierowniczej samodzielności przez dwa, chyba, lata. (Odcinki kanalizacji, przepompownia i oczyszczalnia ścieków, ujęcia i wodociągi z Krzepocina, zbiorniki na wodę). Fajne miasteczko. A niedaleko Tum z dostojną chociaż maleńką kolegiatą romańską.

MMaria Ambrozińska – Mama mojej Mamy - czyli Babcia. Cudownego charakteru-dobroci, mądrości i cierpliwej wytrwałości-Człowiek. Takiego dawnego szlachetnego wytopu...
Straciła Syna Jerzego we wrześniu 1939r. w bitwie pod Krasnobrodem a Męża-Józefa–członka AK - w Oświęcimiu–Auschwitz-Birkenau w 1944r.
Bardzo dzielna.

M - Małgosia Ustupska-krótkie, niewinne licealne „chodzenie”. Razem prowadziliśmy „studniówkę”. I o nią biliśmy się z odrzuconym zazdrośnikiem-Tomkiem B.- wówczas już ważnym facetem, bo studentem pierwszego roku - chyba UMCS w Lublinie.
- Dla jasności-to on zaczął z porywie.
I dostał należne wnyki, przez co został odesłany do powtórki w ...hmmm...mniej pobitewnym stanie przez egzaminatorem, przed którym stawił się rankiem po owej studniówce. Na balu maturalnym już się nie pojawił.

Małgosia skończyła polonistykę na UW. Ale już nas nic nie łączyło. Chyba, że wspomnienie owego licealnego epizodu.

M - Mochnackiego 12 w Warszawie. Jeden z Akademików Politechniki Warszawskiej.
- Ale jaki!
Tam właśnie mieliśmy kilkuletnie okoliczności zamieszkania (oprócz rocznej Uniwersyteckiej 5 i rocznych Jelonek).
- Się działo!
I naucznie (od wchłaniania wiedzy) się działo!
I naocznie (od wchłaniania widoków pięknych dziewczyn) się działo!
I imprezowanie okolicznościowe - a okoliczności zawsze jakieś się znalazło - się działo!
I... i w ogóle - takie różne... :-)

Wspaniali koledzy-Alek Janiczek z Pleszewa, Andy Żylski z Katowic, Leszek Dłutek z Siedlec, dochodzący warszawiak-super Wojtek Sommer.  ... No i Warszawianki...
Z najwspanialszą Beatką! Panienką z okienka. Okienka naprzeciw naszej kreślarni.
Ale to było pod "B"

NNagrodzki. To ja. Z przeszłość.  Z teraźniejszości. I przyszłości...  Ciekawe, jakiej...
Oraz – niech będzie pod „N” - takie coś:  „Na skrzydłach roztańczonych marzeń”
Np.: https://www.youtube.com/watch?v=RSM4V5W-rDk

O - Opania Misiek (oficjalnie-Marian), jeden z czterech muszkieterów z Puław (Krzysio Brzeziński, Jurek Pawłowski, Misiek i ja – Atos-Portos-Aramis-d`Artagnan), który dzięki zakupionym przez nas, składkowo, szpadom i maskom został aktorem.  Chyba dzięki temu...  
- Ale już na serio: Został dobrym aktorem. Wyszedł z pod ręki prof. Kazimierza Tadeusza Arasimowicza-naszego licealnego germanisty, logika i reżysera wszelkich przedstawień.

P - Puławy! Miejsce dobrych tradycji-jeszcze od czasów księżnej Izabelli. Miasteczko moich Dziadków, później Mamy, następnie i moje, kiedy przyszło wejść na pole licealnego trudu w świetnym „Czartorychu”.  
A po studiach, na roczną „odróbkę” stypendium fundowanego z Zakładów Azotowych. To był dobry rok ze stażem pod okiem inż. inż. Tadeusza Wasilaka i Tadzia Kaliszczaka! Musieli jakoś znieść moje postudenckie postawy a ja, powoli, wejść w rygor poważnych obowiązków.
Tam poznałem również dobrych Kolegów - Zdzisia Balińskiego - chluby Wisły Puławy i Leszka Adacha - późniejszego poważnego dyrektora jakichś puławskich firm.

Puławy-miasto kilku Instytutów naukowych i właśnie (później) Zakładów Azotowych. Zatem licznej ustabilizowanej kadry naukowej, ale i społeczności z napływu-ludzi „zaciągu azotowego”. Różnego poziomu zastosowania i… przystosowania…

P - to oczywiście Przemik-mój wspaniały Syn –historyk z wykształcenia. Dar z Góry! Człowiek niezwykłej mądrości i dobroci. W części efekt i moich starań. Ale gdzie mnie do Niego...

R – To, co ważne było pod „L”. Ale wcześniej – Rózia. Śliczna Rózia Kralówna z dawnej wioseczki Hanny. I moje nieskładne sztubackie zaloty wczesnego licealisty. Mgnienie. Miłe...niespełnienia znad zamglonej rzeczki.

SŚnieżne połacie Karkonoszy, Beskidów, Tatr ( a wcześniej Górek Parchackich). Tam się szusowało.
- Ze Szrenicy w Szklarskiej Porębie
- Ze Śnieżki w Karpaczu
- Z Czantorii i Skrzycznego w Szczyrku
- Z Nosala w Zakopanem
- Z Kasprowego na Gąsienicową i Goryczkową – również w Zakopcu!
- Z Mont Everestu... Nie, z Mont Everestu i z Mont Blanc nie :-)
-  … Ech!... Mam to w pamięci. I na zdjęciach. W gipsach nie. Jakoś się udało...

T - To, co ważne-Tata-było pod „K”.
…A pardon-Tytus Tomczyński. Dobry kolega z pracy w PH i przewodnik po...tajemnicach Łodzi. Fajny, oryginalny, były- krótko-lotnik. Mieliśmy nawet kiedyś, w piwnym uniesieniu, polecieć do mego przyjaciela pod Poznań samolocikiem, wziętym  z lotniska na Lublinku, ale jakoś – na szczęście - przeszło nam po drodze. Po drodze na lotnisko. I wylądowaliśmy bliżej – „Pod Siódemkami” na Piotrkowskiej (taki znany wówczas łódzki klub studencki.) Tytus-duch pioniera-zagospodarowywał później jakąś hacjendę w górach na południu naszego kraju.

No i oczywiście Tigran Haszmanian! Artysta z Armenii, którego Los rzucił - i dobrze- do Polski. Ubogaca nasz Kraj swoim talentem. Dobry Kolega i malarz.

Oraz – jakżeby - Temida Stankiewicz-Podhorecka: dziennikarka, redaktorka, krytyk teatralny. Uczestniczyła w której z naszych konferencji cyklu "Dziennikarz- między prawdą a kłamstwem". Mądra. Niezależna. Super niewiasta!

UUstupska Małgosia! Licealne niewinne próby. Ale już było pod „M”.  No i  Ula - Urszula Kownacka. Piękna i dobra dziewczyna z Mazur, z Olsztyna. Jakoś się zaczęło...i rozwiało...Musiało...Było za późno...

W - Włodawa. Powiatowe miasteczko nad Bugiem, gdzie moja Mama –puławianka-dostał swoją pierwszą pracę, tuż przed wojną 1939 roku.
- Kościół-Cerkiewka - Bożnica. Tam ( w Orchówku k. Włodawy) Rodzice przyjęli w 1937 roku Sakrament Małżeństwa.
Super miasteczko!
We Włodawie miałem pójść do liceum z nieodległej Hanny. Ale to wiązałoby się z bursą. Zatem wylądowałem dobrze u Wujostwa w Maminych-z dawnych lat-Puławach. W renomowanym Czartorychu!

W - Wandzia Wilczyńska. Dobra i śliczna dziewczyna z licealnych puławskich „chodzeń”. Niewinnych.

W - Warszawa. Miasto pięknych studenckich lat i wspaniałych zdobyczy: Wiedzy fachowej na Politechnice, doświadczeń samodzielności (również materialnej-zarabialiśmy dorywczymi pracami w spółdzielni studenckiej "Maniuś"), odpowiedzialności, penetracji stołecznej przestrzeni wraz z różnymi zakamarkami, oraz... serc niewieścich.
Tak, Warszawa to niezapomniane miejsce nauki oraz wzlotów i doświadczeń młodości.
Mieszkaliśmy w akademikach na Uniwersyteckiej 5 i Mochnackiego 12, a rok na swobodzie Jelonkowej :-)

W - Wiara. Poznawana i wchłaniana w dobrym Domu. Również na kolanach wspólnej modlitwy z Mama, Tatą, Babcią.
- Wiara otrzymywana również w wiedzy od dobrych Księży w wiejskim kościółku i na lekcjach religii od ks. kanonika Jana Breczki.
- Wiara- tak mocno - organicznie rzec można - zakorzeniona, iż nie mogły jej wyrwać do cna ani oficjalne indoktrynacje, ani późniejsze młodzieżowe odruchy - szybsze niż… myśl. Stąd owe stadne zagubienia i indywidualne powroty. Powolne, zygzakowate nieraz, ale w efekcie bez utraty… kierunku. Chyba… Żeby nie wyjść na zarozumialca :-)

W - Wojtek Sommer. Druh ze stołecznych szlaków. I nie tylko tamtych. Buszowaliśmy nad Wisłą, nad Bałtykiem, nad Bugiem. Zdobywaliśmy razem tatrzańskie szczyty i...hmmm... dziewczyny. - W końcu mieliśmy po dwadzieścia lat...
Mieszkał z rodzicami i siostrami w fińskich domkach przy Górnośląskiej. W zieleni.

To z okazji którychś Wojtkowych urodzin złożyły mi się ongiś takie słowa:

Przyjacielowi z dawnych lat do sztambucha. Urodzinowego

...pogoń za słońcem
nadmorska bryza
łąki nad Bugiem
i harfa traw
hultajskie ścieżki
zabawa w wojsko
stąd do wieczności
przygoda    traf

przebyte szlaki
zdobyte nieba
stopa na szczycie
błękitu krąg

noce szalone
wysmukłe ciała
świt rozedrgany
w zaplocie rąk

i znowu dalej
zachłannie w przyszłość

z marzeń w nadzieję
z poranku w zmierzch

dalej i dalej

a czas rozwiewał
przejrzałych pragnień
ziarno i kurz

...daleka droga
Przyjacielu
daleka droga

i coraz mniej już wątpliwości
gdy skóra marszczy się
obwisa
na kruchych żebrach
codzienności

W - to też Wojtek Wiśniewski. Dzielny pogromca i penetrator szos świata na wielkim motorze. I tajnych czeluści komputerowych. W - również mądra Żona Wojtka-Ela Wiśniewska.

W- Wujek Janek. Bajdowski. Dzielny samodzielnik, który przed wojną wywędrował za pracą z Włodzimierza Wołyńskiego gdzieś nad Bałtyk. Potem trafił jakoś na Puławy, gdzie znalazł miłość życia-moją Ciocie Halinę. Po czym uczciwie, cierpliwie, uparcie, piął się po szczeblach zawodowych-od magazyniera po prezesa PZGS-u. Musiał oczywiście zrobić maturę. Zatem był czas, kiedy razem odrabialiśmy zadania… szkolne. Mieszkałem u Wujostwa przez cztery licealne lata w Puławach-bo wtedy Rodzice byli jeszcze hen,nad Bugiem.

W - jest bliziutko Z.   
Z i W - to Zygmunt Wojnowski. Puławski Kolega. Syn sędziego. Niezapomniany oryginał - już śp. Łączyły nas różne zapały w puławskim liceum, a później na Politechnice Warszawskiej.
- To przecie Zygmunt zakrzyknął w maturalnej klasie:
„Chłopaki! Idziemy na Budownictwo Wodne! Będziemy regulowali… Amazonkę!"
No i ruszyło nas-jeżeli pamięć nie myli-sześciu: Dwaj Wojtkowie-Kozłowski i Bonecki, Maciek Ciepielewski, Marcin Zalewski, Zygmunt Wojnowski i ja - na Wydział Budownictwa Wodnego PW (później wydział zmienił nazwę na Inżynieria Sanitarna i Wodna)

Zygmunt w czasie warszawskim został-ze względu na super pokaźne bicepsy (wcześniej ćwiczyliśmy domowymi hantlami-a jakże!)-„selekcjonerem” przy bramce tańców przy Akademickiej 5. I chyba w jelonkowskiej Karuzeli...

Tak… Zygmunt-niezapomniany towarzysz szlaków młodości-z Puław i Warszawy. A później-już sporadycznie-z Rogalina i Poznania, gdzie osiadł po burzliwych przygodach.
Niestety, zeszło Mu się już tego padołu w dziwnych okolicznościach. Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie…

Z- Zdzisia Gryniewicz. Dobry człowiek i mądra, ofiarna Niewiasta. Pomogła nieraz w potrzebie. Teraz gdzieś w świecie. Z córką. Chyba w Paryżu.

ZZosia. Zosia Kraszewska. Lwica prawa i łódzkiego dziennikarstwa. Zaprotegowała mnie swojemu znajomemu redaktorowi Karolowi do wesołego tygodnika "Karuzela", w którym fraszkowałem i miałem inne humoresko-ponureski. Pełna inicjatywy i inteligencji niewiasta. Dlatego dostała super męża -Lowkę :-)

I tak kończymy na W i Z. Chociaż nazbierałoby się jeszcze, co nie co... Ale może inny razem… Jeżeli będzie  :-) ...   

A jeszcze...

Z - Zejścia. Naturalne i daj Boże pogodne i godne!  Z godnymi przepustkami do Domu Ojca.
- Boć na przepustce będzie zapis słów i czynów…

I jeszcze:

Przeczuwałem, że ta pamięć już nieco dziurawa i niezbędne będą jakieś dodatki. I tak jest. Zatem- powinno być pod N – nauczyciele - chronologicznie w czasie:

Boska Hanna  - Pani od polskiego z Czartorycha od dziewiątej klasy. Przejęła nas po Pani Wolińskiej. Rzeczywiście boskiej łagodności. I skuteczności. W mowie i piśmie. Nikt nie oblał matury. A i na polonistykę na UW się dostawali (czy może - dostawały - np. Małgosia Ustupska).

Dryja Kazimiera- Pani od biologii w Czartorychu.  Szczupła szatynka. Przedwojennej klasy. Czyli super!

Grodzki Zdzisław – pan od matematyki z puławskiego liceum. Najpierw stawiał mi gały- zapewne z powodu kompleksów- ja byłem Nagrodzki - ale później, kiedy jakoś nadrobiłem braki, dostawały mi się i czwórki i piątki. Wystarczyły na egzamin politechniczny na PW.

Keller Apolonia –Pani od historii. Siwiutka. Znaczy dobra. Przedwojennej klasy.

Kruk Franciszek - Były oficer przedwojennego Wojska Polskiego. Artylerzysta. Siedział w jakimś stalagu. Super oryginał. Nasz gnębiciel z chemii i fizyki w puławskim Czartorychu. Wystarczająco skuteczny, żebyśmy nie mieli problemów na różnych wydziałach politechnik, dokąd żeśmy podążyli raczej stadnie.

Krzeszowiec Kazimierz- Harcmistrz. Uczył nas rosyjskiego w Puławach. I miał nieco przechlapane. Ale nie był zły.

Lechman Jan- Harcmistrz. Pan od wuefuz Czartorycha. I sporo nauczył. W końcu startowaliśmy jako drużyna w mistrzostwach Polski w gimnastyce i zajęliśmy (chyba) drugie miejsce.

Leszek Adam – Pan od fizyki i astronomii. Już nowego wytopu. Tak jak i Nadzieja Henryk – Pan od matematyki. Ale musieli dorosnąć do starego Czartorycha.

Ks. Marcinkiewicz Wincenty– Religia. W ósmej klasie jeszcze w... klasie. Później już na plebanii. Takie czasy…

Nadzieja Henryk. Przejął nas po profesorze Grodzkim w dziewiątej klasie Czartorycha. I dlatego miał przechlapane. Bo kto mógłby umywać się do postury, głosu i …metod kochanego Zdzisia.

Pawłowska Danuta – pani od wszystkiego w haneńskiej podstawówce ( wcześniej Czelej, a z domu…? Nie pamiętam. Może ktoś przypomni…)

Wasiuk ….. – zwiewna blondyneczka od języka polskiego i wielu innych kształceń. Podstawowych. W Hannie niedaleko Bugu. Nikt i nie podrzuca imienia. Widać kronika szkoły zaginęła… ?

Wolińska Marta - Pani od polskiego z Czartorycha. Uczyła jeszcze przed wojną moją Mamę. Nas krótko, bo tylko w ósmej klasie. Solidna. Jak to przedwojenna profesura. Dlatego jako tako mi się...pisze  :-)

za: http://krzysztofnagrodzki.pl