Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad-Autor! Autor!

Czy to przypadek, że akurat w dniach obchodów 40. Rocznicy powstania „Solidarności” wrócił z taką mocą spór o to, kto położył największe zasługi w „przewrócenie” komunizmu? Wyglądało to tak, jakby ktoś nacisnął jakiś guzik w skomplikowanej socjotechnicznej machinie, chcąc zepsuć nam dobry humor.

Nam – czyli tej nadal znacznej części Polaków, którzy ciągle mają dobrą pamięć i wciąż przywiązani są do wersji, że to Jan Paweł II wzniósł fundamenty dla przebudzenia – religijnego, społecznego i politycznego – w naszej Ojczyźnie, w latach 80. i 90. ubiegłego wieku. Zainicjowało to europejską lawinę, mur runął i w połowie lat 90. Europa obudziła się w całkiem nowej rzeczywistości. Skoro trwa spór o ziemskich autorów tych wydarzeń, spójrzmy na nie z perspektywy… nadprzyrodzonej.

W roku 1996 ukazała się w USA monumentalna „powieść watykańska”, zatytułowana „Dom Smagany Wiatrem” („Windswept House”). Wśród wielu ciekawych wątków jej autor, Malachi Martin – amerykański ksiądz pochodzenia irlandzkiego, ukazuje skomplikowane stosunki panujące w Watykanie w tym właśnie okresie wielkich światowych przemian, a wśród nich m.in. wątek wstrząsającej samotności „słowiańskiego Papieża”.

Czytamy, jak Jan Paweł II w czasie swojej codziennej posługi przezwyciężać musi agresywną wrogość grupy hierarchów, kardynałów i biskupów, nie pogodzonych ani ze stylem Jego pracy, ani z Jego wizją Kościoła, ani też z samym faktem tego wyboru na Stolicę Piotrową.

Według księdza Martina niezwykła aktywność Jana Pawła II na polu ewangelizacji narodów (niezliczone „pielgrzymki do świata”) oraz żywa chęć dokonania zmian w ówczesnym „geopolitycznym porządku świata” (niezliczone spotkania z najważniejszymi politykami) – to było to, co w jakiś sposób rekompensowało Papieżowi osamotnienie w budowaniu własnej roli wewnątrz Watykanu i wewnątrz Kościoła, co uzasadniało Jego papieską misję.

Ksiądz Malachi Martin był jezuitą, osobistym sekretarzem kard. Augustina Bei SJ, pracował sporo lat w Watykanie, był wtajemniczony w wiele spraw ówczesnego Kościoła (np. w tajemniczą historię odkrywania „Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej”). Później – zwolniony ze ślubów zakonnych przez Pawła VI i pozostając „zwykłym” kapłanem – poświęcił się pisarstwu (uważał, że w „powieściach” można pisać więcej, bardziej odważnie i szczerze, niż w uczonych traktatach).

Ksiądz Malachi Martin – jakby mimochodem – wspomina w swojej książce, że Jan Paweł II doznawał Objawień Matki Boskiej.

O tym, że „słowiański papież” utrzymywał stały kontakt z siostrą Łucją – wiemy wszyscy.

O jego zmaganiach z biurokratyczną machiną Watykanu – już nie wszyscy.

Ostatni epizod „Domu Smaganego Wiatrem” rozgrywa się w czasie jednej z papieskich pielgrzymek do Polski, na Jasnej Górze. Tam Papież Polak doznaje nadprzyrodzonego umocnienia w swojej „pracy Słońca” („de labore Solis” – jak określa Jana Pawła II słynna przepowiednia Malachiasza z poł. XIV w.).
W momencie powstawania „Domu Smaganego Wiatrem” słowiański Papież miał przed sobą dziesięć lat pontyfikatu (niestety ksiądz Martin już ich nie opisał, zmarł w roku 1999).

Dzisiaj, w 40 lat po powstaniu „Solidarności”, nie chce się w głowie pomieścić, że Człowiekowi, który konferował z Ronaldem Reaganem, Michaiłem Gorbaczowem, Margaret Tchatcher i z… siostrą Łucją, można odmawiać pierwszorzędnej roli w dziele geopolitycznych przemian, w ostatnich dekadach XX w. Że Jego rolę można uznawać za „przesadną”.
Tak właśnie określił ją niedawno Lech Wałęsa, który w tamtym okresie raczej nie był „samotny”, był noszony na rękach i miał szerokie wsparcie – jawne i niejawne – różnych „czynników państwowych”. Później wygrywał wybory i – jako prezydent – wywarł przemożny wpływ na kształt Polski z przełomu XX i XXI wieku (skutki tego odczuwamy do dziś).
W życiu byłego przewodniczącego „Solidarności” za czynnik „nadprzyrodzony” można uznać chyba tylko tajemnicze, regularne wygrane w Toto-lotka, w latach 80., o czym Wałęsa sam opowiadał.

Prawie w tym samym czasie Jan Paweł II ryzykował odwołanie z funkcji papieża (o spiskach części hierarchii i masonerii, zmierzających do tego celu, szeroko rozpisuje się ksiądz Martin).

Czym ryzykował Lech Wałęsa, który cały czas sprawiał wrażenie, że w zasadzie „wszystko mu wolno”, aż do dziś. Czy dzisiejsza pycha i małostkowość Lecha Wałęsy – oceniającego rolę Jana Pawła II w „przewróceniu” komuny – jest wynikiem jego charakteru i notorycznego poczucia niedocenienia, czy też wynika z naciśnięcia odpowiedniego guzika, jakiegoś czułego miejsca w psychice i biografii Wałęsy?
Przykre, że pierwszy przewodniczący „Solidarności” nadal nie może pokonać swojej traumy i że dzieje się to w tym przeraźliwie smutnym czasie nieprzytomnych ataków na chrześcijaństwo…?

Tajemnica Fatimska – jak zauważył przed paroma laty papież Benedykt XVI – jeszcze się nie wyczerpała, jeszcze nie spełniła do końca swojej roli. Czy odkryje się ona za życia naszego pokolenia, wraz z paroma innymi „towarzyszącymi” sekretami?

Tomasz Bieszczad