Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać- Apostoł Kaliforni

Kolejna interesujaca publikacja naszego kolegi Jana Gacia, historyka fotografika, podróżnika, przewodnika grup pielgrzymkowych i turystycznych, autora książek i artykułów o tematyce historycznej, religijnej. W sumie - bardzo ciekawej osobowosci..Zachęcamy do lektury. Zatoka Monterey uchodzi za najpiękniejszą na Wybrzeżu Kalifornijskim, bo częściowo zachowała jeszcze swą naturalną dzikość, nie tak jak Zatoka San Francisco opasana różnorodnym budownictwem ogromnego miasta. Tu, na wydmach, jak przed wiekami szumią jeszcze aromatyczne sosny pochylone wiatrem od oceanu. W scenerii jak z bajki stoi misyjny kościół San Carlos Borromeo de Carmelo, należący do misji założonej na wybrzeżu w 1770 roku. Prosta fasada z czworokątną rozetą nad portalem, typowo meksykańska, fasada spięta po bokach niesymetrycznie krępymi wieżyczkami, raczej sygnaturkami, oto całe dostojeństwo dźwigniętego z ruin kościoła.  Niewielki plac, zacieniony rozrosłymi drzewami,  tonie w kwiatach i ozdobnych powojach: franciszkańska bliskość ze światem przyrody, tak jak umiar i ubóstwo, które rządzą wystrojem prostej nawy. W bocznej kaplicy ustawiono na środku sarkofag z odlaną w brązie postacią leżącego na wieku zakonnika, któremu towarzyszą współbracia w pozycji klęczącej i w  geście modlitwy za duszę umierającego.  Spoczywają w nim szczątki Junipero Serry, apostoła Kalifornii, beatyfikowanego przez Jana Pawła II w 1988 roku. Obok, w przeszklonym relikwiarzu, widać za kryształową szybką deszczułki z trumny, w której był pochowany w 1784 roku. A zatem i Kalifornia ma swojego świętego.

W osobie Junipero Serry zbiegają się wątki życia niezliczonej liczby misjonarzy, którzy od XVI wieku przybywali do Ameryki z różnych zakątków Europy, nie tylko z Hiszpanii, by niekiedy z narażeniem życia nieść światło wiary ludom żyjącym jeszcze w okowach pogaństwa. O Indianach kalifornijskich powiadano w XVIII w., że nie znają żadnych praw, żadnej kultury, żadnego Boga. A pomimo to dostrzeżono w nich istoty w pełni ludzkie, godne niewyobrażalnego wysiłku ze strony franciszkańskich łowców dusz, by wydźwignąć ich na wyższy poziom egzystencji, tak duchowej, jak i materialnej. Junipero Serra przyszedł na świat w 1713 roku w miejscowości Petra na Majorce, na wyspie w archipelagu Balearów na Morzu Śródziemnym. Od młodości związał się z tamtejsza stolicą, Palmą, gdzie ten chłopski syn uczęszczał na nauki do zakonnych szkół. To tam dano mu na chrzcie imię Miguel José, które zmienił w czasie profesji na zakonne imię Junipero, być może w nawiązaniu do nazwy wysokiego jałowca, krzewu prawie niezniszczalnego, mogącego rosnąć wszędzie, nawet na pustyni, a symbolicznie sugerującego niezłomność w działaniu tego twardego człowieka. W wieku piętnastu lat został przyjęty na stołeczny uniwersytet nazwany imieniem Rajmunda Lullyego (zm. 1315 r.), barwnej, średniowiecznej postaci, kochanka o złamanym sercu, małżonka, uczonego, ekscentrycznego myśliciela, poety, wagabundy, który przemierzał znaczne obszary Europy, wreszcie pustelnika, a na koniec męczennika ukamienowanego przez Arabów w Afryce za  ponieważ usiłował nawracać ich na chrześcijaństwo. Po studiach, które ukończył z najwyższymi wyróżnieniami, młody Serra otrzymał katedrę filozofii. Przez piętnaście lat zakonnik ten wykładał doktrynę Tomasza z Akwinu, Dunsa Szkota i innych myślicieli średniowiecznych. Czuł, że nauczanie nie było jego powołaniem. Nie widział się uczonym. Marzył o dalekich ludach, jeszcze nie ochrzczonych. Chciał być, jak patron uniwersytetu – misjonarzem. Wysiłki czynione w tym kierunku od dłuższego czasu zostały wreszcie uwieńczone powodzeniem. Od władz zakonnych otrzymał zgodę na wyjazd do Meksyku. Miał trzydzieści sześć lat, gdy po wyjątkowo długiej, trzymiesięcznej, morderczej podróży dotarł w końcu do Veracruz w towarzystwie współbrata zakonnego, swego byłego studenta, Palou – jak się okazało – dozgonnego przyjaciela, a później jego biografa.

Po zakotwiczeniu w porcie, bez ociągania się, Junipero ruszył natychmiast do miasta Meksyku, przynaglany gorliwością nawracania Indian. W drodze zdarzył się nieszczęśliwy wypadek, którego skutki zaciążyły nad całym jego życiem. Podczas jednego z postojów został ukąszony przez jadowitego węża tak niebezpiecznie, iż ledwie uniknął śmierci. Nigdy nie wyleczona rana sprawiła, że Junipero okulał, i to na trwałe, co w przyszłości miało bardzo ograniczać jego ruchliwość podczas dalekich, pieszych podróży. Z drugiej strony jego dzielność w znoszeniu bólu zyskiwała mu podziw i sympatię Indian. Po krótkiej aklimatyzacji we franciszkańskim kolegium misyjnym San Fernando władze zakonne wyznaczyły go prawie natychmiast do pracy wśród jeszcze nie nawróconych Indian z plemienia Pame, należącej do wielkiej rodziny Chichimeków.

Udał się zatem Junipero Serra do Queretaro, do franciszkańskiego klasztoru Santa Cruz, przy którym już w 1683 roku, naśladując przykład z Rzymu, zostało założone pierwsze w Meksyku, ale i w całej Ameryce, Apostolskie Kolegium do Propagowania Wiary. Tam sposobił się do pracy misyjnej, poznając również mowę swoich przyszłych parafian. Ułożywszy dla nich w ich języku prosty katechizm i zbiór podstawowych modlitw, wyruszył w towarzystwie Francisco Palou przez dzikie góry Sierra Gorda. Po wielu dniach wędrówki dotarł w odcięte od świata doliny, gdzie mógł odnaleźć ślady pracy swych poprzedników sprzed dwóch stuleci, zamordowanych braci z zakonu św. Augustyna. Działalność wśród Indian w Sierra Gorda polegała w pierwszej kolejności na zorganizowaniu osad misyjnych. By takie mogły powstać, należało zachęcić i skłonić Indian do zejścia z gór i osiedlenia się w dolinach, gdzie można było uprawiać ziemię i hodować bydło, jako koczownikom i myśliwym dóbr do tej pory im nieznanych. Systematyczna, cierpliwa i ciężka praca przyniosła rezultaty. Udało się zorganizować aż pięć misji, które z czasem, w latach 1750-1753, dały początek indiańskim osadom: Jalpan, Landa, Tilaco, Tancoyol i Conca.

Przebrnięcie z powodzeniem przez pionierski okres organizowania misji w tak trudnym rejonie, jakim były góry i środowisko Sierra Gorda, kazało władzom zakonnym odwołać Junipero Serrę do Meksyku z myślą przygotowania go do pracy na jeszcze trudniejszy front i wysłania do żyjących na północy wojowniczych Apaczów, którzy właśnie w okrutny sposób zabili kilku żołnierzy i dwóch misjonarzy. Zatrzymawszy się w San Fernando, miast na kilka miesięcy, spędził w kolegium aż siedem lat. Gwardian kolegium zmienił bowiem zdanie, widząc w nim nie tylko doświadczonego misjonarza, ale przede wszystkim zdolnego wykładowcę i chętnie słuchanego kaznodzieje, tudzież wizytatora rozproszonych na ogromnym obszarze Meksyku osad misyjnych i franciszkańskich domów zakonnych. Pomimo kalectwa i trudności w poruszaniu się, przemierzył tysiące kilometrów pieszo, konno, na wozie i łodziami. Docierał w najdalsze okolice, pokonywał dżunglę na południu, pragnął być obecny wszędzie, a już najchętniej pośród swych ukochanych Indian. Ci zaś, sami zaprawieni do znoszenia wyszukanych katuszy w rytualnych inicjacjach, najbardziej podziwiali w nim dzielność w znoszeniu cierpienia z powodu ropiejącej rany po ukąszeniu węża. Tak przeto nie w stolicy, która gorszyła go swym bogactwem i próżną ostentacją, lecz pośród najbiedniejszych Indian odnalazł swoje powołanie. Związany jednak ślubem zakonnego posłuszeństwa, pobyt w mieście znosił z cierpliwością jako dopust Boży. Niespełnione pragnienie dotarcia do Apaczów i nawracania tych dzikich ludów rekompensował skrajną ascezą i umartwieniami, w czym doszukiwał się skutecznych środków ekspiacji za grzeszne życie Hiszpanów.

I oto w latach sześćdziesiątych XVIII wieku miasto Meksyk ogarnęła gorączka i podniecenie. Odkryta jeszcze w XVI stuleciu przez Hiszpanów Kalifornia, ziemia do tej pory zaniedbywana przez króla Hiszpanii jako peryferia ogromnego imperium, znalazła się w samym centrum zainteresowania wielkich mocarstw europejskich, Anglii i Rosji, z których każde na własną rękę wysyłało ekspedycje badawcze i kupieckie do zajęcia obiecujących w bogactwa wybrzeży Pacyfiku na odcinku kalifornijskim. Na to Hiszpania nie mogła pozwolić. Wicekról w Meksyku otrzymał z Madrytu rozkazy, by jak najszybciej wysłać w zagrożony rejon posterunki wojska i misjonarzy. Przed Junipero Serrą otwierała się wymarzona okazja powrotu do misyjnego dzieła. Tym razem tę jego gorliwość zaakceptowali przełożeni. Dzięki doświadczeniom, jakie wyniósł z Sierra Gorda, utwierdzali się w przekonaniu, że ten kulejący, słaby, ale gorliwy zakonnik, wówczas zbliżający się do sześćdziesiątki, powinien poradzić sobie w tym arcytrudnym przedsięwzięciu. I dołączyli go do ekspedycji gubernatora Gaspara de Portoli wysłanego w 1767 r. na Półwysep Kalifornijski, czyli do Dolnej Kalifornii – Baja California – z rozkazem przejęcia w imieniu franciszkanów znajdujących się tam misji jezuickich, pozostawionych bezpańsko po wydalonych z zamorskich dominiów Hiszpanii zakonników Towarzystwa Jezusowego. Po wykonaniu zadania Gaspar de Portola otrzymał rozkaz kontynuowania ekspedycji dalej na północ, aż do  Górnej Kalifornii – Alta California – jak podówczas nazywano obszar dzisiejszego amerykańskiego stanu Kalifornia. Ekspedycja podzieliła się na dwie części, morską i lądową. Morzem płynęły trzy statki, San Carlos, San Antonio i San José. Junipero Serra, pomimo swego kalectwa szedł na północ lądem. Towarzyszyli mu trzej współbracia, nieodłączny Francisco Palou, niestrudzony kronikarz wyprawy Juan Crespi i Fermín Lasuén. Do osobistych posług, jako kalece, przydzielono mu piętnastoletniego chłopca indiańskiego. Grupa zakonników i żołnierzy dotarła w okolice dzisiejszego miasta San Diego na granicy USA z Meksykiem w lipcu 1769 r. Tam dowiedzieli się o straszliwym losie ekspedycji morskiej, którą rozproszył szalejący sztorm, a większość załogi powalił szkorbut i inne choroby.

Junipero Serra przystąpił natychmiast do dzieła. Zakonnicy potrzebowali kilku godzin, by założyć misję św. Jakuba - San Diego de Alcala - i odprawić pierwszą mszę na ziemi kalifornijskiej. Tak rozpoczęło się wielkie dzieło zakładania franciszkańskich misji kalifornijskich. Nieugięty zakonnik ufundował ich jeszcze dziewięć: San Carlos w 1770 roku, w następnym roku kolejne dwie, San Antonio i San Gabriel, San Luis Obispo założył w 1772 roku, po czym nastąpiła czteroletnia przerwa i w 1776 roku w miesiącach jesiennych rozpoczęły działalność dwie misje, San Francisco i San Juan Capistrano. Santa Clara powstała w 1777 roku, a ostatnią misją założoną przez Junipero Serrę w 1782 roku była San Bonaventura po pięcioletniej przerwie w fundacjach. W tymże roku współuczestniczył w zakładaniu misji w Santa Barbara. Owe dłuższe przerwy między fundacjami spowodowane były wieloma czynnikami, między innymi sporami między franciszkanami a ówczesnym gubernatorem Kalifornii Philipe de Neve oraz komendantem wojskowym Pedro Fagesem na tle lokacji misji, ich zaopatrzenia i finansowania, różnicy w traktowaniu Indian,  a nawet podważanych przez władzę świecką duchowych kompetencji Junipero Serry. Werdykty w owych sporach zapadały w mieście Meksyku na dworze ówcześnie urzędującego wicekróla, zawsze z korzyścią dla stanowiska ojca Serry. Najbardziej drażliwą sprawą była różnica w traktowaniu Indian przez władzę cywilną a duchowieństwo zakonne. Stając murem w obronie Indian, narażali się franciszkanie władzy cywilnej, która widziała w tubylcach przede wszystkim siłę roboczą do pracy w szybko powstających majątkach ziemskich. Na to Junipero Serra nie wyrażał zgody, zyskując sobie zaszczytne miano nie tylko apostoła Kalifornii, ale i obrońcy Indian, ich ojca. W przeciwieństwie do Meksyku centralnego, gdzie system encomiendy oparty na pracy Indian o wysokiej cywilizacji, jak Azteków, wprowadzono tuż po konkwiście, czyli w pierwszych dziesięcioleciach XVI stulecia, w Kalifornii podobnej gospodarki nie można było zastosować. Kalifornijscy Indianie byli przecież dziećmi natury, a nie obywatelami wysoko rozwiniętych systemów ekonomicznych państwa Mexików o wielowiekowej tradycji funkcjonowania tego państwa. Pracując w różnych rejonach Nowej Hiszpanii, Junipero Serra doskonale zdawał sobie sprawę z istnienia  owej różnicy i dokładał wszelkich starań, by Indian kalifornijskich niejako trzymać pod kloszem nietykalności przed zaborczością posiadaczy ziemskich.

Kiedy umierał 28 sierpnia 1784 roku zeszli się Indianie tłumnie do misji San Carlo Borromeo, by okazać mu respekt i uszanowanie. Stali dumnie, w milczeniu, pogrążeni w smutku, stali tuż obok żołnierzy, marynarzy, białych osadników, hiszpańskich urzędników, gubernatora Kalifornii, którzy wszyscy na wieść o śmiertelnej chorobie apostoła przybywali nawet z daleka. Ojciec Palou musiał czuwać, by nie rozszarpano umierającego na relikwie. Dopiero po jego śmierci pociął na kawałki połę jedynego habitu, jaki  posiadał,  i porozdzielał strzępy zgromadzonym. Gdy brakło sukna, rozdzielił siwe kosmyki włosów cisnącym się ludziom. Indianie otrzymali najwięcej pamiątek po zmarłym, w tym medaliki, zwyczajowo rozdawane neofitom.  Palou zatrzymał dla siebie brewiarz ojca na pamiątkę dozgonnej przyjaźni. Znoszone sandały ojca przypadły komendantowi garnizonu w Monterey na usilną jego prośbę. Lekarz, który opatrywał ranę po ukąszeniu węża, uprosił dla siebie chusteczkę zmarłego, twierdząc, że będzie miała większy skutek w leczeniu chorób aniżeli jakikolwiek lek. Sam zaś zmarły otrzymał do trumny drewniany krzyż, ten sam, z którym przybył do Meksyku z Majorki i z którym nie rozstawał się przez całe życie.  Przyjaciel i biograf zmarłego, ojciec Palou, zauważył, że podczas pogrzebu trzeba było okrążyć plac przed misją aż dwa razy, by dać możliwość chętnym choćby przez chwilę ponieść trumnę zmarłego do znajdującego się tuż obok grobu. Dwa stojące na redzie statki odpaliły z dział, jakby chowano generała. I nieustannie biły dzwony.

W 1884 roku, w setną rocznicę śmierci apostoła Kalifornii, amerykańskie władze stanu przegłosowały dzień jego śmierci jako święto stanowe. Świadectwem doceniania roli w dziele chrystianizacji Kalifornii przez tego fizycznie słabego i kalekiego zakonnika, są mnogie pomniki ustawiane w wielu miejscach tego urokliwego, słonecznego stanu. Jan Paweł II  odwiedził grób Junipero Serry 17 września 1987 roku, a rok później - 25 września 1988 - wyniósł go do chwały ołtarzy jako błogosławionego.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.