Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad - Pytając o lawę

Telewizja Polska wyemitowała 31.10.2023. inscenizację trzech sekwencji z „Dziadów” Adama Mickiewicza (Bal u Senatora, Wielką Improwizację i obrzęd „zaduszny”). Spektakl – według mnie – olśniewający. I choć był to „skrót”, ale tak idealnie wpisywał się w przełomowy moment, jaki akurat przeżywa nasz Kraj, że nie raz ciarki przebiegły po plecach.

Mickiewicz napisał „Dziady” w tak mistrzowski sposób, że „uczone” analizy i komentarze powinny zamilknąć. Nie można też czytać ich bez wiedzy o biografii Autora: W młodości „zapisał się” do masonerii (podobno tylko się o nią „otarł”), szukał inspiracji w pogańskim folklorze i okultyzmie, potem popadł w podejrzany narodowy mistycyzm. „Miał na pieńku” z Kościołem, choć mówił o sobie że jest Polakiem spod znaku Orła i Krzyża.
Na starość usiłował stworzyć na emigracji polską armię wyzwoleńczą.
Zmarł w Stambule na cholerę.
Niektórzy uważali, że został otruty...
Nie miał lekko.
„Coś go żarło”: rozpacz jakaś, poczucie bezsilności i wewnętrzne rozdarcia, nad którymi nie do końca panował.
Jednak na cierpieniu powodowanym utratą wolnej Ojczyzny znał się jak mało kto w dziejach naszej literatury.

Nie pierwszy, ale być może ostatni już raz telewizyjne „Dziady” odsłoniły ponadczasowy, proroczy zmysł Autora.

Dlaczego „ostatni raz”?
Wydaje się, że w przyszłych, geopolitycznych i kulturowych, realiach nowej Europy każdy myślący dyrektor teatru – w Łodzi, Krakowie lub Gorzowie – nim zaplanuje „Dziady” w repertuarze, sto razy zwątpi, czy dostanie dotację na ich wystawienie.

Kogo w Europie obchodzą niezrozumiałe polskie dylematy?

Rany po ciosach zadanych z szatańską perfidią przez tyrana ze Wschodu… albo mesjanistyczny charakter cierpień narodu...?

To nie są „atrakcje” zdolne przekonać unijnych dyktatorów mody, by uchylili kiesy. Duchowe problemy Polaków są dla „świata” obszarem hermetycznych rojeń i butnych uzurpacji (jak zamiar budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego).

Można również wątpić w to, że „Dziady” zdołają zainteresować naszą masową publiczność. Choćby tę jej część, która niedawno miała wielką uciechę z powodu auta porzuconego na ulicy Legionów w Łodzi i zabetonowanego przez figlarnych drogowców.

Odwiedzając w pierwszych dniach listopada podwarszawskie cmentarze, spotkałem znajomych, którzy pytali, jak skończyła się ta krotochwila. Wydaje mi się, że w tamtych dniach Łódź była na ustach wszystkich.
Nikt nie opowiadał, że psychopata Nowosilcow perfidnie poniżał niewidomą panią Rollison, że oszalały Konrad usiłował bluźnierczo przeniknąć sens Bożych planów wobec upodlonej Ojczyzny... A przecież o tym powinny dziś być „długie, nocne rodaków rozmowy”. Zwłaszcza na cmentarzach.
 
Możliwe, że do głosu dochodzi „pokolenie nowych ludzi”, a u starszych wystąpiło swoiste „zmęczenie polskością” (jak to miało miejsce w dniu wyborów). Może potrzebujemy jakiejś ożywczej odmiany. Wydaje się, że te oczekiwania będą niebawem spełnione. A może po prostu: „Sławianie, my lubim sielanki” – jak woła jeden z bywalców Salonu warszawskiego.

Cóż, my to my, ułomne plemię, a Mickiewicz i jego nieszczęśliwi bohaterowie to „książęta niezłomni”, ambitni „żołnierze wyklęci”, których nie przekupi żadna ludzka siła. Ich zasady to: Zero korupcji, zero kompromisów, sto procent lojalności wobec Ojczyzny i przyjaciół. Przejrzystość intencji. Dziś też nie mieliby lekko. Dzisiejszymi zmartwieniami spadkobierców Konrada, pani Rollison, czy księdza Piotra są nie tylko demony dręczące wtenczas Mickiewicza.
Pojawiły się nowe, gorsze opresje i wojny. Lecz rolą felietonu nie jest snucie pseudo-profetycznych spekulacji, jaki będzie świat, który na stałe „wyszedł z kolein”. I co stanie się z Polską, której byt co pewien czas „rotacyjnie” wzlata, by po chwili bujać się na wietrze macochy Historii. Mickiewicz, „wadząc się” z Bogiem o Polskę, nie pozwolił Konradowi powiedzieć ostatniego słowa oskarżenia.
Za to w usta innego bohatera „Dziadów”, Wysockiego, włożył taką oto (znaną) myśl: "Nasz naród jak lawa Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi..."
Tylko, czy ten wewnętrzny ogień jeszcze tam w głębi płonie…?