Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Prof. Tadeusz Gerstenkorn - LUDZIE BOGA - dobry francuski film

Ciszą i nastrojem można nieraz wyrazić więcej niż słowami Od 28 stycznia br. jest wyświetlany w kinach film, który warto obejrzeć. W ulotkach jest reklamowany jako „Prawdziwa historia o sile wiary”. Tytuł francuski: Des hommes et des dieux – Ludzie i bogowie; w początkowej wersji dystrybutor nadał filmowi nazwę: O bogach i ludziach. Film jest rzeczywiście o ludziach i to niezwykłych, ale o jakich bogach mówi film – nie wiem. Produkcja z 2010 r. i - jak głosi dystrybutor -  obraz obejrzało we Francji w krótkim czasie ponad  3 miliony widzów. Film jest bardzo dobrze zrobiony, fabuła porywająca, więc mógł zainteresować nawet laickich Francuzów, choć ma wydźwięk religijny. Trwa całe 120 minut. 
Reżyser: Xavier (Ksawery) Beauvois (Bowła), scenariusz: ?tienne (Stefan) Comar, a w obsadzie siedmiu znakomitych aktorów, których trudno nie wymienić z imienia i nazwiska: Lambert Wilson jako Christian, przełożony wspólnoty zakonnej, Michael (Michał) Lonsdale jako brat Luc (Łukasz) lekarz, Olivier Rabourdin jako brat Christophe (Krzysztof), Philippe (Filip) Laudenbach jako brat Celestin (Celestyn), Jacques (Jakub) Herlin jako brat Amédée (Amadeusz), Loic Pichon jako brat Jean-Pierre (Jan-Piotr), Xavier (Ksawery) Maly jako brat Michel (Michał), Jean-Marie (Jan-Maria) Frin jako brat Paul (Paweł), Olivier Perrier jako brat Bruno. Warto też wymienić role drugoplanowe dla akcji filmu: Abdelhafid Metali jako Nouredine, Sabrina Okazani jako Rabbia, Abdullah Moundy jako Omar, Farad Garbi jako Alli Fayattia, Adel Bencherif jako terrorysta. Świetną muzykę do filmu napisali: Eric Bonnard i Damien Bouvier. Znakomite, sprawiające ogromne wrażenie, zdjęcia dała Caroline Champetier.

Reżyser starał się odtworzyć na sposób filmowy życie, posłannictwo i męczeńską śmierć zakonników trapistów usadowionych w skromnym klasztorze w wiosce Tabhirine, położonej w północno-zachodniej części Algierii u podnóża pasma gór Atlasu,  koło miejscowości El Midija, trudnej do znalezienia na dostępnej mapie.
Nakręcenie filmu zainspirowały wydarzenia z lat 1993-1996, w których widoczna była jeszcze pewna obecność Francuzów, traktujących niegdyś przez długie lata Algierię jako część metropolii. Jak to często się zdarza w kraju kolonizowanym, pojawiały się i tam niesprawiedliwości dotykające ludność rodzimą, powodujące ruchy odwetowe, nie stroniące od terroryzmu i ukierunkowane w tym przypadku głównie na obcokrajowców i byłych kolonizatorów, w tymże już czasie często bardzo zgodnie żyjących z miejscową ludnością i pracujących dla dobra nowej Algierii. Na dobrą sprawę była to już wówczas wojna domowa, nękająca spokojną ludność, a wywołana przez skrajne ugrupowania islamskie, dążące do stworzenia nowego państwa zupełnie bez nie-Algierczyków i bez nie-muzułmanów.

Film był prezentowany w ubiegłym roku na festiwalu filmowym w Cannes i nawet typowany do Złotej Palmy (Palme d’Or), ale widocznie zbyt religijny, choć rzeczywiście znakomity, uzyskał tylko drugą, także prestiżową nagrodę tego festiwalu, tzw. Grand Prix (Wielką Nagrodę), a także Nagrodę Jury Ekumenicznego i Prix de l”Education Nationale (Wychowania Narodowego). Film był także wybrany przez Francuzów jako reprezentant do Oscara w ramach filmów nie-anglojęzycznych, ale tej nagrody już nie uzyskał (nie wiem, czy warto się dziwić). Natomiast w piątek 25 lutego br. film został wreszcie słusznie uhonorowany francuskim Cezarem za najlepszy film (César du meilleur film) oraz za najlepsze zdjęcia. Tę informację przyjąłem z wielkim zadowoleniem i ulgą, że wreszcie coś sensownego drgnęło w przyznawaniu nagród i filmy o idei katolickiej nie są planowo odsuwane z pola widzenia jury. Najzupełniej słusznie nagrodę Cezara otrzymał także Michael Lonsdale za najlepszą rolę drugoplanową (?) , tj. rewelacyjną rolę mnicha-lekarza, niosącego ofiarną pomoc miejscowej ludności, a nawet poranionemu terroryście, którego grupa „odwdzięczyła się” później śmiercią grupy zakonnej.

W recenzjach filmu nie zauważyłem słów uznania dla znakomitego Lamberta Wilsona grającego wspaniale, bo oszczędnie i wiernie rolę brata Krystiana, przełożonego grupki trapistów. Rola wspaniale prowadzona. Rozumiem przez to jego ogromne opanowanie, jako człowieka odpowiedzialnego za powierzoną sobie grupkę zakonników. Mieliśmy przykład prawdziwej demokracji (możliwej zresztą tylko w równej sobie grupie), tj. przez podejmowanie wspólnej, całkowicie niewymuszonej, ale głęboko przemyślanej i przemodlonej decyzji pozostania w zagrożonej placówce. Dla mnie był to piękny przykład działania prawdziwie sensownych wyborów, gdzie grupa wybiera spośród siebie rzeczywiście najlepszego do pełnienia niezwykle odpowiedzialnej funkcji, i którą on w sposób niezwykle rzetelny wypełnia.  Z moich obserwacji wynika, że nie tylko w tym przypadku, ale w bardzo wielu wyborach przeprowadzanych, właśnie w społecznościach religijnych, kościelnych, wybierani są na ważne stanowiska osoby o dużych zdolnościach kierowniczych i twórczych. Jako przykład może służyć wybór na papieża naszego rodaka, a również wybór obecnego papieża, pełniącego doskonale rolę przywódcy w naszym Kościele. Gdyby porównać to z wyborami w demokracjach politycznych, to porównania nie byłoby właściwie żadnego. Po prostu dlatego, że żadna z demokracji o różnych przydawkach de facto demokracją nie jest.
Film stara się przedstawić dzieje misjonarskiej placówki zakonu trapistów, dokładniej biorąc cystersów ściślejszej obserwancji (observo (łac.) – spostrzegam, strzegę, przestrzegam, stosuję się do czegoś, observantia.- szacunek, poważanie), tj. przestrzegania reguły zakonnej; jest używana także nazwa: Ordo Cisterciensium Reformatorum. Nazwa trapiści wzięła się od opactwa cysterskiego we Francji w La Trappe, miejscowości położonej w Normandii w północnej części tzw. Regionu Centralnego Francji. Zakon cystersów został założony przez opata benedyktynów Armanda Jeana (Jana) le Bouthilliera (1626-1700) w 1664 r. (a więc oparty na regule św. Benedykta z Nursji) w Citeaux (Sito, łac. Cistertium, stąd nazwa). Zakon miał okres swej potęgi w XIII wieku i jest drugim po benedyktynach najstarszym zakonem katolickim. W Polsce pojawił się już w 1143 r. Znane w Polsce opactwa znajdują się w Oliwie i Wąchocku.  W zakonie obowiązuje oddanie się modlitwie i pracy fizycznej (obie te funkcje były wyraźnie zaznaczone w filmie). Poza tym zalecane jest milczenie. Tam gdzie to jest możliwe trapista zamiast mową posługuje się gestem i wymową twarzy. Stąd w filmie jest wiele scen milczących, a porozumienie następuje w wyniku drobnych ledwie zauważalnych gestów. Przykładem może być scena na targu.  Trapiści zbierają się kilka razy dziennie na wspólną modlitwę i śpiewy psalmów (także te aspekty życia zakonnego zostały świetnie ukazane w filmie). Trudno zrobić współczesny film bez dialogów, a więc niemy. Reżyser starał się jednak oddać niezwykle dobrze ograniczenie mowy zakonników do niezbędnego minimum, ukazując raczej ich zaangażowanie w pracy fizycznej w przyklasztornym ogrodzie, a z dużą wrażliwością ukazał (także przez znakomite zdjęcia) religijne skupienie mnichów i ich pełnej wiary posługę przy ołtarzu i klasztornej kaplicy. To wszystko jest ukazane w sposób absolutnie szczery, bez najmniejszego nawet cienia uszczypliwości, tak często spotykanej wobec powagi naszego kultu religijnego. Reguła zakonna wymaga też dbałości o higienę (także i tu dobre ujęcia filmowe) oraz stosowania się do zaleceń leczniczych właściwego zakonnika (w tym przypadku cudownego brata Luca (Łukasza). Nawet te elementy życia zakonnego nie były w filmie ominięte, lecz właśnie  dobrze wypunktowane. Może nie każdy zwrócił nawet na to uwagę.

Warto wspomnieć, że do zakonu trapistów należał amerykański prozaik i poeta Thomas Merton (1915-1968), którego znana jest autobiografia duchowa pt. „Siedmiopiętrowa góra” (1966; wyd. polskie 1972), także proza kontemplacyjno-mistyczna „Znak Jonasza” (1952; wyd. pol. 1972),  „Nikt nie jest samotną wyspą” (ten zwrot wszedł już na stałe do języka potocznego; 1955, wyd. pol. 1966) i inne.  Trapistą był także polski poeta i eseista Michał Zioło.
Uderzająca i doskonale oddana była w filmie zgodność współżycia małej grupki zakonników z miejscową ludnością muzułmańską. Przypuszczam, że płynęło to  nie tylko z osobistego uroku każdego z członków zakonnej wspólnoty (właściwie  świetna kreacja każdego z mnichów), ale także z rozeznania treści księgi Koranu, co także w nie narzucający się sposób pokazano parę razy w filmie (np. studiowanie Koranu przez brata Krystiana).

Na ciekawe fragmenty z Koranu zwrócił niedawno uwagę prof. Zbigniew Dmochowski w swym artykule zamieszczonym w internecie pt. „Czy dżihad jest elementem Koranu” (02.04.11). Już w pierwszy odcinku opracowania pt. „Koran podstawą dialogu” zwraca się uwagę, że jest dużo wersetów Koranu świadczących o możliwości dialogu z chrześcijanami. Warto się z tym tekstem zapoznać, bo można wówczas lepiej zrozumieć postawę mieszkańców wioski muzułmańskiej wobec zakonników świadczących im nie tylko bardzo ważną dla nich pomoc lekarską, ale także służących dobrą radą i ukazaniem wartości pracy, także fizycznej, wskutek czego zakonnicy byli niemal bezbłędnie wtopioną częścią tej spokojnej społeczności.

Jedna  z najważniejszych zasad koranicznych dotyczy wolności człowieka w kwestiach religijnych. „Nikogo nie wolno zmuszać do przyjmowania religii” (2,256). Kto postępuje inaczej, nie działa z duchem Koranu. Nieuszanowanie zamkniętej placówki misyjnej cystersów przez grupę bojowników islamskich było całkowicie nieakceptowane przez całą społeczność wioski. Zresztą to samo można było zaobserwować całkiem niedawno w Tunisie, gdzie na placówce misyjnej salezjanów, w szkole, w której uczyła się wyłącznie młodzież muzułmańska, został okrutnie zamordowany młody, 34-letni ks. Marek Rybiński, niezwykle oddany w pracy dla tamtejszej młodzieży i jej rodziców. 15 tysięcy Tunezyjczyków wyszło na ulice miasta w proteście na ten hańbiący czyn ich rodaka.

Już te przykłady pokazują ogromną wartość katolickich placówek misyjnych w społeczeństwie islamskim i ich całkowitą akceptację przez miejscową ludność. Niestety ekstremalne idee, podsycane przez niezrównoważonych niektórych przywódców islamskich burzą możliwość zgodnego współżycia. Niewyobrażalnie tragiczna w skutkach sytuacja (całkiem niewykluczona) może zaistnieć, jeśli skrajne odłamy islamu zdołają opanować politycznie terrorem i błędnie interpretowanymi wersetami Koranu ludność Maghrebu i Maszreku (Zachodu i Wschodu północnej Afryki). Niektóre fakty zdają się na to wskazywać. Jak zwykle, ostatnie słowo należy do całej ludności obszaru islamu, a także odpowiedniej reakcji naszej cywilizacji.
Mam jede
n wcale niebagatelny zarzut, który muszę postawić reżyserowi filmu. Chodzi mi o zupełnie niewiarygodną scenę, gdy jeden z mnichów, podniecony bardzo niepokojącymi wieściami, grożącymi całej placówce pozbawieniem życia, zwraca się językiem ulicy do swego współbrata. Trapista, mający we krwi dbałość o czystość i piękno języka, nawet w takim groźnym momencie nie mógł tak zareagować. Ta scena całkiem niepotrzebnie została nakręcona, zapewne pod tzw. „publiczkę”. To jest przykry zgrzyt w tym ładnym filmie. Dla młodzieży jest to głupia wskazówka, że udając zdenerwowanego można nie panować nad swoim językiem.


Copyright © 2017. All Rights Reserved.