Publikacje członków OŁ KSD
Jan Gać - TAM, GDZIE JAN CHRZCIŁ
Tak dochodzi się do rzeki Jordan od strony Jordanii. Zbita z desek platforma, nad nią zadaszenie, pośrodku ołtarz, obok baptysterium – wszystko gotowe do sprawowania liturgii z widokiem na rzekę. Miejsce pełne odniesień. Przecież gdzieś tu znajdował się starożytny bród na rzece. Mówi o tym tradycja i informuje mozaikowa mapa z Madaby z VI w. Gdzieś w tym miejscu pątnicy w okresie bizantyńskim przechodzili wpław rzekę w drodze z Jerozolimy i z Jerycha na górę Nebo, skąd Mojżesz oglądał Kanaan. To gdzieś tu Jan udzielał chrztu, bo i w jego czasach, tak jak i w czasach Jozuego, tędy przebiegała główna droga w krajny Zajordania, więc tu gromadziło się wielu ludzi. Tu również wstąpił do rzeki Jezus.
W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili, gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: Tyś jest mój Syn umiłowany, w tobie mam upodobanie (Mk 1, 9-11).
Woda w rzece jest zielona, mętna, prawie stojąca. Wysokie na pięć metrów trzciny lekko muska niewyczuwalny oddech wiatru. Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? – pytał retorycznie Jezus towarzyszących Mu uczniów w odniesieniu do osoby Jana Chrzciciela.
Również na izraelskim brzegu Jordanu wzniesiono przed kilku laty imponujący architekturą jak gdyby terminal dla pątników, wyposażony w toalety, przebieralnię i obowiązkowo w sklep, wszystko to zapewne w odpowiedzi na dość prowizoryczną, ale bliższą naturze konstrukcję po stronie jordańskiej. Pątnicy przybywają tu już setkami, jadąc przez pustynię drogą asfaltową w szpalerze płotów z kolczastego drutu, za którymi rozciągają się pola minowe. Przecież środkiem Jordanu biegnie granica państwowa między Izraelem a Królestwem Jordanii. Kilku żołnierzy izraelskich w pełnym uzbrojeniu trwa leniwie na posterunku, tak jak i ich uzbrojeni koledzy z przeciwległego brzegu rzeki. Nie przeszkadza to bynajmniej pielgrzymom we wstępowaniu po drewnianych stopniach do wody. Niektórzy, obleczeni w białe szaty, jakie można nabyć w miejscowym sklepie, zanurzają się w niej cali, wraz z głową.
Chociaż Jan Ewangelista pisze wyraźnie, że Chrzciciel udzielał chrztu w Betanii, po drugiej stronie Jordanu (J 1,28), trudno jest się dziś spierać, na którym brzegu miało to miejsce. Przecież rzeka jest taka wąska – prawie by ją przeskoczyć. Nie znaczy to, że zawsze taka bywa. U samego szczytu związanej z wapiennych bloków ściany po izraelskiej stronie umocowano deszczułkę oznaczającą poziom Jordanu ze stycznia 2012 roku. Będzie z dziesięć metrów powyżej normalnego poziomu wody! Znaczy to, że Jordan może wylewać, tak jak wtedy, gdy przez rzekę przeprawiali się do Kanaanu Hebrajczycy Jozuego. Zaledwie niosący arkę przyszli nad Jordan, a nogi kapłanów niosących arkę zanurzyły się w wodzie przybrzeżnej – Jordan bowiem wezbrał aż po brzegi przez cały czas żniwa – zatrzymały się wody płynące z góry (…), a lud przechodził naprzeciw Jerycha (Joz 3, 15-16).
Tradycja bizantyńska, być może za Janem Ewangelistą, identyfikowała właśnie to miejsce w Zajordanii jako miejsce, gdzie Jan Chrzciciel udzielał ludowi chrztu. Dowodem na to są ruiny pobudowanych tu kościołów, dopiero niedawno odkopanych, a przede wszystkim obecność dużego kanału, którym sprowadzano wodę bezpośrednio z rzeki do basenu chrzcielnego tuż przy imponującej rozmiarami bazylice. Basenów chrzcielnych zidentyfikowano więcej i każdy z nich połączony był własnym kanałem z rzeką.
Skąd na tym gorącym i dusznym pustkowiu tyle miejsc chrzcielnych, przecież w okresie bizantyńskim osadnictwo było tu znikome? Istniały same tylko klasztory. Odpowiedź nasuwa się sama: poganie po okresie odbytego katechumenatu przybywali nad Jordan, by móc się ochrzcić w miejscu, w którym do rzeki wszedł sam Jezus. A przybywali z daleka, nawet z odległych prowincji Bizancjum. Ale byli i tacy, ci ochrzczeni już wcześniej, którzy wędrowali w te miejsca dla odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych, jak się to odbywa i obecnie w miejscu zastępczym, w Yardenit u ujścia Jordanu z Jeziora Galilejskiego. Musiały przybywać tłumy pątników, bo dla ich przyjęcia były przygotowane hospicja i pomieszczenia na grupowe modły. Ich ślady w postaci kamiennych przyziemi niedawno odkryli archeolodzy. Zabezpieczone, można je obecnie oglądać.
Mnisi, którzy cenili bardziej anachoretyzm aniżeli życie wspólnotowe w zakładanych w sąsiedztwie klasztorach, w pojedynkę drążyli dla siebie płytkie groty w niskich marglowych skarpach. Wśród nich ascezą świeciła pokutnica z Aleksandrii, Maria Egipcjanka, niegdyś portowa prostytutka, po nawróceniu - heroiczna święta. A i Eliasz, wielki prorok z czasów króla Achaba, ten sam, który wytracił kapłanów Baala z Góry Karmel, miał się stąd unieść do nieba na wozie ognistym. Na tę pamiątkę spłaszczony pagór – Jebel Mar Elias – zwieńczyli bizantyńscy mnisi kolejnym klasztorem.
Dziś na to pustkowie wraca chrześcijaństwo, już nie tylko w formie pątnictwa, ale i stałej obecności duchowieństwa różnych obrządków. Po wizycie nad Jordanem Jana Pawła II w marcu roku 2000, pierwszy stanął po stronie jordańskiej grecki kościół, mały, ale zgrabny, zwieńczony złotą kopułą, obficie malowany. Zaraz wyrósł w pobliżu kościół katolicki dedykowany Papieżowi-Pątnikowi. Na ukończeniu w 2013 roku pozostawała ogromna cerkiew rosyjska, w pobliżu ormiańska i zaraz koptyjska, zaś w trakcie budowy wyłaniały się z pustyni dwie inne świątynie. Fenomen odradzającego się chrześcijaństwa, jeśli już nie poprzez zasiedlenie, bo to przecież kraj muzułmański, to przynajmniej obecnością nowo wznoszonych świątyń. Tak jest w Jordanii. Po stronie izraelskiej nie buduje się nowych kościołów w tym rejonie, zaś bizantyński monaster-twierdza z V wieku nad brzegiem Jordanu, otoczony polem minowym, wygląda na niezamieszkany, chociaż powiewa nad nim grecka flaga, znak greckiej przynależności.