Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Krzysztof Nagrodzki: Pralnie globalne

>>„Globalna wioska” (ang. global village) - termin wprowadzony pod koniec lat 60. przez Marshalla McLuhana w jego książce The Gutenberg Galaxy (Galaktyka Gutenberga), opisujący trend, w którym masowe media elektroniczne obalają bariery czasowe i przestrzenne, umożliwiając ludziom komunikację na masową skalę.<<

                                                                                        ***

Wizja globalnej wioski rozprzestrzeniła się, a nawet rzec można – rozpanoszyła - w światłych umysłach postępu, tak dalece, iż wątpiących w możliwość traktowania globu w takich kategoriach, traktuje się jako niedorozwiniętych. Niedorozwiniętych, niezbyt przydatnych nawet do stawiania chat w owej wiosce, nie mówiąc o zamieszkaniu. Szczególnie teraz, kiedy coraz doskonalszych narzędzi budowlanych przybywa, a obsługi tak licznej jak ongiś nie potrzeba. Mówiąc szczerze – obsługa musi zostać zredukowana, aby piękno ziemskiej arkadii mogło służyć, potrafiącym docenić jej uroki. Czyli elicie.

Co zrobić jednak, jeżeli populacja potencjalnych estetów rośnie?... Populację należy regulować. Wojny i rzezie są jakąś metodą, ale dosyć prymitywną i nie zawsze obliczalną. O wiele łatwiejszą do stymulowania jest tzw. kontrola urodzin, prowadzona administracyjnie, ekonomicznie, bądź – najefektywniejsza oraz najbardziej postępowa - w ramach uświadomienia „praw kobiety do własnego brzucha”. Przy coraz doskonalszych możliwościach urabiania świadomości powszechnej co do priorytetów dobrego życia, zda się nie być to zbyt trudnym zadaniem, choć rozłożone w czasie i wymagającym pewnych wysiłków ekonomicznych i socjo-technicznych („media elektroniczne obalają bariery czasowe i przestrzenne, umożliwiając ludziom komunikację na masową skalę”). Wystarczy zachęcić lud do wyścigu po kasę (nie używajmy brutalnego określenia – zmusić), stymulując go kijem konieczności egzystencjalnej oraz marchewką różnych używek.                                                                                                                                                         

Redukcja umiejętności samodzielnego analizowania rzeczywistości, poprzez podanie gotowców przygotowanych w biurach obsługi podróży globalnej, ułatwia organizację przepływu decyzji. W dawnych czasach nazywano prymitywne próby takich metod – demokracją ludową, obecnie – w ramach optymalizacji – „ludową” wysłano do obozu reedukacji. Reedukacja zaś w obszarze – nazwijmy go z dużą dozą dobrej woli – intelektualnym, prowadzona przez stosownie dobrany zestaw medialny i w szerokim pojęciu kulturowy, może przynieść zakładany efekt. Czego doświadczamy ( chociaż nie zawsze uświadamiamy), chętnie odbierając np. darmowe gazetki na skrzyżowaniu miejskich arterii, hipnotyzując się mydlanymi serialami, bądź – w zależności od wieku - decymbelowymi ogłuszaczami zalkoholizowanego i znarkotyzowanego rozumu, ochoczo przystając na alibi wolności bez odpowiedzialności: „róbta co chceta” – podawane w różnych zestawach „globalnej wioski”, poprzez media postępowych właścicieli i najemników – w konsekwencji wygłaszając konkluzje, które nie potrafimy gruntownie uzasadnić. A zbyt nalegających na dowód, nazywamy oszołomami, z którymi nie da się „normalnie” koegzystować. I tak krok po kroku stajemy się elementami maszynerii. Nawet dumnymi z tej funkcji. Tyle tylko, że niepotrzebne, zużyte części wyrzuca się na złom. Nawet jeśli były ważnymi fragmentami urządzenia. Historia potwierdza tą regułę. Wystarczy jeno ją znać i pamiętać... Ale kto by zawracał sobie głowę Historią, w parciu ku świetlanej przyszłości globalnej wioski. Ona obciążą pamięć pragmatyka codzienności. Zatem Historia podlega wypraniu. A przynajmniej interpretacji.

 Pojawia się jednak pewien kłopot. Stały kłopot. Są organizacje – również rzec można globalne – które uporczywie nakazują powtórki z pamięci. - Co zresztą jest naturalne w „wioskach”, gdzie pamięć i tradycja są postawą ładu. Owe organizacje to szeroko rozumiane Kościoły, zbudowane dla kultywowania wyznań - aby wymienić tylko najbliższe nam: judaizm z Tory, islam z Koranu, chrześcijaństwo ze Starego i Nowego Testamentu – Ewangelii.

Pomińmy – dla potrzeb tego tekstu – powikłania i uwikłania wynikające ze ścierania religii; a może raczej – poglądów ludzi mających wpływ na formowanie wyznawców, na kształtowanie ich wiedzy o istocie przesłania wiary - to temat na odrębną analizę. Zatrzymajmy się przy najbliższym nam depozytariuszu Pamięci i Tożsamości – przy chrześcijaństwie, a ściślej - Kościele rzymskokatolickim.

                                                                                     ***                                                                                      Przynależność do katolicyzmu nie jest obowiązkowa a odejścia bezpieczne, nie powodujące nawet specjalnego ostracyzmu. To wynika z jednej z podstawowych zasad Ewangelii: Potępienie grzechu - szacunek dla człowieka. Od poczęcia po naturalną śmierć – jak nakazuje Pismo katolika, jego Kościół, jego katechizm, jego świeci i błogosławieni. Zatem katolik nie może opowiedzieć się za degeneracją, za niszczeniem życia, boć nie człowiek jest jego dawcą, chociaż człowiek, jakże często, robi zły użytek z tego daru. Katolik nie może dla taktyki, dla jakichś – jemu znanych - racji wyższych, optować za kompromisami w tej materii. W najgorszym razie – jeżeli sumienie mu na to pozwoli - powinien zmilczeć. W najgorszym razie...W przeciwnym wypadku stawia siebie w kręgu podejrzeń... Tak jak i ci ludzie „wewnętrznego kręgu” Kościoła, którzy przyłączają się do „ekumenizujących” postępowych trendów, kolaborujących ochoczo z antyteizmem, wywiewających ze świątyń lud Boży; prowadzący na manowce Wiary ku zaułkom ludyzmu z czerwonymi latarniami, ale bez augustiańskiego nakazu: „Kochaj i rób co chcesz”. Kochaj – czyli dawaj siebie innym. Lepiej, aby odeszli, aby nie siali zgorszenia przed kamerami, na postępowych szpaltach - chętnych nadzwyczajnie takim wsiąkliwym w „świat” tolerantom. Największym dramatem Kościoła są Jego wewnętrzni rozsadzacze - agenci zła ale i – bywa - ludzie i nie najgorszych intencji, ale nieroztropnych czynów.                                                                                                                                                                                     W tym kontekście należy dostrzegać – jak się wydaje – falę ataków na duchownych – również w polskim Kościele. Ważyć słowa z czynami: Pochopne, asymetryczne, preparowane zarzuty; spieszne przedwyborcze sakramenty małżeństwa po latach „partnerstwa”; wykorzystywanie „Łagiewników” i krakowskich rekolekcji do judzenie przeciw „Toruniowi” i Radiu Maryja przy najmniejszym pretekście (również tworzonym medialnie) z decyzjami w godzinach próby. Katolickiej, chrześcijańskiej próby. Ale przecież nie tylko katolickiej. „Starsi” i „młodsi bracia” mogą poświadczyć. - Prawi starsi i prawi młodsi.

                                                                                     ***

Czy to znaczy, że idea „globalnej wioski” jest ze wszech miar zła? Nic podobnego. Tyle, że nie może wynikać z gorączkowego klecenia utopijnej mrzonki, bądź cynicznego konstruowana eldorado - tu i teraz - dla wybranych. To musi być wspólny trud ludzi zbratanych i zdeterminowanych dążeniem do Prawdy poprzez prawdy. Uświadamiających sobie wyraziście, że nasze działania na tym padole zawsze są obarczone zwodzeniem poprzez pychę, chciwość, nieczystość, nienawiść, nieumiarkowanie, gniew, lenistwo. Zatem aby były polityczne – muszą mieć cechy pojęcie owe definiujące: „Roztropne działanie dla dobra wspólnego”.

Czyż nie jest jednym z narzędzi, owego działania dla dobra wspólnego, ujawnianie, ściganie, potępianie, fałszu? Szczególnie medialnie rozsiewanego, judzącego fałszu. Czy roztropne jest tworzenie konglomeratu prawdy, nieprawdy, dobra i zła – dla jedności? Czy tworzenie fundamentów dla tej staro-nowej konstrukcji z „tolerancji” dla kłamstwa i zbrodni, oddawanie hołdu fałszywym bożkom – cielcom mamony i hedonizmu – może chociażby łudzić, że budowla ostoi się? Wszak doświadczaliśmy – my ludzie: „Dom zbudowany na piasku” zmiennych, świeckich, „humanistycznych” wartości, nie ostoi się długo. „Wioski” trwają w zgodzie tak długo, jak wykształcone przez pokolenia mądre obyczaje, nie zostają zakłócone brutalną ingerencją. I nie musi to być czynnik materialny, personalny. Czasami wystarczy powiew kaleczącej idei. Wtedy dezintegrują się „wioski”, padają imperia. Czyż zatem można mieć złudzenia, iż tym razem powiedzie się koleina próba tworzenia imperium globalnego, czy jak kto woli - „globalnego zbratania” „globalnej wioski”, poprzez odrzucenie zweryfikowanego już przez wieki „projektu” konstrukcji - Ewangelii - Księgi Miłości, Ofiary, Księgi Życia i Śmierci? Bez wyrywania czy prania, niewygodnych stron...

Publikacja: Myśl Polska nr 13/2007   ( 1. 04. 2007r.)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.