Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Wielkanoc 2014. Aresztowanie Jezusa.


Skąd u Jana Ewangelisty wzięła się wzmianka o obecności Rzymian podczas aresztowania Jezusa? To pytanie dręczy mnie zawsze, kiedy tylko wczytuję się w Janową wersję Pasji. Judasz otrzymawszy kohortę oraz strażników od arcykapłanów i faryzeuszów, przybył tam z latarniami, pochodniami i bronią (J 18,3). I dalej: Wówczas kohorta oraz trybun razem ze strażnikami żydowskimi pojmali Jezusa, związali Go i zaprowadzili najpierw do Annasza (J 18,12). W Ogrodzie Oliwnym Rzymian nie mogło być! Sprawa Jezusa była wewnętrzną sprawą Żydów, ściślej - sprawą najwyższych władz żydowskich, a więc arcykapłana i jego otoczenia, tudzież faryzeuszów, bo to stronnictwo zionęło największą, wprost ostentacyjną nienawiścią do Nauczyciela z Nazaretu. Cóż z tym mogli mieć wspólnego Rzymianie, którzy mogli nawet nie słyszeć o Jezusie?

W latach trzydziestych, a więc wtedy, kiedy to się działo, współpraca Żydów z Rzymianami układała się bardzo źle, tym bardziej za namiestnictwa Piłata, który żywił nieukrywaną awersję wobec powierzonego jego rządom krnąbrnego ludu. Obie strony ledwie się tolerowały. Warto wsłuchać się w tym kontekście w głos Józefa Flawiusza, który świetnym piórem naocznego świadka tamtych czasów kreśli polityczną atmosferę epoki.  Przy sanhedrynie nie było żadnych Rzymian, bo być nie mogło. Od 6 roku n.e., kiedy Judea została wyłączona spod jurysdykcji władców żydowskich i oddana pod bezpośredni zarząd rzymskich urzędników, kraina ta została pozbawiona żydowskiego wojska, to znajdowało się w gestii Rzymian okupujących Palestynę. Żydom pozwolono na utrzymywanie wewnętrznych oddziałów porządkowych, formacji w rodzaju milicji miejskiej, która odpowiedzialna była za porządek w obrębie świątyni, dokąd oficjalnie nie mieli wstępu poganie, a więc i Rzymianie.

Aresztowanie Jezusa odbyło się nocą, po cichu, w taki sposób, by nikt poza wąską grupą zainteresowanych nie mógł się o tym dowiedzieć z obawy na niebezpieczeństwo rozruchów, do jakich mogłoby dojść, niektórzy bowiem mieli Jezusa za proroka i mogli czynnie wystąpić w Jego obronie. A miasto było przepełnione tłumami pątników, którzy do Jerozolimy przybywali z najodleglejszych zakątków imperium na obchody największego dorocznego święta żydowskiego, Paschy. Nie wydaje się, by arcykapłani planowali aresztowanie Jezusa przed świętami. Ale nadarzyła się okazja, która mogła się już nie powtórzyć. W samą porę, na kilka dni przed Paschą, zjawił się z ofertą u arcykapłanów jeden z Jezusowych uczniów, Judasz. Poszedł więc i umówił się z arcykapłanami i dowódcami straży, jak Go im wydać. Ucieszyli się i ułożyli się z nim, że dadzą mu pieniądze. (Łk 22,4-5). Z takiej sposobności nie sposób było nie skorzystać, nawet przed świętami paschalnymi, tym bardziej że do Jerozolimy zjechał z Cezarei Nadmorskiej sam prokurator, Poncjusz Piłat, by osobiście dopilnować porządku w mieście, pozałatwiać zaległe sprawy i zasiąść do sprawowania sądów. Mógł również wypowiedzieć się w sprawie Jezusa po myśli  Żydów.

Istotnie, była to wyjątkowa okazja. Judasz, który znał osobiście Jezusa, gwarantował, że rozpozna Go nawet w ciemnościach nocy i nie pozwoli, by przez pomyłkę aresztowano kogoś innego. W takich okolicznościach Żydom nie był potrzebny rzymski trybun z kohortą, w zupełności wystarczyła im ich własna straż świątynna. Tym bardziej że Judasz działał doraźnie, bez wcześniejszego przygotowania. Pieniądze w wysokości trzydziestu srebrników, czyli  trzydziestu srebrnych sykli, a nie denarów, pobrał już wcześniej i tylko szukał sposobności, żeby im Go wydać poza plecami tłumu (Łk 22,6). Tak więc zaalarmowani przez Judasza arcykapłani, że właśnie oczekiwana sposobność nadarzyła się, bo Galilejczyk miał spędzić noc w grocie u stóp Góry Oliwnej, zaraz przydzielili zdrajcy oddział straży świątynnej. Oddział mógł być nawet liczny z uwagi na niebezpieczeństwo oporu, jaki mogli stawiać  towarzysze Jezusa, przecież było ich kilkunastu. Zapewne Judasz  ostudził ich obawy jako zbędne, znał bowiem pacyfistyczne usposobienie apostołów, by nie powiedzieć tchórzliwe.  Czy w czasie wspólnie spożywanego posiłku paschalnego z Jezusem, w którym częściowo uczestniczył,  nie zauważył, że byli uzbrojeni w zaledwie dwa miecze (por. Łk 22,38)?

Gdyby rzymscy żołnierze mieli aresztować Jezusa, dokonaliby tego oficjalnie w majestacie prawa, niekoniecznie pod osłoną nocy. Zaprowadziliby Go prosto do Piłata, a nie do pałacu arcykapłanów. Sami Żydzi trzymali się z dala od pogan, by się nie skalać ich towarzystwem i jako czyści, by mogli zasiąść do spożywania Paschy. Jakże zatem mieli by wysyłać rzymski oddział wespół z własnymi strażnikami do pojmania jednego człowieka? Jak mogliby przystać na wpuszczenie Rzymian na prywatny teren arcykapłana, tym bardziej że zgromadzili się w jego pałacu najwyżsi dostojnicy żydowscy? Rzymian nie mogło być przy aresztowaniu Jezusa.

W historię życia Jezusa Rzymianie weszli na klika zaledwie godzin: od momentu, kiedy wczesnym rankiem arcykapłani przywiedli związanego Jezusa do Piłata rezydującego podówczas w twierdzy Antonia, do chwili, kiedy setnik otworzył włócznią bok zmarłego na krzyżu skazańca. Żołnierz ten włócznią niejako wystawił akt zgonu Jezusa. Żołnierze wykonali na Kalwarii swoją robotę katów i odeszli do swych koszar. To wszystko. Nie mogło ich być także przy Jezusowym grobie. Bo i po co? Strzec zmarłego, żeby przypadkiem nie wyszedł na zewnątrz, lub żeby nie wykradli zwłok Jego zwolennicy? Cóż to mogło obchodzić Rzymian? To problem Żydów, niechże oni sami rozstrzygną obawy we własnym gronie, skoro wierzą w podobne niedorzeczności. Kiedy arcykapłani i w tej sprawie nachodzili Piłata,  domagając się zabezpieczenia grobu i wystawienia przy nim zbrojnej straży, dla namiestnika było już tego za wiele. Z irytacją oddalił natrętnych petentów: „Macie straż: idźcie, zabezpieczcie grób, jak umiecie”. Oni poszli i zabezpieczyli grób opieczętowując kamień i stawiając straż (Mt 27, 65-66).

Z treści słów Piłata wcale nie wynika, że dał on arcykapłanom swoich ludzi, raczej udzielił im tylko pozwolenia na zabezpieczenie grobu we własnym zakresie. Słowa „Macie straż” należy rozumieć jako „posiadacie przecież straż świątynną, więc jej użyjcie”. To nie rzymscy żołnierze, ale świątynni strażnicy podrętwieli jak umarli (Mt 28,4) na widok anioła Pańskiego przy zmartwychwstaniu Jezusa: Postać jego była jak błyskawica, a szaty jego białe jak śnieg (Mt 28,3).  Przerażeni strażnicy, że nie dopełnili należycie obowiązku , niezwłocznie przyszli do miasta i powiadomili arcykapłanów o wszystkim, co zaszło. Ci zebrali się ze starszymi, a po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy i rzekli: „Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli go, gdyśmy spali. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu” (Mt 28, 11-14).

ŚMIERĆ JEZUSA W OPINII APOSTOŁÓW                                 

Upłynęło niewiele czasu od krzyżowej śmierci Jezusa, a w Piotra jakby wstąpił nowy duch, duch odwagi. To już nie ten sam Piotr, który na dziedzińcu arcykapłana ratował swoją skórę zaprzaństwem: Nie znam tego człowieka (Łk 26,74). W dzień Pięćdziesiątnicy, gdy zgromadził się tłum Żydów wokół domu Wieczernika, zwabionych niezwykłym szumem, który przeszedł nad Jerozolimą na podobieństwo gwałtownego wichru, z mową, o co chodzi, wystąpił nie kto inny, ale właśnie Piotr. Po raz pierwszy otwarcie, głośno i publicznie wobec zgromadzonych Żydów wyraził swe zdanie co do odpowiedzialności za śmierć Jezusa: tego Męża, który z woli, postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście (Dz 2,23). I nieco dalej w tym samym wywodzie: Niech więc cały dom Izraela wie z niewzruszoną pewnością, że tego Jezusa, którego wyście ukrzyżowali, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem (Dz 2,36).

Po raz drugi Piotr wystąpił z mową publiczną do Żydów w kontekście uzdrowienia  żebraka chromego od urodzenia, który od lat zbierał datki przy Bramie Pięknej, prowadzącej na plac świątynny. Mowę miał pod wieczór w krużgankach Salomona, a więc tuż pod bokiem żydowskiej elity świątynnej. Długa i kompetentna mowa nie mogła zakończyć się inaczej, aniżeli aresztowaniem Piotra i towarzyszącego mu Jana. Ale zanim trafili do więzienia, zgromadzeni Żydzi mogli usłyszeć jakże mocne i gorzkie słowa wyrzutu odnośnie sprawy Jezusa: wy jednak wydaliście Go i zaparliście się Go przed Piłatem, gdy postanowił Go uwolnić. Zaparliście się świętego i sprawiedliwego, a wyprosiliście ułaskawienia dla zabójcy. Zabiliście dawcę życia, ale Bóg wskrzesił Go z martwych (Dz 3,13-14).

Następnego dnia z rana, kiedy zebrali się przedstawiciele żydowskiego establishmentu dla przesłuchania uwięzionych,  właśnie oni, uczeni i starsi ludu, w tym wymienieni po imieniu arcykapłani Annasz, Kajfasz, Jan i Aleksander, mogli usłyszeć oskarżenie o spowodowanie śmierci Jezusa. Człowiek chromy od urodzenia został uzdrowiony mocą imienia Jezusa Chrystusa, którego wy ukrzyżowaliście, a którego Bóg wskrzesił z martwych (Dz 4, 10).  Tym razem udało się jeszcze apostołom wyjść z więzienia bez szwanku. Pogrożono im jedynie, by już więcej nie przemawiali do ludu i nie nauczali w imię Jezusa. Na odchodnym Piotr zdążył jeszcze pożegnać się z szacownym zgromadzeniem słowami: My nie możemy nie mówić tego, co widzieliśmy i co słyszeliśmy (Dz 4,20).

Nie dało się już wyciszyć sprawy Jezusa. Rozpowiadała o niej cała Jerozolima. Wygłaszane mowy apostołów ściągały tłumy do krużganków Salomona, gdzie się oni gromadzili. Nauczaniu towarzyszyły uzdrowienia nagłe i tak liczne, iż chorych znoszono z daleka, nawet spoza Jerozolimy. Musieli na to zareagować arcykapłani. Straży świątynnej nakazali zrobić porządek ze zwolennikami Jezusa i zamknąć apostołów w więzieniu. Jakież było zdumienie żydowskiej starszyzny zgromadzonej w Sanhedrynie dla przesłuchania apostołów, gdy się okazało, że nie ma po nich śladu w więzieniu pomimo starannie zamkniętych cel i stojących przed drzwiami strażników. Sprowadzono ich przed Sanhedryn wprost ze świątyni, gdzie apostołowie z odwagą nauczali lud. Zakazaliśmy wam surowo – zabrali głos arcykapłani – abyście nie nauczali w to imię, a oto napełniliście Jerozolimę waszą nauką i chcecie ściągnąć na nas krew tego człowieka (Dz 5,28). Czyżby nie doszło jeszcze do świadomości arcykapłanów, że to oni ponoszą odpowiedzialność za śmierć Jezusa? Skoro tak, zostali raz jeszcze pouczeni w tej sprawie przez Piotra: Bóg naszych ojców wskrzesił Jezusa, którego straciliście, przybiwszy do krzyża (Dz 5,30). Od grożącej im śmierci za słowa prawdy uchronił ich uczony faryzeusz, Gamaliel, który po dłuższym wywodzie w ich obronie zauważył, że jeśli głoszona przez nich nauka rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem (Dz 5, 39). Skończyło się na uwolnieniu apostołów po uprzednim ich ubiczowaniu i powtórzeniu gróźb.

Te, jak niebawem miało się okazać, nie były czcze. Dotknęły jednego z pierwszych siedmiu diakonów, Szczepana. Również z jego ust wyszło to samo co u apostołów oskarżenie pod adresem arcykapłanów, uczonych i starszych, oskarżenie wypowiedziane w Sanhedrynie: Jak ojcowie wasi, tak i wy. Któregoż z proroków nie prześladowali wasi ojcowie? Pozabijali nawet tych, którzy przepowiadali przyjście Sprawiedliwego. A wyście zdradzili Go teraz i zamordowali (Dz 7,51-52). Przypłacił Szczepan tę swoją odwagę śmiercią przez ukamienowanie, gdy do powyższych konstatacji dodał i tę, iż ujrzał Jezusa w niebie stojącego po prawicy Boga.

Paweł Apostoł nie miał wątpliwości co do bezpośrednich sprawców śmierci Jezusa: Mieszkańcy Jerozolimy i ich przełożeni nie uznali Go i potępiając Go wypełnili głosy Proroków, odczytywane co szabat. Chociaż nie znaleźli w Nim żadnej winy zasługującej na śmierć, zażądali od Piłata, aby Go stracił (Dz 13, 27-28). A w liście do mieszkańców Tesalonik: Żydzi zabili Jezusa i proroków, i nas także prześladowali (1 Tes 2,15). Jako  faktem oczywistym, Paweł tym problemem zbytnio się nie zajmował, natomiast jeśli do niego nawiązywał, czynił to na marginesie swojego przepowiadania Dobrej Nowiny, koncentrując się na zbawczym sensie tej śmierci: On to został wydany za nasze grzechy i wskrzeszony z martwych dla naszego usprawiedliwienia (Rz 4,25). I dalej: Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami (Rz 5,8).

*****
A co na temat Jezusa ma do powiedzenia sam Poncjusz Piłat? Prowadząc przewód sądowy, szybko się mógł przekonać - chociaż Jezus mu w tym nie ułatwiał, bo gdyby się bronił przed oskarżeniami, łatwo mógł pozyskać sympatię namiestnika i własne uwolnienie – wiedział bowiem, że arcykapłani wydali Go przez zawiść (Mk 15,10). I sam od siebie dodał: Nie jestem winny krwi tego sprawiedliwego. To wasza rzecz (Mt 27,24). Opinię obu ewangelistów, Mateusza i Marka,  podziela i trzeci, Łukasz, kiedy wkłada w usta Piłata wyznanie: przywiedliście mi tego człowieka pod zarzutem – zwrócił się do arcykapłanów – że podburza lud. Otóż ja przesłuchałem go wobec was i nie znalazłem w nim żadnej winy w sprawach, o które go oskarżacie. Ani też Herod – bo odesłał go do nas; a oto nie popełnił on nic godnego śmierci (Łk 23,14-15). Jeżeli go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara – wymogli Żydzi szantażem wyrok skazujący Jezusa na śmierć (J 19,12).

*****
Odwieczny dylemat: co zabija, miecz, czy ręka, która ten miecz dzierży? Kto ponosi większą odpowiedzialność za śmierć człowieka, ten, kto zadaje śmierć bezpośrednio, czy może ten, kto ją zleca? Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie w kontekście śmierci Jezusa, warto odwołać się do opisanego na kartach Starego Testamentu epizodu z życia króla Dawida. Oto król Dawid uwiódł młodą i piękną żonę jednego z oficerów swojego wojska, Uriasza Chetyty, po czym tak pokierował wypadkami, aby jej mąż poległ w walce pod murami obleganego miasta Ammonitów. Kto jest sprawcą śmierci Uriasza Chetyty, wojownicy broniący miasta Rabba, którzy śmiertelnie ugodzili Uriasza, czy król Dawid, który wprawdzie nie opuszczał Jerozolimy, ale zlecił ustawienie Uriasza pod murami miasta w miejscu najbardziej narażonym na ataki? Jeśli król Dawid miał w tej sprawie niezmącone sumienie, zakłócił mu je prorok Natan: Zabiłeś mieczem Chetytę Uriasza, a jego żonę wziąłeś sobie za małżonkę. Zamordowałeś go mieczem Ammonitów (II Sm 12,9). 

Jan Gać







Copyright © 2017. All Rights Reserved.