Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać - MONTE CASSINO

Z Autostrady Słońca, łączącej Rzym z Neapolem, już na wysokości  Pontecorvo widać po lewej ręce wyniosłe wzgórze bielejące na szczycie murami klasztoru. To Monte Cassino, dla Polaków symbol nadziei o wywalczaną na obcej ziemi wolność; dla Europy znak chrześcijańskich korzeni.

W miasteczku Cassino, na dole, kupiłem wiązankę róż, białych i czerwonych. To dla naszych żołnierzy. Spoczywa ich na zboczu z widokiem na klasztor ponad tysiąc, wszyscy młodzi, większość ze wschodnich województw przedwojennej Polski. Nie bądź głupi! Nie daj się zabić! – przestrzegali Anglicy swoich w walce o Monte Cassino. Nasi nie mieli szczęścia, ani ci, którzy polegli, ani ci, którzy przeżyli. Bo ci drudzy do jakiej Polski mieli wracać? Wprawdzie wyzwolonej od okupacji niemieckiej, ale Polski okrojonej, zdradzonej przez aliantów i przetargowanej Sowietom przez Anglików i Amerykanów. Reprodukcje zdjęć w klasztornym muzeum pokazują stan opactwa po amerykańskim bombardowaniu z 15 lutego i po zdobyciu ruin przez żołnierzy II Korpusu 18 maja 1944 roku. Zatrważające! Przecież z tego rumowiska nic nie można już było wydobyć. A jednak klasztor stanął na nowo. I to jaki! Nie odtworzono jedynie wspaniałych malowideł, które pierwotnie przez wieki pokrywały ściany i sklepienia bazyliki. Godłem klasztoru na Monte Cassino jest dąb, a w otoku napis: SUCCISA  VIRESCIT – ŚCIETY, A OŻYŁ. Tak jest, można dąb ściąć, ale z pnia zawsze wyrosną świeże gałązki. Przeglądam kronikę opactwa: rok 529 – założone; rok 577 – zniszczone przez Longobardów; rok 883 – ograbione i spalone przez Saracenów; rok 1349 – zburzone przez trzęsienie ziemi; rok 1944 – legło w gruzach w wyniku działań ostatniej wojny. A jednak VIRESCIT! Powstał do życia.

Zszedłem do krypty za głównym ołtarzem, gdzie od 547 roku spoczywają szczątki św. Benedykta, założyciela klasztoru. Chciałem z nim porozmawiać. Czasy, w których żył, wcale nie były łatwiejsze aniżeli współczesne nam - przenicowane nihilizmem, przeniknięte relatywizmem, opanowane pokrętnie pojętą tolerancją w imię przyzwolenia na wszystko, wreszcie ogarnięte głupotą podniesioną do rangi kanonu w myśl zwolnionej od samodzielnego myślenia poprawności politycznej.  Na oczach Benedykta rozpadał się cały dotychczasowy porządek Europy grecko-rzymskiej, przecież już ochrzczonej. Kolejne fale barbarzyńców zalewały rzymskie prowincje. Wysoka cywilizacja przechodziła w niebyt. Cóż począć w takiej sytuacji? Jaką zająć postawę? Czy w ogóle warto się angażować we współczesność? A może przeczekać nieuniknione? Benedykt opuścił Rzym, wycofał się z pogrążonego w chaosie miasta i zamknął w pustelni, w niedostępnych górach. Skoro nie można ocalić świata, może da się ocalić samego siebie? Soli Deo placere, zapisał jego biograf, wielki papież Grzegorz, podkreślając, że pustelnik pragnął podobać się tylko Bogu. Ale to program minimum, bez przełożenia na  stosunki społeczne w wymiarze państwa.

Sto lat wcześniej żył św. Augustyn, który próbował wszczepić nadzieję zdruzgotanym chrześcijanom w związku z najazdem Gotów na Rzym w 410 roku. Jak to możliwe, by Bóg mógł dopuścić takie nieszczęście – pytali chrześcijanie - tym bardziej że dopiero co, za Teodozjusza Wielkiego, chrześcijaństwo  zyskało rangę religii państwowej w Imperium Rzymskim? Słabi w wierze i ciągle jeszcze obecni poganie najazd Gotów poczytywali za karę dawnych bogów za odejście od religii przodków. Augustyn z myślą o jednych i drugich zredagował traktat De Civitate Dei – O Państwie Bożym, próbując w 22 księgach wytłumaczyć zasadę Bożego działania w historii ludzi, w tym, co jest ziemskie, i w tym, co należy do nieba. Człowiek żyje na ziemi i nie mogą mu być obojętne panujące na niej porządki.

Zapewne i Benedykt sto lat później, w obliczu totalnego chaosu i całkowitego upadku państwa,  stanął wobec podobnej alternatywy: uświęcić się samemu, czy też zadbać o los wieczny bliźnich?  Na prośbę uczniów Benedykt opuścił swoją samotnię i osiadł na wyniosłej górze ponad starożytnym miastem Cassinum. Znajdującą się na szczycie świątynię Apollina przystosował na potrzeby kaplicy, a ta niebawem dała początek kościołowi i klasztorowi. Był rok 529. Ale nie ta fundacja legła u podstaw decyzji Pawła VI, który św. Benedykta ogłosił w 1964 roku głównym patronem Europy. To ułożona przezeń reguła życia mniszego spowodowała, że stała się ona niejako konstytucją nowej, rodzącej się chrześcijańskiej Europy z ludów barbarzyńskich. Z Monte Cassino uformowani regułą mnisi, rozpierani misyjną gorliwością, rozeszli się po całej pogańskiej jeszcze Europie, zakładając klasztory pośród formujących się nowych społeczeństw, najpierw Anglów, Brytów, Germanów, Franków, a i u nas, na Łysej Górze, zwanej od tego momentu Górą Krzyża Świętego. A ówczesny klasztor to nie tylko dom modlitwy. To wielki kombinat duchowości, wielofunkcyjny. W klasztorach organizowano skryptoria, zakładano biblioteki, urządzano pracownie malarstwa, rzeźby i rzemiosła artystycznego, układano muzykę, ćwiczono śpiew, erygowano szkoły, pielęgnowano łacinę i studiowano starożytne teksty, praktykowano budownictwo, uprawiano ziemię, eksperymentowano z roślinami leczniczymi, wprowadzano nowe techniki irygacyjne, rozwijano hodowlę. Ktoś słusznie zauważył, że w ówczesnym świecie klasztory były niczym ogniki na bagnach. Ale od tych płomieni osuszały się owe bagna, przybierały postać uprawną, a więc cywilizowaną. Któż, jeśli nie mnisi,  a szerzej – duchowieństwo - w VI wieku, a i w następnych stuleciach był władny okrzesać, przeorientować, ucywilizować, wreszcie ochrzcić prymitywnych, surowych i okrutnych najeźdźców? By mogły z nich wyłonić się nowe społeczeństwa.

Na jednej ze ścian krypty w bazylice na Monte Cassino widnieją płaskorzeźby, przedstawiające postaci wielkich założycieli średniowiecznych zakonów wyrosłych na regule św. Benedykta, które to zakony przyczyniły się do odnowy Kościoła w X wieku. Co więcej, do tej samej reguły odwoływali się założyciele wielkich zakonów rycerskich z okresu wypraw krzyżowych: templariuszy, joannitów, zakonu NMP domu niemieckiego, czyli naszych krzyżaków, ale i kalatrawensów, mercedarian, czy zakonu św. Jakuba. Przypominają o tym reliefy z kaplicy św. Placida, pokazujące postaci owych tytanów ducha, którzy dali podwaliny pod cywilizację europejską.   

Zszedłem do krypty św. Benedykta po poradę: jak on by się zachował w naszej rzeczywistości, w naszych czasach? I odniosłem wrażenie, że podsunął mi pewną myśl. Tam bowiem, u grobu świętego i jego bliźniaczej siostry, Scholastyki, przypomniałem sobie sentencję, którą jakiś czas temu wyczytałem u kogoś: nie przejmuj się, że dookoła panują ciemności. Ty bądź w tych ciemnościach nich lampą świecącą jasno! I tę postawę należy upowszechnić i zwielokrotnić – podpowiadał Benedykt. A ponadto trochę więcej optymizmu, przecież pesymiści nie są skłonni do działania.  Ktoś inny zauważył, że jeszcze nigdy nie zdarzyło się w dziejach ludzkości, by ludzie starzy i pogrążeni w apatii byli w stanie zbudować cywilizację. Trzeba zatem powstrzymać starzenie się i wymieranie Europy pozbawionej potomstwa, Europy pozbawionej ideałów, wykorzenionej z tożsamości, na własne życzenie odwracającej się od swych kulturowego korzenia, którym jest chrześcijaństwo. Trzeba zrobić wszystko, by odrodziła się populacja, a młodym przekazać to, co wypracowała myśl chrześcijańska. Wszystko to należy do priorytetów, chociażby w kontekście konfrontacji z islamem, który na naszych oczach podjął ofensywę w samej już Europie.

W przeszłości były równie trudne czasy, jak choćby w XVI wieku, kiedy na gruncie reformacji rozpadła się Europa. I z tej tragedii Kościół wyszedł wzmocniony i odnowiony. A zatem do działania! SUCISSA VIRESCIT. Korzeń dębu jest jeszcze mocny. Nawet nie trzeba go podlewać, on da sobie radę, wyrośnie na nowo, nie należy go tylko wykopywać.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.