Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Jan Szałowski - Samuel Bogumił Linde niespełniony wizjoner języka słowiańskiego.

Najprawdopodobniej zupełnie niedostrzeżona minie dwusetna rocznica ukończenia szóstego ostatniego tomu epokowego dzieła Samuela Bogumiła Lindego jakim był „Słownik języka polskiego”. Warto więc przynajmniej w zarysie przybliżyć postać twórcy oraz ukazać mniej znane aspekty zamysłu i realizacji niezwykłego projektu.

Samuel Bogumił Linde (1771-1847) urodził się w Toruniu w rodzinie ewangelickiej. Ojciec jego – Jan Jacobson Lindt – był  pochodzenia szwedzkiego  i osiedlił się w Toruniu w roku 1749, zaś matka – Anna Barbara z domu Langenhan – była  córką imigranta z Niemiec.

Po ukończeniu gimnazjum i po uzyskaniu stypendium miejskiego na dalsze studia S. B. Linde udał się do Lipska w celu studiowania teologii protestanckiej, żeby – z woli rodziców – podobnie  jak brat zostać pastorem ewangelickim, później jednakże pod wpływem prof. Jana Ernestiego poświęcił się filologii słowiańskiej. W grudniu 1790 roku, w miesiąc po śmierci lektora języka polskiego na Uniwersytecie Lipskim, Stanisława Nałęcz-Moszczyńskiego, Linde złożył podanie do elektora saskiego i jako nowy lektor został zatwierdzony 2 lipca 1791 roku. Pracę rozpoczął faktycznie dopiero w lutym 1792 roku. Starania o stanowisko lektora podjął Linde osobiście, chociaż nie wykluczone, że za zachęta profesora Ernestiego. Istotne jest także to, że nie występował o katedrę języka i literatury polskiej, lecz tylko           o stanowisko lektora. Podejmując starania o lektorat znał wystarczająco język polski, by móc go nauczać, niemniej jego wiedza w zakresie gramatyki i leksyki polskiej była wówczas jeszcze skromna.

Latem 1792 roku w trakcie tłumaczenia „Powrotu posła” na niemiecki Linde poznał osobiście Juliana Ursyna Niemcewicza a jesienią 1792 roku wszedł w kontakt i rozpoczął współpracę   z lipskim ośrodkiem emigracji antytargowickiej. Poznał wówczas m.in. Ignacego i Stanisława Potockich, J. Weyssenhoffa, T. Kościuszkę, H. Kołłątaja i F. K. Dmochowskiego. To właśnie dwaj ostatni nakłonili go do przetłumaczenia na niemiecki zbiorowego dzieła emigracyjnego „O ustanowieniu i upadku Konstytucji 3 maja”.

Kontakty z emigracją polską spowodowały, że Linde zaczął uważać się w pełni za Polaka, zradykalizował swe poglądy polityczne i spolszczył imię z Gottlieb na Bogumił. Lata 1792-94 nie tylko związały go z polskością, ale także otworzyły przed nim drogi kariery naukowej.   W 1794 roku był w Warszawie w czasie powstania kościuszkowskiego, zaś lata 1795 – 1803 spędził w Wiedniu jako prywatny bibliotekarz Józefa Maksymiliana Ossolińskiego. W 1804 roku osiadł na stałe w Warszawie, obejmując za zgodą władz pruskich posadę dyrektora Liceum Warszawskiego.

Najważniejszym dziełem jego życia był sześciotomowy „Słownik języka polskiego”. Pomysł jego opracowania zrodził się zapewne jeszcze w 1793 roku w czasie pobytu w Lipsku. Praca u Ossolińskiego, możliwość korzystania z bibliotek wiedeńskich i kontakty z uczonymi interesującymi się zagadnieniami języka, literatury i historii Słowian stanowiły prawdziwą podnietę do prac nad „Słownikiem”. W „Zdaniu sprawy z całego ciągu pracy” Linde wspomina historyka węgierskiego Ch. Engla, profesora języka czeskiego Żłobickiego, profesora Dolinara, bibliotekarza w Terezjanum Herbitza, chorwackiego leksykografa Jose Voltica, Duricha a zwłaszcza koryfeusza ówczesnej slawistyki księdza Josefa Dobrowskiego, który przyjechał do Wiednia w pierwszej połowie 1801 roku. Dobrowski miał przesiadywać  u Lindego niejednokrotnie po parę godzin dziennie. Linde zawdzięczał mu dużo wiadomości odnośnie etymologii słowiańskiej  a pod jego wpływem zdecydował szeroko uwzględnić       w „Słowniku” materiał porównawczy z innych języków słowiańskich. Linde poznał także m.in. Jerneja Kopitara i Vuka Karadźicia, jak też korespondował z leksykografami słoweńskimi, Japelem i Vodnikiem. Przebywanie w Wiedniu dawało Lindemu, tak jak w Lipsku, możliwość szerokich kontaktów z elitą społeczeństwa polskiego. Nic też dziwnego, że o tym okresie napisze później: „W stolicy Rzeszy Niemieckiej żyłem jak wśród Polaków, bom prawie z samymi ziomkami […] stykał się w polskich domach”.

W swej pracy nad „Słownikiem” Linde uzyskał wsparcie A. K. Czartoryskiego, T. Czackiego, S. Małachowskiego i S. Staszica, który należał do pierwszych prenumeratorów dzieła Lindego. Wielkie znaczenie miało zwłaszcza zetknięcie się z A. K. Czartoryskim, który ocenił w pełni naukową i  narodową rolę „Słownika”. Poszczególne tomy wychodziły                      z drukarni od grudnia 1807 do początku 1815 roku w stałym nakładzie 1200 egzemplarzy.            Z tej liczby nieco ponad jedna czwarta miała subskrybentów w trakcie druku arkuszy pierwszego i kolejnych tomów. Należy sądzić, iż cudzoziemcy zakupili minimalną liczbę egzemplarzy. Poszukiwania subskrybentów za granicą – w Niemczech czy w Austrii nie dało rezultatów, a w Rosji minimalne. Dopiero w 1817 roku z sum własnych imperatora Aleksandra I, który wówczas odwiedził Warszawę, zakupiono 100 egzemplarzy dla szkół na terenie imperium rosyjskiego.

Już w lutym 1804 roku, jako zapowiedź „Słownika”, ukazał się jego 30 stron liczący „Prospekt”. Linde określa w nim język polski, jako znamienitą gałąź Słowiańszczyzny podkreślając, że „od Kamczatki, aż do Elby od morza Bałtyckiego, aż po odnogę Adriatycką ciągnie się jeden język, na wiele szczególnych mów rozgałęziony, które wszystkie mają do siebie takie podobieństwo jakie jednego ojca i matki potomstwo po rozległych krajach rozproszone”.  W „Prospekcie” wymienionych jest 12 języków słowiańskich. Wyłożona jest także zasada wzajemnych zapożyczeń między językami słowiańskimi. Od ukazania się „Prospektu” do wyjścia pierwszego tomu minęły przeszło trzy lata. Zamieszczony w tymże tomie „Wstęp” zawierał znane w dużym stopniu z „Prospektu”  fragmenty dotyczące zasięgu Słowiańszczyzny, zasad i konieczności wzajemnych zapożyczeń, oraz wyliczenie języków słowiańskich. Linde wymienia ich 15, w tym 6 zachodniosłowiańskich – polski, czeski, morawski, słowacki i oba języki łużyckie, 7 południowosłowiańskich – slawoński, kraiński, windyjski, kroatski, dalmacki, bośniacki i raguzański, ze wschodniosłowiańskich – rosyjski oraz cerkiewny. W poszczególnych tomach można także znaleźć wzmianki o trzech dalszych językach – połabskim, bułgarskim i ukraińskim (małorosyjskim).  Porównawcza część słownika jest stosunkowo silnie nasycona słownictwem łużyckim – co nie powinno dziwić, skoro zamieścił Linde wykaz aż pięciu słowników górnołużyckich i jednego dolnołużyckiego, z których korzystał, przy równoczesnym braku bułgarskiego, serbskiego, ukraińskiego                     i białoruskiego materiału porównawczego.  Nie ulega wątpliwości, że Linde najbardziej uwzględnił języki zachodnio- i południowosłowiańskie, a niewystarczająco wschodniosłowiańskie.  Żyjąc na styku Słowiańszczyzny i Niemiec i będąc silnie związanym z niemieckimi ośrodkami naukowymi znał Linde najlepiej świat zachodnio-  a częściowo też południowosłowiański, nie znał natomiast wschodniej Słowiańszczyzny. Z drugiej strony materiał porównawczy „Słownika” był obiektywnym odbiciem ówczesnej wiedzy  o językach słowiańskich zawartej w słownikach i gramatykach tychże języków. Wiele lat później,  bo             w 1833 roku Michał Bobrowski zwracał uwagę na inny aspekt niedoskonałości pracy: „To prawie największą jest niedostatecznością „Słownika” Lindego, że nie miał dobrych słowników każdego z osobna dialektu i nie umiał często rozróżnić, co jest z dalmackiego, a co z luzackiego, co z rosyjskiego, a co z dawnego słowiańskiego […] Co do znajomości gramatyki tychże języków – zamilczę”.

W 1815 roku z powodu ukończenia „Słownika” w „Pamiętniku Warszawskim” pisano: „przyłączenie [przy hasłach] dialektów jednoplemiennych, jako to czeskiego, sorabskiego, rosyjskiego, starego słowiańskiego czyli cerkiewnego, karniolskiego, bośniackiego, iliryjskiego itd. utwarza skarbiec dla wszystkich Słowian tak ważny, jakiego ledwo spodziewać się można było”.

Sprawą niezwykle istotną jest spopularyzowanie przez Lindego określenia, że Słowiańszczyzna sięga „od Kamczatki aż do Elby, od morza Bałtyckiego, aż po odnogę Adriatycką”. Sformułowanie to powtarzają potem recenzenci, np. anonimowy recenzent halski pisze, iż „Słownik” poświęcony jest „tylko językowi i narodowi polskiemu, obejmuje atoli całe słowiańskie plemię: wszystkie przeto narody rozciągające się od morza Adriatyckiego do Bałtyckiego, od Elby, aż ku Kamczatce, należące do jednejże głównej posady języków swoich”. Echo tego sformułowania widać także w anonimowym wierszu napisanym w 1815 roku przez wielbiciela „Słownika” przy okazji ukończenia jego druku:

„W tysiąc lat, rodu, co przy Wiśle, Elbie,
Kwitnącą szczęściem dziedziczył ojczyznę,
Linde, którego zasługi tu wielbię,
W jeden skarb zebrał najdroższą puściznę”.

jak też w „Opisie starożytnej Polski” T. Święckiego z 1816 roku.

Linde traktował narodowe języki słowiańskie  jako dialekty i ulegał złudzeniu, iż możliwe jest stworzenie ogólnosłowiańskiego języka literackiego. Krokiem wstępnym miało być zestawienie przy każdym haśle odpowiedników we wszystkich językach narodowych. Linde dążył do zbliżenia języka polskiego do innych języków słowiańskich, by w ten sposób uczynić go pretendentem do ogólnosłowiańskiego języka literackiego. Przełom XVIII i XIX wieku wraz z początkami odrodzenia narodowego zrodził u narodów nie posiadających własnego bytu państwowego problem wykształcenia ogólnonarodowego języka literackiego. To zaś wiązało się bezpośrednio z problemem zapożyczeń leksykalnych. Linde jasno rozumiał, że możliwość uczynienia z polszczyzny źródła zasilającego niektóre pobratymcze języki nie jest utopią. Możliwość ta poważnie zainteresowała A. J. Czartoryskiego. Jeszcze przed ukończeniem „Słownika”, bo w 1813 roku Linde zaproponował powołanie Towarzystwa Polsko-Słowiańskiego. Miało się ono składać z 6 członków i sekretarza. Według Lindego w Słowiańszczyźnie jest 5 głównych „dialektów”: polski, rosyjski, czeski (ze słowackim),  słoweński („windyjsko-karyntski”) i iliryjski (t.j. chorwacki, serbski, także raguzański, dalmacki, bosiniński a nawet bułgarski), toteż Towarzystwo miało się składać                z Rosjanina, Czecha, Raguzanina i Słoweńca oraz dwu Polaków. Projekt Lindego nie spotkał się z oddźwiękiem wśród uczonych słowiańskich. „Słownik języka polskiego” stał się natomiast zachętą i wzorem do podobnych prac nad innymi językami słowiańskimi. Był pomocą przy opracowywaniu gramatyk opisowych, umożliwił prowadzenie prac nad rozwojem frazeologii i nad składnią historyczną. Stał się wzorem dla słowiańskich leksykografów. Aleksander Ch. Wostokow wypisywał ze „Słownika” od 1808 roku wyrazy           z różnych języków słowiańskich, by na ich podstawie opracować etymologiczny słownik języka rosyjskiego. Ze „Słownika” korzystali Czech Josef Jungmann opracowując słownik czesko-niemiecki i Jan Arnost Smoler przy układaniu słownika niemiecko-górnołużyckiego.

Jan Szałowski

Więcej o Lindem w aspekcie tworzenia „Słownika” – o różnych aspektach finansowych, organizacyjnych, dystrybucyjnych oraz bardziej ukrytych celach całego przedsięwzięcia, na tle epoki i ówczesnej sytuacji narodu polskiego opowiem w trakcie mojego autorskiego wykładu w Ośrodku Kultury „Górna” w poniedziałek 26 stycznia 2015 roku o godzinie 18.ej. Zapraszam!


Copyright © 2017. All Rights Reserved.