Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Komentarze i pytania

Brzemię winy i atak wścieklizny antyzamachowej


Brzemię winy. W cztery lata po tragedii smoleńskiej wciąż pozostaje ona drażliwym tematem, którego bezpieczniej nie poruszać np. przy świątecznym stole, jeśli zasiada przy nim większe grono rodzinne o zróżnicowanych poglądach. Taka rozmowa zapewne skończy się konfliktem albo wręcz awanturą. Dlaczego?

Nasuwa się powiedzenie „w domu powieszonego nie mówi się o sznurze”. Tyle że w tym konkretnym wypadku owym pełnym bólu domem jest Polska, a mieszkamy w nim wszyscy. I ci, którzy starają się wyjaśnić, jak doszło do nieszczęścia, chcą je przemyśleć i upamiętnić, aby więcej się nie powtórzyło. I także ci, którzy postanowili o nim zapomnieć, zignorować je, zatrzasnąć przeszłość za sobą, a wszelkie wzmianki o niej traktują jak zamach na osobistą pomyślność, inspirowany złą wolą. W istocie jedni i drudzy żyją w przestrzeni naznaczonej piętnem katastrofy, niejako zasypanej szczątkami samolotu. Gorzej: żyją pod brzemieniem winy. Tym bardziej jątrzącym, że starannie skrywanym.

Czy zawiedliśmy?


Sympatyków Lecha Kaczyńskiego gnębi poczucie winy, może irracjonalne, ale zarazem dość powszechnie doświadczane w obliczu utraty bliskich, z których śmiercią, zwłaszcza nagłą, trudno się pogodzić. Oto trzeba przyjąć do wiadomości fakt, którego w głębi duszy nie sposób zaakceptować, bo wydaje się egzystencjalnym skandalem. Instynktowny sprzeciw przyjmuje zatem postać powątpiewania w nieuchronność okrutnego wyroku losu. Bo może śmierć nie musiała nastąpić? Może tak naprawdę wcale nie trzeba jej akceptować, bo zdarzyła się za sprawą niefortunnego zbiegu okoliczności, wbrew ładowi świata, który pozostaje bezpieczny i przewidywalny? Wyobraźnia podsuwa coraz to nowe scenariusze ze szczęśliwszym zakończeniem. Gdyby… A w ślad za tym podsuwa i poczucie winy: gdybyśmy to lub tamto, może zdołalibyśmy zapobiec tragedii, uniknąć rozpaczy, wymknąć się z okowów przeznaczenia?

Podobną traumę przeżywają świadkowie budzących grozę wydarzeń, w których ginie wiele ofiar. I podobne jest jej źródło: oni także nie mogą pogodzić się z okrucieństwem tego, co ujrzeli, próbują zatem je unieważnić, zneutralizować przekonaniem, że bieg spraw nie miał nic wspólnego z aprobowanym porządkiem świata, był jego zaburzeniem, zaprzeczeniem, momentem absurdalnego chaosu, którym rządziły przypadek bądź spersonifikowane zło. Tu pojawia się pytanie: dlaczego to inni zginęli, a ja żyję? Czy nie świadczy to o jakimś powinowactwie między mną a siłami chaosu? Wkrada się poczucie winy. Skrajnym wariantem tej reakcji jest udręka sumienia wśród ocaleńców z Holokaustu, obozów koncentracyjnych i łagrów.

Ten mechanizm psychologiczny jest rozpoznany i opisany. Co nie pomaga uchylić się od podejrzenia: może jednak zawiedliśmy? Przecież widać było znaki, sygnały, zapowiedzi. Dziś, spoglądając wstecz, potrafimy je odczytać. Może zatem zabrakło nam przenikliwości, nie ogarnęliśmy sytuacji w porę, nie zdołaliśmy ustrzec, ochronić tego, co uważaliśmy za cenne? Wina puka do drzwi.

Każe roztrząsać każdą minutę i każdy szczegół, bo w nich kryje się odpowiedź: można było zapobiec tragedii czy nie? Jesteśmy współodpowiedzialni czy „tylko” pokonani? Zbyt słabi, aby się bronić? Odpowiedź rozstrzyga o przyszłości, a więc musimy ją znać!

Pod pręgierzem


Po przeciwnej stronie poczucie winy jest niczym miecz Damoklesa, zawieszony na końskim włosie nad złotym łożem potęgi. Jej fundamentem było przekonanie, że Polska rosła w siłę i dostatek, a Lech Kaczyński i jego polityczni akolici hamowali i opóźniali marsz ku europejskiej nowoczesności. Należało więc z nimi walczyć per fas et nefas, wszelkimi środkami, jakoby w imię wspólnego dobra i szczytnych celów. Tak tłumaczyli swoją agresję wyrobnicy „przemysłu pogardy”.

Katastrofa smoleńska była dla tego środowiska niczym reflektor, który oświetlił nagle scenę z przeciwnej strony, wydobywając to, co dotychczas kryło się w mroku. Postawiła przeciwników prezydenta pod pręgierzem podejrzenia o zdradę. Jeśli nie była przypadkiem ani lekkomyślnością pilotów, jeśli stanowiła skrwawione ogniwo w przyczynowo-skutkowym łańcuchu wydarzeń – wówczas antyprezydenckie filipiki i poczynania, wszystko jedno czym powodowane, wpisują się w logikę sprawstwa, kolaboracji z wrogiem pozbawionym jakichkolwiek skrupułów.

Z potrzeby uniknięcia tego posądzenia wzięła się desperacka dążność, by w Rosji widzieć nie wroga, lecz współczującego brata, by palić znicze na sowieckich grobach. Stąd też pochodzi determinacja w podtrzymywaniu kłamstwa. Oczywiście: najbardziej nieudolny wykręt jest lepszy niż świadomość winy, a może nawet współudziału w zbrodni. Zwłaszcza dla tych, którzy partycypowali w przedsięwzięciu, nie zdając sobie sprawy z jego konsekwencji. Oni zrobią wszystko, żeby ocalić sumienie od piętna straszliwego wprost grzechu. Takiego, z którym trudno żyć dalej, a już zwłaszcza: patrzeć ludziom w oczy z ekranów telewizyjnych.

Wanda Zwinogrodzka

za:niezalezna.pl/54060-brzemie-winy

***

Atak wścieklizny antyzamachowej



Czwarta rocznica katastrofy smoleńskiej wywołała w „zaprzyjaźnionych mediach” furię. Zadaniowi dziennikarze ruszyli zwartym szykiem na heretyków wątpiących w jakże spójną wersję o katastrofie TU – 154 M.

Premier Donald Tusk w ramach obchodów przemknął się poranku przez Cmentarz Powązkowski, zapalił znicz, a następnie wypowiedział mantrę, że w tej sprawie najlepsze jest milczenie. To znaczy on szlachetnie milczał, jak na słynnym  zdjęciu z Putinem, za to jego herold za publiczne pieniądze doktor Lasek i medialna sfora z niezwykłą zaciekłością rzucili się przed kamery, by rozpirzyć teorię zamachu w dorodny MAK.

Katastrofa smoleńska została dogłębnie wyjaśniona, zostały przekazane ludności raporty, rosyjski i polski. Jest oficjalna wersja wydarzeń, ustalona już w dniu katastrofy i w zasadzie żadne śledztwo nie jest potrzebne, żaden wrak, żadne czarne skrzynki. Jest obwieszczona jedyna prawda o Smoleńsku, jaką można mieć w umyśle i tylko zajadli wichrzyciele snują niedorzecznie  fantastyczne teorie.

Dziwne, że jeszcze Sejm  nie uchwalił, że każdy kto wspomni o zamachu w Smoleńsku zostanie wtrącony do lochu, a następnie spalony na stosie jako heretyk.

W tym roku władza postanowiła się z bluźniercami definitywnie rozprawić. Nawet jeden z „ekspertów” w tzw. polskim radiu, twierdził, że generał Błasik gdyby nie zginał, to pewnie by siedział w więzieniu za zaniedbania w 36 pułku.

Mówi się o „sekcie smoleńskiej”. Jednak są to  niesformalizowane szeregi zwykłych obywateli, w tym dziennikarzy, którzy starają się zrozumieć co się stało wtedy na smoleńskiej ziemi.  Zadają pytania i pozawalają sobie wątpić w „pancerną brzozę”  i teorię o naciskach. Jest zespół parlamentarny Antoniego Macierewicza, który z dostępnych powszechnie danych, próbuje zrekonstruować przebieg wypadków feralnego dnia w Smoleńsku.

Co najbardziej przerażające przeciw tym ludziom jest państwo. Państwo, które się mieni państwem polskim, ma za zadanie stłamsić, zdeprecjonować, wyszydzić  i zdeptać wszystkich tych, którzy domagają się prawdy.

Wygląda na to, że instytucje państwa powołane do działania w imieniu społeczeństwa, działają najwyraźniej w imieniu obcych interesów.

Gdyby nie PiS i uroczystości na Krakowskim Przedmieściu, a także innych miejscach w kraju, najlepszą metodą wspomnienia i zadumy nad jednym z najtragiczniejszych wydarzeń w naszej historii, byłoby milczenie władzy.

Czemu ta władza reaguje tak alergicznie na spekulacje, że w Smoleńsku mógł być zamach? Przecież w śledztwie powinna to być rutynowo przebadane jako jedna z możliwości.

Doktryna władz jest jasna i metody do jej krzewienia dobrano adekwatne.

Im więcej wskazuje na możliwość zamachu 10.04.2010 r. na TU – 154, tym więcej tego zamachu nie było. Im więcej jest poszlak, że mogła to być zbrodnia, tym więcej histerycznego krzyku i tupania nogami w mediach. Im więcej konkretnych dowodów materialnych, tym mocniejsza  szarża jedynie słusznych zaklęć o brzozie i naciskach.

Opozycję  oskarża się o „taniec na trumnach”.

Nic jednak nie równa się  z pogardą władz „polskich” dla ofiar katastrofy, emanującą tym, że   w czwartą rocznicę są jedynie w stanie zorganizować seans nienawiści przeciw wątpiącym w ich prawdomówność, zamiast uczczenia poległego prezydenta i innych.

Ryszard Makowski
Satyryk. Kabaret OT.TO, Kabaret „Pod Egidą”. Niegdyś felietonista „Uważam Rze”, obecnie "wSieci". Autorskie płyty - „Pęc ze śmiechu” i „Na ochotnika do psychiatryka”.


Czytaj oryginalny artykuł na: http://www.stefczyk.info/blogi/omnibus-prowizoryczny/atak-wscieklizny-antyzamachowej,10346534186#ixzz2ygZnSNZC


za:www.stefczyk.info/blogi/omnibus-prowizoryczny/atak-wscieklizny-antyzamachowej,10346534186#ixzz2ygZf3LnE

Copyright © 2017. All Rights Reserved.