Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Dlaczego Polska powinna powiedzieć όχι?

»No taxation without representation«. Panie i Panowie z Paryża, Berlina, Brukseli i Frankfurtu, nie zapominajcie o tym”.


28 października 1940 r. Emmanuele Grazzi, ambasador Włoch, przedstawił dyktatorowi Grecji generałowi Ioannisowi Metaxasowi ultimatum Mussoliniego. Metaxas urodził się na Itace, a nie w Lakonii, której stolicą była Sparta, jego odpowiedź była jednak spartańska – lakoniczna i brzmiała: όχι – ohi – „nie”.

Odtąd słowo όχι stało się zawołaniem bojowym Greków, którzy zadali Włochom kompromitującą klęskę. Hellada zaś do dziś 28 października każdego roku obchodzi Epeteios tou „Ohi” – Rocznicę „Nie”.

W 2009 r., poziom zadłużenia Grecji w stosunku do jej PKB wynosił 110 proc. Od 2010 r. Ateny otrzymały w ramach pomocy ok. 240 mld euro, wdrażając jednocześnie drastyczny program oszczędnościowy. Gospodarka wyhamowała i dług publiczny Hellady urósł do 180 proc. PKB. Rząd nie miał mandatu wyborców na kontynuowanie tej linii, wiodącej do odłożenia katastrofy w czasie za cenę jej pogłębienia.

Której części słowa „nie” nie rozumiecie?


Na początku roku SYRIZA wygrała wybory parlamentarne pod hasłem odrzucenia programu oszczędnościowego, wymuszanego na Grekach przez wierzycieli. Nowy premier Grecji Alexis Cipras, naciskany przez wierzycieli, rozpisał w lipcu br. referendum na temat dalszego wdrażania programu oszczędnościowego, nawołując swoich rodaków do głosowania na „nie”. Tylko ludzie nieznający historii Grecji mogli się łudzić, że hasło όχι będzie odrzucone. 61,3 proc. głosujących posłuchało wezwania szefa swojego rządu. Grecy dali więc Ciprasowi silny – podwójny (raz w wyborach parlamentarnych i raz w referendum) mandat negocjacyjny do powtórzenia gestu Metaxasa. Premier z niego nie skorzystał.

Brytyjczycy kogoś, kto nie przyjmuje do wiadomości odmowy, pytają: „Which part of no you don’t understand?” – (Której części „nie” nie rozumiesz?). Wobec dotychczasowych rezultatów „programu naprawczego” racje gospodarcze, stojące za kapitulacją Ciprasa, są co najmniej dyskusyjne. Racji politycznych nie ma. Premier Grecji, przyjmując dyktat UE, a de facto Niemiec, postąpił wbrew wyraźnej woli narodu, który dwukrotnie jednoznacznie powiedział όχι. Czy naród ten ma rację, czy nie – o tym można dyskutować, (ja sądzę, że ma), ale to on jest suwerenem. Demokrację wymyślono po to, by decyzje polityczne zapadały w wyniku walki na słowa i argumenty w parlamencie i przy urnach. Jeśli tak wypracowane decyzje są ignorowane, mechanizm ich podejmowania powróci tam, gdzie pierwotnie był – na ulice.

Skąd wzięły się parlamenty?


Parlamenty powstały jako zgromadzenia stanowe, zwoływane przez monarchów dla uzyskania danin bez ryzyka prowokowania buntu poddanych. To przedstawiciele „stanów sejmujących” ustalali wysokość podatków i cel wydatkowania pieniędzy zebranych od współobywateli. Władcy czasem zapominali o tej regule lub odwoływali się do niej na tyle rzadko, że w efekcie dochodziło do rewolucji. Gdy rząd w Londynie postanowił opodatkować „zamorskich Anglików” bez pytania o zgodę ich przedstawicieli, wybuchł bunt pod hasłem „No taxation without representation” – „Żadnych podatków bez reprezentacji (w parlamencie)”, i powstały Stany Zjednoczone. Gdy Ludwik XVI zadłużył państwo i dla podratowania skarbu zwołał Stany Generalne, doczekał się rewolucji. Nie przypadkiem zatem na mocy Konstytucji RP prezydent ma prawo rozwiązać Sejm, jeśli ten w ciągu czterech miesięcy od dnia przedstawienia mu przez rząd projektu ustawy budżetowej nie przedłoży do podpisu głowie państwa końcowej wersji budżetu.

Nakładanie danin publicznych na obywateli i zarządzanie zebranymi w ten sposób środkami jest bowiem pierwotną i podstawową kompetencją parlamentów oraz istotą demokracji przedstawicielskiej. Odebranie im tej kompetencji to kres parlamentaryzmu, a zatem i demokracji. Brak demokracji oznacza zaś to, co napisałem wyżej – przeniesienie się rozstrzygnięć na ulice i w ostatecznym rachunku – rewolucję.

Motor kryzysu

Jedną z funkcji pieniądza jest występowanie w roli „termometru” wskazującego stan zdrowia gospodarki. Siła waluty powinna odzwierciedlać stan gospodarki podmiotu, który jej używa. Pomysł, że parametry euro w sposób prawdziwy oddają zarówno kondycję gospodarki rdzenia UE (np. RFN), jak i jej południa (np. Grecji), jest w sposób oczywisty absurdalny. Wyposażenie południa UE w walutę o sile nabywczej waluty niemieckiej, musiało doprowadzić do nadmiernego nabywania na południu towarów i usług wytwarzanych przez rdzeń Unii, skutkować ujemnym bilansem płatniczym, zadłużeniem w wyniku „życia ponad stan”, deindustrializacją (tzn. upadkiem przemysłu, którego wytwory, pozbawione możliwości promowania ich eksportu w drodze dewaluacji rodzimej waluty, nie mogły konkurować z produktami potężnego przemysłu unijnego rdzenia) i w efekcie obecnym kryzysem.

Oszczędzanie i pomoc zagraniczna, bez likwidacji pierwotnych przyczyn kryzysu, na nic się nie zdadzą. Mechanizm zadłużania wciąż działa, a z południa odpływają do Niemiec, Austrii i Holandii miejsca pracy, a w ślad za nimi największy kapitał każdego kraju – młodzież. Niemieccy podatnicy „łożą” zaś na „leniwych Greków”, by nie zostać niemieckimi bezrobotnymi. Gospodarka RFN wciąż rośnie, ale możliwość eksploatacji słabszych partnerów się kończy. Prowadzona gra jest wyścigiem z czasem. Co nastąpi najpierw – czy przeniesienie gros eksportu Niemiec poza strefę euro, a de facto poza UE, czy załamanie się Unii Gospodarczej i Walutowej (UGW) wskutek rozlewania się kryzysu na kolejne kraje? Niemcy mogą utrzymać Grecję, ale nie utrzymają Hiszpanii, Włoch czy Francji. (Skala choroby gospodarek każdego z tych państw jest różna i różne mogą być ich losy, ale oznak zdrowienia nie widać). Christine Lagarde, szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, już rozumie, że Grecja nie jest w stanie spłacić swoich długów, które w ciągu dwóch lat sięgną 200 proc. PKB. Wyłamała się więc z niemieckiego frontu presji na Ateny.

Pozycja Polski


Stabilność UE leży w interesie Rzeczypospolitej, nie leży w nim zaś dyktat technokratycznych instytucji finansowych z RFN w tle ani teatralizacja procedur demokratycznych w państwach peryferyjnych UGW. Nade wszystko zaś w interesie Polski jest jej powrót do stołu, przy którym podejmuje się realne decyzje i to powrót w całej kompanii państw.

Polska i inne kraje spoza strefy euro, wskutek sprzeciwu dyplomacji francuskiej, wykluczeni zostali z procesu decyzyjnego UGW na mocy paktu fiskalnego z 2012 r. Rzeczypospolitej odmówiono nie tylko głosu stanowiącego, ale nawet miejsca stałego obserwatora na szczytach Eurogrupy. Rząd Donalda Tuska przyjął ten status bez protestu i przyrzekł wspierać stabilność eurolandu kwotą 6 mld euro (26 mld zł). Dziś rdzeń UE z Niemcami na czele chce, by cała Unia dołożyła się do „programu pomostowego dla Gracji”, wynoszącego 7 mld euro. Polska ma wyasygnować 0,8–1,2 mld zł. Premier Kopacz już się zgodziła. Brytyjczycy, na których przypada 1,2 mld euro, odmówili. Ich minister finansów powiedział, że „pomysł finansowania tego programu za pomocą pieniędzy brytyjskich podatników nie ma żadnej szansy powodzenia”, a „strefa euro powinna sama regulować swoje rachunki”. Podobne stanowisko zajęły Czechy. Z eurolandu wyłamała się Słowacja. Nie powinno być problemu ze skłonieniem do weta Danii, Szwecji, Węgier, Rumunii i Bułgarii. Weto Londynu daje szanse na grę także Polsce. Wielka Brytania jest mocarstwem, wsparta przez Skandynawów i Europę Środkową może wpłynąć na reguły tej gry.

O sile głosu Europy Środkowej zadecyduje Polska. Ta zaś powinna powiedzieć: „Nic o nas bez nas. Polska nie będzie finansowała żadnych programów ani żadnych struktur, w których nie ma pełnoprawnego głosu decyzyjnego. Strefa euro sama zdecydowała, że nie chce Polski przy stole, przy którym zapadają decyzje. Żądanie, byśmy finansowali projekty, w których nie mamy nic do powiedzenia, jest dowodem utraty poczucia rzeczywistości. »No taxation without representation«. Panie i Panowie z Paryża, Berlina, Brukseli i Frankfurtu, nie zapominajcie o tym”. Tak powinien odpowiedzieć rząd RP. Nie mam jednak złudzeń, że zdolna do tego będzie dopiero następna szefowa rządu. Obecną zaś zapytajmy, jak śmiała się zgodzić?

Przemysław Żurawski vel Grajewski

za:niezalezna.pl/69180-dlaczego-polska-powinna-powiedziec-oxi

Copyright © 2017. All Rights Reserved.