Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Materiały nadesłane

Polacy odróżniają jeszcze polityków od satyryków?

Ze Szczepanem Sadurskim, satyrykiem, rozmawia Błażej Torański.

Szczepan Sadurski rocznik 1965, satyryk, rysownik, karykaturzysta, dziennikarz. Wydał ponad 6 tysięcy rysunków i ilustracji w ok. 200 tytułach prasy polskiej i zagranicznej. Obecnie publikuje w Polsce, w USA, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Niemczech, Turcji i RPA. Wystawy, m.in.: Nowy Jork, Kapsztad, Moskwa, Wilno, Barcelona, Ateny, Newcastle upon Tyne, Warszawa. Jest założycielem i przewodniczącym Partii Dobrego Humoru, liczącej niemal 4 tys. członków na wszystkich kontynentach. Kieruje międzynarodowym projektem satyrycznym Wesoły Wieżowiec, prowadzi w Internecie portal satyryczno-rozrywkowy Sadurski.com.

Na serio uważa Pan – jak pokazał na jednym z rysunków - że polskie gazety nadają się już tylko do kibla?


Aż tak źle nie jest, ale niewiele brakuje. Poziom gazet, dziennikarstwa, przykro mówić, nie odkryję Ameryki, jest coraz groszy.

Na Pana rysunku reporter telewizyjny na tle sławojki wystawia mikrofon i pyta muchy: „Co pani sądzi o stanie polskich sedesów”?

Ten rysunek powstał wiele lat temu i przewidział, do czego dojdzie w polskim dziennikarstwie. Ponad dwadzieścia lat temu wymyśliłem rysunek w którym bohater sugerował, że tyle w Polsce zmian, iż wkrótce nie będzie milicji tylko policja. Kilka dni później to się spełniło.

To tylko zmiana szyldu, ale czy rzeczywiście wszystkie gazety sięgają bruku?

Nie wszystkie, nie można generalizować, ale wiadomo, że jest kryzys i ile płaci się dziennikarzom. Najlepsi uciekają do lepszej pracy, żeby z czegoś żyć. Na ich miejsca trafiają ludzie z łapanki i efekty są takie, jak kilkanaście lat temu, kiedy startował w Polsce Internet. Bierze się do redakcji przypadkowe osoby, aby pisały niemal za darmo.  

To wiemy, że w dziennikarstwie dominują media-workerzy. Ale co się stało z komentarzami satyryków? Poza Markiem Raczkowskim, Andrzejem Mleczką i Henrykiem Sawką wymiotło ich z prasy drukowanej.

Rysownicy - komentatorzy mieli przed laty w prasie wiele do powiedzenia. Rysunki Szymona Kobylińskiego były obok winiety w „Polityce”. Sam miałem kilka takich „okienek”, ale to się wkrótce skończyło. Kiedy dwa lata temu Heniek Sawka zaczął publikować na Onecie uznałem, że przekroczona została granica i rysownicy prasowi na dobre zniknęli. Prasa poszła w stronę cyfrową, do Internetu, a za nią rysownicy.

Nadal uważa Pan, że za 50 lat gazety drukowane na papierze zobaczymy jedynie w muzeach? Niektórzy medioznawcy twierdzą, że papier przetrwa, gazety będą w małych nakładach, ale elitarne, opiniotwórcze.

Uważam, że posiadanie gazety będzie taką nobilitacją, jak dzisiaj posiadanie jaguara czy bentleya, bo będzie ją redagować kilkunastu dziennikarzy i wydawać w nakładzie dwudziestu sztuk. Już kilkanaście lat temu mówiłem, że prasa papierowa zniknie z kiosków, kilka lat potem czytałem te same opinie specjalistów. Jestem satyrykiem, ale i trochę jasnowidzem.

Ale czy to jest wynik kryzysu gospodarczego czy prostytuowania się dziennikarzy? Jak na rysunku Andrzeja Krauze, gdzie w szkolnych ławach siedzą panowie w garniturach przy maszynach do pisania. Rywalizują. Wywalone języki, zafrasowane miny, jakby chcieli prześcignąć myśli nauczyciela. I napis: „O tytuł zasłużonej kurtyzany dziennikarstwa". Nie ma Pan dobrego zdania o Monice Olejnik czy Hannie i Tomaszu Lisie?

Nie, mam o nich świetne zdanie, tyle tylko, że czasami pojawiają się w moich rysunkach, bo robią coś, co warto skomentować.

Ale wyśmiewa się Pan, pytając „Ile butów ma Monika Olejnik: 500 czy 450” albo komentując: „Hanna i Tomasz Lis porozumiewają się przez Twittera – nie mają do siebie zaufania?”.

Nie, nie. Niski poziom mediów jest wypadkową wielu czynników. Wiele ogólnopolskich gazet ukazuje się w mniejszych nakładach, aniżeli gazetki stanowe w USA. W Czechach od lat jest co najmniej kilka pism satyrycznych i świetnie sobie radzą, u nas zniknęły. Prasa ewoluuje w kierunku opisywania wieloryba w Bałtyku albo kogoś, kto nie może zasnąć, bo mu kapie na głowę, wiec trzyma w nocy otwarty parasol. Aby poczytać takie głupoty ludzie nie potrzebują pism satyrycznych. Wystarczy kupić w kiosku gazetę, która nie chce uchodzić za tabloid tylko tytuł opiniotwórczy.

Ale uciekł pan od oceny znanych dziennikarzy.


Nie porównujmy Lisa do tych pracowników medialnych, którzy kryją się po kątach. Teraz, aby zaistnieć  w dziennikarstwie, trzeba być tzw. celebrytą, obszczać murek i dać się przy tym sfotografować przez paparazzo. Dziennikarze poszli w ten sam kanał, co ludzie polityki, sztuki, kultury. Dostosowali się do tego, co nas otacza.

Polacy odróżniają jeszcze polityków od satyryków?


W ostatnich latach tak nam się wszystko pomieszało, ze niewielu rozróżnia czy ktoś mówi na serio czy nie, jest jeszcze politykiem czy już satyrykiem. Zawodowi satyrycy nie mogą się odnaleźć w obecnej,  tabloidowej rzeczywistości, gdyż inni – politycy czy celebryci - robią im konkurencję. Wszystko jest ważne, tylko nie to, czy Doda – aby posłużyć się jej przykładem – jeszcze śpiewa lub coś nagrała. Za chwilę będziemy mieli w mediach tylko same pudelki.

Jak się słucha takich polityków, jak Stefan Niesiołowski, to wydaje się, ze nie ma dla was, satyryków, miejsca w przestrzeni publicznej.

Dlatego powstała Partia Dobrego Humoru. Jestem satyrykiem i często w życiu codziennym mam problemy ze zrozumieniem, bo nie każdy wie czy mówię na serio, czy żartuję. Ludzie, nie dowierzając mi drapią się w głowę. Z odbiorem polityków jest to samo, bo przyjęli narrację satyryczną i wiedzą, że mogą zaistnieć tylko wtedy, jeśli zabłysną, z reguły powiedzą jakąś głupotę, a dziennikarze to podchwycą. Z tego między innymi powodu dziennikarstwo pada.

Nie zwariował pan przypadkiem zgłaszając się kilka lat temu na trenera reprezentacji Polski w piłce nożnej?

Ówczesny prezes PZPN Grzegorz Lato powiedział, że będzie rozmawiać z każdym, kto się do niego zgłosi. Dla mnie to było wyzwanie. Zgłosiłem się na piśmie jako jeden z pierwszych.

Chciał pan konkurować z Leo Beenhakkerem czy Franciszkiem Smudą?

Jeden ze sportowych speców powiedział mi, że nie muszę się znać na piłce nożnej. Wystarczy, że dobiorę sobie fachowców. Miałem cały plan. Niestety (a może na szczęście) w PZPN nikt mojej oferty nie potraktował poważnie. Moje działania służą temu, aby ludzi pobudzić do myślenia. Nie w kategoriach głupi/mądry, czarne/białe. Jeśli głupek wsiowy, czyli satyryk, jak ja, robi coś, co nie mieści się w kategoriach normalnego pojmowania świata, wtedy dopiero ludzie zaczynają myśleć.

Przysłane przez Autora.

zob. http://www.sdp.pl/wywiady/10102,ze-szczepanem-sadurskim-satyrykiem-rozmawia-blazej-toranski,1408737857

Copyright © 2017. All Rights Reserved.