Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Prof. Tadeusz Gerstenkorn …skąd nasz ród !

Wreszcie doczekaliśmy się czasów i rządów, gdy rodzina nabiera znaczenia w społeczeństwie. Należy ten trend podtrzymywać i utrwalać na wszystkie możliwe sposoby. Jednym z nich jest łączność rodzinno-rodowa przez zorganizowane spotkania. Jedno z nich miało miejsce w tych dniach. Była to zarazem okazja do przedstawienia  myśli z rodziną związanych. Niech te słowa posłużą także innym i dadzą im wsparcie. A może komuś nawet głębiej zapadną w serce.

Szanowni  Zebrani,  Drodzy  Przedstawiciele  Naszych   Protoplastów,  a zwłaszcza rodu  Jałkiewiczów

Za czasów mego dzieciństwa i wczesnej młodości  obowiązywał pewien rytuał, na przykład, formy listu, który zwykło się było  wówczas zaczynać następująco: „W pierwszych słowach mego listu donoszę…” Idąc więc śladem tej tradycji zacznę swe wystąpienie, mówiąc: W pierwszych słowach mego  przemówienia pragnę gorąco podziękować organizatorce tego wyjątkowego spotkania rodowego Joasi Grzybowskiej-Stańczak, a jeszcze idąc wstecz – Binkowskiej, Góranowskiej i na końcu – Jałkiewicz. Tak to już niestety jest, trochę niesprawiedliwie, że kobiety zmieniają nazwiska  rodowe z prawnej konieczności, ale na szczęście, w swej większości nie zapominają o swym rodowodzie, za co im wszystkim serdecznie dziękuję.  Joasi Grzybowskiej-Stańczak  szczególnie dziękuję za nie za często spotykaną obecnie cechę dociekania historii rodu. Według mnie jest to cecha o ogromnej wartości, ale wymagająca dociekliwości i dużego trudu dla uzyskania sukcesu nie przez wszystkich docenianego. Poza tym trzeba sobie zdać sprawę, że zorganizowanie takiego spotkania wymagało dużych umiejętności, jak się to teraz nazywa, logistycznych, i co tu mówić – także pewnych nakładów finansowych. A przy tym wszystkim wykonywała to osoba mająca na głowie trójkę małych dzieci. I potrafiła tego dokonać.  Dzięki Jej za to wielkie !  (oklaski !)

Jestem w tym gronie zapewne najstarszym człowiekiem. Za 4 miesiące mam już 90 lat. Demograficznie oznacza to zaawansowaną starość, a statystycznie zdziwienie, że się jeszcze na tym świecie  znajduję.    Nazywam się Tadeusz Gerstenkorn, ale biorąc „po kądzieli”, po mamie – Jałkiewicz.  Przywilejem starości jest rozmyślanie, zastanawianie się nad życiem i jego objawami. A tym objawem jest także  mowa – język, na przykład takie słowo jak naród. Gdy zastanawiam się nad tym słowem, to stwierdzam, że ma ono bardzo ciekawą budowę, a mianowicie składa się z cząstki „na” i słówka „ród”. Według mnie cząstka „na” jest ułomkiem słowa „nagromadzenie”,  no właśnie – w tym przypadku rodów. Tak, naród to nagromadzenie-zbiór rodów o wspólnej kulturze, tradycji, obyczajach, religii i wielu jeszcze innych cechach. Ród „pączkuje” rodzinami, a każda rodzina ma ogromną wartość społeczną, bo nie ma prawdziwej siły narodu, siły Polski, bez skutecznej troski o rodzinę, która jest wspólnotą miłości i kolebką życia. W rodzinie nabieramy dojrzałości fizycznej i – co bardzo ważne – także psychicznej, uczymy się etycznego postępowania, tak byśmy mogli, jako ludzie prawego sumienia, służyć wspólnocie rodzinnej, rodowej i narodowej. W rodzinie kształtuje się nasz charakter, wyrabia się autentyczna osobowość, krystalizują się poglądy polityczne i widzenie świata, wyrabiają idee, często umacnia się wiara, a to wszystko pociąga za sobą niejednokrotnie pragnienie zmiany stosunków w społeczeństwie i w świecie, a także przekazanie nabytych wartości i zostawienia czegoś dobrego po sobie na ziemi.

Pamiętajmy, że kształtować się i twórczo odradzać owocnie można tylko wówczas, gdy się tkwi we własnych korzeniach i żyje sokami własnej gleby rodzinnej zroszonej potem poprzednich pokoleń, pracą, mozołem całego rodu.

Mówię tu o tym, aby podkreślić, zaakcentować, że zebraliśmy się tu właśnie w poczuciu pewnej więzi rodowej, którą w pewien sposób odczuwamy i cenimy.  Gdyby tak nie było, to zapewne nikt nie zadałby sobie trudu, aby tutaj się zjawić i poświęcić czas. Nawet pobieżne poznanie się tutaj ma dla nas pewną wartość i daje poczucie więzi, jakiejś wspólnoty, którą mimo woli cenimy. Mam nadzieję, że zaśpiewamy, wymienimy między sobą adresy, podzielimy się wspomnieniami, może zdjęciami i tym wszystkim, co uważać będziemy jako ciekawe i warte, by się podzielić.

Czy historia rodu może być ciekawa ? Oczywiście, że tak. Świadczy o tym bogata literatura światowa. W czasach mojej młodości, to jest pod koniec lat czterdziestych  i w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku bardzo popularne były dwie powieści:  Saga rodu Forsyte’ów, wielotomowa opowieść angielska Johna Galsworthy’a (1867-1933; literacka nagroda Nobla 1932), na której kanwie – jeśli dobrze pamiętam  został nakręcony serial-film (2002), oraz  Księga z San Michele (516 stron !) szwedzkiego autora (z zawodu lekarza) Axela Munthe’a (wyd. Ex Libris, Warszawa 1949; pierwsze wyd. polskie z 1933 r.). Rosjanie mają słynną „Wojnę i Pokój”  Lwa Tołstoja, Niemcy, z kolei, Buddenbrooków Tomasza Manna. Mann zaczął pisać swą powieść mając 22 lata w październiku 1897 r., a ukończył w 1900 r.; książkę wydał rok później. Nagrodę Nobla otrzymał w 1929 r. My wcale nie jesteśmy gorsi. Któż  z nas nie zachwycał się i nie przeżywał dziejów rodziny opisanych w „Nocach i dniach” Marii Dąbrowskiej w przecudnej powieści i nie mniej pięknym filmie z niezapomnianą melodią-motywem tego filmu oraz wielokrotnie nadawanego serialu.   

Dzieje rodów są więc niezwykle interesujące, bo przedstawiają niewymyślone, ale prawdziwe życie i dlatego warto im poświęcić uwagę.  W 1913 roku młody 21-letni Wojciech Jałkiewicz, rodem z Balina, k/Uniejowa, wyemigrował  z ówczesnego zaboru rosyjskiego do Ameryki i uchronił się w ten sposób przed poborem rosyjskim, a w konsekwencji przed udziałem w I Wojnie Światowej. Zatrzymał się w miejscowości Camden w pobliżu Filadelfii, szybko uzyskał samodzielność ekonomiczną i założył rodzinę (ożenił się z Polką). Interesujące jest to, że dzieci otrzymywały polskie imiona nawet w następnych pokoleniach, a nazwisko trwało dalej bez zmiany (ze zmianą ł na l ze względu na brak tej litery w angielskim)). Niezmiernie interesujące jest to, że w trzecim pokoleniu Józef Jałkiewicz (używający skrótu Joe), z zawodu dziennikarz, nabrał chęci spisania historii swego rodu w Ameryce i wykonał  to z niezwykłą starannością i odpowiednim udokumentowaniem. Dzięki temu powstała mała opowieść, jak kto woli, saga rodzinna Jałkiewiczów w Ameryce, napisana po angielsku, ale dostępna  w mym tłumaczeniu po polsku. Gdy czyta się te piękne wspomnienia, to nie można wyjść z podziwu, że w osamotnieniu, bez odpowiednich kontaktów z macierzą, jednak zachowywano, choćby symbolicznie przez imiona, wierność  i przywiązanie do polskości. Dzięki temu Polonia  w Ameryce  trwa i ma tam znaczenie, a poprzez Amerykę także w świecie.

Mówię o tym, by wskazać, że ważne jest przywiązanie do polskiej tradycji, do tradycji rodzinnej, do tego wszystkiego co wynosi się z domu, z rodzinnego ogniska. Warto więc dzieje rodzinne spisywać, przekazywać ustnie, a jeśli to tylko możliwe, to nadać tym zapiskom taką formę, by z tego korzystały dalsze pokolenia. Może się zdarzyć, że przy dobrych chęciach i pewnych uzdolnieniach wyjdzie z tego ciekawa opowieść warta literackiej lub historycznej oceny.

Słowa uczą, ale jeszcze bardziej przykłady przez nas podane przyciągają. To klasyczna, rzymska zasada:   Verba docent, exempla trahunt.

Łódź, 1 października 2016 r. 

Copyright © 2017. All Rights Reserved.