Publikacje członków OŁ KSD

Jan Szałowski – Szaleństwo nazewnicze na terenie Nowego Centrum Łodzi

Tekst poniższy powstał kilka miesięcy temu, ale jest wart przypomnienia, albowiem tuż po świętach, 28 grudnia 2016 roku, Rada Miejska naszego postindustrialnego, mocno zresztą umęczonego miasta, rozpatrzy osiem uchwał odnośnie pierwszych ośmiu nazw ulic na terenie NCŁ. Zaledwie jeden promil mieszkańców wypowiedział się w konsultacjach odnośnie tej kwestii, więc można się spodziewać, że radni – mimo wielu zgłaszanych obiekcji – przyjmą propozycje trzech zaledwie osób. Głosowania będą miarą arogancji w stosunku do mieszkańców Łodzi. I to nie po raz pierwszy!

W pierwszej chwili pomyślałem, że trzy osoby wpadły na głupawy pomysł, jakich jest wiele w czasach współczesnych, czasach upadku kultury i normalnego myślenia. Przecież powstaje w naszych czasach wręcz niepoliczalna ilość różnych ‘instalacji artystycznych’ oraz innych wygłupów, które w niczym nie przypominają nawet działań Pomarańczowej Alternatywy. Niestety, to miało stać się naprawdę, a pośpiech z jakim próbowano to zrobić wskazywał, iż to dzieje się naprawdę i może być bardziej niebezpieczne, niż prowokacyjna tęcza na placu Zbawiciela w Warszawie.

Rozumiem, że można być współautorem książki o patronach łódzkich ulic, lub też wielbicielem pofabrykanckich pałaców i rezydencji, ale gdy taką wizję Łodzi próbuje przyklepywać sama prezydent mojego miasta, to robi się już naprawdę źle. Kolejne próby dorzucania filmowców i sportowców a nawet artystów z łódzkiego podwórka potęgują tylko bałagan w odniesieniu do skrawka Łodzi, zwanego szumnie Nowym Centrum.

Należy więc powiedzieć sobie zupełnie szczerze, że nazwy dla tego małego skrawka miasta powinny mieć silny wymiar promocyjny dla Łodzi i o tym postaram się powiedzieć w dalszej części tekstu. Jaką bowiem rolę spełniają nazwy ulic? W małym miasteczku – a takim miastem była Łódź do około 1820 roku – nazwy ulic w dużej mierze mają najzupełniej utylitarny wymiar. Nawiązują do przestrzeni, zawodów, miejsca, czy też obiektów ważnych dla miasta. Będą więc ulice o nazwach Kościelna, Targowa, Pocztowa, Szewska, Tylnia, Szeroka, Długa, Cegielniana, Stodolniana czy też Kolejowa. Te, które biegną poza miasto otrzymają nazwy jednoznacznie wskazujące na cel podróży. I tutaj mała uwaga: wizja mieszkańca miasteczka nie sięga daleko, więc i cel podróży jest nieodległy, ale mieszkańcy dużych miast zawsze patrzyli poza horyzont, więc i nazwa ulicy wskazywała na miasto położone raczej daleko, niż blisko.

Na przykładzie Łodzi widzimy, że raczej patrzono poza rogatki własnej mieściny, niż w bardziej odległe rejony kraju. I tutaj rodzi się poważne pytanie, czy nadal mamy pozostać w mentalności małego miasteczka, czy też ostatecznie wyzwolić się z tej małości. Odpowiedź na to pytanie powinna ułatwić zrozumienie nazw dla Nowego Centrum Łodzi. Jak napisałem wcześniej nazwy dla tego małego skrawka miasta powinny mieć silny wymiar promocyjny. Jeżeli uwierzyć kreowanemu mitowi, iż to od nowego dworca Fabrycznego rozpoczyna się poznawanie Łodzi i dlatego ma być między innymi Brama Miasta, to z wielką uwagą i rozwagą musimy nadawać nazwy temu skraweczkowi naszego miasta. Te nazwy mają mówić o wielkości Łodzi i Polski a nie być próbą promowania określonych postaci, czy też rodów fabrykanckich.

Nietrafione pomysły poddane już zostały szerokiej i słusznej krytyce, więc tylko z lekka odniosę się do tamtych propozycji. Zakładały one, że Łódź to miasto fabrykantów oraz – jeżeli jeszcze cokolwiek można o niej powiedzieć – to że jest to miasto wielokulturowe. Pomysły te budowały niestety fałszywy mit Łodzi. Co więcej: mit kłamliwy. Łódź była niewątpliwie ‘Ziemią Obiecaną’, ale obiecaną wszystkim a nie tylko fabrykantom. Tak więc wszyscy mieli czuć szczęście z powodu bycia Lodzermenschami. Rzeczywistość wyglądała odmiennie, ale o tym później. Zafascynowani fabrykanckimi rodami – chociaż uchodzą za znawców miasta – skrzętnie ukrywają źródła bogactwa wybranych. Otóż pomijają oni fakt, iż przyszli fabrykanci mogli porobić wielkie fortuny dzięki niebywałym ułatwieniom, jakie uzyskali tutaj, dzięki polityce władz Królestwa Polskiego a później urzędników carskich.
Wielbiciele fabrykanckiej kasty mówią o tym, że budowali oni famuły i szpitale, ale zapominają o tym, iż było to albo we własnym interesie fabrykantów, albo też wynikało z istniejących przepisów prawa. Co więcej: fabrykanci mieli swój czas, kiedy bez wątpienia opływali we wszelakie dostatki zupełnie niedostępne zatrudnianym przez nich robotnikom. Tragiczny los łódzkich fabrykantów w połowie XX wieku jest zaś zupełnie innym zagadnieniem.

W bliższej i dalszej okolicy Łodzi były w XIX wieku nieprzebrane masy ludzkie. Polskie chłopstwo z przeludniających się wiosek wysyłało stale nowe kontyngenty tanich pracowników do łódzkich fabryk. Bez tego ludzkiego zaplecza przemysł łódzki szybko by został dotknięty barierą rozwoju. Przemysł ten wchłaniał także tysiące małomiasteczkowych  Żydów z ubogich wielodzietnych rodzin, ale zawsze Polacy stanowili podstawową grupę narodową miasta.

Niemcy, w sensie demograficznym, sytuowali się dopiero na trzecim miejscu. Prawdą jest, że liczba fabrykantów niemieckich była znacznie większa, niż to powinno wynikać z niemieckiego potencjału demograficznego, ale to oni w wielkiej mierze u progu Łodzi przemysłowej, nim pojawiły się w mieście maszyny parowe, tworzyli tutaj przedsiębiorstwa. I to ich zapraszano, jeszcze w okresie pokongresowego Królestwa Polskiego, aby uczynili z Łodzi znaczącą osadę fabryczną. Byli tym syntetyzującym czynnikiem, który mając w rękach  nici różnorodnych powiązań, walnie przyczynili się do powstania Łodzi przemysłowej.

Rosjanie – cokolwiek to znaczy w odniesieniu do wieku XIX – byli w rzeczywistości społecznością marginalną, która w niewielkim stopniu przyczyniała się do rozwoju miasta. Byli to głównie urzędnicy, nauczyciele, oficerowie i żołnierze zaborczej armii. Trudno mówić o zbawiennym wpływie tej grupy na życie miasta. Byli bardziej jej balastem, niż czynnikiem rozwoju. A warto też pamiętać, iż panowanie rosyjskie doprowadziło do zatrzymania procesów społecznych i do utrzymywania się pańszczyzny w Kongresówce aż do początków 1864 roku, co było wtedy ewenementem w Europie.

Prawdą jest, iż przybysze z Zachodu – cokolwiek to znaczy w tamtym czasie – musieli posiadać pewne kapitały, ale pomnożyli je tutaj wielokrotnie, co oznacza, iż bycie Lodzermenschem było dobrym interesem na wiele pokoleń. Z drugiej strony – wobec naszej amnezji historycznej – nie zdajemy sobie zupełnie sprawy, jak znaczne kapitały zainwestowali Polacy w Rosji, na Kaukazie i na Syberii, a nawet w Mandżurii, w okresie do wojny światowej. Kapitały te pomnożone przez polskich przedsiębiorców stanowiły wielkie fortuny aż do 1917 roku, i najprawdopodobniej wielokrotnie przewyższały sumy kapitałów rosyjskich zainwestowanych w Łodzi i całej Kongresówce.

Jaką wizję dla przybysza z kraju, a zwłaszcza z zagranicy, maja nieść nazwy ulic, uliczek, zaułków, placów, placyków czy też skwerków NCŁ? Czy mają mówić o naszej wielkości – Łodzi i Polski – czy raczej o lękach i o braku wiary we własne siły? Co chcemy przedstawić przybyszom? Mierność czy wielkość?! Zaściankowość czy też światowość poprzez wielkie i znane nazwiska?

Przecież Łódź i Polska ma wiele wspaniałych postaci podziwianych na całym świecie. I to one powinny zaludnić Nowe Centrum Łodzi. A więc Faustyna Kowalska – bardzo silnie związana z Łodzią i naszym regionem. Jest przecież patronką Łodzi. My łodzianie nie zdajemy sobie sprawy, jak wielki potencjał promocyjny dla naszego miasta ma święta Faustyna! Pisany przez nią ‘Dzienniczek’  jest współcześnie najczęściej – po Piśmie Świętym – czytaną książką na świecie. Faustyna Kowalska jest najbardziej znaną Polką na świecie. Co więcej jest świętą wywodzącą się z ubogiej rodziny. To nasze miasto na pewien czas wybrała i nasze miasto rozsławiła, o czym mogli w te wakacje przekonać się uczestnicy dni diecezjalnych przed ŚDM w Krakowie.

Niech większy plac NCŁ nazywa się Placem Włókniarek, bo trudno zrozumieć to miasto bez roli tysięcy pracowitych kobiet – robotnic, żon i matek – a ten mniejszy – chyba Faustyna Kowalska się o to nie obrazi – niech będzie poświęcony tej kobiecej postaci, która najbardziej rozsławiła nasze miasto w świecie współczesnym.

A co do patronów ulic, uliczek itp. to przedstawiam listę niepełną. Mocną listę zasłużonych dla polskości i dla świata.

Artur Rubinstein, Karl Dedecius, Hilary Majewski, Władysław Reymont, Ignacy Domeyko, Helena Modrzejewska, Fryderyk Chopin, Antoni Grabowski, Wawrzyniec Surowiecki, Samuel Bogumił Linde.

W centrum miasta jest tylko aleja Artura Rubinsteina, która jest faktycznie pasażem, oraz plac Władysława Reymonta. Ignacy Domeyko, Samuel Bogumił Linde, Wawrzyniec Surowiecki, Antoni Grabowski, czy też Karl Dedecius nie mają żadnych ulic w Łodzi.

Tak wybitne postaci, jak Władysław Jagiełło, Fryderyk Chopin, Helena Modrzejewska, czy też Hilary Majewski mają swoje uliczki na obrzeżach Łodzi a przynajmniej daleko od centrum miasta. Poniżej przedstawiam postaci ze wszech miar warte upamiętnienia na terenie NCŁ.

Artur Rubinstein – światowej klasy pianista i wielki polski patriota, Karl Dedecius – zmarły  niedawno tłumacz i popularyzator literatury polskiej w krajach niemieckiego obszaru językowego, Hilary Majewski – polski architekt, przedstawiciel historyzmu, przez dwadzieścia lat, aż do swej śmierci w 1892 roku, architekt miejski Łodzi, który swoimi realizacjami ukształtował wygląd miasta wyraźnie dostrzegalny po dzień dzisiejszy, Władysław Reymont – wspaniały polski pisarz, autor ‘Ziemi Obiecanej’ i laureat nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1924 za powieść ‘Chłopi’, Ignacy Domeyko – wybitny Polak z terenu Wielkiego Księstwa Litewskiego, darzony szacunkiem w Polsce, na Białorusi, na Litwie i w Chile, w którym to państwie w XIX wieku zreformował wiele dziedzin życia, prawdziwy ambasador polskiej jakości w świecie, Helena Modrzejewska – najwybitniejsza w swojej epoce aktorka teatralna, znana w Europie i Ameryce, Fryderyk Chopin – wspaniały polski artysta, jedna z ikon polskiej kultury w skali globu ziemskiego, Antoni Grabowski – chemik, poliglota, jeden z najwybitniejszych esperantystów na świecie i autor genialnego tłumaczenia naszej epopei narodowej ‘Pan Tadeusz’ na język Esperanto, Wawrzyniec Surowiecki – czołowy ekonomista polski okresu poprzedzającego powstanie Łodzi przemysłowej, wykładowca i autor książki ‘O upadku przemysłu i miast w Polsce’, która nie straciła niczego ze swego przekazu ponad dwieście lat od jej napisania, Samuel Bogumił Linde -  autor monumentalnego ‘Słownika języka polskiego’, którego ostatni szósty tom wyszedł w styczniu 1815.

Dla przemysłowców miejsca w NCŁ nie widzę – są obecni w całej Łodzi poprzez zbudowane niegdyś pałace, czy też fabryki, które uzyskały dzisiaj inne funkcje. Wyjątek czynię tylko dla  dwu postaci. Obaj fabrykanci zginęli zamordowani przez gestapo 12 grudnia1939 roku, bo chociaż z pochodzenia Niemcy, bardziej woleli być Polakami, niż ‘nazistami’ – jak to ostatnio napisano na tablicy na pewnym głazie – a ich nazwiska od dwudziestu lat umieszczone są na budynku Białej Fabryki. Są to: Robert Franz Geyer i Gwido Wolfgang John. W pełni zasługują na naszą pamięć, szacunek i upamiętnienie w postaci uliczki w NCŁ!

Ponieważ żyjemy w wolnym kraju, to w NCŁ powinny być także ulice poświęcone tym, którzy o tą wolność walczyli w XX wieku, lecz żadnych ulic nie mają. Są to: gen. Kazimierz Sosnkowski – łączy dwa okresy walki o wolność od roku 1914 aż po rok 1945, gen. Władysław Anders – symbol wysiłku Polaków o wolność w czasie ostatniej wojny, a który pochodzi z okolic Łodzi, rtm Witold Pilecki – bojownik i bohater walk o wolność z dwoma totalitaryzmami, Ryszard Kaczorowski – zesłaniec syberyjski i ostatni Prezydent Rzeczypospolitej na Uchodźctwie, symbol trwałości wolnej Polski aż po rok 1990,  czy też gen. Stanisław Maczek – wielka legenda drugiej wojny światowej od września 1939 roku aż po maj 1945 roku a także twórca słynnego ‘Maczkowa’, polskiej enklawy istniejącej w strefie brytyjskiej w latach 1945-1946, który co prawda ma uliczkę w Łodzi na peryferiach koło portu lotniczego, ale w NCŁ też powinien mieć swoje upamiętnienie. Wszystkie te nazwiska mają wymiar wolnościowy. Wymiar nie tylko polski, ale także szerszy – europejski.

Powinno być w NCŁ upamiętnienie dla postaci króla Władysława Jagiełły, który nam nadał w 1423 roku prawa miejskie a z czego jesteśmy tak strasznie dumni, że co roku to świętujemy.

Powinno być w NCŁ także upamiętnienie niezwykle ważne dla najmłodszego pokolenia – uliczka Danuty Siedzikówny ‘Inki”, która w obliczu spodziewanej śmierci ‘zachowała się jak trzeba’.

Pamiętajmy, że nazwy ulic tworzy się na pokolenia a Nowe Centrum Łodzi to nie jest chwilowa instalacja artystyczna!

Jan Szałowski

Tekst w nieznacznie krótszej wersji ukazał się drukiem w miesięczniku ‘Aspekt Polski’.

JS