Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać - NAD JEZIOREM TITICACA

Wprawione na najwyższe obroty dwa silniki yamachy pracują równo
drążąc na powierzchni jeziora głęboki tor, który natychmiast zamyka się za nami bez śladu. Grube krople rozpryskiwanej wody wyglądają niczym przesypywane diamenty w promieniach palącego słońca. Pomimo bliskości równika woda w jeziorze Titicaca rzadko przekracza 10 o C. Za dnia nie zdąży się nagrzać, skoro noce na wysokości 3810 metrów bywają nawet mroźne. Wypiętrzone na kilkaset metrów wzgórza na brzegu jeziora, osiągają wysokość 4000 metrów w stosunku do powierzchni Pacyfiku.

WYSPY UROSÓW

Nie przepadam za obiektami rozdeptywanymi stopami tysięcy turystów, ale nie było wyboru, wyspy Urosów musiałem zobaczyć. Ten tajemniczy lud o początkach sięgających stuleci przed Inkami, miał z lądu stałego zbiec na jezioro z obawy przed uciskiem nowych władców ich ziemi. Ale na jeziorze prawie nie ma wysp, przynajmniej w rejonie dzisiejszego miasta Puno po stronie peruwiańskiej, gdzie ten lud miał swoje siedziby. Rosły natomiast na płyciznach całe lasy trzcin z gatunku totora. Dlaczego nie zamieszkać na wyspach uwitych z tych roślin, skoro od prawieków dało się pływać na łodziach skonstruowanych  z ich łodyg? Dziś prawdziwych Urosów już nie ma. Ci, którzy zamieszkują ze cztery tuziny pływających wysp, są już mieszańcami. W miarę docierania i do nich współczesnej cywilizacji, oni sami poczęli schodzić na ląd, by korzystać z dobrodziejstw nowych czasów, jak chociażby z dostępu do szkół. Wymieszali się z ludnością z lądu stałego, z potomkami Inków i podbitych przez nich ludów Kola, zatracili swój język uro i pukina, by mówić w ajmara lub keczua, językami Indian zamieszkujących wokół jeziora Titicaca.

Pływające wyspy to zaiste fenomen w skali świata. Buduje się je z warstw ścinanej trzciny totora, układając łodygi przemiennie, jedne na drugie w taki sposób, aż ich grubość osiągnie  dwa metry. Ponieważ warstwy pod wodą ustawicznie gniją, co kilka miesięcy należy je uzupełniać, kładąc na powierzchni świeże łodygi. Wyspę należy przywiązać do dna, by nie dryfowała, bowiem wiatry na jeziorze bywają porywiste i może się zdarzyć, że w czasie nocy wyspa znajdzie się u brzegu sąsiada. Na jednej takiej wyspie może zamieszkiwać nawet kilka rodzin, a każda ma swój własny domek, też uwity z trzcinowych mat, podobnie jak ich łodzie, wieże obserwacyjne, a nawet sprzęty. Wszedłem do środka. Ciepło i przyjemnie. A nawet gorąco, bo z powodu bliskości równika słońce pali niemiłosiernie. Za to noce bywają tu przeraźliwie zimne, o czym świadczy obecność pryzmy pledów tkanych z wełny alpaki. No i skóra na policzkach dzieci - twarda, czerstwa i zrogowaciała. Z czego żyją ci ludzie – oto niezbywalne pytanie ludzi z miasta, którzy nie potrafią oderwać się od nadmiaru dóbr. Z połowu ryb i z polowania na wodne ptaki. Współcześnie dochodzą do tego wyroby ich rękodzielnictwa, chociażby piękne, wzorzyste, tkane z wełny makaty  o motywach mitologicznych lub zaczerpniętych z ich codziennych zajęć. Każdy bowiem turysta odwiedzający   tę część Peru – a są ich tysiące -  koniecznie chce choćby postawić stopę na jednej z pływających wysp Urosów.

POSTRZYŻYNY

Zatrzymałem się tu na dłużej, może dlatego wzbudziłem zaufanie wyspiarskiej rodziny, skoro poproszono mnie, bym został ojcem chrzestnym noworodka. Nie znam żadnego indiańskiego języka, więc pośredniczył w obrzędzie tłumacz. Spytałem tylko, czy ma to być prawdziwy chrzest, czy może jakiś indiański obrzęd, coś w rodzaju postrzyżyn. Uspokoiłem się, gdy zapewniano, że rodzina jest katolicka i że dziecko będą chrzcić w kościele parafialnym w Puno, tu natomiast, na wyspie, należy je „ochrzcić” wedle starodawnego rytuału. Podano mi nożyczki, bym mógł wyciąć z głowy kosmyk włosów. Uczyniłem tak, wybierając miejsce na skroni, by nie zostawić zbyt dużego ubytku w kruczoczarnych, połyskliwych włosach drobnej twarzyczki. Włożyłem kosmyk do koperty, w której były trzy kształtne listki koki bez najmniejszej plamki, specjalnie wybrane. Te musiałem wyjąć, wedle pouczeń ułożyć w koniczynkę, pójść na brzeg wyspy i trzykrotnie zanurzyć w lodowatej wodzie w rytm jakichś życzeń, a może zaklęć wypowiadanych w niezrozumiałym dla mnie języku przez rodziców dziecka. Ze swej strony, biorąc dziecko na ręce, owinięte w pledy, musiałem wypowiedzieć jego imię, wybrane przez rodziców – Gonzalo – i złożyć mu życzenia od siebie. Nastąpiło później przypijanie herbaty z liści koka. Pijąc cokolwiek, zawsze należy zostawić kilka kropel na dnie naczynia, by je później strząsnąć na ziemię dla Pacha Mamy. 

SAKRALNY WYMIAR ŚWIATA

Tym sposobem, wedle starodawnego zwyczaju, człowiek podkreśla swój związek z Matką Ziemią, swoją podległość i zależność od sił przyrody. I wyraża swój szacunek dla jej mocy, manifestując wiarę w świętość wszystkiego, co stworzone na tej ziemi. Trudno sobie wyobrazić Indian, którzy by pominęli ten odruch wiary w istnienie związku człowieka ze światem przyrody, który dla nich posiada strukturę sakralną, tak postrzeganą nawet w czasach obecnej inwazji sekularyzmu, bylejakości, okultyzmu, mitomanii, pseudowiedzy ze wszystkimi innymi znamionami zagubienia się współczesnego człowieka. Indianie pozostają niezmienni w swych przekonaniach, przez co jakże często przewyższają ludzi z tak zwanej cywilizacji. A atrybuty Pacha Mamy, jako Matki Ziemi i Życia, odnajdują w osobie Maryi, którą czczą w cudownej figurze indiańskiego sanktuarium w Copacabana po boliwijskiej stronie jeziora Titicaca.








Copyright © 2017. All Rights Reserved.