Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad -Nasi tu byli!

Widok, który znamy dobrze z licznych obserwacji: Grupka ludzi na przystanku. Kilku facetów nerwowo pali papierosy. Nadjeżdża tramwaj. Palacze zaciągają się pospiesznie, „na zapas”: kilka ostatnich „sztachów”. Drzwi tramwaju otwierają się. Ludzie wchodzą do środka. Palacze rzucają niedopałki na skraj torowiska i wsiadają ostatni. Tramwaj odjeżdża. Na przystanku, w wąskiej przestrzeni między torami a chodnikiem, leżą setki petów. Trudno je stamtąd sprzątnąć, bo torowiska wysypane są grubym kamiennym grysem. Potrzebny byłby specjalistyczny sprzęt, zapewne drogi, jakiś rodzaj „inteligentnego odkurzacza”, który potrafiłby wyssać pety z kamieni – za pieniądze podatników (także tych nie śmiecących). Na szczęście po letnim szczycie komunikacyjnym problem załatwiają jesienne deszcze i zimowe śniegi. Petowa masa rozmięka i niepostrzeżenie wsiąka w podłoże. Sytuację poprawia fakt, że zimą mniej się na dworze pali, bo marzną ręce. Wiosną cykl zaczyna się od nowa.
Uwagę zwraca egoistyczna mentalność statystycznego palacza przystankowego. Facet, który w swoim domu odgasza peta pod kranem i wyrzuca go do kubełka, który przeczytanych gazet nie rzuca na podłogę i który zwraca uwagę żonie, żeby starła kurze... ten typowy pedant zamienia się na ulicy w wyniosłego nadczłowieka, który za obowiązek uważa obdarowywanie niepalących profanów swoimi petami – tak by wiedzieli, kto tu rządzi. Jest jak pies, obsikujący swoje terytorium, by oznaczyć jego granice. Potrafi z równą zajadłością ciepnąć peta pod koła tramwaju, co pod nogi bawiących się w parku dzieci.
O ileż bardziej elegancki i wytrawny od palacza jest miejski degustator żołądkowej gorzkiej. Puste „małpeczki” po tej popularnej ekologicznej cieczy (która wyróżnia się tym, że absolutnie nie wymaga „popitki”) również można zobaczyć na przystankach – tyle że w koszu na śmieci. Wysączenie seteczki tuż przed nadjeżdżającą „pesą” i rzucenie jej na tory, nie mieści się w zwojach mózgowych przeciętnego degustatora (nawet jeśli są nieco osłabione setkami setek wysączonymi wcześniej). Ponadto miłośnicy „małpeczek” mają swoje „miejsca magiczne”, plenerowe „kluby” – zaciszne i przyjazne – gdzie puste „małpeczki” dosłownie zalegają warstwami (nie zatruwając jednakowoż środowiska). Wystarczy mieć oczy szeroko otwarte, by je odkryć. Degustatorzy żołądkowej ściągają tam – niczym węgorze do Morza Sargassowego na tarło.
Jednak najwytrawniejsi z nich wybierają bardziej niezwykłe miejsca konsumpcji, miejsca o których krążą potem legendy. Podobno jeden z łódzkich recenzentów spożył cichcem dwie buteleczki „Balsamu Pomorskiego” w loży teatralnej, podczas premiery sztuki „Mój woreczek żółciowy jest do bani”. Inny łodzianin zrobił to w szafie, w salonie meblowym na Brukowej, kryjąc się na chwilę przed wzrokiem żony i teściowej... ech, życie!
Pomysłowość ludzka jest tu w zasadzie nieograniczona i – nie łudźmy się – nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa...

Copyright © 2017. All Rights Reserved.