Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Krzysztof Nagrodzki - Z listów do przyjaciół. I znajomych. Kombinatoryki wyższych konieczności ?

Oczywiście Koleżanko, że człowiek reaguje na impulsy zewnętrzne, a poprzez aparat myślowy i inne posiadane oprzyrządowanie dostępne homo sapiens, stara się im sprostać. Intelektualnie. A jeżeli jest stosowna zachęta bądź doping, to i czynem.
Dobrze, zamiast ogólników – konkret: Oczarowany jestem kolejnym przykładem profesorskich zręczności, kiedy np. p. Jerzy Stępień były prezes Ważnego Trybunału w spoczynku, nie spoczywa, aby – wraz innymi tytanami poświęceń – wykazać, iż postęp i jego zasady to pulsujące tworzywo.

Niedawnym wieczorem, w TVP Info, Pan Profesor przepytywany na okoliczność ochów i achów wobec owego Trybunału i zamieszania z nim związanego, w pewnym momencie objawił, iż prawo-prawem, zapis art. 197 naszej konstytucji –zapisem (cytowałem Ci go chyba wcześniej, w marcu – w liście w którym tłumaczyliśmy sobie ZaKODowane obowiązki?), ale czytać go należy bez zbytniej ortodoksji co do litery, ponieważ przede wszystkim należy dać się porywać duchowi. A duch – Duch Postępu - nie takie zapisy i porządki nicował jak chciał. I na tym właśnie polegały, polegają oraz polegać będą wszelki rewolucyjne modern-izmy!

Gdyby ktoś jednak, mimo wszystko, był tak nierozgarnięty i nie rozumiał prawniczej głębi, Profesor wyłuszczy mu wszystko poza kamerami.
Cóż za elegancja!

Byłbym niesprawiedliwy pomijając ofiarnego - może nawet bardziej ze względu na częstotliwość objawień w mediach - p. Adama Szejnfelda. Niestety jeszcze nie profesora. A w związku z tym mniej finezyjnego. Ale chyba bardziej ofiarnego...

A p. Kijowski, a p. Schetyna? A poświęcający się do bólu p. Stefan N...?
Oczywiście wszystkich ofiarnych sabotażystek i sabotażystów, działających w interesie PiS-u w sztabach przeciwnika, nie sposób tu od razu wymienić (zresztą często funkcjonują w głębokim ukryciu), ale pamiętać o ich wallenrodztwie należy. Poza tym są inne frapujące- rzec można fundamentalne - wątki, co do których nie mieliśmy dokończonych ustaleń. A lata lecą. Spróbujmy zacząć remanent ab ovo.

*

Otóż sporo lat temu, miałem spotkanie dalekiego stopnia z popularnym specjalistą od sience (czy może od popularnego wyjaśniania niektórych ficion) z pewnego tygodnika. Nawet katolickiego. Ów młodzian (wtedy), był zaangażowany w nasz ewolucyjny rodowód, w którym za dziadka mieliśmy szympansa, za prababcie euglenę a za praprapra – atom wodoru. Skąd się wziął ów Atomek, a z niego my wszyscy, nie wiadomo, ale przecie gdyby go nie było, to co mieliby do roboty postępowi naukowcy i objaśniacze ewolucyjnych dróg i bezdroży. Tudzież powikłań na tych szlakach...


Ponieważ młodzian, posunąwszy się w wieku i tytułach, ponownie – tym razem w telewizji - dotknął tego wątku w swoim programie (skądinąd ciekawym), zatem i ja nie chciałbym być sądzony za zaniechanie.

Kontrowersja: >Ewolucja< czy >Kreacja<, doprowadziła już do stępienia wielu piór i – wydawać się mogło – najostrzejszych absurdów. Wydziwiania nad świadectwem naszego urodzenia trwa jednak nadal i stanowi budulec dla uporczywego formułowania dziwnych dogmatów. Ponieważ przyjęcie ewolucyjnego rodowodu od „Matki Natury” w drodze nieprawdopodobnego przypadku lub zaakceptowania Boskiego bezpośredniego sprawstwa, stanowi o wielu dalszych wyborach, spróbujmy raz jeszcze - w ogromnym skrócie- przypomnieć, co już wiemy.

Oczywiście, sam opis stworzenia w Księdze Rodzaju nie precyzuje czasu, jaki upływał – według ludzkiej miary – w procesie kreacji. „Dzień” Boga, nie jest mierzalny naszymi zegarami. Można przyjąć, że Stwórca zechciał przebiegowi kształtowania człowieka nadać formę łańcucha transformacji luźnych atomów wodoru w geniusz homo sapiens. Czemu nie?

Można w poszukiwaniach „brakującego „ogniwa ewolucji” pomiędzy gatunkami (to ważne podkreślenie!), składać z mikrych fragmencików efektowne całości, uzupełniane rozgorączkowaną wyobraźnią i... pilnikiem - przypominając znany fakt konstruowania zęba „człowieka z Piltdown”… z kła małpy. Jednak jaki jest w istocie sens poszukiwań Adama i Ewy w kosmosie? Czy po to, by gubić ich ślad na Ziemi?...

Jeżeli postępowa nauka doszła do momentu, w którym wyznała mniej więcej tak: Nie mamy wprawdzie żadnego dowodu na ewolucję między gatunkami, który w efekcie mógłby empirycznie potwierdzić materialistyczne teorie powstania człowieka, ale skoro nie ma lepszego wyjaśnienia, więc to, które podajemy MUSI! być prawdziwe; zatem, jeżeli musimy hołdować dogmatowi o powstaniu materii z niczego, czyż nie sensowniejszy jest wybór przekonywującej informacji o cudownym Boskim dotknięciu, którego jesteśmy efektem? Chociaż bywa ona powodem emocjonalnie uzasadnionej kontestacji, ze względu na jakże często nieludzkie skutki naszych poczynań.

Jeżeli jednak kogoś zniewolił afekt do dziadka szympansa i prababci eugleny, nie ma rady - uczucia muszą się same wypalić. Tylko niech nas nie adoptuje! A dla prawdy, przypomnijmy, iż św. Jan Paweł II wspomniał ongiś dobrotliwie: „Teoria okazują się słuszna w takiej mierze, w jakiej pozwala się zweryfikować; jest nieustannie oceniana w świetle faktów; kiedy przestaje uwzględniać fakty, ujawnia swoje ograniczenia i nieprzydatność. Wymaga wówczas ponownego przemyślenia./.../ W rzeczywistości należy mówić nie tyle o teorii, co raczej o teoriach ewolucji. /.../...te teorie ewolucji, które inspirując się określoną filozofią uważają, że duch jest wytworem sił materii nieożywionej lub prostym epifenomenem tejże materii, są nie do pogodzenia z prawdą o człowieku. Co więcej, nie są w stanie uzasadnić godności człowieka. (za: L`Osservatore Romano 1/97)

*

Dla uniknięcia zarzutu jednostronności i zamknięcia na postęp, zobaczmy jak ujmuje ten problem wnikliwy badacz ewolucji: „Wiadomo, że na początku był wodór, chaos i pra-bulion. W pra-bulionie pływała sobie grudka białka złożona z koacerwatów i protein. Sama się tam pojawiła i sama z siebie, a częściowo ze strachu, bo z nieba padał kwas siarkawy, grudka zmieniła się w euglenę zieloną. Czyli mogła już asymilować tlen. Potem euglena zmieniła się w morszczuka, morszczukowi wyrosły nogi, z czasem wyszedł na ląd, zaczął dziobać, dziobać, aż zmienił się w dziobaka. Potem wydziobał sobie trąbę i stał się słoniem, bo słoń jest doskonalszy od dziobaka, a on chciał cały czas postępować do przodu. No, a potem to już poszło z górki, aż wreszcie jakiś mandryl zamienił się w pradziadka Darwina. Ale okazuje się, że ewolucja na Darwinie wcale nie zamierza poprzestać. Ewolucja cały czas ewoluuje... i niedługo zamierza wykluć inteligentne zwierzę, całkowicie oddane lekturze kobiecych pism popularnonaukowych poświęconych ewolucji i klonowaniu.” (Tomasz Bieszczad -Rzeczywistość alternatywna, Warszawa 1998).

Warto podjąć i ten nowatorski trop, aby sprawdzić niektóre byty. Szczególnie „polityczne”. Szczególnie w mediach obrazkowych.
I to jest właśnie polityczne (! ) uzasadnienie tego listu

Copyright © 2017. All Rights Reserved.