Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Katyń pamiętamy

Polscy jeńcy w obozie w Starobielsku (4) Oparli się propagandzie

Starobielsk to niewielkie, obecnie mniej więcej 30-tysięczne miasteczko we wschodniej części Ukrainy nad rzeką Ajdar w obwodzie ługańskim (około 80 km na północny zachód od Ługańska). Obóz dla polskich jeńców wojennych został zorganizowany na terenach dawnego prawosławnego monastyru żeńskiego oraz w dwóch domach w samym mieście: przy ul. Wołodarskiego 19 (tam osadzono generałów) i przy ul. Kirowa 32 (tam znajdowali się pułkownicy i podpułkownicy). Klasztor, otoczony wysokim murem, składał się z dwóch murowanych cerkwi: z dużej - na wprost bramy głównej, i mniejszej - po lewej stronie od wejścia, oraz z kilkunastu murowanych i drewnianych budynków. Już po rewolucji służył jako obóz przejściowy, gdzie trzymano więźniów przeznaczonych na zesłanie; tu również wykonywano na nich wyroki śmierci. W drugiej połowie lat 30. pomieszczenia klasztorne zamieniono na spichlerze zbożowe.

Teren obozu otaczał ceglany mur o wysokości 1,7 m zwieńczony drutem kolczastym. W odległości trzech metrów znajdowało się dodatkowe ogrodzenie z siatki, stale oświetlone. Liczne wieże strażnicze oraz 10 posterunków zewnętrznych (obsadzonych przez żołnierzy z 228. pułku eskortowego) dopełniały ów system zabezpieczeń.
Komendantem obozu został kpt. NKWD Aleksandr Grigoriewicz Bierieżkow, a komisarzem starszy politruk Michaił Michajłowicz Kirszin. Pracami śledczymi oraz pozyskaniem tajnych informatorów i współpracowników zajmowali się: kpt. Jefimow, kpt. Jegorow, kpt. Mironow i komisarz Niechoroszew.

Elita Narodu

3 października 1939 r. w klasztorze starobielskim znajdowało się już 7352 jeńców wojennych. Pomieszczenia zapełnione były do granic możliwości, a pewna liczba jeńców z braku miejsca przebywała pod gołym niebem. W tym czasie w obozie nie było jeszcze kuchni, pralni, odwachu (pomieszczeń dla wartowników) i pomieszczenia karnego. Z powodu braku kuchni jeńcy otrzymywali - niezgodnie z regulaminem - tylko jeden gorący posiłek dziennie.
Stopniowo skład osobowy jeńców ulegał zmianie. W związku z decyzjami NKWD zwolniono ze Starobielska żołnierzy szeregowych pochodzących z obszarów Polski anektowanych przez Niemcy i Litwę oraz z terenów włączonych do Związku Sowieckiego. Dlatego też w okresie od listopada 1939 r. do kwietnia 1940 r. w obozie znajdowało się 3895 oficerów i kilkadziesiąt osób cywilnych. Niemal połowę jeńców stanowili oficerowie wzięci do niewoli po poddaniu Lwowa przez gen. Władysława Langnera. W myśl zawartego wówczas porozumienia mieli oni po opuszczeniu miasta przejść do Rumunii i na Węgry, Sowieci nie dotrzymali jednak tych warunków.
Wśród uwięzionych w obozie znalazło się 9 generałów: gen. bryg. Leon Billewicz - we wrześniu 1939 r. dowódca kombinowanej grupy operacyjnej, dostał się do niewoli po walce nieopodal Brzeżan; gen. dyw. Stanisław Haller - podczas wojny polsko-bolszewickiej 1919-1921 wydatnie przyczynił się do pobicia 1. Armii Konnej Siemiona Budionnego pod Zamościem i odrzucenia jej za Bug, odznaczony m.in. Orderem Wojennym Virtuti Militari klasy II i V oraz dwukrotnie Krzyżem Walecznych; gen. bryg. Czesław Jarnuszkiewicz (ocalał jako jedyny z generałów ze Starobielska), w latach 1938-1939 komendant Przysposobienia Wojskowego i Wychowania Fizycznego, odznaczony m.in. Orderem Wojennym Virtuti Militari kl. V i czterokrotnie Krzyżem Walecznych; gen. bryg. Aleksander Kowalewski - we wrześniu 1939 r. wraz z gen. Leonem Billewiczem współtworzył kombinowaną grupę operacyjną na Podolu; gen. bryg. Kazimierz Orlik-Łukoski - w 1939 r. dowódca Grupy Operacyjnej Jasło; gen. bryg. Konstanty Plisowski - znakomity dowódca i kawalerzysta, w 1919 r. dowodził słynną szarżą 14. Pułku Ułanów pod Jazłowcem, we wrześniu 1939 r. dowodził obroną twierdzy brzeskiej, a po jej opuszczeniu - Nowogródzką Brygadą Kawalerii, która, przebijając się na południe, toczyła walki zarówno z Niemcami, jak i z Sowietami; gen. bryg. Franciszek Sikorski - w 1939 r. pełnił przejściowo funkcję dowódcy obrony Lwowa, odznaczony m.in. Orderem Wojennym Virtuti Militari i trzykrotnie Krzyżem Walecznych; gen. dyw. Leonard Skierski - dowódca 4. Armii w czasie bitwy warszawskiej, odznaczony m.in. Orderem Wojennym Virtuti Militari kl. II i V oraz czterokrotnie Krzyżem Walecznych; gen. bryg. Piotr Skuratowicz - jeden z najwybitniejszych wykładowców Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, we wrześniu 1939 r. dowódca grupy Dubno, odznaczony m.in. Orderem Wojennym Virtuti Militari kl. V.
Ponadto w Starobielsku znajdowało się: 55 pułkowników, 127 podpułkowników, 316 majorów, 846 kapitanów, 2529 poruczników i podporuczników. Prawie połowa jeńców to oficerowie rezerwy, wśród nich było: ponad 20 profesorów wyższych uczelni, cały personel naukowy Instytutu Przeciwgazowego i Instytutu Technicznego Uzbrojenia oraz około 600 lotników, ponadto kilkuset prawników, inżynierów, nauczycieli, poetów, pisarzy, dziennikarzy, przedsiębiorców, działaczy społecznych i politycznych. Znalazł się w Starobielsku cały zespół Instytutu Obrony Chemicznej i niemal wszyscy pracownicy Instytutu Uzbrojenia Wojska Polskiego.
Z informacji wysłanej 15 stycznia 1940 r. ze Starobielska zapewne do Zarządu do spraw Jeńców Wojennych dowiadujemy się o grupach wiekowych jeńców przetrzymywanych w obozie. Wynika z niej, że w większości były to osoby starsze, co nie dziwi ze względu na to, iż znaczna część składu jeńców w Starobielsku to oficerowie rezerwy, osoby różnych zawodów. Wśród nich było 344 lekarzy (w tym lekarzy weterynarii i lekarzy stomatologów), 34 farmaceutów, 39 prawników i pracowników sądowych, 16 księży (kapelanów wojskowych - wszystkich wyznań reprezentowanych przy MSWojsk), 3 inżynierów, 2 obszarników, profesor i agronom. W obozie znajdowali się także: wiceprezes Ligi Antyhitlerowskiej w Polsce Antoni Eiger, znakomici uczeni, m.in. profesor botaniki Uniwersytetu Poznańskiego Edward Ralski, znany pediatra Kazimierz Dadej kierujący dziecięcą kliniką gruźliczą na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Szczególną kategorię jeńców w Starobielsku stanowili duchowni wojskowi. W zasobach Muzeum Katyńskiego - Oddziale Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie znajduje się sutanna (vestis talaris) przekazana do zbiorów po zakończeniu prac ekshumacyjnych w Charkowie w 1996 roku. Należała zapewne do jednego z kilku duchownych wojskowych wyznania rzymsko-katolickiego zamordowanych w Charkowie wiosną 1940 roku. Byli to: ks. ppłk Andrzej Niwa, proboszcz parafii wojskowej św. Mikołaja w Ostrowie Wielkopolskim; ks. mjr Ignacy Drozdowicz; ks. mjr Alfred Swirtun; ks. mjr Jerzy Wrazidło, podczas kampanii wrześniowej kapelan 3. Pułku Ułanów Śląskich w Krakowskiej Brygadzie Kawalerii; ks. kpt. Józef Czemerajda, zmobilizowany prawdopodobnie do 8. Lubelskiego Pułku Piechoty Legionów; ks. kpt. Władysław Plewik.
Ponadto w obozie starobielskim znajdowali się inni liczni duchowni wojskowi, m.in. starszy kapelan WP mjr Antoni Aleksandrowicz, znany kaznodzieja, organizator nabożeństwa 11 listopada 1939 r.; sędziwy ks. gen. bryg. Karol Bogucki (ur. 26 I 1868 r.), były dziekan Okręgu Korpusu VII; ks. ppłk Kazimierz Suchcicki, dziekan Okręgu Korpusu IV, znany działacz społeczny w Łodzi; ks. ppłk Szymon Fedoreńko, naczelny kapelan WP wyznania prawosławnego; ks. mjr Mikołaj Ilków, administrator parafii wojskowej greckokatolickiej Okręgu Korpusu IV, poseł na Sejm RP; ks. mjr Jan Potocki, szef duszpasterstwa ewangelickiego Okręgu Korpusu VIII, superintendent Kościoła ewangelickiego; mjr Baruch Steinberg, naczelny rabin WP.
Przed Świętami Bożego Narodzenia 1939 r. wszyscy duchowni zostali zabrani z obozu starobielskiego i odtąd ślad po nich zaginął.

Solidarni w niewoli

Oficerowie z obozu w Starobielsku odznaczali się wysokim stopniem zorganizowania i solidarności w porównaniu z więźniami innych obozów. 13 stycznia 1940 r. płk Edward Saski, prawnik wojskowy, i grupa pułkowników skierowali do komendanta obozu list z prośbą o wyjaśnienie stanowiska rządu sowieckiego co do statusu zatrzymanych: czy są uważani za jeńców wojennych, za aresztowanych czy też internowanych. Oficerowie domagali się też pozwolenia na korespondencję z rodzinami i bliskimi. Oprócz różnych spraw bytowych zwracali uwagę na kwestię poszanowania praw jeńców wojennych - prawa zwracania się do ambasady państwa obcego, które podjęło się obrony interesów obywateli polskich; możliwości działania za pośrednictwem Czerwonego Krzyża; opublikowania listy jeńców wojennych; uwolnienia emerytów i oficerów rezerwy, którzy nie byli powołani do wojska i nie uczestniczyli w wojnie, jak również osób sędziwych, chorych itd.
Przeciwko przetrzymywaniu protestowało także 130 lekarzy i farmaceutów, powołując się na prawo międzynarodowe, według którego lekarze wypełniający swoją humanitarną misję nie podlegają niewoli wojennej. Ponieważ powoływali się oni na konferencję genewską, Bierieżkow poprosił moskiewskie władze, aby przysłały mu ten akt "celem zapoznania się i kierowania się nim". W odpowiedzi szef Zarządu do spraw Jeńców Wojennych i Internowanych mjr NKWD Piotr Soprunienko stwierdził: "Genewska Konferencja lekarzy nie jawi się jako dokument, którym powinniśmy się kierować w praktycznej robocie. W pracy kierujcie się dyrektywami kierownictwa NKWD do spraw jeńców wojennych".
Polacy utworzyli w obozie kasę wzajemnej pomocy, z której potrzebujący otrzymywali po 100 zł z obowiązkiem zwrotu pieniędzy po powrocie z niewoli. Według niepełnych danych, z pożyczek skorzystało ponad sto osób. Na czele kasy zapomogowej stał mjr Ludwik Domel.
Podstawowym problemem jeńców - poza tzw. jenieckim spleenem, niedostatkami kuchennego kotła, stanem sanitarnym w obozie - był wierny towarzysz ich niewoli - zimno.
Racje żywnościowe były skąpe. Większość tzw. deficytowych produktów, jak masło czy cukier - nie docierała do obozowej kuchni, po drodze rozkradali je funkcjonariusze i kierownictwo obozu. Żywność przeznaczona dla jeńców była często bardzo złej jakości (przeterminowana, zawilgocona i spleśniała). Sytuacji tej nie mogły zmienić sporadycznie dostarczane paczki od rodzin więzionych oficerów. Prowadzący kuchnie obozowe polscy jeńcy musieli niejednokrotnie dokonywać rzeczy wręcz niemożliwych, aby codzienne posiłki choć trochę się od siebie różniły i by wzbogacić je o niezbędne w tak ciężkich warunkach warzywa czy - rzadziej - owoce.
Regulamin wewnętrzny obozów NKWD z drugiej połowy września 1939 r. teoretycznie zapewniał wszystkim jeńcom dostęp do obowiązkowego strzyżenia, łaźni i dezynfekcji odzieży. Rzeczywistość była jednak zupełnie inna: "Jedyna łaźnia miejska - jak relacjonował ocalały jeniec Starobielska, znakomity malarz, rtm. Józef Czapski - nie mogła wystarczyć tysiącom ludzi. Ubrania oddawano do odwszalni, w której temperatura była niewystarczająca; wracały one nieraz z większą ilością wszy niż w chwili oddawania tych ubrań do dezynfekcji".
Pośpiesznie zorganizowana służba medyczno-sanitarna, choć odpowiednio wykwalifikowana, nie dysponowała stosowną liczbą pomieszczeń ani wystarczającą liczbą lekarstw i środków opatrunkowych. W obozach, a zwłaszcza w Starobielsku, brakowało latryn i dołów na śmieci, ponadto nie było instalacji wodociągowej, a co za tym idzie - pralni, łaźni oraz umywalni. Do czyszczenia dołów z nieczystościami wyznaczano oficerów.
Zabraniano jakiegokolwiek demonstrowania uczuć patriotycznych. Nie wolno było prowadzić rozmów na tematy polityczne. Zakazano też odprawiania nabożeństw wieczornych.

Obozowy uniwersytet

Polscy jeńcy poddawani byli w obozie intensywnej propagandzie komunistycznej. Na tablicach ogłoszeniowych zainstalowanych na terenie obozów umieszczono odpowiednie fragmenty tekstu sowieckiej konstytucji, mówiące o zawartych w niej "wolnościach". W Starobielsku działało ponadto kino, w którym wyświetlano nasiąknięte ideologią filmy sowieckiej produkcji, jednak w wyniku bojkotu doszło do jego zamknięcia. Z głośników nad barakami rozbrzmiewała propaganda przemieszana z muzyką.
Jak bardzo chybione były te wszystkie zabiegi, opisuje por. Bronisław Młynarski, adiutant starszego obozu w Starobielsku: "Propaganda o charakterze ogólnym, państwowym, była importowana do obozu za pośrednictwem radia, pism codziennych moskiewskich ('Prawda', 'Izwiestia'), paru charkowskich oraz filmów. Prócz wymienionych gazet rosyjskich przysyłano szczególnie obficie 'Głos Radziecki' redagowany skażoną polszczyzną w Charkowie czy Kijowie. Bibuły te psuły nam krew, lecz po przeczytaniu przydawały się ogromnie".
Józef Czapski natomiast przypominał, że najlepszym sposobem na wypełnienie obozowej nudy było poszukiwanie "zajęcia" najlepiej podnoszącego na duchu: "Dużą w tym rolę odegrał major Sołtan, szef sztabu gen. Andersa w czasie kampanii wrześniowej. Pochodził z rodziny powstańczej i godnie podtrzymywał tę tradycję. Jako jeden z pierwszych rozpoczął odczyty o kampanii wrześniowej i historii wojen. (...)
Sąsiadowałem na pryczy z por. Skwarczyńskim, współredaktorem 'Polityki'. Zbierał on wokół siebie ekonomistów i zawzięcie dyskutowali nad programem gospodarczym Rzeczypospolitej. Mitera - geolog, stypendysta Rockefellera, z którym się również przyjaźniłem, mówił ciekawie o kosmografii. Tomasz Chęciński, namiętny federalista o świetnej inteligencji politycznej, miał rzadki dar zdobywania sobie przyjaciół i stronników. Iluż ich było, żywym koleżeństwem w przeciągu kilku miesięcy przeobrazili oblicze duchowe obozu. Dr Kołodziejski, wybitny chirurg warszawski, Piotrowicz - historyk krakowski, Karczewski, profesor z Rydzyny... i setki innych, których twarzy zapomnieć nie mogę".

NKWD szuka szpiegów

Często, w praktyce co noc, trwały przesłuchania więźniów, którzy wypytywani byli o poglądy i o to, co dotąd robili w życiu. NKWD stosowało przy tym metody oparte na "psychologii sowieckiej" oraz tzw. pranie mózgów. Jeńcom na różne sposoby zadawano ciągle te same pytania, aby zgodnie z teorią Pawłowa obserwować ich reakcje. Przesłuchujący enkawudzista raz wrzeszczał, raz zachowywał się wręcz sympatycznie.
Niekiedy w sposób nieplanowany przesłuchania przybierały humorystyczny obrót, co wywoływało u więźniów, mimo wielkiej ich udręki, również rozbawienie. Józef Czapski tak opisał jedno z przesłuchań w obozie w Starobielsku: "Pewnego razu byłem przesłuchiwany przez trzech oficerów - jednym z nich był gruby, wyperfumowany NKWD-zista, a pozostałymi wojskowi o bardzo prymitywnej umysłowości. Dowiedzieli się oni, że przez osiem lat pracowałem w Paryżu jako artysta, co wydało się im niezwykle podejrzane.
Jakie instrukcje dostaliście od swego ministra spraw zagranicznych przed wyjazdem do Paryża? - dopytywał się śledczy.
Odpowiedziałem, że minister nawet nie wiedział, że wybierałem się do Paryża.
To w takim razie - ciągnął - co powiedział wiceminister?
On też nic o tym nie wiedział - odparłem. - Pojechałem do Paryża jako malarz, nie jako szpieg.
Czy wy myślicie - nalegał dalej - że nie rozumiemy, że wy, jako malarz, mogliście sporządzić plan Paryża i wysłać go do waszego ministra w Warszawie?
Zupełnie nie byłem w stanie go przekonać, że plan miasta można kupić na każdym rogu paryskiej ulicy i że polscy artyści jadący do Paryża nie byli szpiegami sporządzającymi sekretne plany. Żaden z nich nie dał się przekonać, że ktokolwiek mógł dostać pozwolenie na wyjazd za granicę, nie będąc jednocześnie wysłanym w roli szpiega".
Z reguły jednak bywało raczej tragiczniej. Dla przykładu podchorąży Gawiak został pobity podczas przesłuchania do nieprzytomności, o czym tak później mówił: "Gdy odzyskałem świadomość, zaprowadzili mnie do celi, która była niższa ode mnie. Przez cały czas pobytu w niej musiałem stać zgarbiony. Nie mogłem usiąść, ponieważ cela do wysokości kolan wypełniona była wodą z odchodami moich poprzedników. (...) W celi tej trzymali mnie przez 24 godziny. Gdy z niej wyszedłem, nie mogłem poruszać ani rękami, ani nogami. (...) Tę procedurę stosowali przede wszystkim przy młodszych więźniach".
Jedynym jasnym punktem pobytu w obozie było pozwolenie na prowadzenie korespondencji z rodziną i ze znajomymi. Podporucznik Młynarski relacjonował: "Walka o te elementarne prawa trwała od najpierwszych dni po przybyciu do obozu. Obiecywano nam stale, że już, że może jutro. (...) W połowie grudnia zezwolono wreszcie (...) Pisać wolno było raz w miesiącu. Już w końcu grudnia zaczęły napływać pierwsze odpowiedzi z kraju, a nawet z zagranicy. W marcu 1940 r. zezwolono na wysyłkę po jednej depeszy. (...) Napływ poczty nadchodzącej wzrastał z tygodnia na tydzień. Poczta ta nie była reglamentowana terminami, rozdawano ją w miarę napływu. Co jakiś czas była jednak rekwirowana, a więźniowie nie mogli pisać, że znajdują się w obozach jenieckich.

Sławomir Frątczak

Autor jest historykiem, pracuje w Muzeum Wojska Polskiego (MWP) w Warszawie, w latach 2002-2009 był kierownikiem Muzeum Katyńskiego - Oddział MWP.

fot. A. Kulesza

za: NDz z 23.3.19 Dział: Katyń pamietamy (kn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.