Komentarze i pytania

Ekspert z Danii odrzuca raport MAK: przy tych danych samolot powinien odlecieć

Nawet przy utracie końcówki skrzydła samolot odleciałby, a nie uderzył w ziemię. Straciłby tylko 5 proc. siły nośnej i byłby ok. 40 m nad ziemią, nad miejscem, w którym uderzył w ziemię - wynika z analizy inżyniera Glena Jengersena, eksperta z Danii, który przedstawił swoje ustalenia podczas dzisiejszego posiedzenia Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154 M z 10 kwietnia 2010 r.

Glen Jengerson z Danii jest inżynierem specjalizującym się w analizie strukturalnej, pracownikiem Duńskiego Uniwersytetu Technicznego. Jergenson to pilot cywilny.

Celem jego pracy była analiza dwóch możliwych przypadków katastrofy tupolewa. Według badań Duńczyka, według danych zawartych w raporcie rosyjskiego MAK, do katastrofy nie powinno dojść.

Pierwsza analiza eksperta wykazała, że samolot nie mógł się tak przechylić i wykonać obrotu jaki przestawia to MAK. Według badań Duńczyka, w miejscu upadku tupolewa, kąt przechylenia wynosił ok. 30 stopni. W raportach MAK i komisji Millera wynosił natomiast 150-160 stopni. Nawet przy utracie końcówki skrzydła samolot odleciałby, a nie uderzył w ziemię. Straciłby tylko 5 proc. siły nośnej i byłby ok. 40 m nad ziemią, nad miejscem, w którym przypisuje się pierwsze uderzenie w ziemię.

Druga analiza eksperta z Danii potwierdziła, że tylko eksplozja mogła spowodować oderwanie fragmentu skrzydła o wielkości ok. 20 m. Zaznaczył, że jego badania potwierdzają ustalenia prof. Wiesława Biniendy

za:niezalezna.pl

***
Macierewicz: Kolejny naukowiec potwierdza, że na pokładzie Tu-154M musiało dojść do eksplozji


Glenn Jorgensen z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego udowodnił, że gdyby samolot stracił tylko tę część skrzydła, którą wskazuje MAK, a za nim tzw. komisja Millera, powinien odlecieć wzbijając się o ponad 40 metrów ponad lotnisko i zdołać odejść na drugi krąg - mówi w rozmowie z portalem niezalezna.pl Antoni Macierewicz, przewodniczący Zespołu Smoleńskiego.

- Opinia międzynarodowa jest wciąż żywo zainteresowana tragedią smoleńską. Media o tym milczą, ale wybitni naukowcy wciąż ją analizują i po kolei dochodzą do tych samych wniosków, do których doszedł dotychczas Zespół Parlamentarny, a mianowicie: że to eksplozja zniszczyła Tu-154M - mówi nam Antoni Macierewicz komentując wyniki badań duńskiego eksperta Glenna Jorgensena z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego.

Joergensen początkowo uznał, że to wersja przedstawiona przez MAK i Zespołu Millera jest prawdziwa jednak wielomiesięczne badania i obliczenia dobitnie pokazały, że jest inaczej, a historia katastrofy opowiedziana  przez obie komisje  przedstawia fałszywy obraz katastrofy. 

- Najpierw chciałem udowodnić, że oficjalna wersja przebiegu katastrofy jest poprawna, ale kiedy zacząłem analizować dane, stwierdziłem, że się mylę i według wersji, która jest podawana, ta katastrofa nie mogła mieć miejsca - mówił Jorgensen w Sejmie, wyjaśniając motywy, dla których zajął się katastrofą smoleńską.

Według duńskiego eksperta przy utracie tylko końcówki skrzydła, co - jak przypomniał - "zakłada raport MAK i raport komisji Jerzego Millera, samolot nie uderzyłby w ziemię, ale w miejscu, gdzie nastąpiło to zderzenie, miałby wysokość prawie 40 metrów i by odleciał".

- Przy utracie tylko kawałka skrzydła samolot straciłby tylko 5 proc. siły nośnej. Znalazłby się ok. 30 metrów na północ i byłby na wysokości ok. 40 m nad miejscem pierwszego uderzenia w ziemię - powiedział Jorgensen.

Według niego hipoteza o utracie dodatkowego fragmentu skrzydła zgadza się z tym, co znaleziono wśród szczątków samolotu, gdzie - jak zauważył - "fragmenty lewego skrzydła leżały blisko ulicy".

- Oficjalne analizy nie wyjaśniają kąta przechylenia samolotu w momencie uderzenia w ziemię, śladów na ziemi pozostawionych przez lewe skrzydło i ogon samolotu oraz dziwnego zachowania steru wysokości. To wszystko może być wyjaśnione w sytuacji, gdy założymy, że samolot stracił dodatkowy fragment skrzydła - przekonywał ekspert z Danii.

Zdaniem Jorgensena "coś stało się z lewym sterem wysokości", a "jedna z hipotez może być taka, że podczas utraty skrzydła jakieś elementy, które odpadły, uderzyły w ster wysokości".

Ponadto - w ocenie Jorgensena - "wysokość samolotu w miejscu gdzie rośnie brzoza nie mogła być niższa niż 11 metrów".

za:niezalezna.pl