Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Komentarze i pytania

Oto kłamstwa „Wyborczej”

Strojąca się w szatki strażnika prawdy o Smoleńsku „Gazeta Wyborcza” powinna najpierw publicznie przeprosić za serię ohydnych kłamstw, które za sprawą jej dziennikarzy do dziś infekują przestrzeń medialną.

Propagandowa machina kłamstwa „Gazety Wyborczej” na temat katastrofy smoleńskiej ruszyła już 10 kwietnia 2010 r. i pracuje do dziś. Dziś mało kto chce o tym pamiętać, ale to „Wyborcza” wymyśliła kłótnię Błasika z Protasiukiem i chętnie włożyła temu drugiemu w usta, jak się później okazało, nigdy niewypowiedziane frazy: „jak nie wyląduję, to mnie zabiją” czy „patrzcie, jak lądują debeściaki”.

Już w numerze specjalnym (z datą 10 kwietnia rozdawanym w dużych miastach dzień po tragedii) obok tkliwych relacji o żałobie, bólu i łzach, mamy relację reportera przebywającego w Smoleńsku. To Marcin Wojciechowski, obecny rzecznik MSZ. Opisuje, jak oglądał okolice miejsca katastrofy i rejon ścieżki podejścia. Zwrócił uwagę na maszt (złamany) bliższej radiolatarni. Nie ma ani słowa o brzozie, chociaż ta rośnie nawet nieco bliżej lotniska, dosłownie 50 metrów od anteny, na którą zwrócił uwagę korespondent „GW”. Potem dziękował „braciom Rosjanom” za godną postawę i wieścił przełom w stosunkach polsko-rosyjskich.

21 kwietnia „Wyborcza” drukuje pierwszą dużą „rekonstrukcję” lotu do Smoleńska. Sugeruje, że do tragedii mogło się przyczynić opóźnienie lotu (23 minuty). Wojciech Czuchnowski, Renata Grochal, Agnieszka Kublik, Aleksandra Pezda i Paweł Wroński piszą m.in., że „według wstępnych ustaleń Rosjan samolot okrążył lotnisko trzy razy”, wcześniej mowa była o czterech lądowaniach. Dziś wiadomo, że to plotka lub celowa dezinformacja. Może pierwotnie ktoś mówił o „czterech zakrętach” wykonywanych przez samolot podczas zejścia do lądowania? Artykuł przynosi pierwsze domniemania nacisków na pilotów, opisuje „incydent gruziński”. „A może tym razem pilot uległ?” – pytają sugestywnie autorzy, chociaż nic nie wiedzą na temat tego, komu i w czym miałby ulec. Co więcej, sami podają masę argumentów przeciw takiemu rozwojowi wypadków.

Ale wkrótce to właśnie motyw nacisków zaczyna dominować w narracji „Wyborczej”. Od publikacji zapisów rejestratorów w wersji MAK, w których występują słowa przypisywane dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzejowi Błasikowi, cały czas mowa jest o jego złym wpływie, chociaż sama transkrypcja nie zawiera żadnych sugestii ze strony generała. Ale pilot, według „GW”, „czuje za plecami oddech Błasika”. W tym samym tekście z 9 października 2010 r. Wacław Radziwinowicz w ogóle nie ma żadnych wątpliwości. „Załoga, szukając we mgle kontaktu wzrokowego z ziemią, zeszła za nisko i rozbiła maszynę” – pisze, jakby cytując raport MAK, chociaż wtedy dopiero go pisano. „Wyborcza”, cytując Edmunda Klicha, tłumaczy czytelnikom, że Arkadiusz Protasiuk „leciał jak zahipnotyzowany”, bo prezydent nie chciał spóźnić się na uroczystości. W tym miejscu dokładnie omawia plany promocji głowy państwa tego dnia przez „podporządkowaną PiS” telewizję.
Awantura, której nie było

Kulminacją tekstów o „złym wpływie” gen. Błasika na załogę i przebieg lotu jest tekst Agnieszki Kublik, Wojciecha Czuchnowskiego, Pawła Wrońskiego z 26 lutego 2011 r. „Awantura przed Smoleńskiem”. Dwa tygodnie po ogłoszeniu raportu MAK „Wyborcza” wzmacnia jego tezy, wymyślając historyjkę o rzekomej kłótni Błasika i Protasiuka tuż przez startem z Warszawy. Lot musiał się udać, bo dowódca Sił Powietrznych liczył na przychylność prezydenta – marzyło mu się stanowisko w NATO i czwarta generalska gwiazdka. Jednocześnie dowiadujemy się o wcześniejszych zatargach między „generałem a kapitanem”.

Kilka miesięcy później okazało się, że cała sytuacja w ogóle nie miała miejsca. Tajemniczy chorąży BOR, który miał słyszeć kłótnię, gdzieś się rozpłynął, a kamery lotniskowego monitoringu żadnej awantury nie zarejestrowały. Trudno w ogóle sobie wyobrazić, by rozmowa oficerów, których dzieli sześć stopni w hierarchii, była „kłótnią”. „Wyborcza” nie napisała nigdy, że po przywoływanej przez MAK sprawie wylotu do Gruzji w 2008 roku gen. Błasik przekonał prezydenta do racji pilota (który nie chciał wbrew planowi lotów wylądować w samym Tbilisi, by przyspieszyć podróż) i załagodził napięcie między głową państwa a pilotami specpułku.

Gazeta nawet po publikacji transkrypcji MAK wciąż analizuje słowa, których nie ma w żadnej wersji zapisu rozmów rejestratora akustycznego w kabinie. Zdanie: „To patrzcie, jak lądują debeściaki”, jakoby wypowiedziane przez Protasiuka, jako pierwsza podała inna gazeta („Polska The Times”), ale „Wyborcza” je powtórzyła w kilku tekstach. I zaraz przebiła konkurencję jeszcze dwoma tekstami, również nieznanymi ekspertom: „Jeśli nie wyląduję, będę miał przechlapane” – miał powiedzieć dowódca załogi. A może właśnie Błasik? – zastanawia się „RIM”. Może generał wyrażał się tak metaforycznie, a może zdaniem anonima z Czerskiej sam zasiadł za sterami. Gazeta zestawia to ze słowami pierwszego pilota „odtworzonymi” przez TVN: „Jak nie wyląduję (wylądujemy), to mnie zabiją (zabije)”.

Późniejsze teksty „GW” już niewiele wnoszą do samych okoliczności katastrofy. Raport Millera przyjmuje z satysfakcją. „Uczciwy raport” – ocenia Adam Michnik, według którego rządowy dokument rozstrzyga spór „części rosyjskich mediów i polityków PiS”. Tak jakby chodziło wyłącznie o odpowiednie pozycjonowanie się, a nie prawdę o tym, co się rzeczywiście zdarzyło.

Odtąd jednak autorzy raportu, ostatnio zorganizowani w tzw. zespół Laska, stale goszczą na łamach „Wyborczej”, która udziela im miejsca w wojnie toczonej z zespołem parlamentarnym. W styczniu w redakcji gazety odbyła się „debata” – prezentacja argumentów raportu Millera połączona ze zbijaniem wszelkich sprzecznych z nim hipotez, przede wszystkim ekspertów zespołu parlamentarnego. Tylko że bez udziału jakiegokolwiek przedstawiciela drugiej strony. I bez Laska zresztą „GW” poświęca bardzo dużo miejsca wyśmiewaniu i szkalowaniu współpracowników posła Antoniego Macierewicza i oczywiście jego samego.

Tamta „debata” była nieoficjalnym rozpoczęciem działań powołanego oficjalnie po pewnym czasie zespołu Laska, który odtąd bój przeciwko podważającym raport Millera toczy z „Gazetą” ramię w ramię.


Piotr Falkowski

za:www.naszdziennik.pl/wp/57409,oto-klamstwa-wyborczej.html

Copyright © 2017. All Rights Reserved.