Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Komentarze i pytania

Ekspertowi Laska zabrakło odwagi?

Po raz kolejny nie doszło do debaty pomiędzy naukowcami współpracującymi z zespołem Antoniego Macierewicza a ekspertami z rządowej komisji Macieja Laska. Powód jest taki sam, jak zwykle: zaproszeni do udziału w rzeczowej, merytorycznej dyskusji, opłacani z publicznych pieniędzy specjaliści uciekają przed konfrontacją i nie przychodzą na obrady zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyn smoleńskiej katastrofy.

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, /.../miało dojść do pierwszej debaty pomiędzy ekspertami z zespołu Macieja Laska i zespołu Antoniego Macierewicza. Okazuje się, jednak, że prof. Grzegorzem Kowaleczko, który podważał badania zespołu parlamentarnego nie weźmie jednak udziału w konfrontacji z inżynierem Glennem Joergensenem z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego, którego badania bezpośrednio krytykował.

Naukowcy obu zespołów od kilku tygodni spierają się o wyniki swoich analiz dotyczących ostatnich sekund lotu Tu-154M. Z obliczeń Jorgensena, członka zespołu parlamentarnego, wynika, że rządowy tupolew, nawet po rzekomym zderzeniu z brzozą i w rezultacie utraty końcówki skrzydła nie mógł wykonać tzw. półbeczki i runąć na ziemię. Jak przekonuje naukowiec, nawet po takim uszkodzeniu samolot powinien spokojnie odlecieć, a nie roztrzaskać się na drobne kawałki.

Z kolei prof. Kowaleczko twierdzi, że Joergensen, ekspert zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, radykalnie pomylił się w swoich obliczeniach m.in. z uwagi na wykorzystanie błędnych danych wyjściowych. W związku z tym teza, której dowodził, nie może być prawdziwa.

Należy podkreślić, że Glenn Joergensen w swoim opracowaniu już na początku zaznaczył, że przyjęte w jego badaniach założenia dotyczące własności aerodynamicznych tupolewa, czyli właśnie dane wyjściowe, były oszacowane z dużym marginesem bezpieczeństwa. A jak się okazuje, dane z rosyjskiej literatury dotyczące tego modelu samolotu w pełni te założenia potwierdzają.

Na debatę ekspertów zespołu Laska i zespołu Macierewicza, zespół parlamentarny ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154 M z 10 kwietnia 2010 r. przeznaczył specjalnie swoje dzisiejsze posiedzenie. Wiadomo jednak, że do konfrontacji nie dojdzie, ponieważ choć początkowo zgodził się na udział w debacie, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” prof. Kowaleczko zaznaczał wielokrotnie, że „nie zamierza wypowiadać się za pośrednictwem mediów i unika polityki”.

za:niezalezna.pl/51312-ekspertowi-laska-zabraklo-odwagi-nie-bedzie-debaty-inz-jorgensena-z-prof-kowaleczko

***

Duński naukowiec wypunktował eksperta Tuska. Błędy, złe dane, niewłaściwe ustalenia

- Albo samolot był na wysokości 4 do 7 metrów w miejscu brzozy, ale wówczas rozbiłby się wcześniej, albo miejsce kontaktu z ziemią jest prawidłowe, ale wówczas samolot byłby o wiele wyżej w miejscu brzozy - tłumaczył dzisiaj w Sejmie Glenn Joergensen, ekspert z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego i członek Duńskiego Stowarzyszenia Inżynierów, który wykazywał liczne błędy w ustaleniach eksperta zespołu Macieja Laska.

Dzisiaj miało dojść do pierwszej debaty pomiędzy prof. Grzegorzem Kowaleczko, który podważał badania zespołu parlamentarnego,  a inżynierem Glennem Joergensenem. Obaj naukowcy polemizowali dotychczas jedynie za pośrednictwem mediów, a teraz mieli spotkać się osobiście, aby wyjaśnić wątpliwości. Do konfrontacji jednak nie doszło.

Można się domyślić dlaczego po wysłuchaniu wyników prac duńskiego naukowca, który podczas dzisiejszej prezentacji wręcz zmiażdżył ustalenia eksperta zespołu Laska. Jorgensen wskazał liczne błędy w jego obliczenia, a nawet wskazał, w których miejscach zastosowano niewłaściwe dane.

Podsumowując część analizy aerodymiczne inżynier Joergensen stwierdził, ze w przypadku utraty końcówki skrzydła zgodne z raportem MAK, żaden z zastosowanych modeli nie jest w stanie wyjaśnić kąta obrotowego. - Wyliczona lokalizacja początkowego kontaktu skrzydła z ziemią nie pasuje do rzeczywistej lokalizacji - powiedział.

Duński naukowiec podkreśla, że znacząco przeszacowano kąt obrotowy dla danej długości skrzydła, która została utracona, w przypadku raportu Kowaleczko. I popełniono inne błędy w obliczeniach. Dlatego jednoznacznie stwierdza. - Albo samolot był na wysokości 4 do 7 metrów w miejscu brzozy, ale wówczas rozbiłby się wcześniej, albo miejsce kontaktu z ziemią jest prawidłowe, ale wówczas samolot byłby o wiele wyżej w miejscu brzozy - tłumaczy Glenn Joergensen.

- Moje badania współgrają z badaniami innych naukowców m.in. prof. Biniendy oraz Szuladzińskiego. Brzoza nie mogą spowodować uszkodzenia skrzydła. Drzewo musiało być cztery razy mocniejsze, żeby je uszkodzić – powiedział w konkluzjach Joergensen. Duńczyk mówił również, że nie możliwe było obrotowe zachowanie samolotu.

Na zakończenie prezentacji naukowiec powiedział - Dziękuje prof. Kowaleczko za to, że precyzyjnie zapoznał się z moją pracą. Chciałem pogratulować profesorowi przygotowania szczegółowego modelu. Jego model pokazuje, że jest to człowiek bardzo kompetentny – powiedział Joergensen.

- Możemy się różnić poglądami politycznymi, ale jeżeli chodzi o to co się naprawdę się liczy czyli  poszukiwanie sprawiedliwości to wierzę to nasze poglądy są zbieżne. (…) W ciągu ostatnich trzech lat wszystkie prace naukowców zmierzają w tym samym kierunku. Ostatecznie jednak biorąc pod uwagę to co się dzieje w Polsce i Rosji to zależy od polskiego społeczeństwa czy Państwo będą się zadowalać oficjalną wersją czy Państwo będą domagać się niezależnego śledztwa i powrotu wraku do Polski – powiedział duński naukowiec.

Już podczas II konferencji smoleńskiej Glenn Joergensen udowadniał, że utrata części lewego skrzydła Tu-154 przy zderzeniu z drzewem nie mogła spowodować wykonania przez maszynę tzw. półbeczki, czyli odwrócenia się do góry kołami podczas lotu.

W grudniu 2013 r. na stronach zespołu Macieja Laska pojawiła się analiza prof. Grzegorza Kowaleczki, prorektora ds. naukowych Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Według "Gazety Wyborczej" była ona "miażdżąca" dla ustaleń Duńczyka. Gdy w odpowiedzi Joergensen przysłał Kowaleczce (obaj specjaliści wcześniej korespondowali) nieznacznie poprawione wyliczenia - zawierające m.in. nowe dane wyjściowe, których nie posiadał w czasie II Konferencji Smoleńskiej - na stronie zespołu Laska pojawił się zadziwiający komunikat. Jego tytuł - "Joergensen: obrót jednak możliwy!" - oraz treść sugerowały, że duński inżynier przyznał się do błędu i zaakceptował wnioski Kowaleczki. Jest jednak wręcz odwrotnie.

Jak zauważyli eksperci zespołu Macierewicza - prof. Kowaleczko w zaproponowanych założeniach popełnił podstawowe błędy w oszacowaniu m.in. powierzchni nośnej samolotu czy urwanego fragmentu skrzydła. Naukowiec z Dęblina sugerował m.in., że całkowita powierzchnia nośna skrzydeł wynosi 180 m2. Tymczasem jest to wielkość obarczona znaczącym błędem, przekraczającym 20 proc. Zgodnie bowiem z rosyjską literaturą przedmiotu powierzchnia samych skrzydeł z wysuniętymi klapami bez uwzględnienia slotów i statecznika poziomego wynosi 223.45 m2.

za:niezalezna.pl/51325-dunski-naukowiec-wypunktowal-eksperta-tuska-bledy-zle-dane-niewlasciwe-ustalenia

***

Tchórze z komisji Laska

Po raz kolejny nie doszło do debaty pomiędzy naukowcami współpracującymi z zespołem Antoniego Macierewicza a ekspertami z rządowej komisji Macieja Laska. Powód jest taki sam, jak zwykle: zaproszeni do udziału w rzeczowej, merytorycznej dyskusji, opłacani z publicznych pieniędzy specjaliści uciekają przed konfrontacją i nie przychodzą na obrady zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyn smoleńskiej katastrofy.

W piątek miało dojść do dyskusji pomiędzy Glennem Joergensenem z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego, krytykującym ustalenia MAK‑u i komisji Jerzego Millera, a prof. Grzegorzem Kowaleczką, który podważał wyniki jego badań. Wymiana poglądów obydwu naukowców miała być jawna, ponieważ była zapewniona transmisja telewizyjna. Niestety, ostatecznie prof. Kowaleczko odmówił przyjścia na posiedzenie zespołu parlamentarnego. Już teraz można mieć pewność, że eksperci zespołu Macieja Laska chcą rozmawiać tylko ze sobą albo ewentualnie z „zaprzyjaźnionymi mediami”. To oznacza tylko jedno: publiczna, bezpośrednia konfrontacja z odmiennymi poglądami – zgodna ze standardami naukowej debaty – musi być dla nich zbyt niebezpieczna, by zdecydowali się bronić własnego stanowiska twarzą w twarz.

Dorota Kania

za:niezalezna.pl/51354-tchorze-z-komisji-laska

***
Raport Jørgensena

Rozkład siły nośnej nie odpowiada samolotowi Tu-154M w konfiguracji, jaką miał podczas podejścia do lądowania w Smoleńsku – tak ocenia symulację prof. Grzegorza Kowaleczki inżynier Glenn Jørgensen, Duńczyk współpracujący ze smoleńskim zespołem parlamentarnym

W piątek na posiedzeniu zespołu zaprezentował swoje podsumowanie wymiany poglądów z ekspertem, na którego powołuje się tzw. zespół Laska, broniący ustaleń komisji Millera. Swoją pierwszą symulację Jørgensen pokazał latem ubiegłego roku, Kowaleczko – w styczniu. W międzyczasie doszło do prywatnej wymiany opinii obu autorów oraz publicznej krytyki raportu Duńczyka przez polskiego profesora. Jednocześnie model Jørgensena trochę ewoluował, Kowaleczko też przymierza się do modyfikacji swojej pracy. W Sejmie, jak się można było spodziewać, Kowaleczki nie było.

Jak się okazuje, duński inżynier i pilot-amator sporo skorzystał z pomocy bardziej doświadczonego polskiego naukowca. Przede wszystkim dzięki Kowaleczce Duńczyk zyskał dostęp do rosyjskiej literatury specjalistycznej, zawierającej unikalne dane techniczne samolotu. Wymiana opinii wzmocniła też podstawy teoretyczne symulacji współpracownika zespołu parlamentarnego.

W tekstach Kowaleczki można znaleźć poza krytyką wiele słów uznania pod adresem Jørgensena. Duńczyk też chwali profesora, dziękując za pomoc. Ale pozostały między nimi poważne różnice merytoryczne.

U podstaw symulacji Jørgensena leży wykorzystanie jak najmniejszej ilości danych wejściowych i prostota modelu matematycznego. W pierwszym chodzi o to, żeby posługiwać się danymi możliwie pewnymi. Są to geometria samolotu, wyliczona teoretycznie siła nośna, początkowa prędkość (pionowa i pozioma) oraz położenia brzozy i miejsca katastrofy. To ostatnie jest według Jørgensena jedynym pewnym i dokładnym punktem trajektorii samolotu. Duńczyk wykorzystuje też zapis pomiaru przyśpieszenia pionowego z raportu MAK. Obliczenia koncentrują się na przechyleniu samolotu pod wpływem różnicy siły nośnej spowodowanej oderwaniem fragmentu lewego skrzydła. W tej symulacji linia trajektorii samolotu jest od początku jakby zawieszona w próżni, gdyż Jørgensen nie zakłada żadnej bezwzględnej wysokości i dopiero zostaje „zaczepiony” do ziemi w miejscu, w którym maszyna się rozbiła.

Dopiero odtąd można „cofnąć się” i zobaczyć wysokość, np. w miejscu, w którym rośnie brzoza. Poza tym założono, że siła nośna jest rozłożona równomiernie po całym skrzydle. Jørgensen zastąpił to przybliżenie zaproponowaną przez Kowaleczkę bardziej zaawansowaną i dokładną analizą CFD, lecz – jak twierdzi – nie spowodowało to dużych zmian działających sił (momentów).

Gdy odrywa się część lewego skrzydła, spada jego siła nośna, staje się mniejsza niż skrzydła prawego i stąd obrót w lewo. Jednocześnie następuje wzrost kąta natarcia wytłumiający siłę nośną. Wówczas różnica momentów zanika i pozostaje obrót z mniej więcej stałą prędkością kątową, który kończy się w chwili uderzenia w ziemię, na co z kolei wpływ ma jednoczesna zmiana wysokości, najpierw jej wzrost, a potem spadek.
Klapy Fowlera

Problem w tym, jak właściwie dobrać wszystkie parametry, by symulacja odpowiadała rzeczywistości. Jørgensen zarzuca Kowaleczce w tym miejscu kilka błędów. Łączy je ogólna tendencja do zawyżania znaczenia aerodynamicznego oderwania fragmentu skrzydła, któremu Duńczyk przeciwstawia znaczenie aerodynamiczne pozostałej części skrzydła.

Przede wszystkim Jørgensen inaczej liczy powierzchnię skrzydeł. Dodaje do wyliczonego pola poziome usterzenie ogona oraz wysunięte na czas lądowania klapy i sloty (skrzela). Kowaleczko twierdzi, że to błąd. Powierzchnia podczas całej symulacji powinna być stała, a wysunięcie dodatkowych elementów zostaje uwzględnione przez dobranie zmodyfikowanych współczynników aerodynamicznych. Duńczyk tej argumentacji nie przyjął, a na swoją obronę przytacza podobne obliczenia w rosyjskich książkach o Tu-154.

Zdaniem Jørgensena, w symulacji Kowaleczki nie uwzględniono zmiennej grubości skrzydła samolotu i szerokości na końcu. Zamiast prostych klap powinno się uwzględnić, że tupolew ma bardziej skomplikowane klapy Fowlera.

W efekcie tam, gdzie Kowaleczce wychodzi utrata siły nośnej na poziomie 14 proc., Jørgensen szacuje ją na najwyżej 8 procent. Ale nawet gdy Duńczyk przyjął dane polskiego profesora zamiast własnych i dalej wykonywał obliczenia swoją metodą, ogólne konkluzje pozostają takie same.

Kowaleczko twierdzi mianowicie, że możliwe jest wykonanie półbeczki z jednoczesnym uniesieniem się samolotu, przy czym końcowy kąt przechylenia to 90-100 stopni, a więc maszyna uderzyłaby w ziemię „bokiem”, czyli skrzydłem.

Jørgensen uważa, że to niemożliwe. Rozważa wiele wariantów. I tak przy utracie siły nośnej na poziomie 4 proc. trajektoria okazuje się leżeć na północ od rzeczywistej, a samolot unosi się i unika rozbicia się. Przy większej utracie siły nośnej trajektoria pozioma zbliża się do obliczonych w wyniku analizy zapisów rejestratorów, ale samolot uderza w ziemię znacznie wcześniej. Według wyliczeń Duńczyka, w żadnym wariancie stopnia utraty siły nośnej i wysokości brzozy nie da się otrzymać zgodnego z rzeczywistością końcowego kąta przechylenia i położenia miejsca katastrofy.

Dopiero przyjęcie, że doszło do utraty jeszcze jednego fragmentu skrzydła, daje rezultaty symulacji zgodne z zapisami rejestratorów i śladami na ziemi. Duńczyk w swoim tzw. scenariuszu nr 2 zakłada, że oderwało się 9,5-11,5 metra skrzydła, co odpowiada utracie 21 proc. siły nośnej. – Wtedy wykres kończy się idealnie we właściwym miejscu – mówi Jørgensen. Końcowe przechylenie to 130-160 stopni, czyli zgodnie z raportem komisji Millera (MAK podaje 210 stopni). Problem w tym, że wykres wprawdzie kończy się rzeczywiście idealnie, ale zaczyna 33 metry nad ziemią, tam gdzie jest brzoza.

Jest zgodne z wynikami innych ekspertów zespołu parlamentarnego, którzy twierdzą, że samolot w ogóle w to drzewo nie uderzył, gdyż leciał znacznie wyżej. Ale wówczas trudno wytłumaczyć, co spowodowałoby rozerwanie skrzydła, szczególnie w sytuacji, gdy wykruszają się argumenty na rzecz hipotezy wybuchu.

Podobna (początkowa) utrata siły nośnej występuje też u Kowaleczki, tylko że uzyskuje ją bez zakładania oberwania tak dużego fragmentu powierzchni nośnej. Ale Duńczyk ma na to kolejny argument, który pojawi się już przy pierwszej jego prezentacji. Mianowicie na zdjęciach miejsca katastrofy widać bruzdy w ziemi –pozostałość pierwszego uderzenia skrzydła i innych części samolotu w ziemię. Teraz Jørgensen posłużył się wykresami z pracy Kowaleczki pokazującymi dokładnie ruch końcówek skrzydeł według jego symulacji. I wyszło mu, że ślady na ziemi zupełnie nie pasują do modelu Kowaleczki. Natomiast są zgodne z jego „scenariuszem nr 2”.

Piątkowa prezentacja Jørgensena jest dostępna w internecie, wkrótce zapewne zespół parlamentarny opublikuje pełną dokumentację, więc możemy się spodziewać kontrargumentów Kowaleczki. Na osobiste spotkanie oponentów i ich dyskusję na razie nie możemy liczyć.

Piotr Falkowski

za:www.naszdziennik.pl/polska-kraj/67123,raport-jorgensena.html


***

Glenn Jørgensen - prezentacja na Zespole Parlamentarnym


Ekspertowi Laska zabrakło odwagi? Nie będzie debaty inż. Jørgensena z prof. Kowaleczko

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, dzisiaj miało dojść do pierwszej debaty pomiędzy ekspertami z zespołu Macieja Laska i zespołu Antoniego Macierewicza. Okazuje się, jednak, że prof. Grzegorzem Kowaleczko, który podważał badania zespołu parlamentarnego nie weźmie jednak udziału w konfrontacji z inżynierem Glennem Joergensenem z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego, którego badania bezpośrednio krytykował.

Naukowcy obu zespołów od kilku tygodni spierają się o wyniki swoich analiz dotyczących ostatnich sekund lotu Tu-154M. Z obliczeń Jorgensena, członka zespołu parlamentarnego, wynika, że rządowy tupolew, nawet po rzekomym zderzeniu z brzozą i w rezultacie utraty końcówki skrzydła nie mógł wykonać tzw. półbeczki i runąć na ziemię. Jak przekonuje naukowiec, nawet po takim uszkodzeniu samolot powinien spokojnie odlecieć, a nie roztrzaskać się na drobne kawałki.

Z kolei prof. Kowaleczko twierdzi, że Joergensen, ekspert zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, radykalnie pomylił się w swoich obliczeniach m.in. z uwagi na wykorzystanie błędnych danych wyjściowych. W związku z tym teza, której dowodził, nie może być prawdziwa.

Należy podkreślić, że Glenn Joergensen w swoim opracowaniu już na początku zaznaczył, że przyjęte w jego badaniach założenia dotyczące własności aerodynamicznych tupolewa, czyli właśnie dane wyjściowe, były oszacowane z dużym marginesem bezpieczeństwa. A jak się okazuje, dane z rosyjskiej literatury dotyczące tego modelu samolotu w pełni te założenia potwierdzają.

Na debatę ekspertów zespołu Laska i zespołu Macierewicza, zespół parlamentarny ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154 M z 10 kwietnia 2010 r. przeznaczył specjalnie swoje dzisiejsze posiedzenie. Wiadomo jednak, że do konfrontacji nie dojdzie, ponieważ choć początkowo zgodził się na udział w debacie, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” prof. Kowaleczko zaznaczał wielokrotnie, że „nie zamierza wypowiadać się za pośrednictwem mediów i unika polityki”.

za:niezalezna.pl/51312-ekspertowi-laska-zabraklo-odwagi-nie-bedzie-debaty-inz-jorgensena-z-prof-kowaleczko

http://vod.gazetapolska.pl/6159-glenn-jorgensen-prezentacja-na-zespole-parlamentarnym

***

Duński naukowiec wypunktował eksperta Tuska. Błędy, złe dane, niewłaściwe ustalenia

- Albo samolot był na wysokości 4 do 7 metrów w miejscu brzozy, ale wówczas rozbiłby się wcześniej, albo miejsce kontaktu z ziemią jest prawidłowe, ale wówczas samolot byłby o wiele wyżej w miejscu brzozy - tłumaczył dzisiaj w Sejmie Glenn Joergensen, ekspert z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego i członek Duńskiego Stowarzyszenia Inżynierów, który wykazywał liczne błędy w ustaleniach eksperta zespołu Macieja Laska.

Dzisiaj miało dojść do pierwszej debaty pomiędzy prof. Grzegorzem Kowaleczko, który podważał badania zespołu parlamentarnego,  a inżynierem Glennem Joergensenem. Obaj naukowcy polemizowali dotychczas jedynie za pośrednictwem mediów, a teraz mieli spotkać się osobiście, aby wyjaśnić wątpliwości. Do konfrontacji jednak nie doszło.

Można się domyślić dlaczego po wysłuchaniu wyników prac duńskiego naukowca, który podczas dzisiejszej prezentacji wręcz zmiażdżył ustalenia eksperta zespołu Laska. Jorgensen wskazał liczne błędy w jego obliczenia, a nawet wskazał, w których miejscach zastosowano niewłaściwe dane.

Podsumowując część analizy aerodymiczne inżynier Joergensen stwierdził, ze w przypadku utraty końcówki skrzydła zgodne z raportem MAK, żaden z zastosowanych modeli nie jest w stanie wyjaśnić kąta obrotowego. - Wyliczona lokalizacja początkowego kontaktu skrzydła z ziemią nie pasuje do rzeczywistej lokalizacji - powiedział.

Duński naukowiec podkreśla, że znacząco przeszacowano kąt obrotowy dla danej długości skrzydła, która została utracona, w przypadku raportu Kowaleczko. I popełniono inne błędy w obliczeniach. Dlatego jednoznacznie stwierdza. - Albo samolot był na wysokości 4 do 7 metrów w miejscu brzozy, ale wówczas rozbiłby się wcześniej, albo miejsce kontaktu z ziemią jest prawidłowe, ale wówczas samolot byłby o wiele wyżej w miejscu brzozy - tłumaczy Glenn Joergensen.

- Moje badania współgrają z badaniami innych naukowców m.in. prof. Biniendy oraz Szuladzińskiego. Brzoza nie mogą spowodować uszkodzenia skrzydła. Drzewo musiało być cztery razy mocniejsze, żeby je uszkodzić – powiedział w konkluzjach Joergensen. Duńczyk mówił również, że nie możliwe było obrotowe zachowanie samolotu.

Na zakończenie prezentacji naukowiec powiedział - Dziękuje prof. Kowaleczko za to, że precyzyjnie zapoznał się z moją pracą. Chciałem pogratulować profesorowi przygotowania szczegółowego modelu. Jego model pokazuje, że jest to człowiek bardzo kompetentny – powiedział Joergensen.

- Możemy się różnić poglądami politycznymi, ale jeżeli chodzi o to co się naprawdę się liczy czyli  poszukiwanie sprawiedliwości to wierzę to nasze poglądy są zbieżne. (…) W ciągu ostatnich trzech lat wszystkie prace naukowców zmierzają w tym samym kierunku. Ostatecznie jednak biorąc pod uwagę to co się dzieje w Polsce i Rosji to zależy od polskiego społeczeństwa czy Państwo będą się zadowalać oficjalną wersją czy Państwo będą domagać się niezależnego śledztwa i powrotu wraku do Polski – powiedział duński naukowiec.

Już podczas II konferencji smoleńskiej Glenn Joergensen udowadniał, że utrata części lewego skrzydła Tu-154 przy zderzeniu z drzewem nie mogła spowodować wykonania przez maszynę tzw. półbeczki, czyli odwrócenia się do góry kołami podczas lotu.

W grudniu 2013 r. na stronach zespołu Macieja Laska pojawiła się analiza prof. Grzegorza Kowaleczki, prorektora ds. naukowych Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Według "Gazety Wyborczej" była ona "miażdżąca" dla ustaleń Duńczyka. Gdy w odpowiedzi Joergensen przysłał Kowaleczce (obaj specjaliści wcześniej korespondowali) nieznacznie poprawione wyliczenia - zawierające m.in. nowe dane wyjściowe, których nie posiadał w czasie II Konferencji Smoleńskiej - na stronie zespołu Laska pojawił się zadziwiający komunikat. Jego tytuł - "Joergensen: obrót jednak możliwy!" - oraz treść sugerowały, że duński inżynier przyznał się do błędu i zaakceptował wnioski Kowaleczki. Jest jednak wręcz odwrotnie.

Jak zauważyli eksperci zespołu Macierewicza - prof. Kowaleczko w zaproponowanych założeniach popełnił podstawowe błędy w oszacowaniu m.in. powierzchni nośnej samolotu czy urwanego fragmentu skrzydła. Naukowiec z Dęblina sugerował m.in., że całkowita powierzchnia nośna skrzydeł wynosi 180 m2. Tymczasem jest to wielkość obarczona znaczącym błędem, przekraczającym 20 proc. Zgodnie bowiem z rosyjską literaturą przedmiotu powierzchnia samych skrzydeł z wysuniętymi klapami bez uwzględnienia slotów i statecznika poziomego wynosi 223.45 m2.

za:niezalezna.pl/51325-dunski-naukowiec-wypunktowal-eksperta-tuska-bledy-zle-dane-niewlasciwe-ustalenia


Copyright © 2017. All Rights Reserved.