Komentarze i pytania

Abp. Jędraszewski: Smoleńsk w zasiekach kłamstw

„Prawda z trudem przebija się przez zasieki kłamstw, które od samego początku były podawane do publicznej wiadomości”
Homilia metropolity łódzkiego arcybiskupa Marka Jędraszewskiego wygłoszona  w 5. rocznicę katastrofy pod Smoleńskiem.

Walka z faktami


Dzisiejsze czytania mszalne mówią o faktach. Pierwszym i najbardziej podstawowym z nich jest fakt spotkania Apostołów ze Zmartwychwstałym Chrystusem. Jan Ewangelista podaje go, odwołując się najpierw do swego osobistego doświadczenia: „Żaden z uczniów [w tym także i on] nie odważył się zadać Mu pytania: «Kto Ty jesteś?», bo wiedzieli, że to jest Pan” (J 21, 12 b). Następnie przekazuje informację zredagowaną czysto obiektywnie, na sposób jakiegoś historycznego zapisku: „To już trzeci raz, jak Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy zmartwychwstał” (J 21, 14).


Drugi fakt odnosi się do działalności Apostołów, wynikającej z tego, że Chrystus naprawdę żyje. Syntetycznie wyraził ją św. Marek, uczeń Piotra, w ostatnim zdaniu swej Ewangelii: „Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły” (Mk 16, 20). Takim znakiem było uzdrowienie przez św. Piotra człowieka chromego od urodzenia – uzdrowienie dokonane „w imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka” (Dz 3, 6).


Dzisiejsze czytania mszalne mówią także o walce z faktami. Arcykapłani i starsi żydowscy nie mieli żadnej wątpliwości, że Piotr i Jan, uzdrawiając chromego, „dokonali jawnego znaku, oczywistego dla wszystkich mieszkańców Jerozolimy”. Stwierdzali jednoznacznie: „Przecież temu nie możemy zaprzeczyć” (Dz 4, 16). A jednak uznali za stosowne, aby Apostołom zabronić przemawiania w imię Jezusa. Miało to być dla wszystkich imię zakazane – mimo iż Piotr „napełniony Duchem Świętym” głosił, że „nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 12).
Walka z faktami będzie trwała nadal. Apostolskie posługiwanie będzie stale napotykało na zdecydowany opór zarówno ze strony Żydów, dla których ukrzyżowany Chrystus był – jak pisał św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian – zgorszeniem, jak i ze strony pogan, dla których był On po prostu głupstwem (por. 1 Kor 1, 23). Żydzi nie chcieli zgodzić się z tym, że Jezus z Nazaretu jest przepowiedzianym przez proroków Mesjaszem, podczas gdy poganie odrzucali możliwość Jego powstania z martwych. Argumentacja Żydów była natury religijnej, natomiast negatywna reakcja pogan wynikała z przesłanek zdroworozsądkowych. Niekiedy obydwie postawy spotykały się ze sobą, gdy u obydwóch w ich walce z chrześcijanami dochodził jeszcze do głosu rozum polityczny. To w jego imię arcykapłani wraz ze starszymi przekupili stojących u grobu Chrystusa żołnierzy, nakłaniając ich do ewidentnego i cynicznego kłamstwa: „Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu” (Mt 28, 13-14).



Kłamstwo katyńskie


Jeśli walka z faktami wsparta przez cyniczne kłamstwo dotyczyła tak fundamentalnej dla całej ludzkości prawdy, jaką jest jej zbawienie dokonane w imię Jezusa, to czy możemy się dziwić, że podobny mechanizm zadziałał także wtedy, gdy ateistyczny bolszewizm stanął oko w oko z prawdą, iż polscy oficerowie, którzy jesienią 1939 roku znaleźli się w radzieckiej niewoli, są niezłomni w swej wierności wobec Polski? Taką właśnie opinię o nich 75 lat temu sformułował Beria w tajnej notatce nr 794/B, skierowanej 2 marca 1940 roku do Stalina. Według niego, oficerowie ci „stanowią zdeklarowanych i nie rokujących nadziei poprawy wrogów władzy sowieckiej” i dlatego należy ich rozstrzelać „bez wzywania skazanych, bez przedstawiania zarzutów, bez decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia”. W dniu 5 marca 1940 roku wydano tajną decyzję nr P13/144, w której zaaprobowano propozycje Berii. Podpisali ja najwyżsi przedstawiciele ówczesnych władz Związku Sowieckiego: Stalin, Woroszyłow, Mołotow, Mikojan, Kalinin i Kaganowicz. Prawie miesiąc później, 3 kwietnia, z obozu w Kozielsku wyruszył pierwszy transport jeńców kierowanych na egzekucję do Katynia, ostatni – 12 maja. W tym samym niemal czasie podobne transporty śmierci miały miejsce w innych obozach: obóz w Starobielsku likwidowano od 5 kwietnia do 12 maja, obóz w Ostaszkowie od 4 kwietnia do 16 maja. Zapewne w tym samym przeciągu czasu mordowano polskich jeńców w obozach w Kijowie i Mińsku. Zawsze podobnie: najpierw krępowano z tyłu ręce, a potem podstępnie, w tył głowy, na którą narzucono wojskowy płaszcz, z bliskiej odległości kierowano jeden śmiercionośny pocisk. Tych pocisków wystrzelono około dwadzieścia dwa tysiące... Tak ginęła elita polskiego narodu: oficerowie Wojska Polskiego, policjanci, oficerowie rezerwy: urzędnicy, lekarze, profesorowie, prawnicy, nauczyciele, duchowni, literaci, kupcy... 26 października 1940 roku 125 funkcjonariuszy NKWD uczestniczących w przygotowaniu zbrodni i jej wykonaniu zostało nagrodzonych przez Ławrientija Berię tajnym rozkazem nr 001365 NKWD ZSRR „za pomyślne wykonanie zadań specjalnych”.

Prawdę o tym ludobójstwie próbowano zachować w najgłębszej tajemnicy: doły z ciałami zamordowanych oficerów zasypano, a potem zasadzono tam las. A jednak strzępy prawdy zaczęły docierać do nielicznych świadków tamtych tragicznych wydarzeń – jak, na przykład, do owej młodej Polki, w stronę której wieziony na egzekucję do katyńskiego lasu jakiś żołnierz rzucił swą oficerską czapkę, wołając „Jeszcze Polska nie zginęła”. Później, po odkryciu w 1943 roku przez Niemców masowych grobów w Katyniu, pojawiły się niepowątpiewalne ślady: orzełki z mundurów, żołnierskie nieśmiertelniki, medaliki, guziki. A przede wszystkim ciała ofiar z przestrzeloną od tyłu głową. Nawet zapiski z ostatniej drogi z Kozielska. Szczególnie dramatycznie brzmi zakończenie dziennika mjr. Adama Solskiego, gdy prowadzony na śmierć dnia 9 kwietnia 1940 zdążył jeszcze zanotować: „Piąta rano. Od świtu dzień rozpoczął się szczególnie. Wyjazd karetką więzienną w celkach (straszne!). Przywieziono gdzieś do lasu; coś w rodzaju letniska. Tu szczegółowa rewizja. Zabrano zegarek, na którym była godzina 6.30 (8.30). Pytano mnie o obrączkę, którą (...). Zabrano ruble, pas główny, scyzoryk”.

O prawdę o śmierci polskich oficerów upomniał się rząd gen. Władysława Sikorskiego w Londynie. Dnia 17 kwietnia 1943 zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z prośbą o zbadanie sprawy. To stało się pretekstem najpierw do opublikowania na łamach „Prawdy” artykułu zatytułowanego Polscy wspólnicy Hitlera, a następnie do zerwania przez Związek Sowiecki relacji dyplomatycznych z Rządem polskim. Kilka miesięcy później, 4 lipca tegoż roku generał Sikorski zginął w katastrofie lotniczej w Gibraltarze. Jej okoliczności po dzień dzisiejszy są owiane mgłą tajemnicy. W styczniu 1944 roku Stalin ustami Komisji Burdenki ogłosił, że sprawcami mordu katyńskiego są Niemcy. W imię interesów geopolitycznych tę wersję skwapliwie przyjęli alianci zachodni: Amerykanie i Anglicy – wbrew dobrze znanym sobie faktom. Raporty odnoszące się do prawdziwego przebiegu tragedii katyńskiej woleli głęboko ukryć w swych sejfach, a na całość rzucić kurtynę milczenia. Nie chcieli przecież tracić tak cennego sojusznika w walce z Hitlerem, jakim w ich oczach jawił się Józef Stalin. Szczytem cynizmu, czy też tak zwanej Realpolitik, było stwierdzenie Winstona Churchilla, który 15 kwietnia 1943 roku powiedział wprost gen. Sikorskiemu: „Są rzeczy, które, choć wiarygodne, nie nadają się do tego, by mówić o nich publicznie”. Tym bardziej o zbrodni katyńskiej milczano w czasach PRL-u, a jeśli już poruszano wtedy tę kwestię, jednym głosem powtarzano kłamliwe stwierdzenia Burdenki: wszystkiemu winni są Niemcy. Potędze kłamstwa przeciwstawiała się jedynie rodzinna ustna tradycja, przekazywana przez całe pół wieku w wielu polskich domach, umacniana między innymi słowami słynnego wiersza Zbigniewa Herberta Guziki, które okazały się „do końca nieugięte”. One jedynie pozostały trwałym znakiem prawdy, bo jako przedmioty kłamać nie mogły. One nie były w stanie wybrać Realpolitik. One, przez sam fakt, że były w dołach śmierci, mówiły jednoznacznie o tych, którzy na skutek zbrodni dokonanej wiosną 1940 roku tam się znaleźli. „Tylko guziki nieugięte/ przetrwały śmierć świadkowie zbrodni/ z głębin wychodzą na powierzchnię/ jedyny pomnik na ich grobie/ są aby świadczyć Bóg policzy/ i ulituje się nad nimi/ lecz jak zmartwychwstać mają ciałem/ kiedy są lepką cząstką ziemi”.

Wydawać by się mogło: prawda ostatecznie zwycięży i padnie wreszcie pełne pokory słowo: „Przepraszam”. A potem drugie: „Wybaczcie”. Takie nadzieje zaczęły się tlić dwadzieścia lat temu. Tymczasem w marcu 2005 roku, w 65. rocznicę podjęcia przez Stalina zbrodniczej decyzji o wymordowaniu polskich oficerów, główny rosyjski prokurator wojskowy gen. Aleksandr Sawienkow stwierdził, że ludobójstwo na narodzie polskim nie miało miejsca ani na poziomie państwowym, ani w sensie prawnym, i że sprawa została zamknięta jako wojskowe przestępstwo służbowe, związane z przekroczeniem uprawnień służbowych. Inaczej mówiąc, zbrodnia katyńska winna być traktowana jako przestępstwo pospolite, a jej sprawcy powinni być chronieni na mocy przedawnienia. Pięć lat później, 19 marca 2010 roku, kiedy Polska przygotowywała się do obchodów 70. rocznicy Katynia, rosyjski rząd stwierdził, że nie udało się potwierdzić okoliczności schwytania polskich oficerów, a tym bardziej charakteru postawionych im zarzutów a nawet faktu, czy je udowodniono. Co więcej, nie ma nawet pewności, czy Polaków w ogóle rozstrzelano. 6 października 2011 roku rosyjski wiceminister sprawiedliwości Georgij Matiuszkin oświadczył podczas rozprawy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu, że nie ma dowodów, iż polscy oficerowie zostali zamordowani, stąd należy ich traktować jak osoby „zaginione”. Co więcej, kilkanaście dni później w piśmie do Trybunału Matiuszkin cynicznie stwierdził, że krewni ofiar zbrodni nie cierpieli, bo przecież nie znali swych bliskich.

O faktach katyńskich znowu świadczyć muszą żołnierskie guziki... Nieugięte...


Kłamstwo smoleńskie


Aby upomnieć się o prawdę o Katyniu, rankiem 10 kwietnia 2010 roku z warszawskiego Okęcia wystartował rządowy samolot z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim, z najwyższymi dowódcami wszystkich rodzajów sił zbrojnych Wojska Polskiego, wysokimi przedstawicielami Sejmu i Senatu, duchownymi, profesorami, osobami szczególnie zasłużonymi dla najnowszej, a także dla niezbyt odległej historii naszej Ojczyny. Nie doleciał... Nigdy dotąd w całej swej ponad tysiąc lat liczącej historii państwo polskie nie zostało tak boleśnie doświadczone.

Od pięciu też lat trwają zacięte dyskusje nad przyczynami tej tragedii. Prawda z trudem przebija się przez zasieki kłamstw, które od samego początku były podawane do publicznej wiadomości. Dzisiaj wiemy: nie było kilku prób podchodzenia do lądowania; prezydent nie kazał pilotom za wszelką cenę lądować; generał Andrzej Błasik nie był pijany; niewytłumaczalne jest zawieszenie działania praw dynamiki Newtona, bo przecież bezpośrednie uderzenie samolotu w ziemię musiałoby skutkować ogromnym lejem, a tego leju nie było, mimo że grunt był dość miękki; Rosjanie wcale nie byli nam przychylni; w Smoleńsku nie przekopano ziemi na metr głębokości, centymetr po centymetrze; ciała niektórych osób nie zostały właściwie zidentyfikowane, niektóre z nich zostały wprost zbezczeszczone; rząd polski świadomie oddał śledztwo w ręce Rosjan, zgadzając się na zastosowanie konwencji chicagowskiej, by za nic nie odpowiadać.


Ten ostatni fakt wynika z książki, noszącej tytuł Zamach na prawdę. Jest ona wywiadem rzeką z Małgorzatą Wassermann. Jej ojciec jako poseł na Sejm RP zginął pod Smoleńskiem. Lektura tej książki z jednej strony poraża, ale z drugiej daje nadzieję. Są bowiem ciągle jeszcze ludzie, którzy mają odwagę powiedzieć: „Na pewno nie zostawię tej sprawy. I będę pytać do końca życia”.


Postawa p. Wassermann jest tym bardziej godna podkreślenia, że 12 marca tego roku, niemal dokładnie w 75. rocznicę zbrodni katyńskiej a na miesiąc przed 5. rocznicą smoleńską, polscy eurodeputowani z rządzącej aktualnie partii zażądali w Parlamencie Europejskim usunięcia 20. punktu uzgodnionego już projektu rezolucji, w którym wzywano władze Rosji „do niezwłocznego zwrócenia Polsce wraku samolotu rządowego TU-154 oraz wszystkich jego czarnych skrzynek”, a także apelowano „o przeprowadzenie międzynarodowego i niezależnego dochodzenia w sprawie przyczyn katastrofy”. Po raz kolejny okazało się, że także w Polsce jest jeszcze wielu ludzi, którzy za wszelką cenę chcieliby, aby nad Smoleńskiem ciągle utrzymywała się gęsta mgła.

Na szczęście, o faktach smoleńskich świadczą nie tylko martwe przedmioty. Świadczą przede wszystkim żywi ludzie. Nieugięci. Ich głosu nie wolno nam – także w sobie – zagłuszyć...

Pietà. A ponad wszystko miłosierdzie...

Antyczna tradycja chrześcijańska podpatrzyła jeszcze jeden fakt – to, co się zdarzyło między zdjęciem z krzyża a pochowaniem w grobie. Podpatrzyła sercem i wiarą. Pietę. Matkę Najświętszą trzymającą w swych ramionach martwe ciało Syna. Zbolałą, niemo wpatrującą się w rany, z których jeszcze sączyła się krew. Ten fakt został utrwalony na niezliczonych obrazach i w trudnych do porachowania rzeźbach – aż po słynną Pietę Michała Anioła z Bazyliki watykańskiej.


W Piecie wyraża się bezmierny ból wszystkich matek świata, którym przyszło patrzeć na okrutną śmierć swoich dzieci. Pietà zastępuje wszystkie matki świata, których synowie umierali w przerażającej samotności, przez swych katów już za życia skazani na zapomnienie na zawsze. Pietà jest przejmującym wołaniem do Boga – o Jego miłosierdzie dla bezbronnych ofiar, a jeszcze bardziej o Jego miłosierdzie dla katów...

Pieta z Golgoty wpisała się w historię obrazu Matki Boskiej Kozielskiej. 28 lutego 1940 roku porucznik Henryk Gorzechowski podarował swemu synowi, Henrykowi Gorzechowskiemu-juniorowi, ułanowi z cenzusem, w dniu jego urodzin, wykonany przez siebie obrazek nawiązujący do obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej. Obydwaj – ojciec i syn – w 1939 roku znaleźli się w sowieckiej niewoli, spotkali w jenieckim obozie w Szepietówce, potem zostali przewiezieni do Kozielska. Obrazek był właściwie płaskorzeźbą zrobioną z wyciętego z pryczy kawałka deseczki naturalnego koloru. Ponad dwa miesiące później, 11 maja 1940 roku, na apelu zostało wyczytane nazwisko Henryk Gorzechowski. Kazano wystąpić. „Ojciec czy syn?” – zapytał Gorzechowski-junior. Po chwili zastanowienia enkawudzista odpowiedział: „Wsio rawno. Dawaj – otiec” – „Obojętnie, niech będzie ojciec”. Syn chciał iść razem z nim, ale enkawudzista nie pozwolił. Kiedy ojca odprowadzano do grupy oficerów opuszczających Kozielsk, zdążył jeszcze rzucić synowi: „W razie czego opiekuj się matką”. Ojca wywieziono do Katynia, syn cudownie przeżył wojnę, opuszczając sowiecką Rosję wraz z armią Andersa, potem walcząc na morzu na krążowniku „Trynidad”, a następnie na lądzie w 1 Dywizji Pancernej dowodzonej przez generała Stanisława Maczka. Wszędzie towarzyszyła mu Matka Boska wykonana przez ojca. Nazywał ją Matką Boską Kozielską. Z nią wrócił do Polski.


Jest jeszcze jedna Matka Boska Kozielska, zwana także Katyńską, namalowana w 1968 roku. Jego autorką była Anna Danuta Staszewska, żona Stefana Staszewskiego, działacza komunistycznego, jednego z najbardziej znaczących ministrów PRL w czasach stalinowskich. Jako pierwowzór służył jej obraz Matki Boskiej Wileńskiej. Staszewska namalowała Dziewicę Maryję, trzymającą w swych dłoniach nagą, ludzką głowę o przestrzelonej potylicy. Nazwała ją Pietą I. Kilka lat później powstała Pietà II, inspirowana obrazem Matki Boskiej Jasnogórskiej. Na koniec, w 1972 roku, Staszewska wykonała czarno-biały linoryt Piety. W obawie przed komunistyczną władzą obrazy te pozostawały w ukryciu w domu Staszewskich. Ich obecność musiała być tam na tyle silna i krusząca stwardniałe umysły, że po jakimś czasie Stefan Staszewski zbliżył się do Kościoła, a potem przyjął w nim chrzest. To było pierwsze zwycięstwo Madonny Katyńskiej. Następnie, od czasów pierwszej „Solidarności”, przyszły kolejne. Linoryt sfotografowany przez Macieja Rayzachera krążył z rąk do rąk, w ukryciu, w obawie przed władzami. W powszechnym odczuciu społecznym stał się on niezwykle przejmującym i trafnym symbolem zbrodni katyńskiej. W oparciu o linoryt Staszewskiej ludowy rzeźbiarz Stanisław Bałos wykonał polichromowany drzeworyt, który został pobłogosławiony przez Ojca Świętego Jana Pawła II. Drzeworyt był świadkiem najważniejszych wydarzeń związanych z najnowszą historią Katynia: wmurowania kamienia węgielnego pod cmentarz w Katyniu, otwarcia cmentarzy w Katyniu, Charkowie i Miednoje, złożenia wieńca przez rosyjskiego prezydenta Borysa Jelcyna pod krzyżem katyńskim na Powązkach. Były plany, aby drzeworyt znalazł się także na pokładzie rządowego Tu-144, którym 10 kwietnia 2010 roku udawała się do Smoleńska delegacja państwowa z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Jednak na kilka dni przed odlotem zdecydowano, aby na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej zabrać jego kopię. Oryginał pozostał, na szczęście, w Kraju.

Czy można się zatem dziwić, że głównym elementem odsłanianego dzisiaj w Łodzi pomnika katyńskiego i smoleńskiego jest spiżowy odlew Matki Najświętszej nawiązujący do linorytu Anny Staszewskiej? Autorka odlewu, łódzka rzeźbiarka Krystyna Solska, dokonała w nim jednak kilka istotnych przekształceń. Ciało – a nie głowę – zamordowanego polskiego oficera obejmują ręce Matki Boskiej Miłosiernej z wileńskiej Ostrej Bramy. Można by powiedzieć: Matka Boska oderwała od siebie skrzyżowane dłonie, by miłosiernie objąć nimi swego wiernego żołnierza i przycisnąć go do piersi. Sama zaś Matka Najświętsza ma na ramionach płaszcz Królowej Polski znaczony orłem z czasów Wazów, bo przecież to wywodzący się z tego właśnie rodu król Jan Kazimierz dnia 1 kwietnia 1656 roku ogłosił Ją we Lwowie Królową naszego narodu.


Na zakończenie dzisiejszej Mszy świętej odlew zostanie odsłonięty i poświęcony na zewnętrznej stronie absydy naszej Katedry. Od wewnętrznej jej strony znajduje się otoczony czcią licznych wiernych obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Trudno o bardziej przejmującą zbieżność. Natomiast na osi absydy, w parku, znajduje się wielki krzyż. Nie byłoby przecież Piety bez krzyża, tak jak bez niego zupełnie niezrozumiałe pozostałoby przesłanie o Bożym miłosierdziu. Pod odlewem łódzkiej Matki Boskiej Katyńskiej a równocześnie Smoleńskiej, naszej szczególnej Piety, znajduje się napis, który dzisiaj staje się naszą żarliwą modlitwą:

za:www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/abp-jedraszewski-smolensk-w-zasiekach-klamstw,13484828596#ixzz3WvJb8hsO

***

Przemówienie, które Prezydent miał wygłosić w Katyniu

To było 70 lat temu. Zabijano ich – wcześniej skrę­powanych – strzałem w tył głowy. Tak, by krwi było mało. Później – ciągle z orłami na guzikach mundu­rów – kładziono w głębokich dołach.

To było 70 lat temu. Zabijano ich – wcześniej skrę­powanych – strzałem w tył głowy. Tak, by krwi było mało. Później – ciągle z orłami na guzikach mundu­rów – kładziono w głębokich dołach. Tu, w Katyniu, takich śmierci było 4400. W Katyniu, Charkowie, Twerze, w Kijowie, Chersoniu oraz w Mińsku – ra­zem 21 768.

Zamordowani to obywatele Polski, lu­dzie różnych wyznań i różnych zawodów; wojsko­wi, policjanci i cywile. Są wśród nich generałowie i zwykli policjanci, profesorowie i wiejscy nauczyciele. Są wojskowi kapelani różnych wyznań: kapłani kato­liccy, naczelny rabinWP, naczelny kapelan greckoka­tolicki i naczelny kapelan prawosławny. Wszystkie te zbrodnie – popełnione w kilku miejscach – nazywa­my symbolicznie Zbrodnią Katyńską. Łączy je oby­watelstwo ofiar i ta sama decyzja tych samych spraw­ców.

Zbrodni dokonano z woli Stalina, na rozkaz naj­wyższych władz Związku Sowieckiego: Biura Poli­tycznego WKP(b). Decyzja zapada 5 marca 1940, na wniosek Ławrentija Berii: rozstrzelać! W uzasadnie­niu wniosku czytamy: to zatwardziali, nie rokujący poprawy wrogowie władzy sowieckiej.

Tych ludzi zgładzono bez procesów i wyroków. Zo­stali zamordowani z pogwałceniem praw i konwencji cywilizowanego świata. Czym jest śmierć dziesiątków tysięcy osób – obywateli Rzeczypospolitej – bez sądu? Jeśli to nie jest ludobójstwo, to co nim jest?

Pytamy, nie przestajemy pytać: dlaczego? Historycy wskazują zbrodnicze mechanizmy komunistycznego totalitaryzmu. Część jego ofiar leży tuż obok, również w katyńskim lesie. To tysiące Rosjan, Ukraińców, Bia­łorusinów, ludzi innych narodów. Źródłem zbrodni jest jednak także pakt Ribbentrop–Mołotow prowa­dzący do czwartego rozbioru Polski. Są nim impe­rialne, szowinistyczne zamiary Stalina. Zbrodnia Ka­tyńska jest – pisał o tym wyłączony w ostatniej chwili z transportu śmierci prof. Stanisław Swianiewicz – częścią akcji (…) oczyszczenia przedpoli potrzeb­nych dla dalszejekspansji imperializmu sowieckiego. Jest kluczowym elementem planu zniszczenia wolnej Polski: państwa stojącego – od roku 1920 – na dro­dze podboju Europy przez komunistyczne imperium. To dlatego NKWD próbuje pozyskać jeńców: niech poprą plany podboju. Oficerowie z Kozielska i Staro­bielska wybierają jednak honor, są wierni Ojczyźnie. Dlatego Stalin i jego Biuro Polityczne, mszcząc się na niepokonanych, decydują: rozstrzelać ich. Grobami są doły śmierci w Katyniu, pod Charkowem, w Miednoje. Te doły śmierci mają być także grobem Polski, niepodległej Rzeczypospolitej. W czerwcu roku 1941 Niemcy uderzają na ZSRS: sojusznicy z sierpnia 1939 r. stają się śmiertelnymi wrogami. ZSRS zostaje członkiem koalicji antyhi­tlerowskiej. Rząd w Moskwie przywraca – na mocy układu z 30 lipca 1941 r. – stosunki z Polską. Stalin za­siada u boku Roosevelta i Churchilla w wielkiej trójce.

Miliony żołnierzy Armii Czerwonej – Rosjan, Ukra­ińców, Białorusinów, Gruzinów, Ormian i Azerów, mieszkańców Azji środkowej – oddają życie w wal­ce z Niemcami Hitlera. W tej samej walce giną też Amerykanie, Brytyjczycy, Polacy, żołnierze innych narodów. Przypomnijmy: to my, Polacy, jako pierw­si zbrojnie przeciwstawiliśmy się armii Hitlera. To my walczyliśmy z nazistowskimi Niemcami od początku do końca wojny. Pod jej koniec nasi żołnierze two­rzą czwartą co do liczebności armię antyhitlerowskiej koalicji. Polacy walczą i giną na wszystkich frontach: na Westerplatte i pod Kockiem, w bitwie o Anglię i pod Monte Cassino, pod Lenino i wBerlinie, w par­tyzantce i w powstaniu warszawskim. Są wśród nich bracia i dzieci ofiar Katynia. W bombowcu Polskich Sił Zbrojnych nad III Rzeszą ginie 26-letni Aleksan­der Fedorońko, najstarszy z synów zamordowane­go w Katyniu Szymona Fedorońki – naczelnego ka­pelana wyznania prawosławnego Wojska Polskiego. Najmłodszy syn, 22–letni Orest, poległ – w szeregach Armii Krajowej – w pierwszym dniu powstania warszawskiego. Jego 24-letni brat Wiaczesław, walczący w Zgrupowaniu AK „Gurt”, ginie 17 dni później.

W maju 1945 r. III Rzesza przegrywa wojnę. Na­zistowski totalitaryzm upada. Niedługo obchodzić będziemy 65. rocznicę tego wydarzenia. Dla naszego narodu było to jednak zwycięstwo gorzkie, niepełne. Trafiamy w strefę wpływów Stalina i totalitarnego komunizmu. Po roku 1945 Polska istnieje, ale bez nie­podległości. Z narzuconym ustrojem. Próbuje się też zafałszować naszą pamięć o polskiej historii i polskiej tożsamości.

Ważną częścią tej próby fałszerstwa było kłamstwo katyńskie. Historycy nazywają je wręcz kłamstwem założycielskim PRL. Obowiązuje od roku 1943. To w związku z nim Stalin zrywa stosunki z polskim rzą­dem. Świat miał się nigdy nie dowiedzieć. Rodzinom ofiar odebrano prawo do publicznej żałoby, do opła­kania i godnego upamiętnienia najbliższych. Po stro­nie kłamstwa stoi potęga totalitarnego imperium, stoi aparat władzy polskich komunistów. Ludzie mówią­cy prawdę o Katyniu płacą za to wysoką cenę. Tak­że uczniowie. W roku 1949 za wykrzyczaną na lekcji prawdę o Katyniu 20-letni uczeń z Chełma Józef Bałka wyrokiem wojskowego sądu trafia na trzy lata do więzienia. Czyżby – przypomnę słowa poety – świad­kiem miały pozostać guziki nieugięte znajdowane tu, na katyńskich mogiłach?

Są jednak także nieugięci ludzie i – po czterech deka­dach – totalitarny Goliat zostaje pokonany. Prawda – ta ostateczna broń przeciw przemocy – zwycięża. Tak jak kłamstwo katyńskie było fundamentem PRL, tak prawda o Katyniu jest fundamentem wolnej Rzeczypospolitej. To wielka zasługa Rodzin Katyńskich. Ich walki o pamięć o swoich bliskich, a więc także – o pa­mięć i tożsamość Polski. Zasługa młodzieży. Uczniów takich jak Józef Bałka. Zasługa tych nauczycieli, któ­rzy – mimo zakazów – mówilidzieciom prawdę. Za­sługa księży, w tym księdza prałata Zdzisława Peszkowskiego i zamordowanego w styczniu roku 1989 księdza Stefana Niedzielaka – inicjatora wzniesienia krzyża katyńskiego na cmentarzu Powązkowskim. Zasługa drukarzy nielegalnych wydawnictw. Zasługa wielu niezależnych inicjatyw i „Solidarności”. Mi­lionów rodziców opowiadających swoim dzieciom prawdziwą historię Polski. Jak trafnie powiedział tu przed kilkoma dniami premier Rzeczypospolitej, Po­lacy stają się wielką Rodziną Katyńską.

Wszystkim członkom tej wspólnoty, w szczególności krewnym i bliskim ofiar, składam najgłębsze podzię­kowanie. Zwycięstwo w bitwie z kłamstwem to Wasza wielka zasługa! Dobrze zasłużyliście się Ojczyźnie!

Wielkie zasługi w walce z kłamstwem katyńskim mają także Rosjanie: działacze Memoriału, ci prawnicy, hi­storycy i funkcjonariusze rosyjskiego państwa, którzy odważnie ujawniali tę zbrodnię Stalina.

Katyń i kłamstwo katyńskie stały się bolesną raną polskiej historii, ale także na długie dziesięciolecia zatruły relacje między Polakami i Rosjanami. Nie da się budować trwałych relacji na kłamstwie. Kłamstwo dzieli ludzi i narody. Przynosi nienawiść i złość. Dla­tego potrzeba nam prawdy. Racje nie są rozłożone równo, rację mają Ci, którzy walczą o wolność. My, chrześcijanie, wiemy o tym dobrze: prawda, nawet najboleśniejsza, wyzwala. Łączy. Przynosi sprawiedli­wość. Pokazuje drogę do pojednania.

Sprawmy, by katyńska rana mogła się wreszcie zagoić i zabliźnić. Jesteśmy na tej drodze. Mimo różnych wa­hań i tendencji, prawdy o Zbrodni Katyńskiej jest dziś więcej niż ćwierć wieku temu. Doceniamy działania Rosji i Rosjan służące tej prawdzie, w tym środową wizytę premiera Rosji w lesie katyńskim, na grobach pomordowanych. Jednak prawda potrzebuje nie tyl­ko słów, ale i konkretów.

Trzeba ujawnienia wszyst­kich dokumentów dotyczących Zbrodni Katyńskiej. Okoliczności tej zbrodni muszą zostać do końca zba­dane i wyjaśnione. Trzeba tu, w Katyniu, rozmowy młodzieży: polskiej i rosyjskiej, ukraińskiej i biało­ruskiej. Ważne jest, by została potwierdzona praw­nie niewinność ofiar, by kłamstwo katyńskie zniknę­ło na zawsze z przestrzeni publicznej. Drogą, która zbliża nasze narody, powinniśmy iść dalej, nie zatrzy­mując się na niej ani nie cofając. Ta droga do pojed­nania wymaga jednak czytelnych znaków. Na tej dro­dze trzeba partnerstwa, dialogu równych z równymi, a nie imperialnych tęsknot. Trzeba myślenia o wspól­nych wartościach: o demokracji, wolności, plurali­zmie, a nie – o strefach wpływów.

Tragedia Katynia i walka z kłamstwem katyńskim to doświadczenie ważne dla kolejnych pokoleń Pola­ków. To część naszej historii. Naszej pamięci i naszej tożsamości. To jednak także część historii całej Euro­py, świata. To przesłanie dotyczące każdego człowieka i wszystkich narodów. Dotyczące i przeszłości, i przy­szłości ludzkiej cywilizacji. Zbrodnia Katyńska już zawsze będzie przypominać o groźbie zniewolenia i zniszczenia ludzi i narodów. O sile kłamstwa. Bę­dzie jednak także świadectwem tego, że ludzie i naro­dy potrafią – nawet w czasach najtrudniejszych – wy­brać wolność i obronić prawdę.

Oddajmy wspólnie hołd pomordowanym: pomódlmy się nad ich grobami. Chwała bohaterom! Cześć ich pamięci!

za:www.fronda.pl/a/przemowienie-ktore-prezydent-mial-wyglosic-w-katyniu,49831.html


***

Gen. Błasik podejrzewał zamach!

- Przed wylotem do Smoleńska krążyły informacje, że jest planowany zamach na jakiś europejski statek powietrzny - powiedziała „Gościowi Niedzielnemu” Ewa Błasik.

Ewa Błasik w rozmowie z Agatą Puścikowską powiedziała, że jej mąż - były dowódca Polskich Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik wiedział, że jest planowany zamach na europejski samolot. Jak zareagował? - Stwierdził tylko, że polskie służby specjalne wiedzą, co robią. Mąż zresztą, po otrzymaniu zaproszenia na pokład tupolewa, planował zabrać dowódców wszystkich rodzajów sił zbrojnych do samolotu Jak 40. Właściwie do końca mówił o tym, że poleci Jakiem razem z innymi generałami. Jednak niedługo przed wylotem dostał polecenie od przełożonych, by lecieć tupolewem – wspomina Ewa Błasik.

Wdowa po gen. Andrzeju Błasiku zdawała sobie zawsze sprawę z tego, że mąż kiedyś może nie wrócić do domu z lotów. - Jednak w najstraszniejszych snach nie byłabym w stanie wyobrazić sobie zarówno 10 kwietnia, jak i tego wszystkiego, co się stało później. Bałaganu, dzielenia Polaków, kłamstw, pomiatania ofiarami i ich rodzinami...".

W rozmowie z "Gościem Niedzielnym" Ewa Błasik powiedziała, że na początku była zastraszana: "Tuż po katastrofie, gdy zaczęłam rozmawiać z mediami, bronić bezpodstawnie oskarżanego męża, podczas każdej takiej rozmowy telefonicznej aparat w tajemniczy sposób po dwóch zdaniach przerywał rozmowę. Dopiero gdy zaczęłam o tym mówić publicznie, to się skończyło".

Siłę do dalszego życia czerpie z modlitwy. - Dobrze wiem, że ludzie są czasem zdolni do okrutnych rzeczy. Ale Bóg jest większy. Wiem też, że całego świata nie zmienię, jednak trzeba robić swoje. Mimo że czasem po ludzku opadają ręce - kończy Ewa Błasik.

Pełny tekst rozmowy w najnowszym numerze GN: Siły czerpię z modlitwy.

za:www.fronda.pl/a/gen-blasik-podejrzewal-zamach,49839.html

***
Płużański: Kłamstwo smoleńskie następuje po kłamstwie katyńskim

Władze w Polsce robią wszystko, żeby ta zbrodnia nie była wyjaśniona. Media głównego nurtu włączają się w relację rosyjsko-anodinowską. Szczęśliwie pojawiła się książka Jurgena Rotha, która stanowi przeciwwagę dla tego wszystkiego, żałuję tylko, że taka książka nie wyszła spod pióra polskiego autora – mówił na antenie Telewizji Republika Tadeusz Płużański.

– To są kpiny, ile można odnajdywać tych stenogramów akurat przed piątą rocznicą katastrofy smoleńskiej? – skomentował nowe stenogramy, które w ostatnim czasie pokazano opinii publicznej Płużański.

Jego zdaniem, opinia biegłego Andrzeja Artymowicza może budzić wątpliwości.

– Artymowicz nie jest zbyt wiarygodny. Jest tzw. resortowym dzieckiem – dziadek działał w komunistycznej partii zachodniej Białorusi, ojciec zwalczał Żołnierzy Wyklętych – mówił. – Powrót gen. Błasika do tych relacji jest po to, żeby go oczernić, żeby wpisać się w pierwotną rosyjską narrację – dodał.

Zdaniem Marka Króla z tygodnika „W Sieci”, wstawki w mediach na temat nowych stenogramów „tak chamsko i prymitywnie robione” są po to żeby „rozsierdzić, wywołać napięcie w Polsce”.

– Oczywiście rodziny się nie liczą, przede wszystkim nie liczy się wdowa po gen. Błasiku, która po raz kolejny musi przeżywać traumę – zauważył.

Król uznał, że choć media mainstreamowe podążają drogą wytyczoną przez rosyjską narrację, to nie potrafią podważyć książki Jurgena Rotha. – Media mainstreamowe nie mogą sobie poradzić z książką Jurgena Rotha, trudno ją podważyć – mówił.

Walory książki Rotha podkreślał również Piotr Pałka z portalu Rebelya.pl.

– Książka ma ten walor, że przedstawia raport BND. TO jest źródło w dużej mierze obiektywne, źródło zachodniego, sprawnego wywiadu – zaznaczył Pałka. Zauważył przy tym, że książka wnosi jeszcze jedną prawdę w sprawę smoleńską: – Nie tylko Rosjanie od pięciu lat mają większą wiedzę od polskiego rządu, ale większą wiedzę ma również wywiad niemiecki – stwierdził.

za:telewizjarepublika.pl/pluzanski-klamstwo-smolenskie-nastepuje-po-klamstwie-katynskim

***

"Zamach na prawdę". Rymanowski: Ta książka może otworzyć w każdym człowieku – do tej pory zamkniętym na argumenty – refleksję, że coś tu jest nie tak


– Ta książka może otworzyć w każdym człowieku do tej pory zamkniętym na argumenty, że coś tu jest nie tak, refleksję, że jednak warto pytać, że być może to, co miało miejsce 10 kwietnia, wyglądało inaczej niż mówi oficjalny raport Jerzego Millera – stwierdził dziennikarz TVN Bogdan Rymanowski o książce "Zamach na prawdę".

"Zamach na prawdę"


"Zamach na prawdę" to wywiad-rzeka, który z Małgorzatą Wasserman przeprowadził dziennikarz TVN Bogdan Rymanowski. Odsłania ona nieznane kulisy katastrofy smoleńskiej oraz śledztwa w tej sprawie. Córka Zbigniewa Wassermana, który zginął w katastrofie, ujawnia w niej m.in. szczegóły przesłuchania w Moskwie, w czasie którego doszło do próby zwerbowania jej przez agentkę rosyjskich służb. Przedstawia także najbardziej prawdopodobny przebieg dramatu. O publikacji mówił w rozmowie z portalem wpolityce.pl Bogdan Rymanowski.

Rymanowski: To, co stało się 10 kwietnia, jest wciąż wielką tajemnicą

Dziennikarz zapytany został o to, czy temat katastrofy jest należycie traktowany przez dziennikarzy.

– Nigdy nie generalizuję, nie mówię o dziennikarzach ogólnie – zastrzegł. Jak dodał, są dziennikarze ciekawi świata, są tacy, którzy odmawiają tej ciekawości. – Ja staram się należeć do tych pierwszych. Dla mnie to, co stało się 10 kwietnia, jest wciąż wielką tajemnicą. A jeśli tak, to rolą dziennikarza jest zadawanie pytań – mówił.

Rymanowski: Dziennikarze mniej popularnych mediów wyręczali dziennikarzy z tzw. głównych mediów

Rymanowski wyraził wdzięczność dla dziennikarzy mediów spoza głównego nurtu, którzy od początku nie bali się zadawać trudnych pytań. – Chwała tym wszystkim dziennikarzom, którzy mieli odwagę zajmować się tą sprawą. Jestem pełen podziwu dla dziennikarzy mniej popularnych mediów, blogerów, którzy mieli odwagę od początku zadawać pytania odważne. Oni w pewnej mierze wyręczali dziennikarzy tych tzw. głównych mediów. Warto więc pytać. Szczególnie, że to jest nasz obowiązek – podkreślił.
Rymanowski: Ta książka może otworzyć w każdym człowieku - do tej pory zamkniętym na argumenty - (...) refleksję że coś tu jest nie tak

Zapytany, czy nie bał się poruszać tego niewygodnego tematu podkreślił, że nie. – Ta książka to jest rozmowa, to jest wywiad. Starałem się zadać mec. Małgorzacie Wassermann wszystkie najważniejsze pytania. Wydaje mi się, że byłem jak najbardziej dociekliwym dziennikarzem. To nie była rozmowa na kolanach, czy na zasadzie poklepywania się po ramieniu. To była rozmowa, w której przedstawiałem argumenty strony, z którą pani Małgorzata Wassermann polemizuje – mówił. – A pani mecenas w sposób merytoryczny i kompetentny odnosiła się do tych polemik. Wydaje mi się, że zrobiła to w sposób bardzo rzeczowy – ocenił.

Zdaniem dziennikarza TVN, książka ta może trafić do ludzi, którzy do tej pory nie przywiązywali wagi do pytań. – Ta książka może otworzyć w każdym człowieku - do tej pory zamkniętym na argumenty - że coś tu jest nie tak, refleksję, że jednak warto pytać, że być może to, co miało miejsce 10 kwietnia, wyglądało inaczej niż mówi oficjalny raport Jerzego Millera – mówił.

za:telewizjarepublika.pl/quotzamach-na-prawdequot-rymanowski-ta-ksiazka-moze-otworzyc-w-kazdym-czlowieku-do-tej-pory-zamknietym-na-argumenty-refleksje-ze-cos-tu-jest-nie-tak,19186.html

***


Od katastrofy smoleńskiej minęło już pięć lat. Jak dotąd polski rząd nie potrafi wymóc na Rosji zwrotu wraku i czarnych skrzynek, które są kluczowymi dowodami w wyjaśnieniu przebiegu ostatnich chwil lotu rządowego Tu-154M. W zwrocie wraku znacznie może pomóc interwencja Wysokiej Przedstawiciel Unii Europejskiej do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Federiki Mogherini. Tragiczna śmierć głowy państwa było szokiem dla całego społeczeństwa. Od samego początku wokół przyczyn katastrofy pojawiało się wiele znaków zapytania. Zbadanie wraku samolotu i czarnych skrzynek pomogłoby w przybliżeniu ostatnich minut przed śmiercią prezydenckiej delegacji. Jak dotąd rząd PO – PSL nie potrafi wymóc na stronie rosyjskiej zwrotu wraku i czarnych skrzynek. Podjęcie interwencji w Moskwie w tej sprawie przez Wysokiego Przedstawiciela Unii Europejskiej do spraw zagranicznych Federiki Mogherini pokaże Rosjanom, że kwestia powrotu wraku do Polski nie jest już sprawą lokalną, ale dotyczy całej Wspólnoty. Aby wymóc na komisarz Mogherini działania, potrzebna jest kolejna mobilizacja społeczeństwa. Do jutrzejszego wydania „Naszego Dziennika” dołączona będzie specjalna kartka pocztowa z apelem o interwencję w tej sprawie. Wszystko, co trzeba zrobić, to wyciąć kartkę, podpisać się na niej, a następnie nakleić znaczek pocztowy (koszt 5 zł) i wrzucić do skrzynki pocztowej. Kartka jest już zaadresowana na biuro Wysokiej Przedstawiciel UE do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa.

za:www.naszdziennik.pl/polska-kraj/134909,wyslij-kartke-do-mogherini.html

***

Pomnik smoleński pod znakiem zapytania? „Do terenu, na którym ma powstać są roszczenia”


Podczas sesji rady dzielnicy Śródmieście przedstawiciel ratusza poinformował, iż do terenu, na którym ma powstać pomnik upamiętniający ofiary katastrofy smoleńskiej są roszczenia.

Radny zapewnił jednak, że miasto nie planuje zwrotu w naturze, co mogłoby doprowadzić do upadku inicjatywy.

Pomnik ma stanąć u zbiegu ul. Focha, Trębackiej i Moliera. Na niedopatrzenie zwrócił uwagę Krzysztof Sobolewski radny Prawa i Sprawiedliwości.  – W uzasadnieniu do uchwały o budowie pomnika jest napisane, że jest roszczenie. Nie jest w naturze, ale jest. Na jakim etapie jest jego rozpatrywanie? – dopytywał podczas sesji rady.

"Do terenu proponowanej lokalizacji pomnika, według Biura Gospodarki Nieruchomościami Urzędu m.st. Warszawy, występują roszczenia, które nie skutkują zwrotem w naturze, lecz roszczeniem od odszkodowanie z art. 215 Ustawy o gospodarce nieruchomościami" – głosi treść zapisu, który zaniepokoił samorządowca.

Śródmiejscy radni negatywnie odnieśli się do lokalizacji pomnika, ale ostateczną decyzję w tej sprawie podejmą radni miejscy. Sesję Rady Warszawy zaplanowana jest na czwartek.

Pomnik smoleński


Pod koniec lutego prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz poinformowała po spotkaniu z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego i części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, że pomnik ma stanąć na rogu ul. Trębackiej i ul. Focha

Miejsce proponowanej lokalizacji pomnika znajduje się między pl. Piłsudskiego a Krakowskim Przedmieściem. Gronkiewicz-Waltz poinformowała, że taka lokalizacja została zaakceptowana przez przedstawicieli rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, którzy wzięli udział we wtorkowym spotkaniu. Zapowiedziała, że projekt pomnika zostanie wyłoniony w konkursie.

za:telewizjarepublika.pl/pomnik-smolenski-pod-znakiem-zapytania-do-terenu-na-ktorym-ma-powstac-sa-roszczenia,19166.html