Polecane książki naszych autorów
Krzysztof Nagrodzki-Stary Zamek*
Pradawnych zawżdy strzegąc szlaków
w przełęczy
pośród ostrych skał
igrając często z piorunami
strzelisty Zamek
dumnie stał
Trwał tak od wieków
mimo burz
mimo zawiei i spiekoty
a codziennością były mu
dziejów ataki i odwroty
Czas płynął
przeciągały chmury
nad pięknym godnym zsędziwiałym
było
złe losy rwały mury
było
że dobre budowały
Czas mijał
mijał od stuleci
stuleci zdarzeń wicher wiał
niejeden głaz oderwał z turni
Zamek zaś trwał
niezmiennie
trwał
***
Z przepastnych urwisk wionie chłodem
mgły podkradają dolinami
dzień uszedł w dal już tajnym brodem
ciemność przenika szczelinami
z nią jakiejś chrzęsty i pomruki
skrzypienie schodów
świst w kominie
głośno zakraczą z wieży kruki
to z głębi piwnic głos przypłynie...
W podziemiach Zamku
stary Sumro
dawnej budowli strażnik wierny
codzienny przegląd rozpoczyna
Z kątów przegania lęk wieczorny
w dębowych kadziach dojrzy wina
ze snami kilka słów zamieni
gdy się wysnują ku komnatom
szepnie im rady polecenia
obdarzy niewidzialna szatą
pająkom mówi w przejściach których
i jak pleść mają gęste sieci
niechaj myśl czarna
czyn ponury
poprzez nic mocną nie przeleci
Strażnik podąża dalej dalej
światełkiem lampy płosząc mrok
tutaj coś wskaże
tam pochwali
gdzieniegdzie bacznie utkwi wzrok
... W wyniosłej ku obłokom wieży
wysłuchać trzeba gromad wronich
sprawdzić obecność nietoperzy
ku sowim uszom się pochylić
podając tajne hasło warty
i odzew nocnego czuwania
przypomnieć również
że pomocy odmawiać srogo się zabrania
zbłąkanym w świecie i pomroce
Choćby się burze przetaczały
groza ciągnęła od północy
w mamideł mętnych głosów sporze
zamiecie oślepiały oczy
zawsze schronienie znaleźć może
do której by nie przybył strony
ten kto osiągnie Zamku próg
wędrówką długą umęczony
Kąt stół i ława
blask z komina
moc łanów zboża skryta w chlebie
kęs ciepłej strawy
szklanka wina
czekają
jeśli jest w potrzebie...
Godziny biegną bez wytchnienia
w przeszłość umyka każda chwila
migoce latarenki płomyk
Strażnik zza blanków się wychyla
dając baczenie na przedmurze
kędy trakt wiedzie
pochowany między załomy i uskoki
by przeniknąwszy za wierzeje
z dziedzińcem spotkać się szerokim
W rogu podwórca blok omszały
zbieg
który umknął z górskiej grani
leżał samotny spokorniały
Sumro zwykł przesiadywać na nim
słuchając marzeń wielkich szczytów
cichnących w tajemnicy chmur
i przygarniając echa zdarzeń
zniesionych wiatrem tu do gór
Dzisiaj też stanął przy kamieniu
poświaty płaszczem się owinął
ogarnął ziemie dookoła
przestworzom na dobranoc skinął...
***
I tylko jeszcze wiatr figluje
nitki księżyca w supły mota
w krużgankach z cieniem pożartuje
pohuśta się w rozwartych wrotach
rynnę rozdzwoni oknem trzaśnie
z kurkiem na dachu zawiruje
a kiedy ten znużony zaśnie
gałęzie w szepty omotuje
potem prześliźnie się we włosach
myślisz
że masz go tuż przy sobie
a on tymczasem
pod gwiazdami
daleką drogą chyżo pobiegł
Jaki też jest?
I skąd się wziął?
Przeróżne krążą o tym wieści
Mówią
że z gór od wieków dął
lub
że się z trzciny wyszeleścił
z płowości pól
z pokosów łąk
może z topoli wysmukłości
z wierzb rozpłakanych zebrał ból
a z kwiatów cały pęk radości
Mówią
że czardasz go piastował
w bezkresnym stepie miał kolebkę
potem
w opłotkach urwisując
z najdzikszej róży pił nalewkę
Zrodził go bezmiar oceanów
z głębiny morza czerpał siły
Ówdzie się twierdzi
że na pewno
pustyni piaski go powiły
i sycą płomieniami słońca
błędnych karawan białym śladem
tęsknym zaśpiewem wydm
bez końca
w nostalgii dali chórze bladym
Też powiadają
z wielkich lodów
w zadymki saniach
śnieżne konie
przygnały bezdrożami chłodów
mroźny ma oddech mroźne dłonie
a czego dotknie w sople zmienia
i pędzi dalej bez wytchnienia
Inni
podobno go dostrzegli
w głębi na strychu był schowany
widzieli
w dymie się weselił
to znowu snuł się nadąsany
w szarudze z mżawka i deszczami
liście po bruku poroztrwaniał
szyby rozmywał dżdżu kroplami
szarpał połami bez pytania
a kiedy nabrał animuszu
uciekał w czymś kapeluszu
Figlarz i psotnik
Nie!
Huragan!
konarów drzew zawziety wróg
Ach skądże znowu
to zefirek
ufnie łaszący się do no
Cyklon okrutny i szalony
Dyszący żarem wiatr sirocco
Tajfun rozmokły zabłocony
Tornado grożące obłokom
To znów że poszum pośród jodeł
poranny powiew w świtu kryzie
leciutki oddech przedwieczorny
i przebudzenie w morskiej bryzie
Więc jaki jest?...
Gdzie się urodził?...
Czy domem jest mu cały świat?...
Kiedy znów wróci
gdy odchodzi?...
Odpowiedź zna
jedynie
wiatr...
...W zasłuchaniu
zadumaniu
rozwietrzeniu
rozjasnieniu
niknął niknął
dobry Sumro
w nocy blaski
w nocy cieniu
Zamek łagodnie go ogarnął
pod nieboskłonem ukołysał
przywołał ukojenia chwilę
i okrył ciszą
ciszą
Ciszą...
****
Drogą z daleka daleką drogą
dąży wędrowiec niosąc swój los
z rozpadlin pełzną Zwątpienie z Trwogą
próbując wyrwać Nadziei grosz
A droga sroży się i stromi
mgliska zziębnięte tropią ślad
przeziera przez nie słaby płomień
i niknie
życiodajny znak
+
Lecz się otworzą bramy świtu
rozpierzchnie po dolinach mgła
Strażnik znów wyjdzie na spotkanie
bo Zamek czeka
Zamek
Trwa
----------------------------------------------------
* W oryginale czcionka >Merlin<
Grafika okładki i wewnątrz tomiku: Tigran Haszmanian (koniecznie do polecenia!)
copyright by Krzysztof Nagrodzki Łódź 1994
Tomik wydany wówczas pod nazwiskiem "Józef Hański"
ISBN 83 – 902581-1-0
CIP – Biblioteka Narodowa
nakład 1000 egz.
Grafika (godna polecenia!) - zob.: http://krzysztofnagrodzki.pl/index.php/ksiazki/415-stary-zamek