Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Tomasz Teluk-Czas niepewności

Rok 2022 miał być rokiem szybkiego odrabiania strat po pandemii. W optymistycznych scenariuszach kolejne lata opisywane były jako te, w których będziemy gonić stracony czas. Świat miał wychodzić na prostą na dwucyfrowym wzroście gospodarki i pompować do kieszeni firm i konsumentów morze gotówki.

Kryzys na rynku energetycznym, niestabilna sytuacja geopolityczna i przedłużające się lockdowny zwiastują, że tak się nie stanie, a za sprawą dodruku pieniędzy i wzrostu cen surowców dwucyfrowa może być wkrótce jedynie inflacja.  

Informacje o kolejnej mutacji wirusa (mimo obserwowanych dużo lżejszych objawów choroby, a także mniejszej liczby hospitalizacji) znów nie schodzą z pierwszych stron gazet. Wiele państw zdecydowało się na zaostrzenie przepisów sanitarnych, a nawet na kolejne zamknięcie gospodarki. Mimo wysokiego odsetka osób zaszczepionych zamykają się Niderlandy. W Niemczech prywatne spotkania ograniczone są do 10 osób. Podobnie w Portugalii, która od stycznia wprowadza nakaz pracy zdalnej, tam gdzie jest to możliwe. Surowe restrykcje wprowadzi także Wielka Brytania.

Covidowe scenariusze

Optymistą nie jest prof. Andrzej Horban, główny doradca premiera Mateusza Morawieckiego ds. ­COVID-19. – W ciągu kilku tygodni do szpitali może trafić nawet milion osób zakażonych koronawirusem (…) W polskich szpitalach leży ok. 20 tys. osób, za chwilę nałożą się na to dziesiątki tysięcy nowych pacjentów. Zabraknie nawet stadionów – powiedział. – Nie ma wątpliwości, że każdy powinien się zaszczepić, jeśli tego jeszcze nie zrobił. Może zwiększyć szanse przeżycia – swoją lub innych. Ten, kto nie zaszczepił się trzecią dawką, też powinien jak najszybciej ją przyjąć – dodał.

Według Horbana lockdown w Polsce jest niemal pewny. – W tej chwili umiera mnóstwo osób. Szpital, w którym pracuję, musi wynajmować miejsca w kostnicach na zewnątrz. Jeśli liczba zakażonych będzie rosnąć tak jak w innych krajach – a wszystko na to wskazuje, że tak się stanie – nie pozostanie nic innego, jak wprowadzenie twardego lockdownu – ostrzega.

Co mówią aktualne dane na temat nowej mutacji? Według naukowców z RPA zainfekowani omikronem trafiają do szpitali o 80 proc. rzadziej niż w przypadku infekcji innymi wariantami. Ryzyko, że rozwiną się poważniejsze powikłania, jest mniejsze o 70 proc. Wariant omikron był dominujący w RPA w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy, a jedynie 44 proc. populacji było tam zaszczepione.

Epidemiolodzy przewidują, że wirus będzie co prawda ewoluował w stronę wariantów bardziej zaraźliwych, ale jednocześnie mniej zjadliwych, tak jak często dzieje się w czasie pandemii grypy. W przypadku omikrona rzadziej dochodzi do ciężkiego zapalenia płuc (wirus namnaża się tam nawet dziesięć razy wolniej) i innych groźnych powikłań. Według najnowszych obserwacji objawy po zakażeniu manifestują się stosunkowo szybko, w ciągu 5–6 dni. Najbardziej charakterystyczne dolegliwości to katar, ból głowy, zmęczenie, kichanie, drapanie oraz ból gardła.

Co zrobi Rosja?

Skoro nowe warianty koronawirusa nie powinny straszyć już rynków, a działania niektórych rządów należy raczej wiązać z ideą wielkiego resetu, bacznie trzeba się przyglądać sytuacji na naszej wschodniej granicy. Według danych ukraińskiego wywiadu Rosja zgromadziła przy granicy z naszym wschodnim sąsiadem 120–150 tys. ludzi. Powołano także rekrutów, którzy ćwiczą się w pełnym bojowym zimowym rynsztunku. Rosja zmodyfikowała także prawo o masowym pochówku ludzi i zwierząt w warunkach wojennych. Propaganda wrzuca zaś fake newsy o możliwości pojawienia się amerykańskiej broni chemicznej na Ukrainie czy szykowaniu kolejnej prozachodniej rewolucji na Białorusi.

Trudno do końca przewidzieć, czy to tylko prężenie muskułów, czy próba rozpętania konfliktu zbrojnego na większą skalę. Rosja przedstawiła USA i NATO ultimatum, w którym zawarte są nierealne żądania odtworzenia rosyjskiej strefy wpływów z czasów ZSRS. Putinowi marzy się ponowna aneksja Białorusi, Ukrainy oraz finlandyzacja krajów bałtyckich, Polski czy Mołdawii. Jasne jest, że Zachód nie może przystać na kierowanie tego typu pretensji z pistoletem przystawionym do skroni.

Ukraina tymczasem przygotowuje się do obrony. Jest z pewnością lepiej przygotowana niż 8 lat temu. Ma lepsze uzbrojenie i większe poparcie międzynarodowe. W Kijowie i innych większych miastach przygotowywane są schrony na wypadek bombardowań. Ukraińska armia ma na pozycjach bojowych 200 tys. żołnierzy. Do obrony kraju przygotowuje się uważnie od kilku lat. Ukraina po swojej stronie ma także Turcję, która niechętnie patrzy na rozpychającą się w regionie Rosję. Turcy udzielali skutecznej pomocy Azerbejdżanowi w potyczce z Armenią. Czy teraz mogłoby być podobnie?

Rozpoczęcie militarnej operacji jest ryzykowne dla Kremla. Napaść może napotkać opór całego demokratycznego świata. Rosjanie będą zmuszeni do długotrwałej okupacji, co będzie niesłychanie kosztowne. W najgorszym razie mogą zostać wyparci z Ługańska i Doniecka, a to by była już totalna wizerunkowa klapa, która mogłaby się skończyć zmianą władzy na Kremlu. Dla wielu Rosjan walka z Ukraińcami byłaby wojną bratobójczą. Do prowadzenia wojny totalnej na całym froncie zachodnim Rosja ze swoim ograniczonym potencjałem nie jest zdolna na dłuższą metę.

Kryzys u bram

Powyżej nakreśliłem dwa najpoważniejsze zagrożenia, które mogłyby wywołać gwałtowną reakcję na rynkach, wyprzedaż najbardziej ryzykownych aktywów i spowodować globalny kryzys na co najmniej kilka lat. Wszystko zbiega się z nadchodzącą zimą i deficytem na rynku surowców energetycznych. Rosja ma Zachód w garści dzięki Nord Streamowi 2 i będzie go dodatkowo straszyła odcięciem dostaw gazu. Sumą wszystkich strachów jest szalejąca cena kontraktów na rynku gazu. Z kolei rynek energii cierpi na skutek błędów zielonej rewolucji w UE. Dodatkowo do handlu emisjami dopuszczono spekulantów, wskutek czego ceny energii rosną do niebotycznych poziomów. Wszyscy zaczęli szukać dodatkowych źródeł energii i nikt nie patrzy już, czy jest to energetyka odnawialna, atom, węgiel czy ropa naftowa.

Na skutek tych wszystkich perturbacji OECD zmniejszyła prognozę wzrostu globalnej gospodarki z 5,6 do 4,5 proc. Na tym tle perspektywy polskiej gospodarki są optymistyczne – polski PKB ma wzrosnąć o 5,2 proc. w porównaniu z 5,3 proc. obecnie. Mimo wszystko sen z powiek konsumentom będzie spędzać inflacja. Będzie coraz drożej, będziemy chcieli zarabiać coraz więcej, aby wydawać więcej, więc będzie jeszcze drożej. Spirala wzrostu cen i wynagrodzeń może doprowadzić nawet do dwucyfrowej inflacji.

Jeśli sprawdzi się którykolwiek z pesymistycznych scenariuszy: pandemia się nie skończy, powstanie supergroźny wirus mutant bądź Rosja zdecyduje się na wojnę, czeka nas załamanie na rynkach, spadki na giełdach i kilkuletni marazm. Gdyby jednak najgorsze przewidywania się nie zrealizowały, wizja krachu mogłaby się oddalić. Rządom pozostałoby jedynie skupić się na koniecznym schłodzeniu gospodarki poprzez podwyżkę stóp procentowych i nowe regulacje.

Narastająca niepewność może podcinać wartość złotego. W kolejnych latach może więc stać nas raczej na mniej niż na więcej.

Tomasz Teluk

Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org)


za:niezalezna.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.